Drobne pytanie

Cześć, dzień dobry, dobry wieczór i czołem. Jak się macie kochani? Jak tam rok szkolny? Ktoś jest może w nowej szkole? Czy wszystko po staremu?
Ja aktualnie jestem w czwartej klasie technikum, czyli czeka mnie egzamin zawodowy i matura. Stąd problemy z dodaniem rozdziału. Duże problemy jak widać. I tak oto dochodzimy do sedna i moje pytanie jest takie: Chcecie żebym próbowała dokończyć to opowiadanie tak jako planowałam (czyli naprawdę kilka długich wątków) czy wolicie, żebym zakończyła opowiadanie w jednym/dwóch rozdziałach?

Wiem, że strasznie długo nic nie dawałam, ale naprawdę ciężko u mnie z czasem. Nie mam pojęcia czy ktoś jeszcze czeka na nowy rozdział, ale jeśli tak to prosiłabym o pomoc w podjęciu decyzji :))

Tag

Tag od kochanej Cleo M. Cullen


Zasady:
1.  Przy oznaczeniu musi pojawić się ten obrazek.
2. Musisz oznaczyć pięć innych blogów.
3. Do każdej litery URL twojego bloga dopasowujesz dowolną piosenkę (spokojnie, ignoruj myślniki).
4. Piosenki wykonawcy nie mogą się powtarzać, nie możesz użyć dwóch piosenek tego samego autora.
5. Baw się dobrze :))


Za nominację dziękuje Cleo <3 Zastanawiałam się czy przyjąć, ale że jak słusznie zauważyłaś kocham muzykę, chętnie wezmę w tym udział :)))
To jedziemy z tym koksem: 




L
Lean on
(Major Lazer & DJ Snake feat. MØ)

E
Everything will change
(Gavin DeGraw)

A
A  little more free
(Katelyn Traver)

R
Roads
(Lawson)

N
Nobody to love
(Tori Kelly)

L
Love somebody
(Maroon 5)

O
One last time
(Ariana Grande)

V
Va Va Voom
(Nicki Minaj)

E
Everybody talks
(Neon Tress)

A
A drop in the ocean

(Ron pope)

G
Give me love

(Ed Sheeran)

A
Avalanche 
(Nick Jonas and Demi lovato)

I
Iris
(Goo Goo Dolls)

N
Not Alone
(Red)


Znacie którąś z piosenek? Która wam się najbardziej podoba? :))
Nominuję: 

#36


„Dare you to move”


