„Start of Something Good”
Obudziły mnie jakieś hałasy, dochodzące nie wiadomo skąd.
Spojrzałam na godzinę w swoim telefonie. Dochodziła dziesiąta. Zwlekłam się z
łóżka, założyłam kapcie i ruszyłam w stronę dobiegających odgłosów, a
mianowicie do kuchni. W pomieszczeniu panował totalny bałagan. Lucas i Tayler
obsypywali się wzajemnie mąką. Znając życie, osobą, która to wszystko posprząta,
będę ja. A jakżeby inaczej.
-Co wy do cholery wyczyniacie, głąby? – spytałam, podpierając
się pod boki.
-Mamy ochotę na naleśniki – stwierdził niewinnie Tay.
Głośno westchnęłam i zrezygnowana wzięłam od Luka patelnię.
Spojrzałam na nich wymownie, kiedy usiedli naprzeciw, wpatrując się we mnie jak
dzieciaki, którymi w rzeczywistości byli.
-Będziecie tak we mnie wlepiać gały, czy dacie mi spokojnie
je zrobić? – spytałam retorycznie.
-Ale my tak bardzo mamy ochotę – odparł rozmarzony Tay.
-Jak zrobię, to was zawołam, obiecuję. A teraz wynocha z
kuchni.
Po piętnastu minutach zajadali się moimi pysznymi
naleśniczkami, a ja razem z nimi. Postanowiliśmy, że pójdziemy w trójkę na
plażę. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyliśmy. Rozłożyliśmy się jak
najbliżej morza, po czym chłopaki szybko zrzucili z siebie ciuchy i pobiegli do
wody. Ja w tym czasie porządnie się nabalsamowałam olejkiem, włączyłam muzykę i
powoli się odprężałam. Co chwilę otwierałam oczy, by spojrzeć, gdzie ci idioci są
bo znając ich możliwości, w każdej chwili mogli mnie zaatakować. Przez dłuższy
czas nic się nie działo, ale w pewnej chwili, kiedy uchyliłam lekko oczy, zobaczyłam
jak się skradają, więc zdjęłam słuchawki i oparłam się na rękach.
-Nic nie kombinujcie, ciołki. Mam was na oku – oznajmiłam.
-Przecież nic nie robimy! – oburzył się Tayler. Usiedli każdy
z jednej strony. Siedzieliśmy i się wygłupialiśmy, kiedy w pewnym momencie Luke
zmarszczył brwi.
-Co to, Kate? – spytał.
-Tatuaż – odpowiedziałam, lekko się pesząc. Wziął moją rękę i
dokładnie się jej przyglądał. Nie minęła sekunda, a Tay się do niego
przyłączył.
-„Memento mori” – przeczytał Tayler. Czekałam, aż któryś to
jakoś skomentuje.
-Podoba mi się. – W końcu stwierdził Lucas, a Tay mu
zawtórował. Od razu kamień spadł mi z serca. Chociaż jego reakcja była totalnie
niespodziewana. Próbowałam go kryć przed nim i rodzicami, ponieważ wiedziałam,
że nie spodobałby się im. Przynajmniej tak sądziłam. Ale mój brat pozytywnie
mnie zaskoczył. Ciekawe co rodzice by powiedzieli. Póki co nie chciałam się
dowiadywać.
Luke puścił moją rękę, a na moich ustach
zagościł pełen ulgi i szczęścia uśmiech. Posiedzieliśmy kilka minut w ciszy,
kiedy ni stąd ni zowąd mój tak zwany brat dał szybki znak Taylerowi. Nim się
obejrzałam, jeden trzymał moje nogi, a drugi ręce i szli w stronę morza.
