#3

„The Devil In me”

- Kate, zdaję sobie sprawę, że jest ci ciężko po śmierci brata, ale musisz się wziąć w garść. To twój ostatni rok tutaj, później musisz wybrać college, a jeżeli zaczniesz ignorować szkołę i wdawać się w bójki, to skończy się to dla ciebie fatalnie- nawijał dyrektor.
Nawet już na niego nie patrzyłam. Ciągle słyszałam, jak to wszystkim jest przykro z powodu mojego brata, że był takim wspaniałym człowiekiem. Uczynnym, zabawnym, miłym. Ale oni go tak naprawdę nie znali. Wszystko co wygadują, to totalne brednie.  Drzwi dyrektora otworzyły się i zobaczyłam mojego tatę.
-Dzień dobry. Przyjechałem po moją córkę- powiedział jak zawsze opanowany tata.
-Katherine, poczekaj, proszę, na korytarzu. Muszę porozmawiać z twoim ojcem- powiedział, nie patrząc na mnie, dyrektor.
Wzięłam torbę i poszłam na korytarz. Zdzira Sarah już dawno wróciła na lekcję. I jak zwykle tylko mnie się oberwało. Po jakiś piętnastu minutach w końcu wyszli z gabinetu. Tata nie wyglądał na zadowolonego. Znaczy wiedziałam, że nie będzie zachwycony, ale żeby być aż tak złym? Sam w liceum wyrabiał o wiele gorsze rzeczy.
-Dobrze Katherine. Jesteś do końca dnia zwolniona z zajęć. Dziękuję za rozmowę panie Parker. - Uścisnął tacie rękę.
- Nic takiego się już więcej nie powtórzy. Prawda, Kate? – Tata spojrzał na mnie tym swoim srogim wzrokiem, więc kiwnęłam tylko głową. Był jeszcze bardziej zły, niż z początku mi się wydawało. Wzięłam torbę i w ciszy pojechaliśmy do naszej ulubionej restauracji na obiad. Ja wzięłam sałatkę, a tata zamówił tylko kawę.
-Co ty najlepszego wyrabiasz, dziewczyno?- spytał po dłuższej ciszy.
-Poniosło mnie. To się już więcej nie powtórzy. Obiecuję- zapewniłam.
-Z pewnością, młoda damo. Dyrektor powiedział, że jeszcze jeden twój wybryk i zostaniesz zawieszona. Nie możesz sobie na to pozwolić, Katherine. To twój ostatni rok w tej szkole, postaraj się zostać zapamiętana z dobrej strony.
Później za wiele nie rozmawialiśmy. Tata odwiózł mnie do domu i powiedział, że musi wracać do pracy. Oczywiście. Od śmierci Maxa rzadko kiedy go widywałam. Weszłam do domu, gdy ruszyłam do swojego pokoju, coś przykuło moją uwagę, a mianowicie włączony telewizor. Weszłam do salonu i zobaczyłam mamę siedzącą na kanapie.
-Cześć córcia. Siadaj, musimy porozmawiać- powiedziała poważnym głosem.
-Chcesz gadać? Dobra. Ale wolę postać-stwierdziłam, krzyżując ręce.
-Jak wolisz. Tata dzwonił i powiedział co się wydarzyło. - Oho, będzie kolejne kazanie.
Nie pomyliłam się, tylko tym razem nie było to monotonne paplanina, o nie. Mama zaczęła się na mnie wydzierać.
-Co ty sobie myślisz? Bójki? To nie przystoi kobiecie. Rozumiem, jakby Luke się z kimś pobił, ale ty?! Jeszcze wyzwiska? Myślałam, że jesteś mądrzejsza. – Wymachiwała energicznie rękoma. Miałam nadzieję, że na tym się skończy, ale moja matka ponownie mnie dziś zaskoczyła.
-Co cię tak wytrąciło z równowagi, że posunęłaś się do bójki? Dalej skarbie, bądź ze mną szczera. Zawsze sobie o wszystkim mówiłyśmy- powiedziała trochę łagodniej.
-Serio mamo? O wszystkim? – spytałam z kpiną w głosie.
-Co masz na myśli?- dociekała wielce zaskoczona mama.
-Oh, daj spokój. Obie wiemy, że z tatą wam się nie układa. Zastanawiam się tylko, kto z was sypia z kimś na boku. Ty czy on?- powiedziałam z uśmieszkiem na twarzy.
