#34


„All about us”


            Wyszłyśmy najpierw my, druhny. Ustawiłyśmy się jedna za drugą i po kolei wychodziłyśmy, idąc w stronę ołtarza. Ja wychodziłam jako ostatnia. Kiedy przyszła moja kolej, ucałowałam Amy w policzek, puściłam oczko i wyszłam. Może nie denerwowałam się tak bardzo jak ona, ale i tak stres był. Nie chciałam się wywrócić ani zrobić z siebie pośmiewiska. Trzymałam mały bukiecik kwiatów i szłam z uśmiechem na twarzy. Wszyscy siedzieli odwróceni w moją stronę i mi się przyglądali. Czułam, jak bukiet mi się trzęsie z nerwów. Najchętniej przebiegłabym przez ołtarz, żeby już na mnie tak wszyscy nie patrzyli. Wtedy zobaczyłam Jake’a. Wpatrywał się we mnie z tym swoim łobuzerskim uśmieszkiem. A ja nagle poczułam spokój. Patrzyłam w jego oczy i czułam się szczęśliwa i spokojna.
Zapewne tak poczuje się Amy, kiedy zobaczy Phila stojącego na ślubnym kobiercu. Będzie widziała najważniejszą osobę w swoim życiu, z którą chce spędzić wieczność. I nic innego nie będzie się liczyło.
Stanęłam na jednym ze schodków i wtedy wszyscy wstali. Wolnym krokiem szła Amy ze swoim tatą. Tak jak myślałam, nie odrywała wzroku od Phila. Kiedy tylko to sobie uświadomiłam, spojrzałam w stronę Jake’a i ze zdziwieniem zauważyłam, że przez cały ten czas on nie odwrócił ode mnie wzroku. Oderwałam się dopiero, kiedy Amy była już pod ołtarzem i jej tata przekazał ją w ramiona Phila.
Później było standardowe kazanie księdza i to co kochałam najbardziej w ślubach – a mianowicie, składanie przysięgi. Jedni lubią klasyczne powtarzanie za księdzem, a inni natomiast wolą się troszkę pomęczyć i napisać własne. Byłam ciekawa jak to wyjdzie w ich przypadku. Phil pierwszy zaczynał ze swoją przysięgą. Nie znałam go tak dobrze, jakbym chciała, ale widziałam, że jego słowa płynęły prosto z serca. Nie były jakieś wymuszone czy nieszczere. Kiedy ją mówił, w moich oczach zakręciły się łezki szczęścia. Chciałabym, żeby mój przyszły mąż kochał mnie tak samo jak Phil Amy. Kiedy przyszło do przysięgi mojej kuzynki, już nie wytrzymałam i po moich policzkach bezczelnie płynęły łzy wzruszenia i szczęścia. Wiedziałam, że mogę się rozmazać i do tego nie jest to najładniejszy widok, ale zarówno ja jak i pozostałe druhny się tym aż tak nie przejmowałyśmy. Po skończonej ceremonii udaliśmy się na sesję zdjęciową.
A potem w końcu pojechaliśmy na salę. Goście gorąco przywitali nowożeńców i zasiedliśmy do stołu.
- Ale jestem głodny! – marudził Lucas, a Jake mu wtórował.
- W kościele myślałem, że w tych chwilach ciszy mój brzuch będzie urządzał solowy występ – dodał Jake.
- Ale wy marudzicie. Taka piękna ceremonia, a wam tylko żarcie w głowie – powiedziałam.
Przekomarzaliśmy się tak do czasu podania obiadu. Potem przyszedł czas na pierwszy taniec. Z głośników zaczęła lecieć powolna melodia i Phil wprowadził za rękę Amy. Objął ją w pasie i do siebie delikatnie przyciągnął. Podczas tańca patrzyli sobie głęboko w oczy i się do siebie uśmiechali, a w międzyczasie Phil co chwilę coś do niej mówił, przez co blondynka się śmiała. Wyglądali ze sobą tak uroczo. Zakochańce.
Wpatrywałam się w nich jak w obrazek do czasu, aż po lewej stronie dostrzegłam ruch. Lucas wstał i poprosił do tańca Alex. No proszę, kolejne zakochańce. Po chwili do nich zaczęły dołączać kolejne pary, ciotki z wujkami, babcie z dziadkami, a nawet moi rodzice. Wpatrywałam się w każdą parę po kolei, aż Jake wstał i wyciągnął w moją stronę rękę.
- Co ty robisz? – spytałam ze śmiechem, próbując ukryć moje zaskoczenie.
- Proszę cię do tańca, no chodź – odpowiedział z tym swoim uśmieszkiem. Spojrzałam w jego oczy potem na jego dłoń i z powrotem na twarz. Cicho westchnęłam i dałam się poprowadzić na środek parkietu. Miałam wrażenie, jakbyśmy szli w zwolnionym tempie i wszystkie oczy po części były zwrócone na nas. Widziałam delikatne uśmiechy u dziadków i moich przyjaciół. Przez to się speszyłam i jak nigdy zaczęły mi się plątać nogi i deptałam Jake’a, na co ten przyciągnął mnie bliżej siebie i mówił prosto do ucha, wywołując przy tym dreszcze.