Nie wiem, ile godzin minęło od tej sytuacji, ale po chłopaku numer, bodajże, jedenaście, poszłam się napić czegoś do kuchni. Tym razem czegoś normalnego jak sprite. Ogólnie dom był jakby całkiem otwarty. W sensie, że między pomieszczeniami nie było drzwi i wszystko było widać. Dlatego nie spodobało mi się to, co zobaczyłam. Jakaś wytapetowana lala prowadząca za rękę w stronę schodów chłopaka. Jake’a gwoli ścisłości. I prowadziła go na górę tylko w jednym celu i na pewno nie, żeby się poprzytulać. Chociaż może, cholera wie, co ona lubi robić po pieszczotach. Zagotowało się we mnie. Niestety w następnej chwili złość zastąpił ból. Poczułam ogromną gulę w gardle i coś we mnie pękło. Niczym błyskawica odwróciłam się tyłem do schodów. Zamknęłam oczy, czując zbierające się pod powiekami łzy. Zacisnęłam dłoń na moim kubku.
- Katie, co się dzieje? Dobrze się czujesz? – Zobaczyłam przed sobą Lucasa.
- Wiesz co? Nie. Jakoś mi słabo. Chyba pójdę już do domu – powiedziałam, przełykając gulę w gardle i próbując wziąć się w garść.
- Sama? Czekaj, poszukam Alex, to cię odwiezie – powiedział, błądząc wzrokiem po tłumie w poszukiwaniu swojej dziewczyny.
- Nie trzeba. Spacer dobrze mi zrobi, naprawdę – mówiąc to, udałam się w stronę wieszaka, żeby zebrać swoje rzeczy. Sekundę po tym, kiedy do niego dotarłam, pojawiła się moja przyjaciółka.
- Co ty robisz? Już się zbierasz? Dlaczego? – spytała zaskoczona.
- Wiesz co, straciłam humor – odparłam, próbując ominąć jej przeszywając wzrok.
- Chyba żartujesz. Nie można od tak stracić humoru. Mów, co się stało! – nie odpuszczała.
- A jak myślisz, Alex? W moim przypadku nie skończy się tak jak u ciebie, ot co. Naprawdę nie mam siły o tym gadać. Idę. Do zobaczenia.
Nim zdążyła zaprotestować, otworzyłam drzwi i wybiegłam. Im szybciej się oddalałam od imprezy, tym lżej mi było. W między czasie dalej słyszałam grzmoty, ale teraz dużo wyraźniej i zdecydowanie bliżej. Zaczęłam masować sobie ramiona, bo zaczęło się robić naprawdę zimno. Szczyt marzeń. Niech ten dzień się już skończy.
***
- Ty skończony idioto! Co ty narobiłeś?! – wydzierała się moja, jakże urocza i kochana, kuzynka. Całą paczką staliśmy na zewnątrz, zaraz po tym jak Lucas dorwał mnie, kiedy schodziłem ze schodów.
- O co ci znowu chodzi, do cholery? – krzyknąłem.
- O Katie, imbecylu. Co jej zrobiłeś? – wysapała wściekła.
- Nic jej nie zrobiłem! Praktycznie z nią nie gadam! – odparłem, równie wściekły.
- Chcesz powiedzieć, że nawet nie gadaliście o tym, co się wydarzyło? – spytała jeszcze bardziej wściekła niż kilka sekund temu. Wow, nie sądziłem, że to możliwe. Moja niema odpowiedź była dla niej wystarczając. I zaczęło się.
- Ty skończony kretynie! Co ty sobie myślałeś?! Nie masz jej nic do powiedzenia?! – kontynuowała atakowanie mnie.
- Niby co mam jej powiedzieć? No co?! Do cholery powiedz mi, bo sam nie wiem!
- Hm, no nie wiem?! Może, że ci na niej zależy?! Jezu, Jake! – załamała ręce.
- Skąd w ogóle pomysł, że mi zależy? I że ona chce w ogóle poruszać ten temat? Może to dla niej nic nie znaczyło?
- Serio, Jake? Poważnie? To jest twoja wymówka? Wykonała pierwszy ruch i cię pocałowała, narażając waszą przyjaźń, a ty się zastanawiasz czy jej zależy? – nie przestawała dawać mi popalić Alex.
- Hola, wróć! Katie cię pocałowała? – spytał Lucas.
- Kiedy? – dodał Tayler.
- Na ślubie. I dodam, że była całkowicie trzeźwa – powiedziała, wlepiając we mnie wzrok. Wywróciłem wściekły oczami.
- Więc? Co z tym zrobisz? – zagadnął Lucas, mierząc mnie wzrokiem.
- Czemu miałbym cokolwiek coś z tym robić? I tak zachowuje się, jakby nigdy nic się nie stało, więc zapewne tego żałuje.
- Jezu jaki z ciebie osioł! Czemu po prostu nie przyznasz, że ci się podoba?! – zbulwersowała się Alex. Wpatrywałem się w nią wściekły. Miała rację. Zachowywałem się jak niedoświadczony idiota.
- Sam nie wiedziałem, co mam o tym myśleć. I co do niej czuję – stwierdziłem po chwili ciszy.
- A teraz już wiesz? – spytał Tay.
- Tak, myślę, że tak – odparłem pewnie.
- Więc na co, baranie, czekasz? – odpowiedział Luke. Spojrzałem na niego i cień uśmiechu przeszedł mi przez twarz.
Szybko się z nimi pożegnałem i ruszyłem w stronę domu Kate. Na początku moje kroki były stanowcze i długie. Chciałem się tam jak najszybciej dostać, ale nie mogłem się doczekać, więc już po chwili powoli truchtałem, a po kilku minutach zacząłem biec. Coraz to szybciej. Biegłem, aż do samego domu Parkerów. Zapukałem zmachany do drzwi i otworzyła mi jej mama.
- Dobry wieczór, pani Parker. Katie jest u siebie? – wydusiłem, próbując złapać oddech.
- Wszystko dobrze, Jake? Czy ty biegłeś? – spytała zaskoczona.
- Tak, troszkę. Odrobina ruchu zawsze się przydaje – odpowiedziałem niecierpliwie.
- Co do Kate, to nie mam pojęcia. Idź, sprawdź – zasugerowała, wpuszczając mnie do środka.
Szybko pokonałem schody i z impetem wszedłem do jej pokoju. Dokładnie się rozejrzałem, ale niestety jej nie zastałem.  Wyszedłem na balkon i oparłem zrezygnowany ręce na barierce, spuszczając głowę. Cała euforia mnie opuściła. Już nie mogłem się doczekać, żeby jej powiedzieć, a jej nie było. Wróciłem myślami do rzeczywistości kiedy tuż przede mną się błysnęło, a po chwili zagrzmiało. Gdzie ona jest, do cholery?