Nim się spostrzegłam, zostałam dzisiaj drugi raz spoliczkowana. Spojrzałam na matkę z wyrzutem i pobiegłam ze łzami w oczach do swojego pokoju. Wzięłam w ręce poduszkę, przyłożyłam ją do twarzy i wydarłam się w nią. Nie minęło dziesięć sekund, a drzwi do mojego pokoju się otworzyły.
-Kate, wszystko w porządku?- spytał Lucas.
-Wynoś się stąd!- krzyknęłam.
-Kate, co... - Nie zdążył dokończyć, bo ponownie się na niego wydarłam, tylko dwa razy głośniej.
-Powiedziałam: wynoś się!
Nie powiedział nic więcej, tylko posłusznie wyszedł z mojego pokoju. Ryczałam jak głupia do czasu, aż zmęczona zasnęłam.
***
Grałem z Lucasem u niego w domu. Ich dom do willi nie należał, ale został jak na mój gust bardzo przytulnie urządzony. Siedzieliśmy na kanapie. Naprzeciwko powieszono telewizor plazmowy, a pod nim stała półka ze zdjęciami. Po lewej stronie znajdowały się drzwi prowadzące na ogród. Były tam ławki porozstawiane wokół kamiennego paleniska. Dalej znajdowały się schody prowadzące do dalszej części ogrodu, który od plaży był oddzielony białym płotem. Z tarasu rozpościerał się niesamowity widok na morze. Nie wiem, co jeszcze ciekawego się tam znajdowało, bo byłem u nich pierwszy raz i nie miałem okazji zwiedzić podwórka. Co do salonu, połączono go z kuchnią, która też nie należała do największych. Pokój był koloru szarawego. Zarówno w salonie jak i w kuchni stały brązowo-białe meble. Pomieszczenia nie wyróżniały się niczym szczególnym, ale okazały się wyjątkowo przytulne. Możliwe, że to przez zdjęcia poustawiane na półce, pod telewizorem.
Było ich całkiem sporo. Kilka z młodości, całą rodziną,ale jedno szczególnie przykuło moją uwagę. Podwójna ramka. Na pierwszym zdjęciu znajdowała się trójka dzieciaków, szczerzących się do aparatu, na kolejnym ta sama trójka, ale już dużo starsza. Była to Kate z Lucasem i kimś jeszcze. Zapewne z jej bratem, Maxem . Widziałem, jak bardzo się zmieniła się podczas wakacji. Jeszcze w czerwcu, kiedy ją poznałem, była zupełnie inną dziewczyną.


Pamiętam, jak ją zobaczyłem pierwszy raz przy fontannie Bethesda w Nowym Jorku. Stała odwrócona do niej tyłem, podrzucając nerwowo pieniążek. Zastanawiała się nad życzeniem. Po chwili zamknęła oczy i rzuciła monetę.
- Czego taka piękna dziewczyna jak ty może sobie życzyć?- zagadnąłem.
Odwróciła się w moją stronę z tym swoim pięknym uśmiechem.
-Nie mogę powiedzieć bo się nie spełni. A ty już rzuciłeś monetę?- spytała unosząc jedną brew.
-Nie. I nie zamierzam. Mam wszystko czego pragnę.
-Wszystko?- spytała delikatnie przegryzając wargę i patrząc na mnie brązowymi prawie czarnymi oczami.
-Może nie wszystko, ale nawet jeżeli rzuciłbym monetę to i tak niczego by tonie zmieniło.
-A skąd możesz to wiedzieć? Trochę wiary- powiedziała pewna swego.
Zaśmiałem się. Wyjęła z portfela pieniądz i mi go podała, cały czas się uśmiechając.
-Pomyśl życzenie i rzuć- poprosiła.
-Stracisz tylko kasę bo i tak się nie spełni- stwierdziłem śmiejąc się.
-Zobaczymy, a teraz rzucaj- powiedziała uparcie.
Eh niech jej będzie. Pomyślałem jakieś marne życzenie i rzuciłem.
-Ok. Już. Zadowolona?-  spytałem posyłając jej jeden z moich najlepszych uśmiechów. Ta na to puściła mi oczko, kiwnęła lekko głową i poszła w stronę wyjścia z Central Parku.


Wtedy byłem nią zauroczony. Okazała się taka słodka. I ufna. Teraz wydawała się zamknięta w sobie. Odizolowana od bliskich.
Graliśmy z Lucasem, gdy ten obrócił się w stronę wejścia do przedpokoju. Zrobiłem to samo i zobaczyłem skradającą się Kate. Luke pokazał mi żebym był cicho, kiwnąłem tylko głową i wyłączyłem grę. Ruszyliśmy w stronę drzwi.
