#28


„Live it up”

Jechałam z Taylerem na pierwszy mecz w tym sezonie. I z niewiadomych do końca przyczyn, cholernie się denerwowałam. No bo przecież nie grałam, nie tańczyłam. Za to mój brat, Jake i Alex dopiero mieli powody do zmartwień. Zajechaliśmy na parking szkolny, ale tak jak można było się tego spodziewać, nie było miejsca. Zaparkowaliśmy kawałek dalej i pośpiesznie wyszliśmy z auta.
- Czekaj, musze zapalić – oznajmił Tay, kiedy zamykaliśmy drzwi od auta. No tak, każdy ma jakiś zły nawyk. Tak się złożyło, że mój przyjaciel od czasu do czasu popalał. Niestety mnie też się to zdarzało, chociaż już naprawdę rzadko odkąd zerwałam z Ethanem. Ale byłam tak zestresowana, że wzięłam jedną od blondyna i w ciszy paliliśmy. Potem udaliśmy się na salę, która dopiero wypełniała się ludźmi. Usiedliśmy w czwartym rzędzie. Wyczuwało się napięcie. Wszyscy nie mogli się doczekać gry. Wypatrywałam w tłumie znajomych twarzy, ale nie mogłam się nikogo dopatrzeć. Westchnęłam. Między tłumem wypatrzyłam rodziców Jake’a wraz z Sammy'm. Pomachałam ręką, żeby się do nas przysiedli. Po chwili z głośników można było usłyszeć donośny głos Brentona, który rozpoczął swoją mowę powitalną. Był on komentatorem koszykówki w naszej szkole. Miał naprawdę dobre gadane i do tego był zabawny, ale w sposób, który nie zawsze podobał się dyrektorowi, dlatego zwykle siedział obok niego, żeby go pilnować.
Po krótkim wstępie zaczął opowiadać o grających dzisiaj drużynach.
- Dzisiejszego wieczoru nasza drużyna Orłów zagra przeciw drużynie Kobr z Savannah. Jest to pierwszy mecz obu drużyn w tym sezonie. I w obu doszło do znaczących zmian. W naszej został wybrany nowy kapitan – Lucas Parker. Oprócz tego zyskaliśmy nowy nabytek na pozycji rzucającego obrońcy – Jacoba Evansa. Więc dla obu chłopaków będzie to pierwszy mecz w nowej roli, miejmy nadzieję, że nas nie zawiodą – wyrecytował, jakby wykuł się tego na pamięć. Po załapaniu oddechu kontynuował: - A oto kobry z Groves High School Savannah!
Po jego słowach wbiegli młodzi, przystojni uczniowie, z którymi chętnie nawiązałabym bliższy kontakt, gdyby nie to, że nie pochodzili stąd i teoretycznie byli wrogami.
- Mam nadzieję, że tej drużyny nie trzeba przedstawiać! Powitajcie naszą drużynę Orłów! – Większość sali przyszla właśnie dla nich, więc rozległy się gromkie brawa. Razem z Taylerem od razu się poderwaliśmy i zaczęliśmy wiwatować, jakby już wygrali. Chłopaki weszli z ogromnymi uśmiechami. Wyszukałam wzrokiem moich dwóch orłów i znalazłam ich dopiero na końcu tłumu. Luke obejmował ramieniem Jake’a. Od razu zrobiło mi się cieplej. Miło, że się wzajemnie wspierają.
Cheerleaderki już dawno stały pod koszami swoich drużyn i na nich czekały. Alex była chyba najbardziej z nich podekscytowana. Kiedy tylko Lucas wszedł na salę jeszcze bardziej się ożywiła. Sekundę później poczułam wibracje telefonu w kieszeni spodni. Wyciągnęłam go i spojrzałam na wyświetlacz.
- Co jest, tato? – spytałam, próbując przekrzyczeć tłum.
-Córcia, gdzie siedzicie? Tyle tu ludzi, że nie możemy was znaleźć!
Zdziwiona wizytą rodziców, w miarę możliwości ich poinstruowałam i już po chwili siedzieli razem z nami i wszyscy razem czekaliśmy na rozpoczęcie meczu. Po szybkiej naradzie z trenerami obie drużyny zajęły swoje połowy boiska. Na linii połowy ustawił się Lucas i kapitan drużyny przeciwnej. Podali sobie ręce i ustawili się do skoku. Gwizdek sędzi, rzut w górę piłką i gra się rozpoczęła.
- Brawo! Piłka od razu wędruję na stronę Orłów! Dobrze rozegrane, Luke! Teraz jest w rękach Dylana, który ponownie podaje Lucasowi, bawi się chwilę z przeciwnikiem, oh, ten nasz niegrzeczny Luke! Podaje do Mike’a, a ten z kolei do nowego rzucającego, Jacoba! Przygotowuje się do rzutu za trzy i… tak! Zdobywa pierwsze punkty dla drużyny! Cóż za gra zespołowa! Oby tak dalej, a wygraną mamy w kieszeni!
Niestety po zaledwie kilku sekundach, przeciwna drużyna także zdobyła tyle samo punktów. I tak było przez cały mecz. Raz my zdobywaliśmy punkty, raz oni. Ależ to było irytujące! Słyszałam jak tata z ojczymem Jake’a co chwilę klęli. Siedzieli koło siebie i naprawdę bardzo to przeżywali.
            Pierwsza przerwa i wkroczyły nasze dziewczyny. Było po nich widać, że się denerwują, ale wcale im się nie dziwiłam. Pomimo tego byłam pewna, że dadzą sobie radę. I miałam rację! Wypadły znakomicie, a i ludziom się podobało. Tay od razu pogratulował mi układu, natomiast rodzice Jake’a nie mieli pojęcia o moich możliwościach i byli pod wrażeniem. Rozpierało mnie szczęście. Jeszcze tylko brakowało, żeby nasza drużyna wygrała. Walka była naprawdę zacięta. Już pod koniec meczu kiedy to wygrywaliśmy czteroma punktami, przeciwna drużyna zaczynała grać nieczysto, m.in. faulowali naszych graczy, ale oni się nie dawali i odwracali to na swoją korzyść. Do końca meczu została jakaś minuta, a my prowadziliśmy jednym punktem, ale chłopakom to nie wystarczało. Bez przerwy próbowali trafiać kosze za trzy, niestety przeciwna drużyna przechwytywała piłkę. Czterdzieści sekund do końca i dalej bez zmian. Trzydzieści i trafiła przeciwna drużyna za dwa punkty. Teraz to dopiero była nerwówka, ponieważ przegrywaliśmy jednym punktem. Ostatnia akcja.
            - No dobra Orły, musicie spiąć wasze pierzaste tyłki i wygrać ten mecz! Przepraszam panie dyrektorze. Ale poważnie chłopaki, weźcie się w garść! Nie dajcie tym gamoniom wygrać! No już dobrze, dobrze, spokojnie, panie dyrektorze! Wykończcie ich! Dylan podaje do Jake’a, ten do Luka, z powrotem do Jake’a. Szybko przemieszczają się w stronę kosza wroga. Jake podaje do Mike’a, a ten do Lucasa. Szykuje się do rzutu za trzy i… TAK! Trafia! Orły wygrywają 66:64!
            Poderwaliśmy się i zaczęliśmy nawzajem ściskać. Cheerleaderki podbiegły do chłopaków i pierwsze, co dostrzegłam to to, jak moja najlepsza przyjaciółka rzuciła się w ramiona mojego brata i go pocałowała. Ohyda! Moje słodkie gołąbeczki. Pobiegłam z Sammym do Jake’a. Mały wskakoczył na niego, a Loczek go podniósł i zaczął z nim świrować. W między czasie gratulowałam chłopakom i dziewczynom. W końcu dotarłam do Jake’a.
            - Całkiem niezły mecz, Speedy – zaśmiałam, tuląc go do siebie.
            - A to dopiero początek! – krzyknął.
            - Ale się spociłeś – powiedziałam, marszcząc nos.
            - Ja się nie pocę, ja błyszczę – odpowiedział pewnym siebie głosem z poważną miną, na co nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem.
            Podeszli do nas jego rodzice i uściskali go, na co się lekko zarumienił. Kto by pomyślał? Ponownie się zaśmiałam. Po chwili podeszła do nas moja rodzina. Nasi ojcowie podali sobie ręce i zaczęli ponownie omawiać ciekawe momenty meczu.
            - To gdzie idziecie to uczcić? – spytała moja mama. Wszyscy popatrzyliśmy na siebie z niemym pytaniem. Nagle wpadł mi do głowy świetny pomysł.
            - Chyba znam idealne miejsce – zasugerowałam z chytrym uśmieszkiem. Moi przyjaciele spojrzeli na mnie pytająco, na co kiwnęłam głową, żeby szli za mną.
***
            Zapakowaliśmy się do auta mojego brata, oczywiście osobą kierującą byłam ja. Moi przyjaciele nie mieli pojęcia, gdzie jedziemy. Wyjechałam z nimi na sam koniec miasta całkowicie na uboczu. W lusterku widziałam jak patrzą po sobie zaciekawieni, ale postanowiłam, że nic im nie powiem. Dojechaliśmy pod kolejną starą fabrykę, tylko że ta została przemieniona na klub taneczny. Niestety był on dla wybranych ludzi, a mianowicie tancerzy. Nie sprzedawali tam alkoholu, nie było żadnych stolików. Tylko podwyższenie dla DJa i bar dla spragnionych. Ludzie przychodzili tutaj, aby tańczyć. To był główny cel tego miejsca. Przychodzili, aby dzielić się pasją. Jeszcze kilka miesięcy temu byłam tu stałą bywalczynią.
            Stanęliśmy przed ochroniarzem. Miał przy sobie listę, jeśli cię na niej nie było, nie wchodziłeś, proste.
            - Nazwisko? – spytał oschle, nawet na mnie nie patrząc.
            - Parker – Kiedy tylko usłyszał moje nazwisko, podniósł szybko ku mnie wzrok. Kiedy się upewnił, że to rzeczywiście ja, na jego twarzy zagościł ciepły uśmiech.
            - Jednak się nie przesłyszałem. Miło cię widzieć, Kate.
            - Ciebie też, Harry. To jak mogę wejść? – spytałam.
            - Pewnie! Ale Daniel się ucieszy, jak cię zobaczy. Nie masz pojęcia, ile czasu marudził, że mu cię brakuje.
            - Najwidoczniej jego modlitwy zostały wysłuchane – zaśmiałam się.
            - Leć i pokaż wszystkim, jak to się robi! – Zrobiłam coś na wzór salutowania i ruszyłam przed siebie. Nie przeszłam kilku kroków, kiedy usłyszałam wołanie na plecami.
            - Kate! Nie zapomniałaś o czymś? – zasugerował Luke. Harry zagrodził im drogę i nie byli w stanie przejść. Zaśmiałam się.
            - Spokojnie, Harry, oni są ze mną – Ochroniarz posłał mi długie spojrzenie, ale po chwili pokiwał głową i delikatnie się uśmiechnął.
            Ruszyliśmy korytarzem w kierunku dobiegającej muzyki. Nawet dobrze jeszcze nie weszłam do głównej sali, a już zaczynałam ruszać się, jakbym nie tańczyła co najmniej kilka lat.
            - O Boże, uwielbiam tę piosenkę! – krzyknęłam i pociągnęłam Jake'a za rękę, żeby ze mną zatańczył. Nie sprzeciwiał się. Resztę naszej paczki pozostawiliśmy przy wejściu.
            Od razu poddaliśmy się w rytm muzyki. Stałam odwrócona do niego tyłem, kręcąc ciałem, a jego ręce znajdowały się na moich biodrach. 