Spojrzałem w stronę plaży i kamień spadł mi z serca. Zobaczyłem z oddali postać. Wszędzie bym poznał ten jej chód. Biegiem wyszedłem z jej pokoju i domu i skierowałem się w jej stronę. Już jak wychodziłem, to zaczynało kropić, a im bliżej niej byłem, tym bardziej padało. Szła powoli z butami w prawej ręce. Fale delikatnie obijały się o jej stopy. Szedłem prawie że niesłyszalnie za nią i starałem cieszyć się tą chwilą. Niestety wiedziałem, że to długo nie może trwać i że muszę się w końcu odezwać.
- Katie… - zacząłem, ale urwałem, bo głos uwiązł mi w gardle. Błyskawicznie się odwróciła i spojrzała na mnie zaskoczona. Ale już po kilku sekundach na jej twarzy przeszła fala emocji. Ból, złość, zmieszanie. Nie poprawiło to mojej pewności siebie.
- Katie, ja…
- Co, Jake? Nagle masz mi coś do powiedzenia? – spytała, krzyżując ramiona na piersi. 
- To nie tak. Ja po prostu… - znowu nie dane mi było dokończyć.
- Wiesz co? Nie męcz się. Nie musisz mi nic mówić. Dałeś mi wyraźne do zrozumienia, że nie jesteś zainteresowany. Pewnie ta gorąca cheerleaderka była zadowolona, jak wziąłeś ją na tej imprezie, co? Szczyt marzeń. Zostać zaliczonym przez Jacoba Evansa. Może powinnam jej jeszcze pogratulować? W sumie zrobię to przy najbliższej okazji. Pewnie jest z siebie…
- Do niczego nie doszło – powiedziałem dość cicho, ale dobitnie.
- Że co? – spytała z dość głupią miną. Ale i tak wyglądała uroczo.
- Dobrze usłyszałaś – powiedziałem, zbliżając się do niej i kontynuowałem: - Do niczego nie doszło. Nie mogłem tego zrobić. Nie z nią. Nie po tym co się między nami wydarzyło.
- Ale chciałeś, Jake. Chciałeś to zrobić – zasugerowała, spuszczając wzrok.
- Nie do końca. Widzisz, my, faceci, niby jesteśmy prości, ale jednak też zdarza nam się nie wiedzieć, co robić i roztrząsać pewne sprawy przez jakiś czas.
- To właśnie teraz robiłeś? Roztrząsałeś? – spytała z kpiną, odsuwając się. Czułem, jak zaczyna coraz bardziej padać.
- Tak. Nie wiedziałem, czego mam się spodziewać. Nie chciałem, żebyś uznała nasz pocałunek za błąd. Bo ja tak nie uważam. Chciałem tego. Chce tego wszystkiego z tobą.
- Więc czemu chciałeś iść do łóżka z tą larwą? – zagadnęła, unosząc wyzywająco brew.
- Chciałem sprawdzić czy rzeczywiście coś do ciebie czuję – dopowiedziałem.
- No to całkiem niezły sposób, nie powiem – powiedziała wściekła, znowu się odsuwając. Cholera.
- Tak, wiem. Nie był to zbyt mądry ruch. Ale kiedy już mieliśmy przejść… ekhem do spraw, wycofałem się. Nie mogłem tego zrobić. Chciałem, żebyś to ty była zamiast niej. Jedyne, o czym mogę myśleć, to ty.
- O, a więc zależy ci tylko, żeby się ze mną przespać? No pięknie. Wiesz co? Lepiej już nic nie mów, bo tylko pogarszasz swoją sytuację. Najlepiej zapomnijmy o tym, co się wydarzyło, naprawdę. W sumie i tak nawet ten cały pocałunek nie był aż tak dobry, więc myślę, że nie będzie to taka strata. Zapomnimy i wrócimy do tego co było. Ty dalej będziesz mógł zaliczać kogo tylko chcesz i być kim tylko chcesz, a ja…
Nie dokończyła. Nie pozwoliłem jej. W dwóch krokach do niej dotarłem i przyciągnąłem do siebie, składając na jej ustach namiętny pocałunek. W tym momencie naprawdę się rozpadało. Zaskoczona oderwała się ode mnie, a wtedy powiedziałem to co siedziało mi głowie od jakiegoś czasu.
- Chcę ciebie, Katie. Chcę się z tobą spotykać – powiedziałem patrząc jej w oczy. Na jej twarzy na ułamek sekundy pojawiło się zaskoczenie, ale potem delikatnie się uśmiechnęła, po czym bez dalszych ceregieli pocałowała. Ten trwał zdecydowanie dłużej. Staliśmy coraz bardziej mokrzy i po prostu się całowaliśmy. W końcu. Kiedy się od siebie oderwaliśmy, powiedziałem:
- Ale tak, też myślę o tobie...nago. I tych wszystkich sytuacjach, które moglibyśmy wtedy robić.
-Och, zamknij się! -  zdzieliła mnie w ramię, delikatnie się przy tym śmiejąc, po czym ponownie mnie pocałowała.
- Co miałaś na myśli mówiąc, że tamten pocałunek nie był aż taki dobry? - spytałem, ponownie przerywając tą błogą atmosferę.
- Poważnie? Właśnie o to mnie pytasz? – zaśmiała się.
- No cóż, uraziło to trochę moją dumę, więc tak, pytam – odpowiedziałem.
- Niech ci będzie, kłamałam – wyszeptała prosto w moje usta i sekundę później mnie po raz kolejny pocałowała. Mmm, nigdy mi się to nie znudzi. 
_____________________________________
Scena od początku piosenki jest inspirowana moim kochanym serialem One Tree Hill (który gorąco polecam!). A tu macie inspirację sceny
No także ten... Doczekaliście się! Oczywiście to nie jest koniec ich historii, ALE! (Zawsze musi być jakieś ale) Połowa wakacji za nami, a po wakacjach będę w klasie maturalnej, czyli będę miała naprawdę malutko czasu, tym bardziej, że jestem w technikum i w styczniu jeszcze egzamin zawodowy. A co za tym idzie mniej czasu na pisanie tego jakże dla mnie ważnego opowiadania. Nie porzucam go, nie zawieszam. Po prostu ostrzegam, że rozdziały będą się pojawiały naprawdę w dużych odstępach czasu :(
No ale dosyć już smutasów! Jak wam wakacje mijają? I jakie plany na drugi miesiąc? 
Pozdrawiam cieplutko i czekam na wasze reakcje i odpowiedzi :))