-Gdzie idziesz?- usłyszałem jego na pozór spokojny głos.
-Nie twoja sprawa, Lucas. Idź się zająć gościem- powiedziała z wściekłością.
-Ale ja mogę poczekać. - Stanąłem w drzwiach wpatrując się w nią. Miała na sobie czarną sukienkę i do tego czarne szpilki, które wydłużały jej nogi. Wyglądała niesamowicie. Spojrzała na mnie z mordem w oczach, więc posłałem jej uśmiech, na co oczywiście prychnęła.
-Gdzie idziesz, Kate?- spytał ponownie Lucas, tym razem nie ukrywał, że jest wkurzony.
-Zabronisz mi iść na spacer? – spytała z kpiną.
-W takim stroju idziesz na spacer? Ciekawe – powiedział sarkastycznie.
-A nawet jeśli nie idę, to nie powinno cię to interesować. Mogę robić co mi się podoba.
- Powinno i interesuje. Jesteś moją siostrą i mam zamiar się tobą opiekować. Czy ci się to podoba czy nie. - Luke był coraz bardziej zdenerwowany.
-Zajmij się swoim życiem, jasne? Mam już dość tego, że wszyscy zachowujecie się jak niańki. Nie jestem małym dzieckiem. Potrafię o siebie zadbać. A teraz wybacz, ale wychodzę. - Z każdym słowem Katie podnosiła głos.
Gdy tylko skończyła szybko otworzyła drzwi i wybiegła z domu, trzaskając nimi. Lucas wybiegł zaraz za nią, ale nie zdążył, bo już była w aucie i wyjeżdżała z podjazdu. Wziąłem moje kluczyki i pojechaliśmy jej szukać.
-Jedź do klubu Paradise. - Luke mnie pokierował i zaraz tam byliśmy. Gdy tylko weszliśmy udaliśmy się do baru
-Ian, była tu Kate?- spytał z nadzieją swojego kuzyna.
-Dzisiaj jej nie widziałem. A coś się stało?- spytał, marszcząc brwi.
-Pojechała do jakiegoś klubu, ale nie mam pojęcia którego. Twój pierwszy przyszedł mi na myśl-powiedział wściekły Lucas.
-Spróbuj u Didi -podsunął Ian.
Luke kiwnął głową i wróciliśmy do auta.  Gdy tylko podjechaliśmy pod właściwy klub, zobaczyliśmy auto Katherine. Weszliśmy bez problemu i rozdzieliliśmy się.
***
-Teraz twoja kolej, mała- powiedział Ethan. Wzięłam łyk wódki i zagryzłam limonką. Barman zostawił przy ladzie Bourbona, więc przechyliłam butelkę, nalałam sobie do kieliszka i duszkiem wypiłam. Potem weszłam na parkiet. Tańczyłam i śmiałam się, dopóki ktoś nie złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę wyjścia. Obejrzałam się i kogo zobaczyłam?! Tych dwóch pajaców.
-Luke, puść mnie. -Ten udawał że mnie nie słyszy i dalej ciągnął w stronę wyjścia– Lucas!
W połowie drogi do drzwi stanął przed nami Ethan.
-Słyszałeś co powiedziała. - Obok niego pojawili się jego kumple.
-Zejdź mi z drogi. To nie twoja sprawa- powiedział wkurzony Luke i spróbował go wyminąć, ale Ethan nie dał mu szansy, tylko uderzył go z pięści w twarz. Chciałam się obrócić i uciec, ale czyjaś ręka znowu mnie złapała.
-Puść mnie, Jacob- powiedziałam wściekła
-Nie ma mowy. Co ty do cholery robisz?- warknął wkurzony.
Nie wiele myśląc, zamachnęłam się, uderzyłam go z pięści w nos i zaczęłam uciekać w stronę wyjścia. Obejrzałam się przez ramię czy za mną nie biegną, ale byli zbyt zajęci bójką. Wybiegłam szybko z baru i szybkim krokiem ruszyłam do auta i wtedy dotarło do mnie, że piłam. Zamknęłam auto i ruszyłam pieszo w stronę domu.

#2


„We used to be friends”

Patrzyłam w te jego piękne niebieskozielone oczy i za każdym razem zapierało mi dech w piersiach. Co chwilę szeptałam jego imię. Nasze twarze dzieliły milimetry. Wplotłam ręce w jego śliczne loczki i przygotowałam się na pocałunek.