Ooh tonight!
Tonight we could be more than friends


W kilka sekund zrobiło mi się niesamowicie gorąco i nie wiem czy to za sprawą ruchu czy dotyku Jake’a. Mój oddech z każdą chwilą przyspieszał, a serce łomotało w piersi. Cicho podśpiewywałam refren utworu, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo pasuje. 

We're in the corner of a crowded room
I want your lips your body, boy, how soon?
and if you like what we're doing
why don't we give in for the night?

W połowie piosenki obróciłam się przodem do niego. Nasze ciała stykały się ze sobą, nie pozostawiając ani kawałka wolnej przestrzeni. Rękami objęłam go za szyję, a nasze twarze dzieliły milimetry. Jedna z jego dłoni delikatnie podwinęła moją bluzkę, przez co czułam jego palący dotyk na swojej skórze. Nim się obejrzałam, piosenka się skończyła, ale nie zmienialiśmy pozycji. Nasze czoła się stykały, a my wpatrywaliśmy się w siebie z przyśpieszonymi oddechami. Niestety ktoś wyłączył muzykę i z głośników zamiast melodii, zaczął dochodzić czyjś donośny głos, przez co zostałam zmuszona odsunąć się od Jake’a.
            -Uwaga, uwaga! Wybaczcie, że przerywam wam zabawę, ale dotarły do mnie bardzo ciekawe wiadomości! Nie uwierzycie, kto w końcu ponownie do nas zawitał!
             O niee, tylko nie to. Błagam…
            - Kate! Gdzie się podziałaś?! Wiem, że tu jesteś. No pokaż się, piękna.
            Czułam na sobie zdziwione spojrzenie Loczka i wbrew sobie podniosłam delikatnie rękę i pomachałam.
            - Tu jest! Proszę, proszę, cieszę się, że znowu cię widzę. Już myślałem, że całkowicie nas porzuciłaś. Oj, ty niegrzeczna. Dobra ludzie! Daniel, twoja tancereczka wróciła! Wiesz, co robić! – zasugerował tajemniczo i ponownie włączył muzykę, a mi puścił szybkie oczko.
            Zaczęła się gorączkowo rozglądać w poszukiwaniu blondyna. Niestety Daniel był szybszy i wyciągnął mnie w ustronniejsze miejsce. Po chwili byłam uwięziona w jego uścisku. 
            - Wiedziałem, że do nas wrócisz! Wiedziałem! – krzyczał i skakał niczym dziecko.
            - Daniel, uspokój się, chłopie! – zaśmiałam się.
            - No już dobrze, dobrze. Ale się cieszę. Niech no tylko Jess się dowie! Ona to dopiero cię wyściska! O, a to kto? – spytał, kiwając w stronę Jake’a.
            - To mój przyjaciel, Jacob – odpowiedziałam.
            - Nie wyglądał na przyjaciela, kiedy tańczyliście – powiedział, cicho się śmiejąc.
            - Co masz na myśli? – spytałam wyzywająco, krzyżując ręce na piersiach.
            - Nic, nic. Spokojnie kociaku, schowaj pazurki. Chodź, trzeba cię trochę oprowadzić, bo co nie co się zmieniło.
            Zaczął prowadzić mnie jakimiś bocznymi pomieszczeniami, aż dotarliśmy do dość dużego pokoju.
            - Dziewczyny, ta pani występuje dzisiaj z nami – powiedział, wskazując na mnie.
***
            Gdzie ona się podziała? Od kiedy ten chłopak ją zabrał, całkowicie straciłem ją z oczu. A co gorsze, nie mogłem znaleźć reszty. W końcu zrezygnowany oparłem się o ścianę. Przeczesałem ręką włosy, próbując dojść do siebie. Co to właściwie miało być? Co mną, nami kierowało? Nasze stosunki było czysto koleżeńskie, więc co to do cholery miało być?! Nadal czułem pod palcami ciepło jej skóry, jej szybki oddech, zamglony wzrok. Jedyne, o czym mogłem myśleć, to o jej ciele blisko mojego. I o jej pełnych, kuszących ustach. Zacisnąłem pięści i potrząsnąłem głową. Ogarnij się, do cholery!
            - Coś nie tak, kuzynku? Wydajesz się być jakiś spięty – zasugerowała Alex. Nawet nie wiem, w którym momencie mnie znalazła i oparła się o ścianę obok mnie.
            - Nic mi nie jest – odpowiedziałem, mocno zaciskając zęby.
            - Powiesz mi, co się dzieje? – spytała, unosząc brew, przy czym szeroko się do mnie uśmiechała.
            - A co by się miało dziać? – wysyczałem.
            - No nie wiem. Jest coś między tobą a Kate? – Uważnie mi się przyglądała, jakby chciała wyczytać odpowiedzieć z mojej twarzy. Niedoczekanie.
            - Nic. Jesteśmy przyjaciółmi. Skąd ci się wzięło, że coś się dzieje?
            - Wasze dzisiejsze ruchy w tańcu nie były jakoś szczególnie niewinne, wiesz? – spytała, marszcząc brwi.
            - To tylko taniec, Alex. Nie wymyślaj jakiś niestworzonych historii – powiedziałem, spoglądając na nią wściekły.
            - Nie wymyślam! I nie tylko ja tak uważam! – Tupnęła nogą niczym kilkuletnia dziewczynka, w celu potwierdzenia, że ma rację.
            - Ale nic się nie dzieje, zrozum! – krzyknąłem. Po chwili dodałem: - Jeśli coś się zmieni, powiem ci, dobrze? Nie mam tego w planach, ponieważ za cholerę nie czuję nic do Kate, ale skoro tak się upierasz, to obiecuję, że będziesz pierwszą osobą, którą poinformuję. Zgoda? – spytałem. Nadal nieco naburmuszona kiwnęła głową. Po chwili poszliśmy poszukać Luka i Taylera. Kiedy w końcu ich dojrzeliśmy, Alex trochę zajęło ściągnięcie ich z parkietu. Ale nie na długo, bo zaraz Lucas z powrotem wziął blondynkę do tańca. Nie wiedząc, co z Taylerem ze sobą zrobić, wzięliśmy jakieś dziewczyny i poszliśmy w ich ślady. Musiałem się oderwać od niebezpiecznych myśli o mojej przyjaciółce. Pobawiliśmy się przez kilkanaście minut, kiedy DJ przerwał w połowie piosenkę i włączył inną. Zdezorientowani rozglądaliśmy się na wszystkie strony.
           Wtedy wleciał jakiś chłopak i zaczął się przepychać, a tuż za nim pewnym krokiem weszła gromadka dziewczyn. Ustawiły się w szachownicę i zaczęły tańczyć. Każda poruszała się w wyzywający sposób, ale jedna szczególnie przykuła moją uwagę. Od razu zorientowałem się, że to Katie. Wszędzie bym rozpoznał jej zniewalające ruchy. Nie mogłem odwrócić od niej wzroku, więc wpatrywałem się w nią jak zaczarowany. Po swojej lewej stronie, usłyszałem ciche prychnięcie Alex, ale zignorowałem to. Brunetka całkowicie się zatraciła. Miałem wrażenie jakby straciła poczucie rzeczywistości, a ja razem z nią. Coś się zmieniło, ale nie byłem jeszcze pewny czy  na lepsze czy gorsze. 
___________________________________________________________
No i jest! Jak wam się podoba? Co sądzicie o relacjach Kate i Jake'a? Dajcie znać co o tym myślicie :>
Z okazji kończącego się roku, chciałabym życzyć wam nowych wrażeń, nowych znajomości i nowych ciekawych pomysłów! I oczywiście wytrwałości w waszych postanowieniach noworocznych! Powodzenia! <3