#35

            

„Love bites. So do I”

           Porozmawiać z nim. Wydawało się, że to takie proste zadanie. Cóż, nie było. Wierzcie, próbowałam. Oczywiście wróciliśmy pod wieczór w niedzielę, więc nie było mowy, żeby tego samego dnia porozmawiać. Miałam nadzieję, że uda mi się za to w poniedziałek. Nieważne czy z rana, popołudniu czy wieczorem. Ale oczywiście nic nigdy nie idzie po mojej myśli. Absolutnie nigdy. Dlatego praktycznie przez cały tydzień z nim nie rozmawiałam. Nawet nie chodzi o to, że nie było w ogóle mowy o sytuacji z końca wesela, ale ogólnie o to, że nie było chociażby głupiej sprzeczki czy gawędzenia, jakkolwiek by to nie brzmiało. Tak, Jacob Ryan Evans mnie unikał. Unikał jak ognia. Spóźniał się na lekcje, a kiedy tylko zadzwonił dzwonek obwieszczający koniec zajęć, zwijał się nim zdążyłam wetknąć korek w długopis. Raz udało mi się zamienić z nim kilka słów na stołówce, kiedy byliśmy tylko my z Taylerem.
            - Wiesz, że musimy o tym pogadać? – zasugerowałam.
            - Wiem.
            Koniec. To było na tyle. Uraczył mnie jednym czteroliterowym słowem. To był wtorek. Od tamtego czasu kompletnie nic. Naprawdę. Po szkole całkowicie było ciężko go złapać. On miał treningi koszykówki, ja cheerleaderek. Myślałam, że może uda mi się przy okazji tańca. Ciekawe jak się z tego wywinął? Nijak. Po prostu nie przychodził. Cały tydzień. Olewka totalna. Więc nic dziwnego, że w środę byłam niesamowicie podjudzona i rozżalona za jednym razem. Na szczęście Alex o nic nie pytała. Wydaje mi się, że sama się domyślała w czym rzecz i nie chciała mi ciągle o tym przypominać, głupio się wypytując. I do tego była na tyle kochaną przyjaciółką i nie pisnęła słówka ani mojemu bratu, ani Taylerowi. Oboje byli nieźle zdezorientowani moimi relacjami z Loczkiem po tym weekendzie.
            Przełom nastąpił w czwartek wieczorem, kiedy to dowiedziałam się, że całą piątką zostaliśmy zaproszeni na domówkę do kolejnego bogatego bachora. Piątek wieczór i impreza? To ci dopiero niespodzianka.
            Nie wiem, co się zmieniło, ale w chwili, kiedy dowiedziałam się o imprezie, odpuściłam. Skoro Jake nawet nie raczy powiedzieć mi w twarz, że pocałunek nic dla niego nie znaczył, to czemu powinnam się nim w ogóle przejmować? I z tym o to postanowieniem poszłam spać.
            Pierwszy raz od wesela wstałam z uśmiechem na twarzy. Cały tydzień chodziłam struta i myślałam tylko o tym, jak bardzo dałam ciała z tą durną inicjatywą. Plułam sobie w twarz, że to zrobiłam. Wstałam dzisiaj z zamiarem zachowywania się jakby gdyby nigdy nic. Jakby nic się między nami nie wydarzyło. Chociaż z drugiej strony nie chciałam mu ułatwiać zadania ze złamaniem mi serca. Usiadłam na łóżku i pogrążyłam się w myślach czy aby na pewno to jest dobry pomysł.
            - Hej, Katie? Co jest z tobą? – spytał Luke, przechodząc obok mojego pokoju. Musiał zauważyć, że bezczynnie siedzę na moim łóżku.
            - Hm, co? Nic. Próbuję się zebrać do szkoły, ale kompletnie nie mam siły – odpowiedziałam po chwili.
- Wszystko dobrze? Od wesela jesteś jakaś inna. Coś się stało? Na przykład między tobą a Jakem? – zasugerował, siadając obok mnie.
- Tak, stało. Ale nie mam zamiaru o tym gadać czy tego roztrząsać, ok? Było, minęło. Trzeba iść dalej. Nie zamierzam się użalać nad sobą, tylko dlatego, że on jest tchórzem. Wiesz co? Walić to. Walić jego. Dzisiaj się zabawimy, braciszku – odpowiedziałam pewnie, po czym ruszyłam do łazienki, żeby się ubrać. W oddali usłyszałam tylko zdezorientowane „Umm, okeej?” Lucasa na co się zaśmiałam.
Postanowiłam ubrać białą sukienkę w niebieskie kwiaty i do tego białe sandały. Chciałam dzisiaj wyglądać dziewczęco. Kobieco. Niech zobaczy, co stracił. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze i zeszłam na dół.
Moi przyjaciele już tam na mnie czekali, więc szybko się z nimi przywitałam i ruszyliśmy po Jake’a. Kiedy zajechaliśmy pod jego dom, a on wsiadł i usiadł obok mnie, posłałam mu tylko szeroki uśmiech. Mogłam dostrzec w jego wzroku zaskoczenie. Wybiłam go tym całkowicie z rytmu. I dobrze. Niech wie, że jestem nieprzewidywalna, skoro jeszcze do tego momentu tego nie zauważył. Kiedy zaparkowaliśmy na szkolnym parkingu, mieliśmy jeszcze trochę czasu do dzwonka, więc postanowiliśmy, że udamy się na szkolny dziedziniec. Nie dawałam po sobie poznać, że coś jest nie tak, tylko śmiałam się i żartowałam w najlepsze.
Niestety jego dezorientacja nie trwała długo. Jak widać postanowił grać w tę samą grę co ja. I naprawdę był w niej dobry. Wręcz genialny. Ale ja musiała być lepsza. Och, jakie to dojrzałe.
Na długiej przerwie było praktycznie to samo. Prześcigaliśmy się w tym, kto lepiej odegra swoją rolę. Alex co rusz patrzyła na nas zaniepokojona. A my zachowywaliśmy się, jakby nic się nie wydarzyło, jakby ten pocałunek nic nie znaczył, nic nie zmienił. Ale znaczył. I zmienił wszystko. Teraz przynajmniej wiedziałam, na czym stoję. Dowiedziałam się, że nie tylko nic więcej z tego nie będzie, mało tego, zrozumiałam, że nie jest nawet moim przyjacielem. Prawdziwy przyjaciel zmierzyłby się z sytuacją i powiedział co myśli. Nie zbywałby mnie. Koniec końców przestałam żałować tego co się stało. Przynajmniej miałam teraz jasność. Bardzo widoczną i przejrzystą.