- Kate! Wstawaj! Za godzinę jedziemy do szkoły!
Jakiś głos zaczął się drzeć tuż przy moim uchu. Kiedy leniwie otworzyłam oczy, zobaczyłam kochanego braciszka, który w tej chwili stał z szerokim uśmiechem na twarzy. Podszedł do balkonu i odsunął żaluzje, sprawiając, że moje oczy prawie się wypaliły.
- Dobra, dobra, już wstaję, tylko się tak nie wydzieraj. - Mówiąc to, nakryłam się kołdrą.
A ten jak na złość zerwał ze mnie nakrycie i każde słowo wymawiał dziesięć razy głośniej.
- ZROBIŁEM CI PŁATKI. MOŻE BYĆ?
- Tak - powiedziałam ze złością. Ten tylko głupkowato się uśmiechnął i wyszedł, trzaskając drzwiami. Grr. Zabiję go kiedyś.
Poszłam do łazienki się ogarnąć. Spojrzałam w lustro i to, co zobaczyłam, mnie przeraziło. Wyglądałam okropnie. Makijaż rozmazany, włosy nieźle potargane i do tego niekoniecznie przyjemny zapaszek. Wzięłam szybki prysznic. Ubrałam się w krótkie potargane spodenki i luźny T-shirt. Na dworze było gorąco, dlatego włosy związałam w „koński ogon”. Zeszłam na dół do tego pacana, który oczywiście dalej robił wszystko, żeby moja głowa eksplodowała.
- A  tak w ogóle to ci nigdy nie daruję -powiedziałam wściekła. Ten tylko spojrzał na mnie pytająco.
- Prawie pocałowałam Justina Timberleka - mruknęłam naburmuszona niczym pięciolatka.
-O, najmocniej przepraszam, że cię obudziłem, księżniczko -odparł z sarkazmem. -Pamiętasz, że dzisiaj przyjechał kuzyn Alex? Masz być dla niego miła, jasne?
Machnęłam tylko ręką, pijąc kawę. Usłyszałam jak drzwi się otwierają i chwilę później do kuchni wparował Tay.Miał na sobie dżinsy i oczywiście koszulę. Do tego czapkę luźno zarzuconą na blond czuprynę.
-Siemanko! - Już od progu zaczął się wydzierać.
-Ciszej trochę. Przecież wszyscy cię doskonale słyszą - powiedziałam ze skwaszoną miną.
-Co, kacyk męczy? Nie trzeba było tyle pić, kochana - stwierdził, śmiejąc się i całując mnie w policzek na powitanie. Po raz kolejny dzisiejszego ranka tylko machnęłam ręką.
-Tak w ogóle co ty tutaj robisz Tay?- spytałam po chwili, przytomniejąc. Kocham człowieka, których wynalazł kawę!
-Moja dziecinka się rozchorowała i musiałem zabrać ją na kurację. Dlatego przez najbliższy tydzień będę jeździł z wami. Cieszcie się blaskiem mej chwały! – wykrzyczał.
Nie miałam siły odpowiadać, więc to zignorowałam. Poczekałam, aż zjedzą śniadanie, po czym w końcu mogliśmy jechać. Po jakiś piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Wzięłam swoją torbę i ruszyłam do budynku.
- Kate, gdzie ty idziesz? Mieliśmy poznać kuzyna Alex - zawołał za mną Lucas.
- Za głośno tu, wolę wejść do środka. Poznam go w przerwie na lunch. Ciao!- odkrzyknęłam, nawet się nie odwracając. Chciałam znaleźć się jak najszybciej w środku, z dala od tego świecącego słoneczka i hałasu.
Poszłam po nowy plan do sekretariatu. Pierwsza lekcja, chemia. Hura. Na moje nieszczęście w szkole było równie głośno, co przed nią, więc udałam się do damskiej toalety. Jak miło. Cisza, spokój, coś pięknego. Niestety, nie trwało to długo, bo zadzwonił dzwonek na lekcje. Poszłam pod właściwą salę, która była na samej górze. Nie dość, że się spóźniłam, to byłam strasznie zmęczona.
- Dzień dobry, proszę pana. Jak miło ujrzeć pańską twarzyczkę już pierwszego dnia w szkole -powiedziałam z ironią do mojego „ulubionego” nauczyciela.
- Dzień dobry, Parker. Miło, że się zjawiłaś. A teraz siadaj - powiedział równie „zadowolony” nauczyciel.