#27


„I feel good”

            No tak, to już połowa listopada. Nim się obejrzymy, będą święta, sylwester, urodziny moje i Lucasa, walentynki-tak bardzo znienawidzone przeze mnie święto, potem będzie trzeba wysyłać podania do college’u i wszystko się zmieni. Nie będę już miała przy sobie najlepszych przyjaciół, każde z nas pójdzie swoją drogą. Mam tylko nadzieję, że kiedy skończymy szkoły i założymy własne rodziny, będziemy nadal się spotykali. Nasze dzieci będą się przyjaźniły, będziemy wyjeżdżali razem na wakacje i ferie. Tak, to byłaby super sprawa. No ale cóż, trzeba wrócić do rzeczywistości. Jutro miał być pierwszy mecz koszykówki i pierwszy pokaz cheerleaderek. Denerwowałam się, nie wiedziałam czy układ, który ułożyłam, przypadnie widowni do gustu, czy dziewczyna sobie z nim poradzą i czy z tych nerwów nie zwymiotuję. Do tego był to pierwszy mecz Jake’a w życiu i denerwowałam się razem z nim. Trzymałam za niego kciuki. Trener razem z Lukem ustawili go na pozycji rzucającego obrońcy. Oczywiście mój brat był kapitanem drużyny i zajmował pozycję rozgrywającego. Już miał całkiem sporo meczów za sobą, ale pierwszy raz kiedy został kapitanem. Dotąd on grał na pozycji Jake’a. Ale wiadomo, nowy rok szkolny i skład się zmienia, więc trener zdecydował, że będzie najlepszym kandydatem.
            Cały tydzień, zarówno cheerleaderki jaki i koszykarze, ostro ćwiczyli do piątkowego meczu. Byliśmy zarówno podekscytowani i przerażeni. Nie mogłam się doczekać, a jednocześnie chciałam mieć to już za sobą. My miałyśmy o tyle dobrze, że to nie były jakieś zawody, o niee, jeszcze nie. To dopiero koło marca. Powinnyśmy tylko ładnie zatańczyć, za to chłopacy musieli się postarać, żeby wygrać. No bo który nastolatek kochający grać w koszykówkę, nie chciałby zdobyć Krajowych Mistrzostw Koszykówki w liceum? Oczywiście każdy z nich. Natomiast cheerleaderki miały swój własny turniej i oczywiście chciałyśmy wygrać. Mecze koszykówki to były takie jakby nasze zaawansowane próby. Więc nie tylko koszykarze byli zestresowani, ale my także. A ja, chociaż nie tańczyłam przed publiką, chyba najbardziej. Po raz pierwszy ktoś zatańczy mój układ! Mój! Osobiście byłam z niego zadowolona, ale zobaczymy, jak to wyjdzie.
            Wracałam autobusem razem z Taylerem. Oczywiście pojazd był całkowicie zapchany i musieliśmy stać. Patrzyłam na tych wszystkich ludzi i zastanawiałam się, czy są szczęśliwi? Czy osiągnęli wszystko, czego pragnęli? A czy ja osiągnę wszystko, czego zapragnę? Byłam na całkiem dobrej drodze do spełniania marzeń. Robiłam to, co kochałam. Tworzyłam układy, tańczyłam, dobrze się bawiłam. Czego więcej od życia wymagać? No ale dalej stres był przed jutrzejszym meczem.
            Autobus zatrzymał się na jednym z najważniejszych przystanków i ludzie ślamazarnie zaczęli z niego wychodzić. Zrobiło się na tyle luźno, że z Taylerem znaleźliśmy na przodzie miejsce obok siebie. Trzy siedzenia dalej po skosie siedział mały chłopiec. Miał on około pięć lat. Po drugiej stronie jak można się było domyślić, siedziała jego mama. Mały co rusz się odwracał i rozglądał po autobusie. Przez dłuższą chwilę, z braku lepszych zajęć, przypatrywałam się mu. W końcu mały spojrzał na mnie. Chwilę mi się przyglądał, po czym puścił do mnie oczko i szybko się schował za siedzeniem. Oniemiała z głupkowatym uśmiechem odwróciłam się w stronę mojego przyjaciela.
            - Tay, widziałeś? – spytałam, śmiejąc się.
            - Co takiego, Katie? – odpowiedział marszcząc brwi.
            - Ten mały z przodu puścił do mnie oczko! – powiedziałam oniemiała.
            - Nieźle, Katie. Nie wiedziałem, że lubisz młodziaków – zaśmiał się Tay.
            - Ha ha, śmieszne! – Wystawiłam mu język. I z powrotem spojrzałam w stronę chłopca. Młody znowu był odwrócony w moją stronę. Cały czas się do mnie uśmiechał. Kiedy odpowiadałam mu uśmiechem, peszył się i chował za fotelem. I tak kilka razy. Na jednym z przystanków, bardzo się ucieszył, widząc kogoś. Z początku nie widziałam kogo, ale po chwili zobaczyłam małego brązowowłosego chłopczyka, który się okazał być bratem Jake’a, Sammym. Przysiadł się do chłopczyka z przodu, na co ten od razu zaczął mu coś gorączkowo opowiadać i po chwili oboje na mnie spojrzeli. Sammy z wielkim uśmiechem do mnie pomachał, co nieźle zdziwiło jego kolegę. Usłyszałam tylko strzępy ich rozmowy: „znasz ją?”, „Katie” i tego typu wyjaśnienia. Nie minęło dużo czasu, a ponownie się odwrócił, na co od razu się uśmiechnęłam.
 - Czemu się tak do mnie uśmiechasz? – spytał, śmiejąc się chłopczyk.
- Przecież to ty zacząłeś – odpowiedziałam ze śmiechem.
- Nieee eee.
- Taaaa aak.
- Katie, co ty do licha wyprawiasz? – zaśmiał się Tayler.
- Kłócę się z kolegą Sama, kto zaczął ten dziwny flirt – odpowiedziałam.
- Jak dobrze, że już wychodzimy – powiedział, kręcąc z niedowierzeniem głową.
Pomachałam chłopakom na pożegnanie i wyszłam tylnym wyjściem z autobusu. Pożegnałam się tulasem z Taylerem, po czym ruszyłam w kierunku mojego domu. Lucas, Jake i Alex mieli dodatkowe treningi tuż przed nadchodzącym meczem, a że ja nie byłam potrzebna, więc spokojnie mogłam wrócić do domu. Po południu miałam się udać z Jakem na salę, żeby jak zawszę trochę potańczyć. Po przekroczeniu progu domu doszły do mnie niesamowite zapachy jakiegoś sosu.
- O cześć tato. Co się stało, że gotujesz? – spytałam, całując go lekko w policzek.
- Próbuje odpokutować. Stłukł moją ulubioną figurkę – odparła mama. Dopiero teraz ją zauważyłam. Siedziała na hockerze i z uwagą przyglądała się tacie. Usiadłam obok niej, nalałam sobie soku i obie z mamą krytykowałyśmy poczynania taty. Dużo było przy tym śmiechu, bo tata dość bardzo się motał. Po którejś kąśliwej uwadze mamy, kiedy to się trząsł ze śmiechu, dosypał za dużo pieprzu, co wywołało jeszcze większą salwę śmiechu. Gdzieś w oddali można było dosłyszeć trzaskanie drzwi, a po chwili do kuchni wparował cały czerwony Lucas.
- Co wam tak do śmiechu? – spytał.  Próbowaliśmy mu wytłumaczyć, naprawdę, ale tak całą trójką się śmialiśmy, że nic z tego nie zrozumiał i odpuścił.
Przypatrywaliśmy się staraniom taty i co chwilę chichotaliśmy. W końcu się nad nim zlitowałam i mu pomogłam. Kiedy już przygotowaliśmy jakiś obiad, całą czwórką zasiedliśmy do stołu, żeby zjeść.  I wbrew oczekiwaniom nie był wcale taki zły. Przy stole było dużo śmiechu i przez to łez. Wszyscy za pomocą jakiegoś dziwnego czaru dostaliśmy niesamowitej głupawki. Po zjedzeniu jeszcze jakąś godzinę siedzieliśmy przy stole i rozmawialiśmy na przeróżne tematy. Rodzice nam trochę poopowiadali historie z ich młodości, a my bez skrępowania zaczęliśmy opowiadać im nasze. Potem mama z Lucasem posprzątali, a ja w tym czasie poszłam na górę. Próbowałam odrabiać lekcje, ale byłam w tak dobrym humorze, że nie potrafiłam się na niczym skupić. Włączyłam na fula piosenkę Whitney Houston – I wanna dance with somebody. Skakałam i wirowałam po całym pokoju. Miałam pewność, że kilka domów dalej było słychać muzykę.