Po lekcjach szybko pojechaliśmy do domu. Razem z Lucasem zjedliśmy obiad przyszykowany przez tatę. Tak, okazało się, że on też potrafi gotować. Może nie tak dobrze jak mama, ale jednak. Zjadliwe. Kiedy umyłam naczynia, poszłam do siebie do pokoju. Nie wiedziałam, co mam ze sobą robić przez te kilka godzin do imprezy. Z braku lepszych zajęć poszłam do pokoju mojego brata.
- Luke? Co robisz? – spytałam, powoli uchylając drzwi od jego pokoju.
- O kurde. Od kiedy odwiedzasz mój pokój, łobuzie? – odparł szczerze zaskoczony.
- Bardzo śmieszne. I nie mów do mnie łobuz. Jak do jakiegoś psa. Albo zbira – powiedziałam krzyżując ramiona, oparłszy się przed tym o ścianę.
- Jednym z nich na pewno jesteś, Katie – zaśmiał się. W odpowiedz tylko odfuknęłam.
- A tak na serio to co tu robisz? – spytał teraz już poważnie, marszcząc brwi.
- Nudzi mi się – odpowiedziałam, jakby to byłą najoczywistsza rzecz na świecie.
- Nudzi ci się? – ponownie się zaśmiał. Co w tym, co mówiłam, było aż tak śmieszne, że on się co chwile śmiał?! Za chwilę dodał: - To nie wiem, posprzątaj mi pokój – odparł, na pół żartując na pół serio.
- Żartujesz, prawda? – spytałam zaskoczona.
- A chcesz, żebym żartował? – powiedział, mrużąc oczy i uważnie mi się przyglądając.
- A jak myślisz, głąbie?
- Czy ty musisz mnie od razu wyzywać od głąbów, lamusie? – podsumował.
- A ty mnie od lamusa, gamoniu? – kontynuowałam.
- Frajerka.
- Dupek.
- Idiotka.
- Ciołek.
I na tym się skończyło, bo rzucił we mnie poduszką. Na szczęście w porę ją złapałam i przystąpiłam do ataku. Wskoczyłam na niego i zaczęliśmy się szarpać. Tarzaliśmy się po całym łóżku, sapiąc i klnąc na zmianę.
W końcu zaniepokojony dziwnymi, dość głośnymi dźwiękami tata przyszedł na górę.
- Co wy wyrabiacie? – spytał zszokowany.
- Nazwała mnie głąbem! – rzucił zmachany Luke.
-  A on mnie frajerką.
- No bo jesteś. Sama zaczęłaś! – krzyknął ze śmiechem waląc mnie poduszką w twarz.
- Dobra, spokój! Ile wy macie lat? Jezu. Czy wy kiedykolwiek dorośniecie? – spytał śmiejąc się. Spojrzeliśmy na siebie, wzruszyliśmy ramionami, po czym w nagłym przebłysku wykorzystałam jego rozkojarzenie i odwróciłam to na moją przewagę. Szybko się na niego rzuciłam, delikatnie go dusząc, aż miał dość i zaczął walić w pościel na znak, że się poddaje.
- Kurde, Katie. Gdzieś ty się tego nauczyła? – spytał zmachany.
- Max mnie tego nauczył, żebym miała chociaż jakiekolwiek szanse w walce z tobą – zaśmiałam się.
- No ładnie. Własny brat przeciwko mnie. Dzięki bracie – powiedział patrząc w sufit i delikatnie się uśmiechając.
I znowu jego brak dał o sobie znać. Pustka wróciła. Ból wrócił. Potrząsnęłam głową. Muszę się wziąć w garść.
Położyłam się, a obok mnie Lucas. Chwilę leżeliśmy w ciszy.
- Co się dzieje między tobą a Jakem? – spytał.
- To skomplikowane – odparłam po chwili.
- Tak jak to było skomplikowane jeszcze jakiś czas temu między mną a Alex? – bardziej stwierdził niż zapytał, więc się nie odezwałam tylko spojrzałam na niego i wiedziałam, że nie muszę nic dodawać. Leżeliśmy jeszcze jakiś czas w ciszy, a potem Luke zaczął odciągać moje myśli od tego wszystkiego do czasu, aż do jego pokoju wparowała blondynka.
- Co wy? Jeszcze nie gotowi? Dawać, zbierać się!
W ekspresowym tempie się wyszykowaliśmy i pojechaliśmy na imprezę. O dziwo Jake nie jechał z nami. Nie żebym narzekała czy coś. Chociaż trochę jednak tak. Nadal chciałam go widywać. Głupota.
- Dobra, kamień, papier, nożyce kto jest dzisiaj kierowcą – powiedział Tyler.
I na nieszczęście Alex, wypadło na nią. Biedna. Chociaż ona chyba najlepiej z naszej paczki potrafiła się bawić bez alkoholu. Szczęściara. Ledwie weszliśmy do domu, a między póki co, cichą muzyką, dało się usłyszeć grzmienie. No pięknie. Żeby tylko nie odcięli prądu, bo miałam zamiar się dzisiaj dobrze bawić. I tak też zrobiłam. Wypiłam może z cztery kubki piwa i czułam, że powoli alkohol zaczyna mi uderzać, ale nie przestawałam pić. Potrzeba mi jeszcze ze trzy kubki, żeby wprawić się w idealny stan. Nie być totalnie zalanym, ale jednak na tyle wstawionym, żeby się dobrze bawić.
Co rusz zmieniałam chłopaków do tańca. W końcu przy może szóstym zobaczyłam Tylera. Z Jakem. Wow, w końcu się pojawił. Ruszyłam w ich stronę.
- No popatrz, kto do nas zawitał. Szczerze mówiąc, już myślałam, że w ogóle się nie zjawisz – powiedziałam.
- Czemu miałbym nie przyjść? – spytał zaskoczony i zbity z tropu Jake.
- No wiesz, jeden dom, jedno pomieszczenie. Ze mną. To musi być przytłaczające, że nie masz gdzie uciec – odpowiedziałam. Zrobił zaskoczoną minę, więc dodałam:
- Oj, daj spokój, Jake. Unikasz mnie. Oboje to wiemy. Różnica jest taka, że ja jestem w stanie powiedzieć prawdę na głos, a ty nie. Nieważne jak bolesna jest.
- Naprawdę nie mam pojęcia, o co ci chodzi, więc po prostu się zmyję – powiedział, unosząc ręce w geście obronnym.
- Tak, zrób to, co robisz najlepiej. Uciekaj – wysyczałam. Odłożyłam kubek i wróciłam na parkiet, a biedny Tay został sam, całkowicie wmurowany zaistniałą sytuacją. 

