#10


„How I feel”

Była przerwa na lunch. Szłam wściekła przez korytarz, a ludzie widząc mnie w takim stanie, schodzili mi z drogi. Prawidłowo. Gdy tylko weszłam na stołówkę, udałam się do naszego stolika.
-Co ty do cholery sobie myślałeś?! Chociaż wiesz co? Pewnie nie myślałeś, bo tylko to tłumaczy co właśnie zrobiłeś!- wydarłam się.
Wpatrywałam się z wściekłością w osobę, która powinna mnie rozumieć i wspierać, a zamiast tego wbiła mi nóż w plecy. Nie czekając, aż coś powie, kontynuowałam.
-Jak śmiałeś?! Kto dał ci prawo mieszać się w moje sprawy?!- wydarłam się.
-Jeszcze to do ciebie nie dotarło?! Chciałem tylko pomóc, ponieważ chcę dla ciebie jak najlepiej!- powiedział podniesionym głosem.
-Ale ja cię nie prosiłam o pomoc, Lucas! Czy ty chociaż raz w życiu możesz się zająć swoim życiem, a nie uprzykrzać moje?!
-Uprzykrzać?! Gdyby nie ja zostałabyś zawieszona! Zresztą czemu tak narzekasz! Będziesz robiła coś, co kochasz!
-Kochałam! Gdybyś zwracał większą uwagę na to co mówię, a nie mnie bez przerwy pouczał, wiedziałbyś, że już nie tańczę!
-A w klubie to co niby robisz?! Bo jeżeli to nie jest taniec, to ja nie wiem co jest.
-Ty nic nie rozumiesz!- krzyknęłam zrezygnowana.
-No to mi wytłumacz –powiedział już spokojnie.
-Ludzie, proszę was, uspokójcie się. Cała szkoła na was patrzy. Jeżeli chcecie się dalej kłócić, to idźcie na dwór- powiedziała Alex, stając między nami. Obejrzałam się dookoła i niestety miała rację. Nikt się nie krępował i wlepiał w nas swoje oczy. Spojrzałam na Lucasa, wzięłam swoją torbę i wyszłam z budynku. Po krokach domyśliłam się, że idzie za mną. Przed szkołą znajdowały się stoliki. Usiedliśmy przy jednym z nich naprzeciwko siebie.
Po dłuższej chwili niezręcznej ciszy, Lucas odezwał się pierwszy.
-Kate, nie mam już siły się z tobą kłócić.
-Myślisz, że sprawia mi to frajdę? Mam już tego dość. Ale za każdym razem, jak już jest dobrze, to coś się dzieje i znowu się kłócimy.
- Musisz zrozumieć, że chcę dla ciebie jak najlepiej i że nie zrobiłem tego złośliwe. Kochasz tańczyć, Kate.
-Nie Luke, już nie – powiedziałam zrezygnowana.
-Hej, co się dzieje? Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć, prawda?
Poczułam, jak pod moimi powiekami zbierają się łzy. Nie chciałam płakać, ale to było silniejsze ode mnie.
            -Nie potrafię już tańczyć- wyszeptałam.
-Głupota. Oczywiście, że potrafisz. Właściwie nie widziałem jeszcze nikogo z takimi świetnymi ruchami jak ty.
-Nie, Luke. Ja nie potrafię. Nie mogę. Po prostu nie mogę. Kiedyś taniec był dla mnie najważniejszy i sprawiał mi radość. A teraz jak tańczę, to jedyne o czym mogę myśleć to Max.
Nie byłam wstanie dłużej powstrzymać łez. Cholera, ostatnio stanowczo za często płaczę.
-Kate, hej, spójrz na mnie. - Niechętnie to zrobiłam, widząc ból w jego oczach, zachciało mi się jeszcze bardziej płakać. - Max nigdy nie wybaczyłby sobie, że przyczynił się do tego, że przestałaś tańczyć.
Przez chwilę trwaliśmy w ciszy i widziałam, jak Lucas bije się z myślami.
            -Zdradzę ci pewną tajemnicę. Kiedy ty rano chodziłaś „biegać”, Max wchodził do ciebie do pokoju i z balkonu patrzył na ciebie. Wiedział, że uwielbiałaś tańczyć przy wschodzie słońca. Zawsze mi powtarzał, że jesteś do tego stworzona i kiedyś będziesz znana na całym świecie. Uwierzyłem mu. Nadal w to wierzę, Kate. Wierzę, że się nie poddasz i zostaniesz tancerką, tak jak zawsze chciałaś. I jestem przekonany, że Max tego właśnie by chciał, a teraz siedzi gdzieś tam na górze i cię dopinguje.