-Puśćcie mnie! Pomocy! Ratunku! Niech ktoś ich zabierze! –
krzyczałam. Ale oczywiście moje wołania zdały się kompletnie na nic, bo nikogo
nie obchodziło, co się ze mną stanie. Kiedy w końcu wrzucili mnie do tej
lodowatej wody, śmiali się jak przedszkolaki. Idioci. Z kim ja muszę żyć? Po
jakimś czasie, kiedy trochę się powygłupialiśmy w wodzie, poszliśmy się
wysuszyć i do domu. W kuchni czekał na nas pyszna zapiekanka. Pozmywałam i
poszłam do swojego pokoju. Zostało mi kilka godzin do wyjścia, a mi się
strasznie nudziło. Malować, czesać, przebierać się nie musiałam. Nie widziałam
takiej potrzeby. Nie miałam co ze sobą zrobić, więc leżałam i wpatrywałam się
bezczynnie w sufit.
W laptopie włączyłam sobie piosenki jednego z moich
ulubionych zespołów, Daughtry. Przypomniał mi się ich najnowszy teledysk, w
którym to bohater pomaga bezinteresownie, a i tak nikt mu nie dziękuje, mało
tego, traktują go jak jakiegoś przestępcę. Bardzo ciekawy klip, szkoda tylko,
że już nie ma zbyt wielu takich ludzi. No bo kto by się teraz przejmował losem
drugiego człowieka? Prawie, że nikt. Bezinteresowna pomoc powoli zanika. I to
jest straszne.
Większość ludzi jest zadufana w sobie, rozpieszczona. Nie szanują
drugiego człowieka, a przecież nie wiadomo, jak ktoś jest zły i nie w porządku,
nie można obrzucić go z błotem. Nikt nie zasługuje na taki totalny brak
szacunku. No weźmy chociaż Sarah. Zachowywała się okropnie, źle traktowała
ludzi, ale nie można dawać jej tego samego. Patrząc z perspektywy czasu,
stwierdziłam, że nie powinnam na rozpoczęciu roku wchodzić z nią w kłótnię. To
było szczeniackie. Niestety taką mam naturę. Jestem impulsywna, zupełnie jak
Sarah. To nasza wspólna cecha. Dlatego jeszcze jak się
przyjaźniłyśmy, często dochodziło między nami do spięć. Na szczęście Alex
łagodziła każdy spór. W sumie całą trójką się dopełniałyśmy nawzajem. Niestety
dobre czasy się skończyły. Ludzie się zmieniają. Trzeba to przełknąć i żyć
dalej.
Z tą optymistyczną myślą podniosłam się z łóżka i ruszyłam do
pokoju mojego brata. Nawet nie pukając, otworzyłam z rozmachem drzwi. Nie
minęło kilka sekund jak z równą siłą je zamknęłam. Luke półleżał na swoim łóżku, a na nim okrakiem siedziała Alex, namiętnie go całując. On zresztą nie
pozostawał jej dłużny. Z równą pasją oddawał jej pocałunki, mało tego, jego
ręce błądziły po całym jej ciele.
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że wstrzymałam oddech.
Zaczerpnęłam powietrza i zaśmiałam się sama do siebie. Ah, ta nastoletnia
miłość. Hormony, pożądanie i te sprawy. Z bananem na twarzy zeszłam na dół. Włączyłam
sobie telewizor, ale i tak nie zwracałam uwagi, co leciało. W głowie ciągle miałam
obraz mojego brata i najlepszej przyjaciółki. Oboje tak bardzo zawstydzeni.
Cudowny widok. Po jakiś dwudziestu minutach zeszła Alex i usiadła obok mnie. Siedziała
ze skrępowaną miną, a ja starałam się nie zaśmiać. Niestety nie wytrzymałam, buchnęłam śmiechem. Alex spojrzała na mnie zaskoczona i zakryła twarz dłońmi,
zażenowana.
- Ej, spokojnie. Nic się przecież takiego nie stało. Rozumiem.
Jesteście parą i w ogóle. To normalne. Tylko na przyszłość wolałabym wiedzieć,
że jesteś w pokoju mojego brata, żebyśmy uniknęli tej zabawnej sytuacji –
zaśmiałam się.
- Nie było w tym nic śmiesznego! – oburzyła się blondynka.
- Gdybyś była na moim miejscu, też byś się śmiała.
- A ty gdybyś była na moim, też byłabyś tak zażenowana! –
odpowiedziała.
- Nie. Nie zwróciłabym na ciebie uwagi i dalej zabawiała się
z chłopakiem!