#34


„All about us”


            Wyszłyśmy najpierw my, druhny. Ustawiłyśmy się jedna za drugą i po kolei wychodziłyśmy, idąc w stronę ołtarza. Ja wychodziłam jako ostatnia. Kiedy przyszła moja kolej, ucałowałam Amy w policzek, puściłam oczko i wyszłam. Może nie denerwowałam się tak bardzo jak ona, ale i tak stres był. Nie chciałam się wywrócić ani zrobić z siebie pośmiewiska. Trzymałam mały bukiecik kwiatów i szłam z uśmiechem na twarzy. Wszyscy siedzieli odwróceni w moją stronę i mi się przyglądali. Czułam, jak bukiet mi się trzęsie z nerwów. Najchętniej przebiegłabym przez ołtarz, żeby już na mnie tak wszyscy nie patrzyli. Wtedy zobaczyłam Jake’a. Wpatrywał się we mnie z tym swoim łobuzerskim uśmieszkiem. A ja nagle poczułam spokój. Patrzyłam w jego oczy i czułam się szczęśliwa i spokojna.
Zapewne tak poczuje się Amy, kiedy zobaczy Phila stojącego na ślubnym kobiercu. Będzie widziała najważniejszą osobę w swoim życiu, z którą chce spędzić wieczność. I nic innego nie będzie się liczyło.
Stanęłam na jednym ze schodków i wtedy wszyscy wstali. Wolnym krokiem szła Amy ze swoim tatą. Tak jak myślałam, nie odrywała wzroku od Phila. Kiedy tylko to sobie uświadomiłam, spojrzałam w stronę Jake’a i ze zdziwieniem zauważyłam, że przez cały ten czas on nie odwrócił ode mnie wzroku. Oderwałam się dopiero, kiedy Amy była już pod ołtarzem i jej tata przekazał ją w ramiona Phila.
Później było standardowe kazanie księdza i to co kochałam najbardziej w ślubach – a mianowicie, składanie przysięgi. Jedni lubią klasyczne powtarzanie za księdzem, a inni natomiast wolą się troszkę pomęczyć i napisać własne. Byłam ciekawa jak to wyjdzie w ich przypadku. Phil pierwszy zaczynał ze swoją przysięgą. Nie znałam go tak dobrze, jakbym chciała, ale widziałam, że jego słowa płynęły prosto z serca. Nie były jakieś wymuszone czy nieszczere. Kiedy ją mówił, w moich oczach zakręciły się łezki szczęścia. Chciałabym, żeby mój przyszły mąż kochał mnie tak samo jak Phil Amy. Kiedy przyszło do przysięgi mojej kuzynki, już nie wytrzymałam i po moich policzkach bezczelnie płynęły łzy wzruszenia i szczęścia. Wiedziałam, że mogę się rozmazać i do tego nie jest to najładniejszy widok, ale zarówno ja jak i pozostałe druhny się tym aż tak nie przejmowałyśmy. Po skończonej ceremonii udaliśmy się na sesję zdjęciową.
A potem w końcu pojechaliśmy na salę. Goście gorąco przywitali nowożeńców i zasiedliśmy do stołu.
- Ale jestem głodny! – marudził Lucas, a Jake mu wtórował.
- W kościele myślałem, że w tych chwilach ciszy mój brzuch będzie urządzał solowy występ – dodał Jake.
- Ale wy marudzicie. Taka piękna ceremonia, a wam tylko żarcie w głowie – powiedziałam.
Przekomarzaliśmy się tak do czasu podania obiadu. Potem przyszedł czas na pierwszy taniec. Z głośników zaczęła lecieć powolna melodia i Phil wprowadził za rękę Amy. Objął ją w pasie i do siebie delikatnie przyciągnął. Podczas tańca patrzyli sobie głęboko w oczy i się do siebie uśmiechali, a w międzyczasie Phil co chwilę coś do niej mówił, przez co blondynka się śmiała. Wyglądali ze sobą tak uroczo. Zakochańce.
Wpatrywałam się w nich jak w obrazek do czasu, aż po lewej stronie dostrzegłam ruch. Lucas wstał i poprosił do tańca Alex. No proszę, kolejne zakochańce. Po chwili do nich zaczęły dołączać kolejne pary, ciotki z wujkami, babcie z dziadkami, a nawet moi rodzice. Wpatrywałam się w każdą parę po kolei, aż Jake wstał i wyciągnął w moją stronę rękę.
- Co ty robisz? – spytałam ze śmiechem, próbując ukryć moje zaskoczenie.
- Proszę cię do tańca, no chodź – odpowiedział z tym swoim uśmieszkiem. Spojrzałam w jego oczy potem na jego dłoń i z powrotem na twarz. Cicho westchnęłam i dałam się poprowadzić na środek parkietu. Miałam wrażenie, jakbyśmy szli w zwolnionym tempie i wszystkie oczy po części były zwrócone na nas. Widziałam delikatne uśmiechy u dziadków i moich przyjaciół. Przez to się speszyłam i jak nigdy zaczęły mi się plątać nogi i deptałam Jake’a, na co ten przyciągnął mnie bliżej siebie i mówił prosto do ucha, wywołując przy tym dreszcze.
- Hej, Katie, co się dzieje? – spytał, próbując złapać mój wzrok, który ciągle uciekał w dół. W końcu złapał mnie za podbródek i uniósł głowę, żebym nie miała wyboru i musiała spojrzeć mu w oczy.
- Co się dzieje? Od kiedy ty się tak plączesz w tańcu?
- Może to przez to, że cała rodzina wbiła sobie do głowy, że jesteśmy razem, a teraz z tobą tańczę? – odpowiedziałam pytaniem retorycznym, ale oczywiście ten matoł musiał odpowiedzieć.
- A co my takiego teraz robimy? To tylko taniec, Katie – odpowiedział z kpiącym uśmieszkiem.
- Oj daj spokój. Dobrze wiemy, że to nie jest tylko taniec – powiedziałam zirytowana.
- Nie? A co to jest? – spytał, unosząc brew, a z jego ust nie schodził uśmiech.
- Nie wiem. Ale na pewno też nie tylko przyjaźń – odpowiedziałam to, co od jakiegoś czasu myślałam. To wszystko było takie pokręcone. Z żadnym z moich przyjaciół nie miałam tego typu stosunków, jakie miałam z Jakem. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Czego się spodziewać. Jednocześnie nie zamierzałam czegokolwiek z tym robić, dlatego samą mnie zdziwił mój drobny wybuch. Nie chciałam poruszać tego tematu. Nie chciałam powiedzieć na głos tego, o czym myślałam od pewnego czasu. Tego, że nasze stosunki nie są czysto przyjacielskie. Może nie była to przyjaźń z przywilejami, ale nie zdziwiłabym się jakby w pewnym momencie do tego doszło. Przez nasze rozmowy przeplatał się flirt. Kiedy mnie dotykał, nie był to zwykły przyjacielski dotyk. Kiedy na niego patrzyłam i widziałam jego kpiący uśmiech, chciałam mu go zetrzeć całując go. Chciałam znowu poczuć jego usta na moich. Tak bardzo chciał mnie przekonać, że się zmienił odkąd go poznałam w wakacje. I mi to udowodnił. Zmienił się. Przestał traktować dziewczyny tak przedmiotowo. I przez to, że widziałam w nim zmiany zaczęłam coś do niego czuć. Zaczęłam się do niego przywiązywać, a nawet darzyć go większym uczuciem. I zaczynało mnie to przerażać. Nigdy nie byłam tak naprawdę zakochana. Bałam się, że jak oddam mu całe swoje serce, to w pewnym momencie mi je złamie.