- Hej, Katie, co się dzieje? – spytał, próbując złapać mój wzrok, który ciągle uciekał w dół. W końcu złapał mnie za podbródek i uniósł głowę, żebym nie miała wyboru i musiała spojrzeć mu w oczy.
- Co się dzieje? Od kiedy ty się tak plączesz w tańcu?
- Może to przez to, że cała rodzina wbiła sobie do głowy, że jesteśmy razem, a teraz z tobą tańczę? – odpowiedziałam pytaniem retorycznym, ale oczywiście ten matoł musiał odpowiedzieć.
- A co my takiego teraz robimy? To tylko taniec, Katie – odpowiedział z kpiącym uśmieszkiem.
- Oj daj spokój. Dobrze wiemy, że to nie jest tylko taniec – powiedziałam zirytowana.
- Nie? A co to jest? – spytał, unosząc brew, a z jego ust nie schodził uśmiech.
- Nie wiem. Ale na pewno też nie tylko przyjaźń – odpowiedziałam to, co od jakiegoś czasu myślałam. To wszystko było takie pokręcone. Z żadnym z moich przyjaciół nie miałam tego typu stosunków, jakie miałam z Jakem. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Czego się spodziewać. Jednocześnie nie zamierzałam czegokolwiek z tym robić, dlatego samą mnie zdziwił mój drobny wybuch. Nie chciałam poruszać tego tematu. Nie chciałam powiedzieć na głos tego, o czym myślałam od pewnego czasu. Tego, że nasze stosunki nie są czysto przyjacielskie. Może nie była to przyjaźń z przywilejami, ale nie zdziwiłabym się jakby w pewnym momencie do tego doszło. Przez nasze rozmowy przeplatał się flirt. Kiedy mnie dotykał, nie był to zwykły przyjacielski dotyk. Kiedy na niego patrzyłam i widziałam jego kpiący uśmiech, chciałam mu go zetrzeć całując go. Chciałam znowu poczuć jego usta na moich. Tak bardzo chciał mnie przekonać, że się zmienił odkąd go poznałam w wakacje. I mi to udowodnił. Zmienił się. Przestał traktować dziewczyny tak przedmiotowo. I przez to, że widziałam w nim zmiany zaczęłam coś do niego czuć. Zaczęłam się do niego przywiązywać, a nawet darzyć go większym uczuciem. I zaczynało mnie to przerażać. Nigdy nie byłam tak naprawdę zakochana. Bałam się, że jak oddam mu całe swoje serce, to w pewnym momencie mi je złamie.
Naprawdę nie wiedziałam, co o tym myśleć, ale też nie sądziłam, że poruszę ten temat i to do tego w takim momencie.  
Z jego twarzy zniknął uśmiech i teraz uniósł wyżej brew i wpatrywał się we mnie zdezorientowanym spojrzeniem. A mnie to jeszcze bardziej zirytowało. Odsunęłam się i na pięcie odwróciłam, żeby oddalić się jak najszybciej od niego. Niestety, nie było mi dane daleko przejść, bo złapał mnie za rękę i z powrotem do siebie przyciągnął.
- Nie możesz od tak odchodzić, nie tłumacząc co miałaś na myśli – powiedział mi prosto do ucha. Potem złapał mnie w pasie i dalej jak gdyby nigdy nic ze mną tańczył.
- Na przykład o tym. Zwykli przyjaciele nie są ze sobą tak blisko, nie szeptają sobie do ucha, wywołując przy tym dreszcze, Jake – zasugerowałam.
- Przecież to nic takiego, Katie – powiedział ostrożnie. Widział, że zaczynałam się denerwować i nie chciał pogorszyć swojej sytuacji. Prawidłowo, ale i tak było już na to za późno. Zatrzymałam się i spojrzałam mu głęboko w oczy.
- Może dla ciebie, Jake – powiedziałam i tym razem z powodzeniem od niego odeszłam. Nie zatrzymywał mnie. Wydaje mi się, że był za bardzo zszokowany, żeby zareagować.
Wyszłam na dwór z prędkością światła. Było jeszcze w miarę ciepło i jasno. Stanęłam przy barierce i głęboko wzdychałam powietrze. Usłyszałam za sobą czyjeś kroki i już miałam się odwrócić i nawrzeszczeć na niego, że mnie śledzi, ale odezwał się zupełnie inny głos.
- Katie, kochanie, czy wszystko dobrze? Pokłóciłaś się z Jakem? – spytała babcia.
- Nie wiedziałam babciu, że to ty. Tak, wszystko w porządku. Tylko się posprzeczaliśmy. Nic wielkiego – odpowiedziałam.
- Najważniejsze, żebyście to przetrwali. Należy walczyć o miłość, a nie się poddawać, złotko – powiedziała, kojąco mnie głaszcząc.
- Właśnie o to chodzi, babciu. Ja nie wiem na czym stoimy. Naprawdę jesteśmy przyjaciółmi, ale wiem, że to nie jest to samo co z resztą. Babciu, co ja mam robić? – spytałam łamiącym się głosem.
- Och, kochanie – westchnęła babcia i mnie przytuliła. Po chwili kontynuowała: - Dobrze wiesz, że musisz kierować się sercem. Więc dlaczego tego nie robisz?
- Bo to jest skomplikowane – wyszeptałam.