Posłałam mu tylko fałszywy uśmiech i poszłam do ostatniej ławki przy oknie. Całą lekcję jak i kilka następnych przesiedziałam, bazgroląc z tyłu zeszytu. W przerwie na lunch do jedzenia wzięłam tylko jakąś sałatkę i wodę. Wybrałam miejsce przodem do wejścia, a obok mnie usiedli Tay i Luc. Jadłam sobie spokojnie sałatkę, gdy ten pacan zwany moim bratem tak mnie szturchnął, że połowa jedzenia wylądowała na stoliku.
- Uważaj, co robisz, idioto! – powiedziałam wkurzona. 
- Ej. Idzie Alex z kuzynem.  - Na jaką cholerę on szepcze?!
Spojrzałam w stronę wejścia do stołówki i poczułam jakby ktoś mnie spoliczkował.
- To chyba jakieś żarty - wyszeptałam zaskoczona.
Wszyscy spojrzeli na mnie jak na idiotkę, a ja dalej wpatrywałam się w kuzyna Alex. I marzyłam żeby to był tylko sen. Okropny koszmar, ale tylko rozgrywający się w mojej głowie.
- Cześć. Kate, chciałabym ci przedstawić mojego przystojnego kuzyna. Więc to jest Jacob, Jake a to moja..-nie dokończyła, bo jej przerwałam.
- Co do jasnej cholery tutaj robisz?- Z wściekłości wstałam.
-Ciebie też miło widzieć, Katie- powiedział z ogromnie głupkowatym uśmiechem Jake, a we mnie zawrzało.
- Przestań, do cholery, mnie tak nazywać! -warknęłam ze złością, uderzając w stół. Kilka osób niedaleko nas spojrzało z zaciekawieniem.
- Chwila, wy się znacie? -spytał, dziwnie na nas patrząc, Lucas. W tym samym momencie Jacob powiedział tak, kiedy ja powiedziałam nie. Wszyscy przy naszym stoliku spojrzeli na nas zdziwieni, ale już nie pytali. Posłałam mu tylko spojrzenie mówiące : "jeszcze słowo a coś ci zrobię", po czym, nie słuchając ich już dłużej, zajęłam się jedzeniem mojej sałatki. Gdy znowu spojrzałam na wejście do stołówki, oniemiałam.
-Ja pierdolę! – Tylko tyle zdołałam z siebie wydusić, gdy ją zobaczyłam. Miała na sobie obcisłe legginsy i krótką bluzkę odsłaniającą połowę brzucha. Szybko wstałam od stołu i nie zawracając sobie głowy uwagami Alex na temat mojego słownictwa, ruszyłam do tej zdziry.
-Wow, Sarah, wyglądasz jak rasowa zdzira -wysyczałam, ledwo powstrzymując się, żeby jej nie strzelić w twarz.
-Proszę, proszę, kogo my tu mamy. Moją niedoszłą szwagierkę. Jak minęły ci wakacje kochana? -spytała z tym swoim fałszywym uśmieszkiem.
-Wiesz, całkiem nieźle, pomijając fakt, że straciłam jedną z ważniejszych osób w moim życiu -powiedziałam podjudzona.
-Oh, tak bardzo tęsknię za Maxem. Myślę o nim każdego dnia- powiedziała łamiącym się głosem.
-Naprawdę? A myślałaś o nim, jak pieprzył cię ojciec twojej najlepszej przyjaciółki?- spytałam z jadem w głosie, resztkami sił powstrzymując się, żeby nie wywołać bójki.
-O czym ona mówi, Sarah? – spytała zdezorientowana Holly.
-Sarah, nie powiedziałaś jej, o co pokłóciłaś się z moim bratem?- spytałam retorycznie- Nie? Holly, naprawdę mi przykro, że twoi rodzice się rozwiedli. Słyszałam, że twój ojciec zdradzał twoją matkę z jakąś tanią dziwką - spojrzałam wymownie na Sarah.
-Zamknij się! -krzyknęła.
-Kate, daj spokój-powiedziała cicho stojąca za mną Alex, która razem z resztą podeszła do mnie, żeby w razie czego interweniować.
- Zdradzę ci tajemnicę. - Mówiąc to, podeszłam do niej i zaczęłam szeptać jej do ucha, chociaż wcale nie musiałam, bo w stołówce panowała idealna cisza- Twoja tak zwana przyjaciółka, sypiała z twoim oj... - Nie dokończyłam, bo Sarah popchnęła mnie i uderzyła w twarz.
-Powiedziałam, żebyś się zamknęła! -wydarła się.