Naprawdę nie wiedziałam, co o tym myśleć, ale też nie sądziłam, że poruszę ten temat i to do tego w takim momencie.  
Z jego twarzy zniknął uśmiech i teraz uniósł wyżej brew i wpatrywał się we mnie zdezorientowanym spojrzeniem. A mnie to jeszcze bardziej zirytowało. Odsunęłam się i na pięcie odwróciłam, żeby oddalić się jak najszybciej od niego. Niestety, nie było mi dane daleko przejść, bo złapał mnie za rękę i z powrotem do siebie przyciągnął.
- Nie możesz od tak odchodzić, nie tłumacząc co miałaś na myśli – powiedział mi prosto do ucha. Potem złapał mnie w pasie i dalej jak gdyby nigdy nic ze mną tańczył.
- Na przykład o tym. Zwykli przyjaciele nie są ze sobą tak blisko, nie szeptają sobie do ucha, wywołując przy tym dreszcze, Jake – zasugerowałam.
- Przecież to nic takiego, Katie – powiedział ostrożnie. Widział, że zaczynałam się denerwować i nie chciał pogorszyć swojej sytuacji. Prawidłowo, ale i tak było już na to za późno. Zatrzymałam się i spojrzałam mu głęboko w oczy.
- Może dla ciebie, Jake – powiedziałam i tym razem z powodzeniem od niego odeszłam. Nie zatrzymywał mnie. Wydaje mi się, że był za bardzo zszokowany, żeby zareagować.
Wyszłam na dwór z prędkością światła. Było jeszcze w miarę ciepło i jasno. Stanęłam przy barierce i głęboko wzdychałam powietrze. Usłyszałam za sobą czyjeś kroki i już miałam się odwrócić i nawrzeszczeć na niego, że mnie śledzi, ale odezwał się zupełnie inny głos.
- Katie, kochanie, czy wszystko dobrze? Pokłóciłaś się z Jakem? – spytała babcia.
- Nie wiedziałam babciu, że to ty. Tak, wszystko w porządku. Tylko się posprzeczaliśmy. Nic wielkiego – odpowiedziałam.
- Najważniejsze, żebyście to przetrwali. Należy walczyć o miłość, a nie się poddawać, złotko – powiedziała, kojąco mnie głaszcząc.
- Właśnie o to chodzi, babciu. Ja nie wiem na czym stoimy. Naprawdę jesteśmy przyjaciółmi, ale wiem, że to nie jest to samo co z resztą. Babciu, co ja mam robić? – spytałam łamiącym się głosem.
- Och, kochanie – westchnęła babcia i mnie przytuliła. Po chwili kontynuowała: - Dobrze wiesz, że musisz kierować się sercem. Więc dlaczego tego nie robisz?
- Bo to jest skomplikowane – wyszeptałam.
- Wszystko jest w życiu skomplikowane, Katie. Ale musisz się zastanowić czy warto w to brnąć. Czy wolisz, żeby było tak jak teraz, czy jednak chciałabyś czegoś więcej. Zastanów się i powiedz mu, co zdecydowałaś. – Kiwnęłam w odpowiedzi głową. Chciałam zostać sama jeszcze przez chwilę. Potrzebowałam tego i babcia to zrozumiała, bo tylko mnie pogłaskała i wróciła do środka.
Chwilę jeszcze głęboko oddychałam i w końcu wróciłam do środka. Póki co postanowiłam, że nie będę zaprzątała sobie tym głowy. Po weselu będę miała na to mnóstwo czasu. Przez dobre kilka godzin tańczyłam z możliwie każdym z rodziny, a także z tej od strony pana młodego. Kiedy w końcu usiadłam, żeby coś zjeść, myślałam, że się nie najem. Jadłam wszystko, co tylko zobaczyłam. Każdą potrawę musiałam spróbować. Siedzieliśmy przy naszym stoliku, śmiejąc się, a ja starałam się nie zwracać zbytniej uwagi na Jake’a.  W sumie całkiem dobrze mi to wychodziło.
Kiedy kończyłam jeść przepyszną sałatkę, przyszedł czas na toasty. Najpierw wypowiedziała się najlepsza przyjaciółka Amy, a potem brat Phila. Myślałam, że na tym się skończy, ale mój kuzyn chyba nas wszystkich zaskoczył. Wziął mikrofon i zaczął mówić:
- Cóż, nie wierzę, że to robię. Nie jestem zbyt dobry w przemowach, dlatego nie miejcie mi za złe, jak będę gadał głupoty. Przechodząc do rzeczy, Amy – ty paskudna mała kreaturo, wiesz, że cię kocham. Cieszę się twoim i Phila szczęściem. Wierzę, że przezwyciężycie wszystkie przeciwności losu, jakie napotkacie. Bo właśnie to się nazywa prawdziwa miłość. Stawianie czoła wszystkim problemom, razem. Cieszę się, że moja siostrzyczka znalazła swojego księcia, bo trochę musiała się na niego naczekać, ale myślę, że było warto. Za wasze szczęście, kochani!
Wszyscy zgodnie unieśli kieliszki, a DJ puścił w tym czasie znaną mi piosenkę. Spuściłam zażenowana głowę, bo doskonale wiedziałam, że to sprawka Andrew i zdawałam sobie sprawę, co się zaraz będzie działo.
- Ach, tak zapomniałem jeszcze dodać siostrzyczko, że twój świeżo upieczony mąż nie widział cię w naszej rodzinnej piosence, więc pomyślałem, że wesele to będzie idealna okazja.
Jak na zawołanie, młodsza część  od naszej strony rodziny zaczęła się podnosić, a ja dopiero zorientowałam się, że Lucas zniknął zaraz przed końcem przemowy najlepszej przyjaciółki Amy, więc na bank oboje to zaplanowali. Jak tylko zaczęła lecieć muzyka na przód wysunął się Luke, a po chwili dołączył do niego Andy. Spojrzałam w stronę babci, a ona tylko ze śmiechem mi pokazywała, żebym dołączyła.
- Słuchajcie, bardzo was przepraszam, za to czego zaraz będziecie świadkami. Mam nadzieję, że dalej będziecie się chcieli z nami zadawać – odpowiedziałam, śmiejąc się.