- Wszystko jest w życiu skomplikowane, Katie. Ale musisz się zastanowić czy warto w to brnąć. Czy wolisz, żeby było tak jak teraz, czy jednak chciałabyś czegoś więcej. Zastanów się i powiedz mu, co zdecydowałaś. – Kiwnęłam w odpowiedzi głową. Chciałam zostać sama jeszcze przez chwilę. Potrzebowałam tego i babcia to zrozumiała, bo tylko mnie pogłaskała i wróciła do środka.
Chwilę jeszcze głęboko oddychałam i w końcu wróciłam do środka. Póki co postanowiłam, że nie będę zaprzątała sobie tym głowy. Po weselu będę miała na to mnóstwo czasu. Przez dobre kilka godzin tańczyłam z możliwie każdym z rodziny, a także z tej od strony pana młodego. Kiedy w końcu usiadłam, żeby coś zjeść, myślałam, że się nie najem. Jadłam wszystko, co tylko zobaczyłam. Każdą potrawę musiałam spróbować. Siedzieliśmy przy naszym stoliku, śmiejąc się, a ja starałam się nie zwracać zbytniej uwagi na Jake’a.  W sumie całkiem dobrze mi to wychodziło.
Kiedy kończyłam jeść przepyszną sałatkę, przyszedł czas na toasty. Najpierw wypowiedziała się najlepsza przyjaciółka Amy, a potem brat Phila. Myślałam, że na tym się skończy, ale mój kuzyn chyba nas wszystkich zaskoczył. Wziął mikrofon i zaczął mówić:
- Cóż, nie wierzę, że to robię. Nie jestem zbyt dobry w przemowach, dlatego nie miejcie mi za złe, jak będę gadał głupoty. Przechodząc do rzeczy, Amy – ty paskudna mała kreaturo, wiesz, że cię kocham. Cieszę się twoim i Phila szczęściem. Wierzę, że przezwyciężycie wszystkie przeciwności losu, jakie napotkacie. Bo właśnie to się nazywa prawdziwa miłość. Stawianie czoła wszystkim problemom, razem. Cieszę się, że moja siostrzyczka znalazła swojego księcia, bo trochę musiała się na niego naczekać, ale myślę, że było warto. Za wasze szczęście, kochani!
Wszyscy zgodnie unieśli kieliszki, a DJ puścił w tym czasie znaną mi piosenkę. Spuściłam zażenowana głowę, bo doskonale wiedziałam, że to sprawka Andrew i zdawałam sobie sprawę, co się zaraz będzie działo.
- Ach, tak zapomniałem jeszcze dodać siostrzyczko, że twój świeżo upieczony mąż nie widział cię w naszej rodzinnej piosence, więc pomyślałem, że wesele to będzie idealna okazja.
Jak na zawołanie, młodsza część  od naszej strony rodziny zaczęła się podnosić, a ja dopiero zorientowałam się, że Lucas zniknął zaraz przed końcem przemowy najlepszej przyjaciółki Amy, więc na bank oboje to zaplanowali. Jak tylko zaczęła lecieć muzyka na przód wysunął się Luke, a po chwili dołączył do niego Andy. Spojrzałam w stronę babci, a ona tylko ze śmiechem mi pokazywała, żebym dołączyła.
- Słuchajcie, bardzo was przepraszam, za to czego zaraz będziecie świadkami. Mam nadzieję, że dalej będziecie się chcieli z nami zadawać – odpowiedziałam, śmiejąc się.
Spojrzałam na Amy i obie kiwnęłyśmy zażenowane głowami. Jak oni mogli nam to zrobić? Obie ściągnęłyśmy buty, bo na obcasach mogłoby być ciężko. Widziałam, jak babcia wyciąga spod stołu kapelusze dla mnie i Amy, więc zanim dołączyłam do chłopaków, podeszłam do niej i go założyłam. Potem dołączyłyśmy do reszty i się zaczęło. Świrowaliśmy jak za starych dobrych czasów. Na każdej rodzinnej imprezie, odkąd skończyliśmy z Lucasem dziesięć lat, starsi nas uczyli i musieliśmy chociaż raz ją zatańczyć, bo inaczej nie byłaby to udana impreza. Potem zaczęliśmy wciągać w naszą zabawę część rodziny Phila. Niesamowicie się wybawiłam z jego bratem. Chociaż i tak mój wzrok cały czas uciekał w stronę Jake’a.  Po kilkunastu przetańczonych piosenkach, chciałam zatańczyć z moim kochanym bratem, niestety nigdzie nie mogłam go dojrzeć. Postanowiłam, że wyjdę, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Tuż przed wejściem był taras, więc podeszłam do barierki i oparłam się o nią. Patrzyłam w gwiazdy, które o dziwo świeciły bardzo jasno. Byłam strasznie rozgrzana i dlatego nie pomyślałam, żeby coś na siebie zarzucić, przez co lekko drżałam. Ale ktoś pomyślał za mnie i zarzucił mi na ramiona okrycie.
- W końcu cię wyhaczyłem samą. To dzisiaj dość ciężkie zadanie, zwłaszcza po naszej rozmowie. Unikasz mnie? – spytał Jake, uważnie mi się przyglądając.