- No fakt – powiedziała ze śmiechem. Chwilę się jeszcze
pośmiałyśmy, a potem oglądałyśmy jakiś serial. Potem przyszedł Luke i był tak
samo skrępowany jak jego dziewczyna, ale po dłuższej chwili też się otrząsnął.
Jakiś czas pogadaliśmy, a potem zaczęliśmy się zbierać. Już wcześniej zgodnie
stwierdziliśmy, że się przejdziemy. Za bardzo się wszyscy zrobiliśmy leniwi i
wszędzie samochodami. Trochę dziwnie mi się szło z Lukiem i Alex trzymającymi się za ręce, a ja jak taka sierota szłam obok nich. Ale koło parku dołączyli do nas Tayler i
Jake, więc nie było aż tak źle. Przez całą drogę miałam bardzo zajmujące
zajęcie, a mianowicie podstawiałam sobie haki i szturchałam się z chłopakami.
Kiedy doszliśmy na te nieszczęsne kręgle, wzięłam buty zmienne z odpowiednim
numerem.
- Dobra, to jak się dzielimy? – spytała Alex.
- Dwoje najlepszych na waszą trójkę – odpowiedział Lucas z
chytrym uśmieszkiem. Oczywiście było trochę narzekania, ale w końcu się
zgodzili. Więc byłam ja i Lucas przeciwko reszcie. No ale nie powiem, była walka
do samego końca. Oczywiście Luke musiał trochę pomagać Alex, pokazując jej, jak
powinno się to robić. Wszyscy wiemy, jak to się kończyło, a mianowicie zaczynali
się miziać. Aż rzygać się chciało z tej słodkości. Zobaczymy, jak ja będę się
zachowywała, kiedy będę zakochana. Nadejdą ciężkie czasy. Zaśmiałam się do
swoich myśli, na co Jake dziwnie na mnie spojrzał.
- Co jest, królewno? Z czego się śmiejesz? Czyżbyś miała
jakieś niegrzeczne myśli ze mną w roli głównej? – zagadnął loczek.
Wychodziliśmy właśnie z kręgielni i szliśmy coś przekąsić.
- O to się nie musisz martwić, moje myśli rzadko krążą wokół
twojej osoby, a już na pewno nie w tym kontekście. Myślałam o tym, czy będę tak
samo słodka w następnym związku – odpowiedziałam, kiwając głową w stronę
przyjaciół.
- Zdecydowanie nie – powiedział pewny swoich słów, Jake.
- Skąd ta pewność, bystrzaku? – spytałam krzyżując ręce na
piersiach i uważnie mu się przyglądając.
- Jesteś za bardzo impulsywna, zakręcona i entuzjastyczna. U
ciebie raczej będzie dużo kłótni i namiętne pojednania. Tak to widzę –
wyjaśnił.
- Jedyną osobą, z którą sprawia mi radość sprzeczanie się,
jesteś ty. Razem nie będziemy, więc w takim związku nie będę.
- O czyżby? Jakoś w czerwcu ci się podobałem. Może nawrócisz
się na właściwą drogę i do mnie wrócisz – powiedział z łobuzerskim uśmiechem.
- Po moim trupie! Nigdy, przenigdy nie będziemy razem, Jacob!
Wybij to sobie z głowy! – odpowiedziałam ze śmiechem.
- To się jeszcze okaże, Katie – wymruczał tajemniczo. Grr, co
za typek.
Później już szliśmy w ciszy, co chwilę się szturchając i
przedrzeźniając niczym przedszkolaki. Doszliśmy do knajpki. Chłopaki zamówili
sobie pizzę, a ja z Alex frytki. Śmialiśmy się i żartowaliśmy. Jake jakoś nie
miał ochoty na pizzę, ale za to bardzo smakowały mu moje frytki.
- Co tak mało soli dałaś? W ogóle jej nie czuć – narzekał.
- Wcale jej nie dałam, ciołku – odpowiedziałam.