-Ty pieprzona zdziro!- uderzyłam ją z pięści w twarz.
Spojrzała na mnie zdziwiona, a ja w tym czasie  rzuciłam się na nią. Nim zdążyłam zrobić jej jakąkolwiek krzywdę, zostałam przez kogoś odciągnięta. Zaczęłam się wyrywać, ale ktoś miał mocny uścisk.
-Katie, przestań. – Słyszałam szept Jake’a koło mojego ucha. Przez to całkowicie straciłam nad sobą panowanie.  Gdy się wyrwałam, miałam znowu jej przyłożyć,  gdy zobaczyłam dyrektora Reynoldsa. Świetnie.
-Wy dwie. Do mnie – powiedział, wskazując na nas palcem. Spojrzałam na nią z wściekłością.
              Zapowiada się wspaniały nowy rok szkolny.

#1


„Everything has changed”

Obudziły mnie ciepłe promienie słońca delikatnie muskające moją twarz. Byłaby to wspaniała pobudka, gdybym zaliczała się do rannych ptaszków. Uchyliłam odrobinę powieki, ale od razu je zamknęłam. Dopiero za drugim podejściem mogłam je otworzyć i przyjrzeć się mojemu pokojowi.
Ogólnie był on dość duży. Wchodząc do niego, pierwszym co rzucało się w oczy, było umieszczone z lewej strony podwójne, białe, metalowe łóżko, z dużą ilością poduszek. Po jego prawej stronie znajdowały się drzwi do łazienki, a na przeciwko kolejne, prowadzące do garderoby. Obok tych drzwi stało biurko. Na środku równoległej do wejścia ściany, znajdowały się duże, szklane drzwi, prowadzące na balkon. Wstałam i z rozmachem je otworzyłam. Opierając się o barierkę, spojrzałam po raz kolejny na mój pokój. Oprócz mnóstwa ubrań walających się na podłodze i ramie łóżka, można było zobaczyć bardzo ważny element pokoju. Nad łóżkiem była powieszona ogromna fototapeta tancerki. Wydawać by się mogło, że ukazana osoba frunie. W rzeczywistości fotografowi udało się uchwycić świetny moment z układu tanecznego. W momencie robienia zdjęcia, dziewczyna wykonywała tzw. grand jete, czyli skok szpagatowy. Była to jedna z niewielu póz z baletu, jakie wkomponowaliśmy w nasz układ. Zdjęcie zostało zrobione podczas jednego z pokazów, na imprezie rozpoczynającej wakacje. Scena została położona tak, że z tyłu, za tancerzami, było widać zachód słońca. Moja przyjaciółka, Alex, potrafiła wyczuć moment. Podczas tego pokazu zrobiła wiele niesamowitych zdjęć, nie tylko moich, ale również całej ekipy, jednak to było najlepsze. Zawsze patrzyłam na tę fotografię z uwielbieniem. Przypominała mi, jak bardzo kochałam taniec. 
Potrząsnęłam głową, żeby uwolnić się od nieprzyjemnych myśli i odwróciłam się w kierunku plaży oraz wschodzącego słońca. Moje myśli powędrowały w stronę kończących się wakacji. Był ostatni dzień wolności, dlatego trzeba dzisiaj zaszaleć. Póki co postanowiłam, że pójdę pobiegać. Ubrałam się w dres i zeszłam na dół. Przy stole siedział już mój brat bliźniak, Lucas.
 Nie jesteśmy wcale do siebie podobni, ale też nie totalnie różni. Ja mam brązowe włosy, on natomiast ciemne blond.  Moje oczy są koloru brązowego, prawie czarnego, a jego szare. On jest wysoki, a ja w porównaniu z nim niska. Co do upodobań i charakteru: oboje lubimy się dobrze zabawić, tylko różnica jest taka, że Lucas zna umiar. Jego pasja to gra w koszykówkę. Ma naprawdę wielki talent. Dlatego jest kapitanem drużyny w naszej szkole. Lucas jest typem chłopaka idealnego. Miły, zabawny, troskliwy, przystojny i do tego gwiazda koszykówki. Ale na nieszczęście wszystkich dziewczyn w szkole jego serce jest już zajęte.
- Kate? – spytał z niedowierzaniem.
- Co jest?- odpowiedziałam mu pytaniem na pytanie.
- Co ty robisz na nogach o tak wczesnej porze?- spytał, bacznie mi się przyglądając.
- To już nie mogę wcześnie wstać?- odparłam poirytowana.