- Katie, co ty wyprawiasz? – powiedział, a raczej spróbował przekrzyczeć muzykę, Luke.
- Mam dobry humor! – odkrzyknęłam i porwałam go za rękę do tańca. Mój pokój do gigantów nie należał, ale dla nas był akurat na wygłupy. Rodzice zaciekawieni naszym tupaniem, przyszli sprawdzić, co się dzieje i podobnie jak Lucas zostali wciągnięci w wir tańca. W pewnym momencie, drzwi otworzyły się po raz trzeci. Wystawała z nich głowa zaskoczonego Jake’a. Nim się ktokolwiek spostrzegł, moja mama zaciągnęła go do pokoju i zaczęła z nim tańczyć. Reszta tylko śmiała się, jak nim zarzucała, a on zażenowany nie bardzo wiedział, co ma robić. Kiedy już się wystarczająco pośmialiśmy, wyłączyłam muzykę, na co reszta mojej rodziny przyjęła to z oburzeniem.
- Dobra, dobra! Musimy lecieć na trening. Mamo, jeszcze znajdziemy okazję, żebyś mogła potańczyć z Jakem. Chociażby na weselu Luka i Alex – Na co mój brat posłał mi groźne spojrzenie, a rodzice przyjęli to ze śmiechem. Spakowałam do torby najpotrzebniejsze rzeczy i wyszliśmy z tego domu wariatów.
- Widzę, że wszystkim ostatnio dopisuje humor. To bardzo dobry obrót spraw – powiedział z uśmiechem.
- Taaak. Dawno tak się nie pośmiałam z rodzicami. Ogólnie mam jakoś tak dzisiaj dobry dzień. I wiesz co?! Miałam dzisiaj branie! – pochwaliłam się.
- Taa? Przez kogo? Starszego pana? – zażartował.
- To był słaby dowcip, nawet jak na ciebie, Jacob. I nie, nie przez starszego pana tylko przez pięciolatka. – Po usłyszeniu ostatniego zdania wybuchnął śmiechem.
- I co, zakochałaś się od pierwszego wejrzenia? – spytał z kpiną.
- Nie, po prostu była to taka miła odmiana od was wszystkich gburowatych nastolatków! – odparłam.
- Nastolatków! Pff! Mężczyzn, Katie, mężczyzn! – powiedział oburzony.
- Ta, tacy z was mężczyźni jak z koziej dupy trąba! – odpowiedziałam, pokazując język.
- Jaka ty dowciapna! Chodź no tu! – zawołał, kiedy zaczęłam uciekać w stronę budynku. Wbiegliśmy na najwyższe piętro tam, gdzie znajdowała się nasza sala. Wpadłam do niej z impetem, a na mnie wleciał Jake i doznaliśmy szoku. Wpatrywało się w nas około dwadzieścia par oczu. Każda z dziewczynek była ubrana w rozkloszowaną spódniczkę i baletki. Zdziwieni kulturalnie przeprosiliśmy i zamknęliśmy drzwi. Spojrzeliśmy na numer sali. Zgadzało się. To była nasza sala do ćwiczeń. Już z nieco gorszymi humorami udaliśmy się w stronę sali pani Fulton, aby dowiedzieć się, co jest grane. Weszliśmy do jej sali. Nie było jeszcze zbyt wielu tancerzy, więc nie było problemu ze znalezieniem Emmy.
- Um, cześć, Emma, słuchaj, wiesz może, czemu nasza sala jest zajęta? – spytałam.
- Oh jeju, całkowicie zapomniałam wam powiedzieć! W tym tygodniu było trochę zamieszania z rezerwacją i przenieśli dzisiaj balet. Przepraszam, że cię nie poinformowałam wcześniej, zaoszczędziłoby wam to drogi – powiedziała skruszona. Po kilku sekundach zastanowienia dodała: –Ale jeśli chcecie, to możecie zostać na moich zajęciach. Myślę, że nie będziecie się nudzić – dokończyła z uśmiechem.
Spojrzeliśmy na siebie, przez chwilę patrzeliśmy w milczeniu i po kilku sekundach na naszych twarzach pojawił się szatański uśmiech i kiwnęliśmy głową na znak zgody. Poszliśmy się przebrać, co zajęło nam dosłownie minutę i weszliśmy jako jedni z pierwszych. Emma puściła muzykę, a że nas rozpierała energia, więc zaczęliśmy tańczyć do niej coś między salsą a tango, w sumie nie mam pojęcia, co to było. I kiedy piosenka zmieniła się na Jason Derulo – Wiggie wiggie, oszaleliśmy. Niedawno ułożyliśmy do tego układ, więc oczywiście zaczęliśmy go tańczyć. Całkowicie się wczuliśmy, nie zwracając na nic uwagi. Byliśmy niesamowicie zgrani i skoncentrowani. Nim się obejrzeliśmy, utwór się skończył, a do nas doszły okrzyki i oklaski. Zdziwieni rozejrzeliśmy się po sali. Była teraz całkowicie zapełniona tancerzami pani Fulton.
- To profesjonalni tancerze, którzy mają poprowadzić dzisiaj lekcję? – usłyszałam z mojej prawej strony pytanie.
- Niee, to nie są profesjonalni tancerze. Oni są w moim wieku i chodzą ze mną do szkoły – odparła dość wysoka brunetka, którą jako tako kojarzyłam.
- Widzę, że wszyscy są zachwyceni waszym występem! Więc jeszcze bardziej się ucieszycie, kiedy wam powiem, że ta oto para będzie dzisiaj tworzyła dla was układ! – krzyknęła szczęśliwa Emma, po czym rozległa się fala entuzjazmu.
-Co?! – krzyknęliśmy w tym samym momencie ja i Jake. Spojrzeliśmy na siebie zaskoczeni.
- A co, nie chcecie? Podzielilibyście się grupą i każde z was coś by stworzyło – zasugerowała.
- A co pani by w tym czasie robiła? – spytałam.
- Chodziłabym po sali i wam pomagała. No, co wy na to? – spojrzała na nas wyczekująco.
A my ponownie dzisiejszego dnia totalnie się ze sobą zgadzaliśmy i w tym samym czasie kiwnęliśmy zgodnie głową. Co się z nami dzieje?!
Wybraliśmy piosenkę Nicki Minaj „Anaconda”. Jake wziął chłopaków, a ja dziewczyny. I tak o to narodziła się między nami niby taka konkurencja. Co chwilę posyłaliśmy sobie  zadziorne spojrzenia z wielkim bananem na twarzy. Bo blisko dwóch godzinach w końcu przedstawiliśmy owoc naszej pracy.
Najpierw zatańczyłyśmy my, kobiety. Taaa jasne, chcieli po prostu zobaczyć jak wypadniemy. Oczywiście wspaniale, ale chłopacy też nie zaprezentowali się najgorzej, chociaż, moim skromnym zdaniem, my byłyśmy lepsze. Emma była zachwycona oboma układami tak bardzo, że zarządziła złączenie go w jeden. Po kolejnej godzinie w końcu nam się udało. Wszyscy spoceni z wielkimi uśmiechami wychodziliśmy z sali.
- Dzisiaj był naprawdę udany dzień – stwierdziłam.
- Faktycznie. Jakoś tak wyjątkowo dobry. No i zgodny jeśli o nas chodzi – zaśmiał się.
- Co nam się, do cholery, stało? Jeszcze nigdy się tak ze sobą nie zgadzaliśmy.
- Może dorastamy? – spytał. Już nic nie odpowiedziałam, tylko się zaśmiałam. Reszta drogi minęła nam w całkiem przyjemnej ciszy. Odprowadził mnie pod sam dom.
- Dzięki za odprowadzenie – powiedziałam.
- Nie ma problemu – odpowiedział. I dodał: – To do jutra, Katie. 
Zanim zdążył się odwrócić i odejść, szybko go przytuliłam. Stał przez chwilę zszokowany, ale po kilku sekundach mnie objął.
- Do zobaczenia, Speedy – powiedziałam i weszłam do domu.
______________________________________________________
Cześć! Wybaczcie za tak długą nieobecność! Jestem mi naprawdę przykro, że tak długo nic nie dodawałam. Od pięciu tygodni nie miałam wolnego weekendu. Zawsze było coś: a to trzeba się uczyć bo prawko, to z polaka trzeba przerobić trzy matury ustne, to pięć sprawdzianów, to jakaś impreza i mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. Naprawdę ciężki okres. Ale wydaje mi się, że na przerwę świąteczną napiszę zapas rozdziałów, więc będzie mi potem lżej. Kiedy pojawi się następny rozdział? Szczerze mówiąc nie wiem, ale mam nadzieję, że nie dłużej niż za 2-3 tygodnie. 
To miłego dnia, robaczki! <3