- Nie, po prostu staram się dobrze bawić z rodziną, Jake. Nie pochlebiaj sobie, że jesteś taki ważny, żebym musiała cię unikać – odpowiedziałam ze złością. Wkurzył mnie tym, bo najgorsze było to, że miał rację. Unikałam go, bo bałam się konfrontacji. Wiedziałam, że w końcu będziemy musieli pogadać o tym, co sama poruszyłam.
- No dobrze. Powiedzmy, że ci wierzę. Ale wracając do tamtego tematu, co miałaś na myśli? Po prostu mi powiedz, co ci chodzi po głowie, proszę.
- Nie, Jake. Nie dzisiaj. Nie mam na to siły – powiedziałam, z powrotem wracając do patrzenia w gwiazdy. Kątem oka widziałam, że się z sobą zmaga, ale w końcu odpuścił i tylko nieznacznie kiwnął głową. Stanął koło mnie i poszedł w moje ślady. Chwilę staliśmy w kompletnej ciszy i chyba pierwszy raz w jego towarzystwie mi ona przeszkadzała. Na szczęście po chwili zaczął coś mówić o mojej rodzinie i czarnych owcach, które wychwycił. Na przykład ciocię Maggie, która bardziej wyglądała jak wujek Maggie. Bardzo się starał rozluźnić atmosferę i w końcu mu się to w pełni udało. Z środka dochodziła przyjemna wesoła muzyczka, więc zaczęliśmy do niej tańczyć w dość dziwny sposób. Nawet nie jestem pewna, czy można było to nazwać tańcem. W pewnym momencie tak mnie okręcił, że gdyby mnie nie złapał, to zdecydowanie bym się wywróciła i zdarła kolana. Ale na moje nieszczęście tak niefortunnie mnie chwycił, że dzieliły nas milimetry. Wpatrywałam się w jego oczy i zastanawiałam się, czy aby na pewno chcę przekroczyć tą granicę. Decyzję podjęłam w ciągu zaledwie dwóch sekund. Uniosłam delikatnie głowę i odnalazłam jego usta. Był to długi całus. Nie wiem czy przerodziłby się w coś innego, ale usłyszałam tylko jak ktoś wymawia moje imię.
- Katie! O, przepraszam, nie wiedziałam, że jesteś zajęta – powiedział zmieszany brat Phila.
- Nic się nie stało. Co jest? – spytałam, szybko się odsuwając od Jake’a i skupiając całą swoją uwagę na Davidzie.
- Lucas trochę zaszalał z alkoholem i nie możemy doprowadzić go do porządku. Alex jakiś czas temu poszła spać, a on mówi, że zaczeka na ciebie.
- Jasne, dobra. To chodźmy po niego – powiedziałam, nawet nie patrząc na Jake’a. Mogłam sobie tylko wyobrażać jego minę. Co ja najlepszego zrobiłam?
Szybkim krokiem ruszyłam za Davidem. Zaprowadził mnie gdzieś do jakiejś mniejszej sali. Luke jedną ręką był oparty o stół i spał. No ładnie go porobiło.
- Lucas? Luke, obudź się. Chodź, odprowadzę cię – powiedziałam. Na moje słowa coś tam pomruczał, ale bez większych sprzeciwów wstał. Wzięłam go pod ramię i ruszyliśmy w stronę auta Davida, który dzisiaj robił za szofera. Kiedy miał już wsiadać, raptownie się zatrzymał i jak na pijanego człowieka całkiem uważnie na mnie spojrzał.
- Przytul mnie.
- Że co? – spytałam głupio.
- To co słyszałaś. Przytul mnie. Alex sobie śpi, a ja chcę się przytulić. No weź! – wymruczał, kiwając się.
- Jak cię przytulę to się zamkniesz i grzecznie wrócisz do domu? – spytałam z nadzieją.
- Tak. Pod warunkiem, że się jeszcze do czegoś przyznasz – wyjąkał.
- Niby do czego? – spytałam, śmiejąc się.
- Że zależy ci na Jake’u – odpowiedział całkiem poważnie.
- Ale gadasz głupoty. Wsiadaj do tego cholernego auta i mnie nie denerwuj – odparłam zirytowana.
- Musisz się w końcu sama przed sobą do tego przyznać, siostrzyczko.
- Nic nie muszę. Wsiadaj, głupku.
- Dobra, ale i tak przed tym nie uciekniesz, siostrzyczko – powiedział po czym wpakował się do auta.
Nareszcie. Miałam dość tego wieczoru i nocy.
***
Zarówno Jake jak i Lucas wczorajszej nocy poszaleli i nie byli w stanie prowadzić, więc padło na mnie. Ale nie miałam nic przeciwko. Skupię się na drodze i tak będzie najlepiej. Nie znajdę aż tyle czasu, żeby się zastanawiać nad moją decyzją. Grzecznie czekałam na resztę, aż się zbiorą. Na moje nieszczęście Alex mnie dojrzała i od razu podeszła.
- Co ty od samego rana taka ponura jesteś? Coś się stało? – spytała, uważnie mi się przyglądając. Zapanowała między nami dłuższa cisza. Zastanawiałam się, czy powiedzieć jej, co zrobiłam i niestety chęć wygadania się była silniejsza.
- Pocałowałam Jake’a – wydusiłam po kilku sekundach ciszy.
- Że co zrobiłaś?! – krzyknęła. Zmrużyłam oczy przed jej wzrokiem, a ona kontynuowała: - Jak do tego doszło?
