„The Devil In me”
- Kate, zdaję sobie sprawę, że jest ci ciężko po śmierci
brata, ale musisz się wziąć w garść. To twój ostatni rok tutaj, później musisz
wybrać college, a jeżeli zaczniesz ignorować szkołę i wdawać się w bójki, to
skończy się to dla ciebie fatalnie- nawijał dyrektor.
Nawet już na niego nie patrzyłam. Ciągle słyszałam, jak to
wszystkim jest przykro z powodu mojego brata, że był takim wspaniałym
człowiekiem. Uczynnym, zabawnym, miłym. Ale oni go tak naprawdę nie znali.
Wszystko co wygadują, to totalne brednie.
Drzwi dyrektora otworzyły się i zobaczyłam mojego tatę.
-Dzień dobry. Przyjechałem po moją córkę- powiedział jak
zawsze opanowany tata.
-Katherine, poczekaj, proszę, na korytarzu. Muszę porozmawiać z
twoim ojcem- powiedział, nie patrząc na mnie, dyrektor.
Wzięłam torbę i poszłam na korytarz. Zdzira Sarah już dawno
wróciła na lekcję. I jak zwykle tylko mnie się oberwało. Po jakiś piętnastu minutach w końcu wyszli z gabinetu. Tata nie wyglądał na zadowolonego. Znaczy
wiedziałam, że nie będzie zachwycony, ale żeby być aż tak złym? Sam w liceum
wyrabiał o wiele gorsze rzeczy.
-Dobrze Katherine. Jesteś do końca dnia zwolniona z zajęć.
Dziękuję za rozmowę panie Parker. - Uścisnął tacie rękę.
- Nic takiego się już więcej nie powtórzy. Prawda, Kate? – Tata spojrzał na mnie tym swoim srogim wzrokiem, więc kiwnęłam tylko głową.
Był jeszcze bardziej zły, niż z początku mi się wydawało. Wzięłam torbę i w
ciszy pojechaliśmy do naszej ulubionej restauracji na obiad. Ja wzięłam
sałatkę, a tata zamówił tylko kawę.
-Co ty najlepszego wyrabiasz, dziewczyno?- spytał po dłuższej
ciszy.
-Poniosło mnie. To się już więcej nie powtórzy. Obiecuję-
zapewniłam.
-Z pewnością, młoda damo. Dyrektor powiedział, że jeszcze
jeden twój wybryk i zostaniesz zawieszona. Nie możesz sobie na to pozwolić, Katherine. To twój ostatni rok w tej szkole, postaraj się zostać zapamiętana z
dobrej strony.
Później za wiele nie rozmawialiśmy. Tata odwiózł mnie do domu
i powiedział, że musi wracać do pracy. Oczywiście. Od śmierci Maxa rzadko kiedy
go widywałam. Weszłam do domu, gdy ruszyłam do swojego pokoju, coś przykuło moją
uwagę, a mianowicie włączony telewizor. Weszłam do salonu i zobaczyłam mamę siedzącą na kanapie.
-Cześć córcia. Siadaj, musimy porozmawiać- powiedziała
poważnym głosem.
-Chcesz gadać? Dobra. Ale wolę postać-stwierdziłam, krzyżując
ręce.
-Jak wolisz. Tata dzwonił i powiedział co się wydarzyło. - Oho,
będzie kolejne kazanie.
Nie
pomyliłam się, tylko tym razem nie było to monotonne paplanina, o nie. Mama
zaczęła się na mnie wydzierać.
-Co ty sobie myślisz? Bójki? To nie przystoi kobiecie.
Rozumiem, jakby Luke się z kimś pobił, ale ty?! Jeszcze wyzwiska? Myślałam, że
jesteś mądrzejsza. – Wymachiwała energicznie rękoma. Miałam nadzieję, że na tym
się skończy, ale moja matka ponownie mnie dziś zaskoczyła.
-Co cię tak wytrąciło z równowagi, że posunęłaś się do bójki?
Dalej skarbie, bądź ze mną szczera. Zawsze sobie o wszystkim mówiłyśmy-
powiedziała trochę łagodniej.
-Serio mamo? O wszystkim? – spytałam z kpiną w głosie.
-Co masz na myśli?- dociekała wielce zaskoczona mama.
-Oh, daj spokój. Obie wiemy, że z tatą wam się nie układa.
Zastanawiam się tylko, kto z was sypia z kimś na boku. Ty czy on?- powiedziałam
z uśmieszkiem na twarzy.
Nim się spostrzegłam, zostałam dzisiaj drugi raz spoliczkowana.