#26


„Start of Something Good”



Obudziły mnie jakieś hałasy, dochodzące nie wiadomo skąd. Spojrzałam na godzinę w swoim telefonie. Dochodziła dziesiąta. Zwlekłam się z łóżka, założyłam kapcie i ruszyłam w stronę dobiegających odgłosów, a mianowicie do kuchni. W pomieszczeniu panował totalny bałagan. Lucas i Tayler obsypywali się wzajemnie mąką. Znając życie, osobą, która to wszystko posprząta, będę ja. A jakżeby inaczej.
-Co wy do cholery wyczyniacie, głąby? – spytałam, podpierając się pod boki.
-Mamy ochotę na naleśniki – stwierdził niewinnie Tay.
Głośno westchnęłam i zrezygnowana wzięłam od Luka patelnię. Spojrzałam na nich wymownie, kiedy usiedli naprzeciw, wpatrując się we mnie jak dzieciaki, którymi w rzeczywistości byli.
-Będziecie tak we mnie wlepiać gały, czy dacie mi spokojnie je zrobić? – spytałam retorycznie.
-Ale my tak bardzo mamy ochotę – odparł rozmarzony Tay.
-Jak zrobię, to was zawołam, obiecuję. A teraz wynocha z kuchni.
Po piętnastu minutach zajadali się moimi pysznymi naleśniczkami, a ja razem z nimi. Postanowiliśmy, że pójdziemy w trójkę na plażę. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyliśmy. Rozłożyliśmy się jak najbliżej morza, po czym chłopaki szybko zrzucili z siebie ciuchy i pobiegli do wody. Ja w tym czasie porządnie się nabalsamowałam olejkiem, włączyłam muzykę i powoli się odprężałam. Co chwilę otwierałam oczy, by spojrzeć, gdzie ci idioci są bo znając ich możliwości, w każdej chwili mogli mnie zaatakować. Przez dłuższy czas nic się nie działo, ale w pewnej chwili, kiedy uchyliłam lekko oczy, zobaczyłam jak się skradają, więc zdjęłam słuchawki i oparłam się na rękach.
-Nic nie kombinujcie, ciołki. Mam was na oku – oznajmiłam.
-Przecież nic nie robimy! – oburzył się Tayler. Usiedli każdy z jednej strony. Siedzieliśmy i się wygłupialiśmy, kiedy w pewnym momencie Luke zmarszczył brwi.
-Co to, Kate? – spytał.
-Tatuaż – odpowiedziałam, lekko się pesząc. Wziął moją rękę i dokładnie się jej przyglądał. Nie minęła sekunda, a Tay się do niego przyłączył.
-„Memento mori” – przeczytał Tayler. Czekałam, aż któryś to jakoś skomentuje.
-Podoba mi się. – W końcu stwierdził Lucas, a Tay mu zawtórował. Od razu kamień spadł mi z serca. Chociaż jego reakcja była totalnie niespodziewana. Próbowałam go kryć przed nim i rodzicami, ponieważ wiedziałam, że nie spodobałby się im. Przynajmniej tak sądziłam. Ale mój brat pozytywnie mnie zaskoczył. Ciekawe co rodzice by powiedzieli. Póki co nie chciałam się dowiadywać.
  Luke puścił moją rękę, a na moich ustach zagościł pełen ulgi i szczęścia uśmiech. Posiedzieliśmy kilka minut w ciszy, kiedy ni stąd ni zowąd mój tak zwany brat dał szybki znak Taylerowi. Nim się obejrzałam, jeden trzymał moje nogi, a drugi ręce i szli w stronę morza.
-Puśćcie mnie! Pomocy! Ratunku! Niech ktoś ich zabierze! – krzyczałam. Ale oczywiście moje wołania zdały się kompletnie na nic, bo nikogo nie obchodziło, co się ze mną stanie. Kiedy w końcu wrzucili mnie do tej lodowatej wody, śmiali się jak przedszkolaki. Idioci. Z kim ja muszę żyć? Po jakimś czasie, kiedy trochę się powygłupialiśmy w wodzie, poszliśmy się wysuszyć i do domu. W kuchni czekał na nas pyszna zapiekanka. Pozmywałam i poszłam do swojego pokoju. Zostało mi kilka godzin do wyjścia, a mi się strasznie nudziło. Malować, czesać, przebierać się nie musiałam. Nie widziałam takiej potrzeby. Nie miałam co ze sobą zrobić, więc leżałam i wpatrywałam się bezczynnie w sufit.
W laptopie włączyłam sobie piosenki jednego z moich ulubionych zespołów, Daughtry. Przypomniał mi się ich najnowszy teledysk, w którym to bohater pomaga bezinteresownie, a i tak nikt mu nie dziękuje, mało tego, traktują go jak jakiegoś przestępcę. Bardzo ciekawy klip, szkoda tylko, że już nie ma zbyt wielu takich ludzi. No bo kto by się teraz przejmował losem drugiego człowieka? Prawie, że nikt. Bezinteresowna pomoc powoli zanika. I to jest straszne.
Większość ludzi jest zadufana w sobie, rozpieszczona. Nie szanują drugiego człowieka, a przecież nie wiadomo, jak ktoś jest zły i nie w porządku, nie można obrzucić go z błotem. Nikt nie zasługuje na taki totalny brak szacunku. No weźmy chociaż Sarah. Zachowywała się okropnie, źle traktowała ludzi, ale nie można dawać jej tego samego. Patrząc z perspektywy czasu, stwierdziłam, że nie powinnam na rozpoczęciu roku wchodzić z nią w kłótnię. To było szczeniackie. Niestety taką mam naturę. Jestem impulsywna, zupełnie jak Sarah. To nasza wspólna cecha. Dlatego jeszcze jak się przyjaźniłyśmy, często dochodziło między nami do spięć. Na szczęście Alex łagodziła każdy spór. W sumie całą trójką się dopełniałyśmy nawzajem. Niestety dobre czasy się skończyły. Ludzie się zmieniają. Trzeba to przełknąć i żyć dalej.
Z tą optymistyczną myślą podniosłam się z łóżka i ruszyłam do pokoju mojego brata. Nawet nie pukając, otworzyłam z rozmachem drzwi. Nie minęło kilka sekund jak z równą siłą je zamknęłam. Luke półleżał na swoim łóżku, a na nim okrakiem siedziała Alex, namiętnie go całując. On zresztą nie pozostawał jej dłużny. Z równą pasją oddawał jej pocałunki, mało tego, jego ręce błądziły po całym jej ciele.
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że wstrzymałam oddech. Zaczerpnęłam powietrza i zaśmiałam się sama do siebie. Ah, ta nastoletnia miłość. Hormony, pożądanie i te sprawy. Z bananem na twarzy zeszłam na dół. Włączyłam sobie telewizor, ale i tak nie zwracałam uwagi, co leciało. W głowie ciągle miałam obraz mojego brata i najlepszej przyjaciółki. Oboje tak bardzo zawstydzeni. Cudowny widok. Po jakiś dwudziestu minutach zeszła Alex i usiadła obok mnie. Siedziała ze skrępowaną miną, a ja starałam się nie zaśmiać. Niestety nie wytrzymałam, buchnęłam śmiechem. Alex spojrzała na mnie zaskoczona i zakryła twarz dłońmi, zażenowana.
- Ej, spokojnie. Nic się przecież takiego nie stało. Rozumiem. Jesteście parą i w ogóle. To normalne. Tylko na przyszłość wolałabym wiedzieć, że jesteś w pokoju mojego brata, żebyśmy uniknęli tej zabawnej sytuacji – zaśmiałam się.
- Nie było w tym nic śmiesznego! – oburzyła się blondynka.
- Gdybyś była na moim miejscu, też byś się śmiała.
- A ty gdybyś była na moim, też byłabyś tak zażenowana! – odpowiedziała.