- Ja… sama nie wiem. To pod wpływem chwili – zasugerowałam, sama nie do końca w to wierząc. Głośno westchnęłam i czekałam na dalszą reakcję przyjaciółki. Kiedy dalej milczała, zareagowałam.
- Alex, co ja mam teraz zrobić? – spytałam, rozkładając bezradnie ręce.
- Oj, Katie. To chyba oczywiste - musisz porozmawiać z Jakem. 
_______________________________
Czyta ktoś jeszcze? 

#33


„Want to want me”

             Po dość długich zmaganiach z wcale nie współpracującą walizką, udało mi się zejść na dół. Zmachana odstawiłam bagaż i weszłam do kuchni. Rodzice siedzieli i rozmawiali, jedząc śniadanie. Nie ociągając się, dołączyłam do nich. Nie minęło dużo czasu, kiedy Lucas wszedł z Alex oraz Jakem i w trójkę zaczęli wkładać nasze walizki do aut. Tak, niestety musieliśmy jechać dwoma pojazdami, ponieważ inaczej nie pomieścilibyśmy się w jednym. Postanowiliśmy, że rodzice zabiorą walizki, a my garnitury i sukienki. Kiedy w końcu wszystko wpakowali do aut, zajęliśmy swoje miejsca. Rodzice jechali jako pierwsi. Usadowiłam się na tylnym siedzeniu i grzecznie czekałam, aż reszta zgrai pójdzie w moje ślady. Po chwili do tyłu przysiadła się do mnie Alex, za kółkiem usiadł Lucas, a obok niego Jake.
            Nakupowałyśmy sobie z Alex mnóstwo gazet, żeby zbytnio nie nudzić się podczas podróży, natomiast chłopaki słuchali muzyki z radia i rozmawiali o samochodach. W pewnym momencie rzuciłam gazetę, wychyliłam się przez siedzenie i dałam głośniej. Leciała właśnie piosenka Starship – Nothing gonna stops usnow. Spojrzałam znacząco na moją przyjaciółkę i nie musiałam zbyt długo czekać na jej reakcję. Tak jak ja rzuciła magazyn i już po chwili kołysałyśmy się w rytm melodii. Luke, wiedząc, co się święci, uśmiechnął się do nas w lusterku. Kiedy tylko wokaliści zaczęli śpiewać, całą trójką się do nich dołączyliśmy. Jake patrzał na nas z uśmiechem, ale i tak był całkiem nieźle skołowany. Dopiero w połowie piosenki otrząsnął się i wyjął telefon po czym zaczął nas nagrywać. Auto wypełniały nasze krzyki, bo śpiewem nie można było tego nazwać. Po skończonej piosence, zaczęliśmy nucić kolejną i po niej następną. I tak w sumie zleciała nam praktycznie cała podróż.
            Kiedy tylko zajechaliśmy pod dom dziadków, wyskoczyłam z auta jak oparzona. Rodzice przyjechali chwilę przed nami, dlatego już wszyscy stali na podwórku i się witali. W ciągu sekundy dotarłam do rodziny i zaczęłam się przytulać i całować, w końcu tyle czasu ich nie widziałam. Już z dobry rok.
            - Katie, kochanie! Chodź no się przywitać z dziadkiem! – zawołał senior Carl zza moich pleców, kiedy akurat przytulałam się z kuzynką. Odwróciłam się do dziadka z promiennym uśmiechem i od razu wpadłam w jego ramiona. Nie ma to jak uścisk od dziadzia Carla.
            - No, zobacz jaka z ciebie piękna, młoda kobieta się zrobiła! A jeszcze niedawno latałaś z Andym po grządkach babci – powiedział rozmarzony.
            - A właśnie. Wspominając o nich… gdzie się oboje podziewają? – spytałam, rozglądając się wśród witającej się rodziny.
            - Zarówno babcia jak i Andy w swoim własnym raju. Ale ktoś już poszedł do ogrodu, więc lada chwila babcia powinna być. Za to zapewne będziesz musiała iść po Andrew, bo jak zniknie w garażu, tak czasami nie widać go przez cały dzień.
            Jak na potwierdzenie słów dziadka, zza domu wyszła rozradowana babcia rozkładając w naszą stronę ręce na powitanie. Jako pierwsza wpadłam w ramiona tej kochanej kobiety. Potem kolejno Lucas, rodzice, Alex i na koniec dopiero dziadkowie zwrócili uwagę na Jake’a. 
            - A co to za młodziak? Skąd ty się urwałeś, chłopcze? – spytał dziadek, uważnie mu się przyglądając.
            - Carl! Nie wiesz? No przecież ci mówiłam! To nowy chłopak naszej kochanej Katie – odpowiedziała babcia.
            - Babciu, przestań. On nie jest moim chłopakiem! – zaprzeczyłam.
            - Och, no tak, Amy coś mówiła, że niechętnie się do tego przyznaje – odpowiedziała babcia niby dziadkowi na ucho, ale tak, że wszyscy słyszeli. Wywróciłam zrezygnowana oczami.
            - Dobra, nieważne i tak wiecie swoje. Idę poszukać Andrew. On jedyny mi zawsze wierzy – powiedziałam i ruszyłam na tyły domu, gdzie znajdował się stary garaż dziadka. Po tym jak wybudowali nowy koło domu, Andy zrobił sobie z niego osobistą oazę spokoju.