Spojrzałam na matkę z wyrzutem i pobiegłam ze łzami w oczach do swojego pokoju.
Wzięłam w ręce poduszkę, przyłożyłam ją do twarzy i wydarłam się w nią. Nie
minęło dziesięć sekund, a drzwi do mojego pokoju się otworzyły.
-Kate, wszystko w porządku?- spytał Lucas.
-Wynoś się stąd!- krzyknęłam.
-Kate, co... - Nie zdążył dokończyć, bo ponownie się na niego
wydarłam, tylko dwa razy głośniej.
-Powiedziałam: wynoś się!
Nie powiedział nic więcej, tylko posłusznie wyszedł z mojego
pokoju. Ryczałam jak głupia do czasu, aż zmęczona zasnęłam.
***
Grałem z Lucasem u niego w domu. Ich dom do willi nie
należał, ale został jak na mój gust bardzo przytulnie urządzony. Siedzieliśmy na
kanapie. Naprzeciwko powieszono telewizor plazmowy, a pod nim stała półka ze
zdjęciami. Po lewej stronie znajdowały się drzwi prowadzące na ogród. Były tam ławki porozstawiane wokół kamiennego paleniska. Dalej znajdowały się schody
prowadzące do dalszej części ogrodu, który od plaży był oddzielony białym
płotem. Z tarasu rozpościerał się niesamowity widok na morze. Nie wiem, co jeszcze ciekawego się tam znajdowało, bo byłem u nich pierwszy raz i nie miałem okazji zwiedzić
podwórka. Co do salonu, połączono go z kuchnią, która też nie należała do największych. Pokój był koloru szarawego. Zarówno w salonie jak i w kuchni stały brązowo-białe meble. Pomieszczenia nie wyróżniały się
niczym szczególnym, ale okazały się wyjątkowo przytulne. Możliwe, że to przez zdjęcia poustawiane na półce, pod telewizorem.
Było ich całkiem sporo. Kilka z młodości, całą rodziną,ale
jedno szczególnie przykuło moją uwagę. Podwójna ramka. Na pierwszym zdjęciu
znajdowała się trójka dzieciaków, szczerzących się do aparatu, na kolejnym ta sama
trójka, ale już dużo starsza. Była to Kate z Lucasem i kimś jeszcze. Zapewne z
jej bratem, Maxem . Widziałem, jak bardzo się zmieniła się podczas wakacji.
Jeszcze w czerwcu, kiedy ją poznałem, była zupełnie inną dziewczyną.
Pamiętam, jak ją zobaczyłem pierwszy raz przy fontannie
Bethesda w Nowym Jorku. Stała
odwrócona do niej tyłem, podrzucając nerwowo pieniążek. Zastanawiała się
nad życzeniem. Po chwili zamknęła oczy i rzuciła monetę.
- Czego taka piękna dziewczyna
jak ty może sobie życzyć?- zagadnąłem.
Odwróciła się w moją stronę z tym swoim pięknym uśmiechem.
-Nie mogę powiedzieć bo się
nie spełni. A ty już rzuciłeś monetę?- spytała unosząc jedną brew.
-Nie. I nie zamierzam. Mam
wszystko czego pragnę.
-Wszystko?- spytała delikatnie
przegryzając wargę i patrząc na mnie brązowymi prawie czarnymi oczami.
-Może nie wszystko, ale nawet
jeżeli rzuciłbym monetę to i tak niczego by tonie zmieniło.
-A skąd możesz to wiedzieć?
Trochę wiary- powiedziała pewna swego.
Zaśmiałem się. Wyjęła z portfela pieniądz i mi go podała,
cały czas się uśmiechając.
-Pomyśl życzenie i rzuć-
poprosiła.
-Stracisz tylko kasę bo i tak się
nie spełni- stwierdziłem śmiejąc się.
-Zobaczymy, a teraz rzucaj-
powiedziała uparcie.
Eh niech jej będzie. Pomyślałem jakieś marne życzenie i
rzuciłem.
-Ok. Już. Zadowolona?- spytałem posyłając jej jeden z moich
najlepszych uśmiechów. Ta na to puściła mi oczko, kiwnęła lekko głową i poszła
w stronę wyjścia z Central Parku.
Wtedy byłem nią zauroczony. Okazała się taka słodka. I ufna.
Teraz wydawała się zamknięta w sobie. Odizolowana od bliskich.