- Nie. Nie zwróciłabym na ciebie uwagi i dalej zabawiała się z chłopakiem!
- No fakt – powiedziała ze śmiechem. Chwilę się jeszcze pośmiałyśmy, a potem oglądałyśmy jakiś serial. Potem przyszedł Luke i był tak samo skrępowany jak jego dziewczyna, ale po dłuższej chwili też się otrząsnął. Jakiś czas pogadaliśmy, a potem zaczęliśmy się zbierać. Już wcześniej zgodnie stwierdziliśmy, że się przejdziemy. Za bardzo się wszyscy zrobiliśmy leniwi i wszędzie samochodami. Trochę dziwnie mi się szło z Lukiem i Alex trzymającymi się za ręce, a ja jak taka sierota szłam obok nich.  Ale koło parku dołączyli do nas Tayler i Jake, więc nie było aż tak źle. Przez całą drogę miałam bardzo zajmujące zajęcie, a mianowicie podstawiałam sobie haki i szturchałam się z chłopakami. Kiedy doszliśmy na te nieszczęsne kręgle, wzięłam buty zmienne z odpowiednim numerem.
- Dobra, to jak się dzielimy? – spytała Alex.
- Dwoje najlepszych na waszą trójkę – odpowiedział Lucas z chytrym uśmieszkiem. Oczywiście było trochę narzekania, ale w końcu się zgodzili. Więc byłam ja i Lucas przeciwko reszcie. No ale nie powiem, była walka do samego końca. Oczywiście Luke musiał trochę pomagać Alex, pokazując jej, jak powinno się to robić. Wszyscy wiemy, jak to się kończyło, a mianowicie zaczynali się miziać. Aż rzygać się chciało z tej słodkości. Zobaczymy, jak ja będę się zachowywała, kiedy będę zakochana. Nadejdą ciężkie czasy. Zaśmiałam się do swoich myśli, na co Jake dziwnie na mnie spojrzał.
- Co jest, królewno? Z czego się śmiejesz? Czyżbyś miała jakieś niegrzeczne myśli ze mną w roli głównej? – zagadnął loczek. Wychodziliśmy właśnie z kręgielni i szliśmy coś przekąsić.
- O to się nie musisz martwić, moje myśli rzadko krążą wokół twojej osoby, a już na pewno nie w tym kontekście. Myślałam o tym, czy będę tak samo słodka w następnym związku – odpowiedziałam, kiwając głową w stronę przyjaciół.
- Zdecydowanie nie – powiedział pewny swoich słów, Jake.
- Skąd ta pewność, bystrzaku? – spytałam krzyżując ręce na piersiach i uważnie mu się przyglądając.
- Jesteś za bardzo impulsywna, zakręcona i entuzjastyczna. U ciebie raczej będzie dużo kłótni i namiętne pojednania. Tak to widzę – wyjaśnił.
- Jedyną osobą, z którą sprawia mi radość sprzeczanie się, jesteś ty. Razem nie będziemy, więc w takim związku nie będę.
- O czyżby? Jakoś w czerwcu ci się podobałem. Może nawrócisz się na właściwą drogę i do mnie wrócisz – powiedział z łobuzerskim uśmiechem.
- Po moim trupie! Nigdy, przenigdy nie będziemy razem, Jacob! Wybij to sobie z głowy! – odpowiedziałam ze śmiechem.
- To się jeszcze okaże, Katie – wymruczał tajemniczo. Grr, co za typek.
Później już szliśmy w ciszy, co chwilę się szturchając i przedrzeźniając niczym przedszkolaki. Doszliśmy do knajpki. Chłopaki zamówili sobie pizzę, a ja z Alex frytki. Śmialiśmy się i żartowaliśmy. Jake jakoś nie miał ochoty na pizzę, ale za to bardzo smakowały mu moje frytki.
- Co tak mało soli dałaś? W ogóle jej nie czuć – narzekał.
- Wcale jej nie dałam, ciołku – odpowiedziałam.
Z wielkim oburzeniem wziął solniczkę i zaczął sypać, ale była źle zakręcona i cała jej zawartość wylądowała w frytkach. Cały stolik buchnął śmiechem, a Jake zakrył twarz dłońmi, ale widziałam, jak ze śmiechu trzęsły mu się barki.
- To się najedliśmy. Brawo, gamoniu – śmiałam się. To się nazywa być sierotą.
- Dobra, w formie zadośćuczynienia zabieram cię na hot-doga. Chodź – powiedział, wstając.
- Dobra. Spotkamy się później na plaży? – skierowałam to pytanie do reszty, na co zgodnie pokręcili głowami.
Wyszliśmy z knajpki i poszliśmy w stronę plaży, po drodze kupując sobie po hot-dogu. Oczywiście ten zbereźnik za każdym razem, kiedy brałam go do buzi, miał niesamowite skojarzenia i nie mogłam normalnie w spokoju go zjeść, bo co rusz wybuchał śmiechem.
- A lody też tak jesz? – No tak, i zadawał głupkowate pytania.
- Ile ty masz lat, Jake? Myślałam, że tego typu myśli mają tylko gimnazjaliści.
- Oj, moja biedna niedoinformowana, Katie. My, mężczyźni, mamy takie myśli do śmierci. Więc będziesz musiała je znosić bardzo długo.
- No chyba, że zostanę lesbijką. Jest i taka opcja – odpowiedziałam.
- Nie mam nic przeciwko, dopóki zaprosisz mnie do trójkąta – wyszczerzył się.
- Idiota – podsumowałam.
- Świruska – odpowiedział.
- Dupek!
- Histeryczka!
- Gremlin!
- Czarownica!
- Kędzior!
I tak przez następne piętnaście minut, no nie powiem, poziom prawie że dorosłej osoby to to nie był. Mamy po ten siedemnaście, osiemnaście lat, ale przy nim zachowywałam się jak jakaś gówniara, ale jakoś zbytnio mi to nie przeszkadzało. Czułam się w jego towarzystwie świetnie. Wydawało mi się, jakbyśmy znali się od zawsze, jakby nigdy nie było tego złego zakończenia mojego pobytu w NY, które mi zaserwował. Zapomnieliśmy o tym i było między nami genialnie. Wiedziałam, że mogę na niego liczyć.
Kiedy tylko weszliśmy na plażę, Jake beknął na cały głos, było to na tyle głośne, że ludzie idący przed nami się obejrzeli.
- Świnia – powiedziałam i dałam mu z łokcia w bok.
- Oż ty mała złośnico! – Zaczął mnie łaskotać, a doskonale wiedział, że to moja pięta Achillesa. Kiedy udało mi się wywinąć, rzuciłam się pędem w głąb plaży, uciekając i śmiejąc się. Było cudownie do czasu, aż się nie potknęłam, a ten doskoczył do mnie i siadając na mnie okrakiem, łaskotał. Co jakiś czas widziałam przechodzących ludzi, ciepło się uśmiechających w naszą stronę. W którymś momencie udało mi się go z siebie zrzucić i teraz to ja siedziałam na nim okrakiem i czochrałam jego słodkie loczki.
- Dobra, dobra! Sojusz?! – powiedział, przytrzymując moje ręce.
- Pytanie czy jest to prawdziwy sojusz czy fałszywy? – spytałam z podejrzliwym uśmieszkiem.
- Prawdziwy – odpowiedział śmiejąc się. 
Na szczęście mówił prawdę. Położyliśmy się głowami do siebie. I długo rozmawialiśmy, często się śmiejąc. Zaczynało się ściemniać i dopiero wtedy przyszli nasi przyjaciele. Kiedy nas zobaczyli, mieli dziwnie tajemnicze uśmieszki i posyłali sobie dziwne spojrzenia. Śmieszyło mnie to, ale nie wnikałam, co chodziło im po głowach. Otrzepaliśmy się z piasku i ruszyliśmy do domu. A ja z Jakem co rusz zerkaliśmy na siebie. Myślę, że będą z nas całkiem nieźli przyjaciele. 