Rozszlochałam się już na dobre. I jedyne na co było mnie w tej chwili stać, to wtulenie się mocno w ciało mojego brata. Nie wiem, ile tak siedzieliśmy, ale jak weszliśmy do szkoły, było pusto, co znaczyło, że zaczęła się lekcja. Postanowiliśmy odpuścić sobie tę godzinę, ponieważ zostało do końca jakieś piętnaście minut. Usiedliśmy na parapecie i zaczęliśmy rozmawiać. Jak dawniej. Miałam nadzieję, że teraz między nami będzie tylko lepiej, że nasza każda rozmowa nie będzie się kończyła kłótnią. Kiedy zadzwonił dzwonek, reszta naszej paczki do nas podeszła.
-Dobra, możesz mi teraz powiedzieć, o co było tyle krzyku?- spytała jak zawsze ciekawska Alex.
-Będę pomagała twojej trenerce w tworzeniu układów- powiedziałam z żalem.
-To świetnie! – ucieszyła się.
-Świetnie? Żartujesz? To fatalnie- powiedziałam.
-A tak masz rację, źle, baardzo źlee. Chwilaa, czemu tak w ogóle to jest takie złe?- spytała, patrząc to na mnie to na Lucasa.
-Bo ja już nie tańczę, Alex. Nie potrafię wymyślić żadnego dobrego układu-powiedziałam zrezygnowana.
-Dasz radę, wierzę w ciebie mała- powiedział, jak zawsze zresztą, optymistycznie Tay.
Kiedy zadzwonił dzwonek, każdy udał się na lekcję. Ja miałam teraz fizykę z tym imbecylem. Usiadłam w ostatniej ławce, miałam nadzieję, że Jacob usiądzie gdzie indziej, ale oczywiście wybrał miejsce zaraz koło mnie.
-Nie mogłeś usiąść gdzieś indziej? – syknęłam w jego stronę.
-Nie mógłbym ci tego zrobić. Wiem, jak byś za mną tęskniła. Wolałem ci tego oszczędzić- powiedział, szeroko się do mnie uśmiechając.
Jaki on jest denerwujący! Taki pewny siebie. I jak ja mam być dla niego miła? To jest niewykonalne. Po chwili do klasy wszedł nauczyciel i rozpoczął lekcję.
-Będziesz się na mnie wściekać do końca życia? –wyszeptał.
-Nie, no co ty. Po śmierci pewnie oboje trafimy do piekła, więc pewnie i tam będę kontynuowała moją nienawiść do ciebie. Spokojna głowa.
-Już sobie wyobrażam, jak byś wyglądała w czerwonym obcisłym stroju, wiesz, jako diablica- powiedział z chytrym uśmieszkiem, a ja miałam ochotę go walnąć. Jedyne, co mnie powstrzymywało, to nauczyciel, który zawzięcie coś tłumaczył. Nie chciałam mieć kolejnych kłopotów, więc spróbowałam zignorować Jake’a. Nie było mi dane długo nacieszyć się ciszą, bo zaraz znowu zaczął cos do mnie gadać.
-Oj, no weź, daj spokój. Tworzymy teraz jedną paczkę. Chcę się zmienić, Katie. Daj mi szansę.
-Posłuchaj mnie bardzo uważnie, bo dwa razy nie będę powtarzać. To, że jesteś kuzynem Alex, nie znaczy, że ci wybaczę, to co zrobiłeś. Szczerze? Ani trochę nie wierzę w tę twoją przemianę. I mnie w ogóle nie obchodzisz. Więc z łaski swojej zostaw mnie w spokoju.
-Słyszę, że ktoś rozmawia- przerwał wściekły nauczyciel i rozejrzał się po klasie, więc zamilkłam. Już się do siebie nie odezwaliśmy. Reszta lekcji upłynęła bardzo szybko i nim się obejrzałam, szłam na salę gimnastyczną, gdzie miał się odbyć trening. Usiadłam w jeszcze pustej sali, na trybunach. Po chwili do sali wbiegli koszykarze. Szukałam wzrokiem mojego brata, ale o dziwo go nie znalazłam. Dziwne, Lucas rzadko kiedy się spóźniał. Trener zaczął ich motywować co do tegorocznego sezonu. Mówił, że nie mogą spocząć na laurach po zeszłorocznym zwycięstwie, że muszą pracować dwa razy ciężej i zaczynają od teraz. Po czym kazał im zrobić piętnaście okrążeń wokół sali. Przy szóstym okrążeniu do sali weszły cheerleaderki z trenerką. Witaj piekło.