Spojrzałam na Amy i obie kiwnęłyśmy zażenowane głowami. Jak oni mogli nam to zrobić? Obie ściągnęłyśmy buty, bo na obcasach mogłoby być ciężko. Widziałam, jak babcia wyciąga spod stołu kapelusze dla mnie i Amy, więc zanim dołączyłam do chłopaków, podeszłam do niej i go założyłam. Potem dołączyłyśmy do reszty i się zaczęło. Świrowaliśmy jak za starych dobrych czasów. Na każdej rodzinnej imprezie, odkąd skończyliśmy z Lucasem dziesięć lat, starsi nas uczyli i musieliśmy chociaż raz ją zatańczyć, bo inaczej nie byłaby to udana impreza. Potem zaczęliśmy wciągać w naszą zabawę część rodziny Phila. Niesamowicie się wybawiłam z jego bratem. Chociaż i tak mój wzrok cały czas uciekał w stronę Jake’a.  Po kilkunastu przetańczonych piosenkach, chciałam zatańczyć z moim kochanym bratem, niestety nigdzie nie mogłam go dojrzeć. Postanowiłam, że wyjdę, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Tuż przed wejściem był taras, więc podeszłam do barierki i oparłam się o nią. Patrzyłam w gwiazdy, które o dziwo świeciły bardzo jasno. Byłam strasznie rozgrzana i dlatego nie pomyślałam, żeby coś na siebie zarzucić, przez co lekko drżałam. Ale ktoś pomyślał za mnie i zarzucił mi na ramiona okrycie.
- W końcu cię wyhaczyłem samą. To dzisiaj dość ciężkie zadanie, zwłaszcza po naszej rozmowie. Unikasz mnie? – spytał Jake, uważnie mi się przyglądając.
- Nie, po prostu staram się dobrze bawić z rodziną, Jake. Nie pochlebiaj sobie, że jesteś taki ważny, żebym musiała cię unikać – odpowiedziałam ze złością. Wkurzył mnie tym, bo najgorsze było to, że miał rację. Unikałam go, bo bałam się konfrontacji. Wiedziałam, że w końcu będziemy musieli pogadać o tym, co sama poruszyłam.
- No dobrze. Powiedzmy, że ci wierzę. Ale wracając do tamtego tematu, co miałaś na myśli? Po prostu mi powiedz, co ci chodzi po głowie, proszę.
- Nie, Jake. Nie dzisiaj. Nie mam na to siły – powiedziałam, z powrotem wracając do patrzenia w gwiazdy. Kątem oka widziałam, że się z sobą zmaga, ale w końcu odpuścił i tylko nieznacznie kiwnął głową. Stanął koło mnie i poszedł w moje ślady. Chwilę staliśmy w kompletnej ciszy i chyba pierwszy raz w jego towarzystwie mi ona przeszkadzała. Na szczęście po chwili zaczął coś mówić o mojej rodzinie i czarnych owcach, które wychwycił. Na przykład ciocię Maggie, która bardziej wyglądała jak wujek Maggie. Bardzo się starał rozluźnić atmosferę i w końcu mu się to w pełni udało. Z środka dochodziła przyjemna wesoła muzyczka, więc zaczęliśmy do niej tańczyć w dość dziwny sposób. Nawet nie jestem pewna, czy można było to nazwać tańcem. W pewnym momencie tak mnie okręcił, że gdyby mnie nie złapał, to zdecydowanie bym się wywróciła i zdarła kolana. Ale na moje nieszczęście tak niefortunnie mnie chwycił, że dzieliły nas milimetry. Wpatrywałam się w jego oczy i zastanawiałam się, czy aby na pewno chcę przekroczyć tą granicę. Decyzję podjęłam w ciągu zaledwie dwóch sekund. Uniosłam delikatnie głowę i odnalazłam jego usta. Był to długi całus. Nie wiem czy przerodziłby się w coś innego, ale usłyszałam tylko jak ktoś wymawia moje imię.
- Katie! O, przepraszam, nie wiedziałam, że jesteś zajęta – powiedział zmieszany brat Phila.
- Nic się nie stało. Co jest? – spytałam, szybko się odsuwając od Jake’a i skupiając całą swoją uwagę na Davidzie.
- Lucas trochę zaszalał z alkoholem i nie możemy doprowadzić go do porządku. Alex jakiś czas temu poszła spać, a on mówi, że zaczeka na ciebie.
- Jasne, dobra. To chodźmy po niego – powiedziałam, nawet nie patrząc na Jake’a. Mogłam sobie tylko wyobrażać jego minę. Co ja najlepszego zrobiłam?
Szybkim krokiem ruszyłam za Davidem. Zaprowadził mnie gdzieś do jakiejś mniejszej sali. Luke jedną ręką był oparty o stół i spał. No ładnie go porobiło.
- Lucas? Luke, obudź się. Chodź, odprowadzę cię – powiedziałam. Na moje słowa coś tam pomruczał, ale bez większych sprzeciwów wstał. Wzięłam go pod ramię i ruszyliśmy w stronę auta Davida, który dzisiaj robił za szofera. Kiedy miał już wsiadać, raptownie się zatrzymał i jak na pijanego człowieka całkiem uważnie na mnie spojrzał.
- Przytul mnie.
- Że co? – spytałam głupio.
- To co słyszałaś. Przytul mnie. Alex sobie śpi, a ja chcę się przytulić. No weź! – wymruczał, kiwając się.
- Jak cię przytulę to się zamkniesz i grzecznie wrócisz do domu? – spytałam z nadzieją.
- Tak. Pod warunkiem, że się jeszcze do czegoś przyznasz – wyjąkał.
- Niby do czego? – spytałam, śmiejąc się.
- Że zależy ci na Jake’u – odpowiedział całkiem poważnie.
- Ale gadasz głupoty. Wsiadaj do tego cholernego auta i mnie nie denerwuj – odparłam zirytowana.
- Musisz się w końcu sama przed sobą do tego przyznać, siostrzyczko.
- Nic nie muszę. Wsiadaj, głupku.
- Dobra, ale i tak przed tym nie uciekniesz, siostrzyczko – powiedział po czym wpakował się do auta.
Nareszcie. Miałam dość tego wieczoru i nocy.
***
Zarówno Jake jak i Lucas wczorajszej nocy poszaleli i nie byli w stanie prowadzić, więc padło na mnie. Ale nie miałam nic przeciwko. Skupię się na drodze i tak będzie najlepiej. Nie znajdę aż tyle czasu, żeby się zastanawiać nad moją decyzją. Grzecznie czekałam na resztę, aż się zbiorą. Na moje nieszczęście Alex mnie dojrzała i od razu podeszła.
- Co ty od samego rana taka ponura jesteś? Coś się stało? – spytała, uważnie mi się przyglądając. Zapanowała między nami dłuższa cisza. Zastanawiałam się, czy powiedzieć jej, co zrobiłam i niestety chęć wygadania się była silniejsza.
- Pocałowałam Jake’a – wydusiłam po kilku sekundach ciszy.
- Że co zrobiłaś?! – krzyknęła. Zmrużyłam oczy przed jej wzrokiem, a ona kontynuowała: - Jak do tego doszło?
- Ja… sama nie wiem. To pod wpływem chwili – zasugerowałam, sama nie do końca w to wierząc. Głośno westchnęłam i czekałam na dalszą reakcję przyjaciółki. Kiedy dalej milczała, zareagowałam.
- Alex, co ja mam teraz zrobić? – spytałam, rozkładając bezradnie ręce.
- Oj, Katie. To chyba oczywiste - musisz porozmawiać z Jakem. 
_______________________________
Czyta ktoś jeszcze? 
© grabarz from WS | XX.