#25


„Right here”

Po burzliwym weekendzie trzeba było wrócić do codzienności. Ale nie narzekałam, chciałam jak najszybciej zapomnieć o tym, co się stało albo raczej o tym, co się mogło stać. Przyjechaliśmy do szkoły wszyscy jednym samochodem, ale nie wchodziliśmy do budynku. Zamiast tego staliśmy i co chwilę na zmianę się rozśmieszaliśmy. A to Tay z Lucasem się wygłupiali albo ja z Jakem. Dawno się już tak nie śmiałam. Nareszcie czułam, że wszystko w moim życiu zaczyna się układać. Kiedy zadzwonił dzwonek, razem z Jakem poszliśmy do klasy. Nie potrafiliśmy spokojnie wysiedzieć, mieliśmy za dobre humory. Co chwilę żartowaliśmy. Kiedy po raz kolejny nauczyciel zwrócił nam uwagę, postanowiliśmy pograć w kółko i krzyżyk, potem w statki, a na koniec rysowaliśmy swoje karykatury.
-Jake, ale masz mi namalować ładny tyłek – wyszeptałam, uważnie patrząc na nauczyciela, żeby nie wzbudzić podejrzeń.
-To ma być karykatura, Katie. Więc będziesz miała malutki tyłeczek, a cycki jak u Pameli Anderson – odpowiedział dość poważnie. A ja cały czas starałam się nie uśmiechać, chociaż całe moje ciało chciało krzyczeć ze szczęścia. Po jakiejś minucie zadzwonił dzwonek, więc wyszliśmy pośpiesznie z klasy.
-Jake daj zobaczyć! – Próbowałam wyrwać mu kartkę, którą zgniótł na pół.
-Nie jest jeszcze skończony, Kate! Nie pokażę ci go, dopóki nie skończę – zaśmiał się.
Cały czas szłam obok niego i próbowałam go namówić do pokazania jego „dzieła”, kiedy nagle ktoś z naprzeciwka uderzył mnie z ramienia. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam zadziorny uśmiech Sarah.
-Hej. Mogłabyś na przyszłość trochę bardziej uważać, jak chodzisz, Sarah – powiedziałam i odwróciłam się z zamiarem pójścia dalej.
-To ty powinnaś uważać na mnie, Kate. Nie daruję ci tego, że wygadałaś się Holly, rozumiesz? – powiedziała, po czym powoli do mnie podeszła i wyszeptała mi do ucha. –I odbiorę ci tego pięknisia, więc ciesz się, póki możesz – wysyczała i szybkim krokiem odeszła w przeciwną stronę. Zatkało mnie. Co miała na myśli? Nie byliśmy razem, więc o co jej chodziło? Będzie próbowała nas skłócić? Powiedziała to pewnie tylko po to, by kontynuować tę bezsensowną kłótnię. Nie zamierzałam dać się jej w to wciągnąć. Potrząsnęłam głową i z powrotem obróciłam się do Jake’a.
-Wszystko w porządku, Katie? Co ci powiedziała? – dopytywał Jacob.
-Nic ważnego. Nie przejmuj się. Chodźmy na stołówkę, strasznie chce mi się jeść – odpowiedziałam, zbywając go, i ruszyłam na stołówkę.
-Hej, Jake, może zabierzemy dzisiaj Sama do parku rozrywki? Obiecałam mu, że w tym tygodniu gdzieś w trójkę wyjdziemy – zagadnęłam, żeby szybko zmienić temat.
-Pewnie, mały na pewno się ucieszy. Uwielbia cię – podsumował.
-I z wzajemnością – uśmiechnęłam się. Byliśmy jednymi z pierwszych przy stoliku, więc wzięliśmy jedzenie i usiedliśmy. Sięgnęłam po sztućce i wtedy Jake złapał mnie za jedną rękę.
-Hej, co to jest? – spytał, podciągając jeszcze wyżej mój rękaw.
-Tatuaż – odpowiedziałam, po czym szybko naciągnęłam z powrotem rękaw na nadgarstek.
-Widzę. Luke wie? – ciągnął.
-Nie wydaje mi się. Przynajmniej mu nie mówiłam.
Spojrzał na mnie podejrzanie, ale już nic nie mówił. Po kilku minutach reszta paczki do nas dołączyła. Wesoło rozmawialiśmy i żartowaliśmy. Umówiliśmy się, że w weekend nie idziemy na żadną imprezę, ponieważ za często to robiliśmy. No bo ileż można, prawda? W naszym przypadku bardzo często. Postanowiliśmy, że w sobotę pójdziemy na kręgle, a potem coś zjeść. Po przerwie udałam się na angielski i inne lekcje. Po zajęciach poszłam do domu, zjadłam obiad i „poodrabiałam” trochę lekcje. Jakoś zdać trzeba. A coś w przyszłości robić muszę. Około siedemnastej zeszłam na dół. Zastałam tam rodziców siedzących w salonie. Mama siedziała i czytała książkę z nogami na tacie, a on oglądał telewizję. Usiadłam na fotelu znajdującym się po lewej stronie taty.
-Co oglądasz, tatku? – zagadnęłam.
-Słyszałem, że ma być dzisiaj mecz Bobcats z Chicago Bulls, a ja bardzo chciałbym go obejrzeć. – Cóż, nasza rodzina była niezwykle zaangażowana w kibicowanie drużynie Bobcats.
-Czekaj, daj na chwilę pilota. – Włączyłam odpowiedni i już po chwili razem z tatą oglądaliśmy mecz. Tak się wciągnęłam, że przegapiłam umówioną godzinę. Jakoś po osiemnastej usłyszałam dzwonek, a że oboje z tatą byliśmy zbyt pochłonięci, mama poszła otworzyć. Po chwili w salonie pojawili się bracia.
-Jake! Sam! Bardzo was przepraszam, po prostu się wciągnęłam – powiedziałam przepraszająco, biorąc swoją kurtkę i podchodząc do chłopaków.
-Spokojnie, jeśli chcesz, możemy to przełożyć – zasugerował Jacob. Sammy spuścił głowę, a mi się od razu zrobiło podwójnie głupio.
-Nie! W porządku. To co, Sammy, gotowy na zabawę? – spytałam małego.
-No pewnie! Jest tyle kolejek, na których musimy się przejechać, Katie! Zobaczysz, spodoba ci się – zapewnił, na co kiwnęłam z uśmiechem głową. Spojrzałam na Jake’a.
-To chodźmy.