            Uchyliłam powoli drzwi od garażu i po cichu, żeby nie robić za dużo hałasu, weszłam do środka. Omiotłam wzrokiem pomieszczenie, ale nigdzie nie dostrzegłam mojego kuzyna. Dopiero dźwięk dochodzący spod auta, uświadomił mi gdzie się znajduje. Zapukałam lekko w drzwi od garażu i odchrząknęłam, żeby zwrócić na siebie uwagę. Podziałało. Sekundę później spod samochodu wyłonił się Andy. Jak zwykle był cały umazany, ale ciężko się dziwić, to hobby do najczystszych nie należy. Kiedy tylko mnie dostrzegł, na jego ustach pojawił się gigantyczny uśmiech. Ledwie podniósł się z ziemi, a już miażdżył mnie swoim uściskiem.
            - Kate! Rany, ile ja cię nie widziałem! Świetnie kuzynka wyglądasz! – powiedział, nie odrywając ode mnie wzroku.
            - Dzięki! Tylko czemu wszyscy mi to ciągle powtarzają? Praktycznie nic się nie zmieniłam – zasugerowałam.
            - Nie wiem, może dlatego wydajesz się inna, że tyle cię nie widziałem – odpowiedział. Po chwili dodał: - Zresztą nieważne. Jak fajnie, że przyjechałaś. Chodź muszę zobaczyć się z Lucasem i pokazać mu moją nową dziecinkę.
            Ruszyliśmy z powrotem w stronę domu. Weszliśmy do środka i aż mnie zatkało. Cały salon i inne pokoje były wypełnione ludźmi. Część z nich była dla mnie totalnie nieznana. Zapewne rodzina od strony pana młodego, Phila. Wśród tłumu wyszukałam moją kuzynkę. Stała z Lucasem i resztą. Podeszłam do nich i jak tylko znalazłam się w polu widzenia Amy to obie pisnęłyśmy i rzuciłyśmy się w sobie w ramiona.
            - O rany, zmieniłaś kolor włosów! Jest niesamowity! Jak się czujesz przed wielkim dniem? Zdenerwowana? Podekscytowana? Przerażona? – Słowa wypływały ze mnie jak z karabinu. Tak bardzo się za nią stęskniłam.
            - Kate, spokojnie, oddychaj. Tak, musiałam coś zmienić w wyglądzie i padło na blond. W końcu szczerze będziecie mogli mówić, że jestem jak typowa blondynka. Jak się czuję? Cóż, myślę, że wszystko to, co wymieniłaś, pasuje. Ale najbardziej to po prostu czuję się szczęśliwa. Cieszę się, że tyle rodziny się zjechało.  I że poślubię mężczyznę, którego kocham.
            Równocześnie z Alex westchnęłyśmy rozmarzone, a chłopaki przewrócili oczami. Pf, zero romantyzmu. Amy spojrzała kątem oka na Jake’a i posłała mi długie znaczące spojrzenie. Na jej nieszczęście je całkowicie zignorowałam.
            - Kate, chodź może na przymiarkę sukienki, co? Chciałabym cię w niej zobaczyć – zasugerowała. Westchnęłam cicho i ruszyłam za nią. Wiedziałam, że nie będzie żadnej przymiarki, to był tylko pretekst. Jak tylko weszłyśmy do jej pokoju, zamknęła drzwi i oparła się o nie. Wtedy na jej twarzy zagościł zadziorny uśmieszek i zaczęła zabawnie poruszać brwiami.
            - No więc? Jesteście już razem? – spytała.
            - Nie i nie przewiduję, żebyśmy mieli być, Amy. To mój przyjaciel jak Tayler czy Alex.
            - Jeszcze zobaczymy. Może za kilka lat to ja przyjadę na wasz ślub – zachichotała. Naprawdę nie miałam siły się z nią spierać, więc nic już nie odpowiedziałam. Siedziałyśmy chwilę w ciszy, dopóki Amy się nie odezwała.
            - Chciałabym, żeby Max tu dzisiaj był. Na pewno zgadałby się z Andym i oboje daliby popalić Philowi.
            - Tak, pamiętam mojego pierwszego chłopaka, którego przyprowadziłam do domu. Wiedziałam, że będzie piekło, ale myślałam, że to tata mi je urządzi. Nie było go w domu, więc Max wziął sobie za punkt honoru, żeby sprawdzić czy wybrałam właściwego kandydata. Ale go wtedy wystraszył! Biedny Sam już nigdy więcej się do mnie nie odezwał – powiedziałam z udawanym smutkiem.
            - Tak, pamiętam jak mi to opowiadałaś! Jakie on mu pytania zadawał! W życiu bym się tego nie spodziewała! – śmiała się Amy.
            Po tych słowach chwilę jeszcze siedziałyśmy z uśmiechami, ale szybko zastąpił je grymas.
            - Dużo o nim myślisz? – spytała bardzo cicho Amy. Jakby się bała, że ktoś jeszcze może nas usłyszeć.