- Nie, no możesz, tylko to po prostu dziwne widzieć cię o godzinie siódmej rano na nogach-powiedział nadal zdziwiony.
- Gdzie rodzice? – spytałam, ignorując jego odpowiedź.
- Pojechali już do pracy. Chcesz kanapkę?- zaproponował, podsuwając mi talerz.
- Nie, dzięki. Idę pobiegać.
Od kiedy pamiętam, rodzice dużo pracowali, pozostawiając nam wolną rękę, ale od kilku miesięcy zaczęli spędzać tam dużo więcej czasu, aby jak najkrócej przebywać w domu. Mama nawet brała dodatkowe godziny w szpitalu. Tata rzadko kiedy śpi w domu. Wydaje mi się, że rodzice są w separacji. Mam tylko nadzieję, że cokolwiek się między nimi dzieje, jest chwilowe. No bo kto chciałby być częścią rozbitej rodziny?
Przebiegłam niezły kawałek plaży. Kiedy byłam niesamowicie zmęczona postanowiłam, że trochę odpocznę. Gdy patrzyłam przed siebie, w zasięgu mojego wzroku pojawiła się para. Byli to ludzie sędziwego wieku z ogromnym bagażem doświadczeń. Szli, trzymając się za ręce, nucąc tę samą piosenkę. Patrząc na nich, zrobiło mi się ciepło na sercu. Oglądając starsze pary, powraca wiara w prawdziwą i wieczną miłość. Chciałabym znaleźć osobę, z którą przeżyję wszystkie niepowodzenia, z którą będę mogła się śmiać, płakać czy nucić piosenkę. Starsza pani, widząc, że się im przypatruję, ciepło się uśmiechnęła. Spuściłam na chwilę wzrok, po czym odwzajemniłam uśmiech. Para poszła dalej, a ja truchtem pobiegłam w stronę domu.
 Gdy wróciłam, wzięłam długi prysznic i poszłam zacząć robić obiad. Miałam ochotę na bitki. Przygotowanie mięsa zajęło mi trochę czasu i nim się obejrzałam, była godzina dwunasta. Obrałam ziemniaki i poszłam do swojego pokoju. Wieczorem planowałam pójść do klubu. Zostało jeszcze dużo czasu, więc z braku zajęć postanowiłam poczytać książkę. Padło na „Millennium” Stiega Larssona. Przeczytałam kilka rozdziałów i poszłam zjeść obiad. Po zostawionym w zlewie talerzu domyśliłam się, że Lucas zdążył już skończyć. Zjadłam swoją porcję i umyłam naczynia. Poszłam do salonu, żeby pooglądać telewizję. Włączyłam HBO. Po obejrzeniu filmu, zaczęłam przygotowywać się na wyjście do klubu. Wzięłam długi, relaksujący prysznic. Wysuszyłam włosy i zrobiłam loki. Pomalowałam rzęsy, a na usta nałożyłam błyszczyk. Założyłam jasne obcisłe rurki i luźną bluzkę. Wyjęłam z szafy małą torebkę i byłam gotowa. Wzięłam kluczyki od mojego kochanego Volkswagena New Beetle. Po piętnastu minutach byłam na miejscu. W tłumie zobaczyłam Lucasa, Alex i Taylera. Nie miałam dzisiaj ochoty na ich towarzystwo, dlatego od razu skierowałam się do baru.
- Cześć, Ian. Mocnego drinka, poproszę- powiedziałam, uśmiechając się niewinnie.
- Dla ciebie wszystko, kuzyneczko- powiedział, puszczając mi oczko.
Spojrzałam na tłum ludzi bawiących się w klubie. Widziałam twarze znajomych ze szkoły, ale nigdzie nie mogłam dojrzeć mojego chłopaka. W pewnej chwili ktoś usiadł koło mnie przy barze. Obserwowałam tę osobę kątem oka.
- Nie przywitasz się ze mną, mała?- usłyszałam tuż przy uchu.
- Cześć- powiedziałam lekko poirytowana.
- A gdzie buziak?- spytał niezrażony tonem mojego głosu i postawy.
- A zasłużyłeś?- obróciłam głowę w stronę natręta.
Był to brunet o niebieskich oczach. Lekki zarost dodawał mu drapieżności. W tej chwil na jego twarzy gościł zadziorny uśmieszek.
- Co tym razem zrobiłem?- powiedział, delikatnie całując moją szczękę.
- Nie dzwoniłeś przez cały weekend.- Starałam się być poważna, ale zaczął z pocałunkami schodzić niżej, na moją szyję. Doskonale wiedział, że to jest mój czuły punkt.