Z wielkim oburzeniem wziął solniczkę i zaczął sypać, ale była
źle zakręcona i cała jej zawartość wylądowała w frytkach. Cały stolik buchnął
śmiechem, a Jake zakrył twarz dłońmi, ale widziałam, jak ze śmiechu trzęsły mu
się barki.
- To się najedliśmy. Brawo, gamoniu – śmiałam się. To się
nazywa być sierotą.
- Dobra, w formie zadośćuczynienia zabieram cię na hot-doga.
Chodź – powiedział, wstając.
- Dobra. Spotkamy się później na plaży? – skierowałam to
pytanie do reszty, na co zgodnie pokręcili głowami.
Wyszliśmy z knajpki i poszliśmy w stronę plaży, po drodze
kupując sobie po hot-dogu. Oczywiście ten zbereźnik za każdym razem, kiedy
brałam go do buzi, miał niesamowite skojarzenia i nie mogłam normalnie w spokoju
go zjeść, bo co rusz wybuchał śmiechem.
- A lody też tak jesz? – No tak, i zadawał głupkowate
pytania.
- Ile ty masz lat, Jake? Myślałam, że tego typu myśli mają
tylko gimnazjaliści.
- Oj, moja biedna niedoinformowana, Katie. My, mężczyźni,
mamy takie myśli do śmierci. Więc będziesz musiała je znosić bardzo długo.
- No chyba, że zostanę lesbijką. Jest i taka opcja –
odpowiedziałam.
- Nie mam nic przeciwko, dopóki zaprosisz mnie do trójkąta –
wyszczerzył się.
- Idiota – podsumowałam.
- Świruska – odpowiedział.
- Dupek!
- Histeryczka!
- Gremlin!
- Czarownica!
- Kędzior!
I tak przez następne piętnaście minut, no nie powiem, poziom
prawie że dorosłej osoby to to nie był. Mamy po ten siedemnaście, osiemnaście lat,
ale przy nim zachowywałam się jak jakaś gówniara, ale jakoś zbytnio mi to nie
przeszkadzało. Czułam się w jego towarzystwie świetnie. Wydawało mi się, jakbyśmy znali się od zawsze, jakby nigdy nie było tego złego zakończenia
mojego pobytu w NY, które mi zaserwował. Zapomnieliśmy o tym i było między nami
genialnie. Wiedziałam, że mogę na niego liczyć.
Kiedy tylko weszliśmy na plażę, Jake beknął na cały głos,
było to na tyle głośne, że ludzie idący przed nami się obejrzeli.
- Świnia – powiedziałam i dałam mu z łokcia w bok.
- Oż ty mała złośnico! – Zaczął mnie łaskotać, a doskonale
wiedział, że to moja pięta Achillesa. Kiedy udało mi się wywinąć, rzuciłam się
pędem w głąb plaży, uciekając i śmiejąc się. Było cudownie do czasu, aż się nie
potknęłam, a ten doskoczył do mnie i siadając na mnie okrakiem, łaskotał. Co
jakiś czas widziałam przechodzących ludzi, ciepło się uśmiechających w naszą
stronę. W którymś momencie udało mi się go z siebie zrzucić i teraz to ja
siedziałam na nim okrakiem i czochrałam jego słodkie loczki.
- Dobra, dobra! Sojusz?! – powiedział, przytrzymując moje
ręce.
- Pytanie czy jest to prawdziwy sojusz czy fałszywy? – spytałam
z podejrzliwym uśmieszkiem.
- Prawdziwy – odpowiedział śmiejąc się.
Na szczęście mówił prawdę. Położyliśmy się głowami do siebie.
I długo rozmawialiśmy, często się śmiejąc. Zaczynało się ściemniać i dopiero
wtedy przyszli nasi przyjaciele. Kiedy nas zobaczyli, mieli dziwnie tajemnicze
uśmieszki i posyłali sobie dziwne spojrzenia. Śmieszyło mnie to, ale nie
wnikałam, co chodziło im po głowach. Otrzepaliśmy się z piasku i ruszyliśmy do
domu. A ja z Jakem co rusz zerkaliśmy na siebie. Myślę, że będą z nas całkiem
nieźli przyjaciele.