            - Każdego dnia. Zastanawiam się, w jakim zawodzie by pracował, czy miałby już stałą dziewczynę, a może byłby już zaręczony albo po ślubie. Jakby wyglądały jego dzieci i czy zostałabym matką chrzestną. Czy żyłby w Ameryce czy przeprowadziłby się, tak jak zawsze chciał, do Europy. Codziennie zadaję sobie wciąż te same pytania i wiem, że nie mogę szczerze na nie odpowiedzieć. Jedyne, co mogę, to sobie to wyobrażać. Ale to za mało. Chciałabym wiedzieć – widziałam kątem oka, że Amy wyciera łzy z policzków. Tym razem się nie popłakałam, a to naprawdę zadziwiające. Za każdym razem, kiedy o nim opowiadałam, musiałam się złamać. Czyżbym w końcu przechodziła w fazę akceptacji? Czyżbym już miała wszystkie stadia żałoby za sobą? Miałam taką nadzieję.
            Przytuliłam ją, a ona rozszlochała się w moich ramionach już na dobre. Głaskałam ją po głowie i lekko kołysałam, aby się uspokoiła, jednocześnie patrzyłam tępo przed siebie, nie wydobywając żadnego dźwięku. Czułam się jak w jakimś transie. Żadne dźwięki do mnie nie dochodziły. Cały czas patrzyłam pustym wzrokiem w jeden punkt. Ocknęłam się dopiero wtedy, kiedy Amy odsunęła się ode mnie i zaczęła opuszkami palców zmywać sobie tusz spod oczu. Uśmiechnęłam się leciutko do niej.
            - Jak ty to robisz? – spytała. W odpowiedzi podniosłam prawą brew do góry.
            - Jak to możliwe, że jesteś taka spokojna? Nie załamujesz się tak jak ja w tym momencie?
            - Po prostu ja już to mam za sobą. Jako tako pogodziłam się z jego śmiercią. Ale wierz mi, nie było ze mną dobrze. Byłam naprawdę nieznośna, ale o tym kiedy indziej. Teraz chcę zobaczyć twoją suknię, kochana.
                                                                   ***             
            Siedziałem u obcych ludzi, a czułem się jakbym się tu wychowywał. Wszyscy byli niesamowicie podekscytowani ślubem i mi zdecydowanie ten nastrój się udzielał. Żartowałem, śmiałem się i opowiadałem historie o sobie. Wszystko było w porządku do czasu, aż dorwała mnie babcia Katie i Lucasa.
            - Kochanieńki, chodź pomożesz mi w takiej jednej małej sprawie.
            Jak na gentlemana i lizusa przystało, poszedłem bez zbędnego marudzenia. Pani babcia zaprowadziła mnie do kuchni i wręczyła talerz z ciastem. Skołowany, patrzyłem jak jeszcze dokłada na talerz jakieś ciasteczka.
            - No, myślę, że tyle im starczy. Dobrze, a teraz idź na górę i zanieś dziewczynkom. Trzecie drzwi na lewo – powiedziała i udała się w stronę z której przyszliśmy. Zanim jeszcze zniknęła za drzwiami, dodała: - Ale pamiętaj, żeby zapukać. Dziewczyny przymierzają sukienki i jedna z nich na pewno nie byłaby zadowolona, gdybyś zobaczył ją półnagą.
            Puściła mi oczko i wyszła. Jedna z nich? A druga to co, przepraszam bardzo? Byłaby szczęśliwa? Potrząsnąłem głową i wyszedłem. Udałem się w stronę schodów i jak pani babcia mnie poinstruowała, tak zrobiłem. Podszedłem do trzecich drzwi po lewej stronie i delikatnie dwa razy zapukałem. Zaczekałem, aż po drugiej stronie ktoś się odezwał. Otworzyłem wolno drzwi i moim oczom ukazała się duża, jasna sypialnia. Naprzeciwko drzwi znajdowało się dwuosobowe łóżko, a na nim siedziała Amy. Spojrzała na mnie i od razu na jej twarzy pojawił się uśmiech.
            - Czyżby babcia cię przysłała? – zagadnęła.
            - A jak. Nie mam pojęcia, czemu akurat mnie wysłała, ale wolę się z panią babcią nie kłócić i już pierwszego dnia nie podpadać – zaśmiałem się.
            - No tak, racja. I jak ci się u nas podoba? – spytała, biorąc sobie z talerza kawałek ciasta.
            - Póki co lepiej niż na własnych zgrupowaniach rodzinnych, więc jest całkiem dobrze – podsumowałem. Chciała coś powiedzieć, ale przerwał jej dźwięk otwieranych drzwi.
            Odwróciłem głowę w tamtą stronę i zamarłem. Wpatrywałem się w osobę przed sobą i nie mogłem zebrać myśli. Ba! Nie wiem w którym momencie wstrzymałem oddech, ale kiedy tylko zaczęło mi brakować powietrza, ze świstem je  wypuściłem. Powędrowałem wzrokiem od dołu, aż dotarłem do jej oczu. Przyglądała mi się z zaciekawieniem, ale oprócz tego dostrzegałem w jej oczach iskierki radości. Nie mogłem odwrócić od niej wzroku. Stała w tej pięknej sukni ślubnej, a ja nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Słyszałem gdzieś w oddali odchrząkiwanie Amy, ale byłem tak pochłonięty Katie, że nie przeszkadzała mi obecność jej kuzynki. W końcu Katie złapała za sukienkę i przeniosła wzrok na blondynkę.