Graliśmy z Lucasem, gdy ten obrócił się w stronę wejścia do
przedpokoju. Zrobiłem to samo i zobaczyłem skradającą się Kate. Luke pokazał
mi żebym był cicho, kiwnąłem tylko głową i wyłączyłem grę. Ruszyliśmy w stronę
drzwi.
-Gdzie idziesz?- usłyszałem jego na pozór spokojny głos.
-Nie twoja sprawa, Lucas. Idź się zająć gościem- powiedziała z
wściekłością.
-Ale ja mogę poczekać. - Stanąłem w drzwiach wpatrując się w
nią. Miała na sobie czarną sukienkę i do tego czarne szpilki, które wydłużały
jej nogi. Wyglądała niesamowicie. Spojrzała na mnie z mordem w oczach, więc posłałem jej uśmiech, na co oczywiście prychnęła.
-Gdzie idziesz, Kate?- spytał ponownie Lucas, tym razem nie
ukrywał, że jest wkurzony.
-Zabronisz mi iść na spacer? – spytała z kpiną.
-W takim stroju idziesz na spacer? Ciekawe – powiedział
sarkastycznie.
-A nawet jeśli nie idę, to nie powinno cię to interesować.
Mogę robić co mi się podoba.
- Powinno i interesuje. Jesteś moją siostrą i mam zamiar się
tobą opiekować. Czy ci się to podoba czy nie. - Luke był coraz bardziej
zdenerwowany.
-Zajmij się swoim życiem, jasne? Mam już dość tego, że
wszyscy zachowujecie się jak niańki. Nie jestem małym dzieckiem. Potrafię o
siebie zadbać. A teraz wybacz, ale wychodzę. - Z każdym słowem Katie podnosiła
głos.
Gdy tylko skończyła szybko otworzyła drzwi i wybiegła z domu, trzaskając nimi. Lucas wybiegł zaraz za nią, ale nie zdążył, bo już była w
aucie i wyjeżdżała z podjazdu. Wziąłem moje kluczyki i pojechaliśmy jej szukać.
-Jedź do klubu Paradise. - Luke mnie pokierował i zaraz tam
byliśmy. Gdy tylko weszliśmy udaliśmy się do baru
-Ian, była tu Kate?- spytał z nadzieją swojego kuzyna.
-Dzisiaj jej nie widziałem. A coś się stało?- spytał,
marszcząc brwi.
-Pojechała do jakiegoś klubu, ale nie mam pojęcia którego. Twój pierwszy przyszedł mi na myśl-powiedział wściekły Lucas.
-Pojechała do jakiegoś klubu, ale nie mam pojęcia którego. Twój pierwszy przyszedł mi na myśl-powiedział wściekły Lucas.
-Spróbuj u Didi -podsunął Ian.
Luke kiwnął
głową i wróciliśmy do auta. Gdy tylko
podjechaliśmy pod właściwy klub, zobaczyliśmy auto Katherine. Weszliśmy bez
problemu i rozdzieliliśmy się.
***
-Teraz twoja kolej, mała- powiedział Ethan. Wzięłam łyk wódki
i zagryzłam limonką. Barman zostawił przy ladzie Bourbona, więc przechyliłam butelkę, nalałam sobie do kieliszka i duszkiem wypiłam. Potem weszłam na
parkiet. Tańczyłam i śmiałam się, dopóki ktoś nie złapał mnie za rękę i zaczął
ciągnąć w stronę wyjścia. Obejrzałam się i kogo zobaczyłam?! Tych dwóch
pajaców.
-Luke, puść mnie. -Ten udawał że mnie nie słyszy i dalej
ciągnął w stronę wyjścia– Lucas!
W połowie
drogi do drzwi stanął przed nami Ethan.
-Słyszałeś co powiedziała. - Obok niego pojawili się jego kumple.
-Zejdź mi z drogi. To nie twoja sprawa- powiedział wkurzony
Luke i spróbował go wyminąć, ale Ethan nie dał mu szansy, tylko uderzył go z
pięści w twarz. Chciałam się obrócić i uciec, ale czyjaś ręka znowu mnie
złapała.
-Puść mnie, Jacob- powiedziałam wściekła
-Nie ma mowy. Co ty do cholery robisz?- warknął wkurzony.
Nie wiele myśląc, zamachnęłam się, uderzyłam go z pięści w
nos i zaczęłam uciekać w stronę wyjścia. Obejrzałam się przez ramię czy za mną
nie biegną, ale byli zbyt zajęci bójką. Wybiegłam szybko z baru i szybkim
krokiem ruszyłam do auta i wtedy dotarło do mnie, że piłam. Zamknęłam auto i ruszyłam pieszo w stronę domu.