-Katherine? Co ty tutaj robisz?- spytała zaskoczona Emma.
-Odbywam karę. Jesteś nową trenerką?- zdziwiłam się.
-Na to wygląda. To ty jesteś tą dziewczyną, która ma mi i Alex pomagać w tworzeniu układów?- spytała, uśmiechając się do mnie.
-Taak. Słuchaj, tylko właśnie o to chodzi, że jak sama dobrze wiesz, od dłuższego czasu nie tańczyłam i nie wymyślałam nowych układów.
-Kate, znam cię jakiś czas i wiem, że jesteś jedną z najlepszych tancerek z jaką miałam szansę tańczyć. Wierzę, że cokolwiek cię powstrzymuje, dasz radę to zwalczyć.
-Ja już nie jestem tego taka pewna. Wiele rzeczy się ostatnio wydarzyło w moim życiu i nie jestem pewna, czy jeszcze kiedykolwiek będę się tak samo czuła tańcząc.
-Będziesz. Musisz tylko znaleźć coś, co przypomni ci, za co kochasz taniec. - Mówiąc te słowa dała mi nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone- Dobrze dziewczęta, zgaduję, że przez całe wakacje się obijałyście, więc przyłączcie się do chłopaków, a później poprzypominamy sobie kilka układów z tamtego roku.
Dziewczyny z pomrukiem niezadowolenia dołączyły do chłopaków, a ja z powrotem usiadłam na trybunach. Emma posłała mi delikatny uśmiech. Była instruktorką tańca w Charleston. Chodziłam do niej na zajęcia przez jakieś cztery lata. Była bardzo młoda, miała dwadzieścia sześć lat. Uwielbiałam tańczyć na jej zajęciach. Zawsze kiedy uczyła nas nowych układów, pozwalała nam dołożyć coś od siebie, dzięki czemu powstawały naprawdę niesamowite choreografie. Moje rozmyślania przerwało pojawienie się dwóch postaci na sali. Mojego brata i co dziwniejsze Jake’a. Co on do cholery tutaj robi?! Lucas zaczął coś gorączkowo tłumaczyć, a Jake rozglądał się po sali. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, łobuzersko się do mnie uśmiechnął. Ugh, nie znoszę jego uśmiechu! Luke szturchnął go, więc spojrzał na trenera i podał mu rękę. Trener coś powiedział, na co Jake kiwnął głową, po czym obaj wyszli z sali. Gdzie oni poszli? W tym samym czasie koszykarze i cheerleaderki skończyli biegać. Chłopacy wzięli piłki i rzucali do kosza, natomiast dziewczyny zaczęły się rozciągać. Po chwili wrócił Lucas i Jake, przebrani w sportowe stroje. Po co do cholery Jacob się przebrał? Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Chłopacy podzielili się na dwie drużyny i zaczęli grać. Lucas i Jake byli w jednej drużynie. Pierwsza akcja i Jacob trafił do kosza. Cholera, dobry jest. Usiadła koło mnie Emma, po czym zawołała dziewczyny. Zarządziła, żebyśmy wyszły na dwór poćwiczyć. Kiedy znalazłyśmy się na boisku szkolnym dziewczyny zaczęły ćwiczyć stare układy.
-Posłuchaj Kate, zdaję sobie sprawę, że ciężko ci będzie odnaleźć ponownie własny rytm i nie chcę cię naciskać, ale niestety dyrektor będzie cię teraz uważnie obserwował-powiedziała.
Przez chwilę się zamyśliła i chyba zastanawiała się, jak mi pomóc. Po chwili kontynuowała.
-Mam dla ciebie pewną propozycję. Jak pamiętasz uczę tańca również dzieci. Jeżeli chcesz, możesz przyjść dzisiaj do mnie na zajęcia trochę potańczyć, może będziesz chciała sama popróbować. Twoja decyzja.
-Dziękuję, to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Postaram się przyjść.

#9


„It’s not fair”

Poniedziałek. Najbardziej znienawidzony dzień tygodnia przez większość ludzi na ziemi. Jechałam z Lukiem do szkoły. Wczoraj nie mieliśmy okazji pogadać, bo od Alex wróciłam koło dwudziestej, a Lucas poszedł pograć z kolegami w koszykówkę.