            - I jak wyglądam? – spytała.
            - Myślę, że reakcja Jake’a jest wystarczającą odpowiedzią – zasugerowała ze śmiechem. Po tych słowach otrząsnąłem się i spojrzałem na nią zdziwiony.
            - Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Przyniosłem wam tylko ciasteczka. I ciasto. Wiecie, jaka wasza babcia jest – powiedziałem, odstawiając talerz ze smakołykami i nie wiedząc, co zrobić z rękami, zacząłem mierzwić sobie włosy.
            - No także ten ja zejdę lepiej na dół i pomogę z walizkami – zakończyłem i biegiem stamtąd wyszedłem.
***
            - Widziałaś, jak szybko się zmył? – śmiałam się z Amy.
            - A widziałaś, jak nie wiedział co zrobić z rękoma i zaczął bawić się swoimi włosami z zażenowania? – dodała blondynka.
            - Taak, naprawdę go zamurowało, a to nieczęsty widok w jego przypadku – podsumowałam.
            - Wiedziałam, że coś do ciebie czuje. Po prostu wiedziałam!
            - To o niczym nie świadczy. Przestań się tak szczerzyć! Wiesz, że mam rację – powiedziałam zirytowana.
            - Nie, wiem, że ja ją mam. Jeszcze zobaczysz – powiedziała pewnym głosem. I dodała:  - A teraz ściągaj moją sukienkę!
***
            Następnego dnia po południu, dopiero zaczęła się zabawa. Wszyscy biegali i szukali swoich ciuchów, kąpali się, szykowali, kobiety malowały, czesały. Prawdziwe szaleństwo, dlatego nasza czwórka i Andy schowaliśmy się u niego w garażu, żeby jako tako to przeczekać i szykować się jako ostatni. Wczoraj siedzieliśmy do późna razem z przyszłymi nowożeńcami i rodziną pana młodego. W sumie cała młodzież zebrała się w jednym pomieszczeniu i do późna w nocy rozmawialiśmy i wygłupialiśmy się. Poszliśmy spać jakoś grubo po drugiej. Nie mam pojęcia, jak dzisiaj damy radę wytrzymać całą noc się bawiąc, ale wiem, że do prostych zadań to nie będzie należało.
            Niestety, ja musiałam szybciej wyjść z garażu, żeby się wyszykować. Byłam druhną Amy i dlatego powinnam jej ze wszystkim pomóc. Wzięłam swoją sukienkę i poszłam do łazienki. Zabrałam długi prysznic, potem zaczęłam się malować, a w między czasie włączyłam lokówkę, żeby się już nagrzała. Potem poprosiłam Alex, żeby mi nakręciła włosy. Po około godzinie byłam gotowa. Założyłam moją kreację  druhny. Była to prosta, bez ramiączek, koloru żółtego sukienka. Delikatna, nie jakaś ekstrawagancka. Prosta i skromna.  To panna młoda ma przykuwać uwagę, a nie którakolwiek z druhen. Alex omiotła mnie wzrokiem i z uznaniem kiwnęła głową.
            Kiedy się wyszykowałam, przyjechała po mnie najlepsza przyjaciółka Amy z liceum, Caroline. Razem pojechałyśmy do mojej zestresowanej kuzynki. Kiedy dotarłyśmy, dwie pozostałe dziewczyny już tam były i malowały panną młodą. Jak tylko mnie zobaczyła, rozpromieniła się i od razu przytuliła.
            - Ale ślicznie wyglądasz! Jake nie będzie mógł odwrócić od ciebie wzroku, zupełnie jak wczoraj, zobaczysz – powiedziała podekscytowana.
            - Daj spokój. Dzisiaj wszyscy będą patrzeli na ciebie. Zróbmy z ciebie bóstwo, kochana.
            Przez następne kilka godzin, dopinałyśmy wszystko na ostatni guzik. Ja z Car chodziłyśmy po sali i dyrygowałyśmy. Kwiaty tu, ciasta tam. Miałyśmy przy tym niezły ubaw. Ale stres był, a jaki dopiero musiała mieć Amy. Kiedy dochodziła godzina ślubu, weszłyśmy z powrotem na górę i zobaczyłam wyszykowaną blondynkę. Wyglądała zza zasłony na wejście i oglądała wchodzących gości. Widać było po niej, że bardzo się denerwuje. Kiedy odwróciła się w moją stronę uśmiechnęłam się do niej ciepło.
            - Amy, wyglądasz prześlicznie.
            - Tak? Myślisz, że Philowi się spodoba? – spytała, strzelając palcami z nerwów.
            - Tak. Przestań tak robić, wszystko będzie dobrze, nie martw się – próbowałam ją uspokoić. Kiwnęła głową w odpowiedzi i zaczęła potrząsać rękami. Po kilku minutach przyszedł jej tata.

            - Amy, kochanie już czas

__________________________________________________
Nie bijcie! Błagam :(
W końcu jest, kolejny będzie o wiele szybciej.
Wiem, że nie wnosi zbyt wiele do fabuły ale jakbym miała dodać cały to czytalibyście trzynaście stron, więc myślę, że tak będzie lepiej. Więc....? Jak wrażenia i odczucia po przeczytaniu nowego rozdziału? 
© grabarz from WS | XX.