- Przepraszam. Byłem zajęty. Wiesz jak to jest, mała- powiedział między pocałunkami. Zaśmiałam się. Po chwili oprzytomniałam i odsunęłam się.
- Przestań. Próbuję być na ciebie zła.- Spojrzałam w jego niebieskie oczy.- Martwiłam się.
- Przepraszam- Czy ja dobrze słyszę? Czy on mnie właśnie przeprosił? Przez chwilę odebrało mi mowę. Jeszcze nigdy mnie nie przepraszał. Myślałam, ba!, byłam pewna, że nie zna słowa "przepraszam". A tu proszę, taka miła niespodzianka.
- Co? Coś nie tak? –spytał lekko zmieszany.
- Przeprosiłeś mnie - powiedziałam zdziwiona.
- Dobra. Zadowolona? - Kiedy kiwnęłam głową, zawołał barmana. Wypiliśmy po kilka drinków i udaliśmy się na parkiet.
Od razu wpadłam w wir zabawy. Nie mam pojęcia, ile tańczyliśmy, ale nieźle się zmęczyłam. Szłam, żeby zamówić kolejnego z kolei drinka, ale drogę zagrodził mi mój wspaniały braciszek Luc.
- Jedziemy do domu Kate. Zbieraj się - powiedział stanowczo, nie patrząc na mnie.
- Ja się nigdzie nie wybieram. Świetnie się bawię. Wrócę później - odpowiedziałam i ruszyłam w stronę baru. Przeciskałam się między wirującymi ciałami. Myślałam, że brat sobie odpuścił. Niestety, pomyłka.
- Nie ma mowy. Jedziesz z nami Kate – powiedział, łapiąc mnie za przedramię. Za kogo on się uważa?!
- Nie jesteś moim ojcem. I jak już powiedziałam, zostaję!- Usiadłam i przywołałam Iana gestem, żeby mi podał drinka. Nie minęło dziesięć sekund, a stała przede mną szklanka z alkoholem.
- Nie zostawię cię samej, żebyś znowu się zalała i nie wróciła na noc do domu - Mówiąc to, wyrwał mi w połowie już opróżnionego drinka.
- Hej! Co robisz?!
- Lucas. Zostaw. Odwiozę ją za jakąś godzinkę -powiedział zrezygnowanym głosem Ian.
Spojrzał na mnie ze złością i pokiwał lekko głową. Tak! Katherine Elizabeth Parker zawsze wygrywa. Pomachałam mu na pożegnanie i dopiłam drinka.
- Proszę nie szalej dzisiaj -powiedział Ian, zabierając mi pustą już szklankę.
- Jest ostatni dzień wakacji, chcę się zabawić - powiedziałam markotnie.
- Rozumiem. I zdaję sobie sprawę, przez co przechodzisz, ale to nie jest powód, żeby się upijać, ok? A co do twojego brata musisz zrozumieć, że on się o ciebie troszczy, więc proszę cię, nie przeginaj dzisiaj z alkoholem, dobra?
- Dobrze, tatusiu -zaśmiałam się, a ten tylko pokręcił z politowaniem głową i odszedł obsłużyć innych klientów. A ja poszłam na parkiet się bawić.
***
Gdzie ona jest? Dochodzi druga w nocy, a jej dalej nie ma. Ian miał ją przywieźć najpóźniej po dwunastej. Jestem ciekawy, jak ona wstanie do szkoły. Dobrze, że rodziców nie ma, bo miałaby przechlapane. Moje rozmyślania przerwał dzwonek. W drzwiach zobaczyłem Iana z Kate na rękach.
- Miałeś jej pilnować - powiedziałem, biorąc ją na ręce. Jezu, ale od niej śmierdzi.
- Zostawiłem ją tylko na pół godziny -tłumaczył się.
- O pół godziny za dużo - powiedziałem ze złością, idąc w stronę pokoju Kate.
Zdjąłem jej buty i położyłem do łóżka. Gdy tylko zszedłem na dół, zacząłem przepraszać Iana, że się na nim wyżyłem. Chciał pomóc, a że Kate ciężko przypilnować to już inna sprawa. Do tego był w pracy.
- Spoko. Wiem, że jest wam ciężko, a szczególnie Kate. Ale jest twarda, wiesz? Da sobie radę. – Pokiwałem tylko głową i poszedłem odprowadzić go do drzwi.
              To będzie ciężki dzień.

© grabarz from WS | XX.