-Więc Jake wam powiedział, co się między nami wydarzyło?- spytałam od niechcenia.
Byłam bardzo ciekawa czy powiedział im prawdę, czy skłamał i co mój braciak o tym myśli.
-Powiedział, że chciał cię wykorzystać. - Prychnęłam, ale niezrażony kontynuował- Ale nie jest już tym samym facetem, Kate. Każdy zasługuję na drugą szansę.
-Ty naprawdę myślisz, że on chce się zmienić? – spytałam z kpiną.
-Tak, Kate, tak myślę.
-To musisz być naprawdę bardzo naiwny, żeby mu wierzyć, Luke. Chociaż z drugiej strony, ty zawsze u każdego widzisz tylko dobre cechy. Ludzie się nie zmieniają od tak, Lucas- powiedziałam już trochę wkurzona.
-Ty się zmieniłaś- odpowiedział pewnie.
-Ja miałam poważny powód- zapewniłam.
Zjechał na pobocze i wyłączył silnik.
- Co, śmierć Maxa? Serio? Twoja żałoba to imprezy i alkohol. Twierdzisz, że jego śmierć cię zmieniła? To nie prawda. Zmienił cię Ethan i doskonale o tym wiesz. 
-Co wszyscy się go tak uczepiliście?!- spytałam wkurzona.
-Skoro każdy się go czepia, to może coś w tym jest?
-Czemu w ogóle rozmawiamy o Ethanie, skoro rozmawialiśmy o Jake’u?- spytałam już nieco spokojniej.
-Czemu od razu go skreślasz? Osądzasz go, a sama nie jesteś święta. Popełniłaś kilka błędów i ci wybaczyliśmy, więc teraz proszę cię o to samo. Nie twierdzę, że od razu macie być przyjaciółmi. Ale na początek możesz być dla niego trochę milsza. - Ostatnie zdania powiedział dużo łagodniej niż wcześniejsze.
-Mogę spróbować. - W końcu się zgodziłam. Po części dlatego, że miałam już dość kłótni, a po części dlatego, że o dziwo nie chciałam się spóźnić na lekcję.
Miałam nadzieję, że Jake w najbliższym czasie coś zmaluje, a Luke przejrzy na oczy i zobaczy, jaki jest naprawdę. Po chwili dodałam:
-Lucas? Przepraszam, za tę całą sprawę, wtedy w barze. - Nie odpowiedział, tylko przytaknął głową. Widocznie nie chciał do tego wracać, więc i ja spróbowałam o tym zapomnieć.
Kiedy dojechaliśmy pod szkołę, zobaczyłam auta moich przyjaciół. Doszli do nas i szybko ruszyliśmy do środka budynku. Zajęliśmy parapet i zaczęliśmy się wygłupiać. Było prawie jak za dawnych czasów. Prawie. Był z nami pewien brunet, który niesamowicie działał mi na nerwy. Wiem, że obiecałam Lukowi, że będę dla niego milsza, ale niestety to ponad moje siły. Dlatego postanowiłam, że będę go ignorowała. Genialny pomysł.
-Katherine Parker proszona do gabinetu dyrektora Reynoldsa- rozległ się głos z głośników szkolnych. Pięknie! Co tym razem ?!
-Co ty już zdążyłaś zrobić?!- spytał rozbawiony Tay, natomiast mi nie było jakoś szczególnie do śmiechu.
-Też chciałabym wiedzieć. Widzimy się lunchu- powiedziałam, zbierając swoje rzeczy.
Ruszyłam do gabinetu Dyrka. Podeszłam do drzwi i lekko zapukałam. Kiedy usłyszałam „proszę”, otworzyłam niepewnie drzwi.
-Chciał mnie pan widzieć, dyrektorze?
-Tak Katherine, siadaj – powiedział.
Położyłam torbę obok krzesła i niepewnie usiadłam.
-Czy wiesz, dlaczego tu jesteś? – spytał, robiąc z rąk wieżę.
-No właśnie nie bardzo. Nie pamiętam, żebym ostatnio nabroiła. - Po zastanowieniu odpowiedziałam.
-Mam inne zdanie na ten temat. Do naszej szkoły przyszło dzisiaj pismo. Wiesz skąd? Z policji- mówiąc to, wziął w ręce papiery leżące na biurku.
-Z jakiej racji?! Przecież nie zrobiłam nic na terenie szkoły!