Zanim doszliśmy do wesołego miasteczka, udaliśmy się najpierw na lody. Specjalnie się nie śpieszyliśmy, wygłupialiśmy i rozmawialiśmy. Sammy koło nas skakał szczęśliwy. Mogłabym się do tego przyzwyczaić.
-Ścigamy się! Kto ostatni przy otwarciu, ten stawia lody! – krzyknął Sam i popędził w stronę wejścia. Spojrzeliśmy po sobie z Jakem i ruszyliśmy za nim, nawzajem się przepychając i zanosząc śmiechem.
-Sammy, to rozumiem, że stawiasz nam lody, tak? – spytał sapiąc, Jake, kiedy dobiegliśmy na miejsce.
-W twoich snach, gamoniu! – odpowiedział, wystawiając mu język i zanosząc się śmiechem. Na co spojrzeliśmy na niego zdziwieni.
-Oż ty mały skurczybyku! – krzyknął Jake, śmiejąc się. Złapał małego w pasie i przerzucił sobie przez ramię.
-Jake! Nie mów tak na niego! – Wybałuszyłam oczy, a po chwili kiedy zaczął z nim uciekać, pokręciłam głową i ruszyłam za nimi, śmiejąc się. Wariaty.
Byliśmy prawdopodobnie na każdej możliwej kolejce, oprócz kolosa, ponieważ nie mieliśmy co zrobić z małym. Uzgodniliśmy, że kiedyś się tu sami wybierzemy, tylko żeby go zaliczyć. Później poszliśmy na autka. Siedziałam w jednym z Sammym. Zamiast stukać się z Jacobem, uciekaliśmy przed nim ile się tylko dało. W końcu tak go wykiwaliśmy, że uderzyliśmy go w „tyłek”. Chłopaki wzięli sobie po wacie cukrowej. Oczywiście trochę im podbierałam i w pewnym momencie Jacob wziął spory kawałek i zaczął mi ją na chama wpychać do buzi. Spojrzałam na niego z miną „chcesz powtórki z urodzin?” Zaczął się śmiać i opowiedział o tym Samowi. Kiedy już zrobiło się trochę ciemno, postanowiliśmy zrobić ostatni przystanek na stoisku z różnymi konkurencjami. Było rzucanie monetą do miski z wodą, kółeczkiem w butelki, celowanie pistoletami na wodę w tarczę. Oczywiście podeszliśmy do każdego w celu zdobycia jakiegoś upominku. Sammy wygrał w rzucaniu kółkiem i otrzymał piłkę. Po chwili i Jake wygrał i dostał bransoletkę. Chyba ekspedientka pomyślała, że jesteśmy razem.
-Um, Katie, to dla ciebie – powiedział, wyciągając ją w moją stronę.
-Co, myślisz, że jak dasz dziewczynie biżuterię, to będzie twoja? Phi, grubo się mylisz – odpowiedziałam, odwracając się do niego tyłem i po chwili usłyszałam tylko jego parsknięcie. Na moich ustach mimowolnie wkradł się uśmiech. Wzięłam pistolecik z wodą przymocowany rurką do stanowiska, lekko się przesunęłam i opryskałam trochę Jake’a, po czym przeniosłam moje pole rażenia na mini Jacoba.
-Oż ty mendo! Nie ujdzie ci to na sucho! To jest wojna! Sammy! – krzyknął Jake, oboje rzucili się na pistolety i zaczęli mnie nimi oblewać. Zaczęłam piszczeć, co zwróciło uwagę ekspedientki.
-Hej! Co wy robicie, dzieciaki?! Przestańcie! Już mi stąd zmykajcie, bo inaczej zawołam ochronę! – krzyczała kobieta, grożąc nam. Zabraliśmy swoje rzeczy i uciekliśmy, zanosząc się śmiechem. Moje włosy były mokrusieńkie, podobnie jak bluzki chłopaków.
-Ej, ale serio ją przyjmij. Załóżmy, że to będzie mój pierwszy prezent dla ciebie – powiedział Jake, podając mi bransoletkę.
-Więc sugerujesz będziesz dawał mi więcej prezentów? Ah, czego dziewczyna może bardziej chcieć od biżuterii? – spytałam, składając ręce i unosząc oczy ku niebu.
Jacob zaśmiał się, a w między czasie wziął moją rękę i mi ją założył. Wiadomo, była z wesołego miasteczka, więc dość tandetna, ale miała w sobie urok. Takiej pierwszej miłości, niedrogich prezentów, błahych problemów. Szliśmy już w stronę domu, było coś koło dwudziestej, może trochę później. Zadzwonił telefon Jake’a.
-To mama – powiedział do nas. Odebrał i zaczął się tłumaczyć. –Tak, mamo, zdaję sobie sprawę, która jest godzina. Tak, wiem, że spóźniliśmy się na kolację. Zaraz przyjdziemy, tylko odprowadzimy Kate, ok? Tak, jest z nami. Jasne, przekażę jej. – Po tym się rozłączył.
-Mama kazała zaprosić cię na kolację, Katie. – Kiedy zauważył, że już otwierałam usta, żeby się jakoś wykręcić, szybko dodał: - I nie przyjmuje odmowy.
Głośno westchnęłam i udaliśmy się w stronę domu Państwa Evans. U niego byłam dopiero drugi raz, a jego ojca miałam zobaczyć po raz pierwszy. Przy drzwiach zaczęłam się trochę denerwować. Teoretycznie to nie był jego biologiczny tata, ale i tak chciałam, żeby mnie polubił. Kiedy weszliśmy do środka, Sammy od razu pobiegł pochwalić się mamie. Udaliśmy się do salonu, a kiedy mama chłopaków ich zobaczyła zarządziła, żeby poszli się przebrać. Mnie dała ręcznik na wysuszenie włosów. Kiedy skończyłam, weszłam nieśmiało do kuchni. Chłopaki już nakrywali do stołu. Poznałam tatę Sama i ojczyma Jake’a, który okazał się być naprawdę sympatycznym człowiekiem. Kiedy przysiedliśmy do kolacji, byłam już całkowicie rozluźniona. Reszta wieczoru minęła nam w miłej atmosferze. ___________________________________________________
Bardzo przepraszam, że nie było tak długo rozdziału, ale wiecie trzecia klasa technikum do tego jeszcze doszło prawko, więc wiadomo jak to jest. Ogólnie rozdział był gotowy już w tamtym tygodniu, ale beta dopiero dzisiaj sprawdziła(za co bardzo jej dziękuję <3). Nie przedłużając, miłego czytania! :*
© grabarz from WS | XX.