-To nie zmienia faktu, że zadarłaś z prawem. Poza tym reprezentujesz szkołę także poza nią.
-Dobra, rozumiem, że zrobiłam źle, bla bla bla. Dostanę od pana pouczenie i po sprawie, tak?- spytałam z nadzieją. Nie chciałam mieć jeszcze większych kłopotów.
-Chciałbym, ale nie mogę. Muszę cię ukarać. Na razie nie wiem, jaką dostaniesz karę, możliwe, że cię zawieszę, ale ostateczną decyzję podejmę jutro.
-Zawiesić?! Pan chyba żartuje! To będzie w moich papierach na studia! – Byłam wściekła. Tylko nie wiem na kogo bardziej, na dyrektora czy na samą siebie.
-Wiem, Katherine. Dlatego muszę przemyśleć, co z tobą zrobić. Jak tylko podejmę decyzję co do ciebie, to cię poinformuję. Możesz iść na lekcję.
Wściekłam wzięłam torbę i trzasnęłam drzwiami. Jakim prawem?! Przecież to nie było na terenie szkoły! To nie fair! Na następnej lekcji siedziałam zła jak osa. Na przerwie staliśmy wszyscy razem przed szkołą, bo było całkiem ciepło. Alex nie wytrzymała i zaczęła mnie wypytywać co chciał, Reynolds.
-Myśli nad tym, czy mnie nie zawiesić.
-Co znowu zrobiłaś? – spytał wkurzony Lucas.
-Dostali pismo, że zgarnęła mnie policja, więc teraz dyro myśli nad karą dla mnie. Jedną z opcji jest zawieszenie- powiedziałam, niby obojętnie, chociaż w środku się we mnie gotowało.
Nim się spostrzegłam, Lucas wziął swoją torbę i ruszył wkurzony do budynku. On jest wkurzony?! Rozumiem, że się martwi, ale to nie on może zostać zawieszony. Grr, niech ten dzień się już skończy. Postanowiłam, że na razie nie będę się zamartwiać decyzją dyrektora.
-Alex, pójdziesz ze mną po lekcjach na zakupy? Muszę sobie kupić nowe buty.
-Możesz zostać zawieszona, a ty myślisz o zakupach?! Już do reszty ci odbiło?!- Po chwili dodała już nieco spokojniejszym głosem. -Nawet jeżeli bym chciała, to nie mogę, mam dziś pierwszy trening po wakacjach z nową trenerką i muszę być.
Taa, cheerleaderki. Nigdy nie rozumiałam i pewnie nie zrozumiem jej fascynacji dopingowaniem. No bo co jest fajnego w skakaniu, robieniu fikołków, wydzieraniu się i machaniu pomponami? Ale cóż, Alex to moja najlepsza przyjaciółka, więc akceptuję jej hobby albo cokolwiek to jest. Zamyśliłam się i po chwili zadzwonił dzwonek. Ja i Tayler mieliśmy angielski, a reszta w drugim skrzydle budynku. Siedząc na lekcji rysowałam w zeszycie, kiedy ktoś wszedł do klasy. Była to pani Forst- sekretarka dyrektora. Modliłam się, żeby nie przyszła do klasy z mojego powodu, niestety jak widać Bóg miał dla mnie inne plany. Do gabinetu dyrektora nawet nie raczyłam pukać, tylko od razu weszłam.
-Katherine. Proszę siadaj- powiedział lekko zdziwiony moim zachowaniem.
-Postoję. Chcę mieć to już z głowy- mruknęłam krzyżując ręce.
-Zdaję sobie sprawę, przez co przechodzisz. - Na co oczywiście prychnęłam, ale dyrektor kontynuował- Dlatego dam ci szansę i nie otrzymasz żadnej kary. Natomiast muszę znaleźć ci zajęcie, ponieważ jak widać, posiadanie za dużo wolnego czasu źle na ciebie wpływa.
-Co ma pan na myśli? –spytałam trochę zaniepokojona.
-Słyszałem, że interesujesz się tańcem i jesteś w tym bardzo dobra, więc z małą pomocą wpadłem na pomysł, abyś pomagała Pani Fulton w tworzeniu układów dla cheerleaderek.
Przez chwilę tylko stałam i nie wiedziałam co powiedzieć. Wpatrywałam się tępo w dyrektora. To są jakieś kpiny! Nie tańczyłam i nie układałam choreografii już od dobrych kilku miesięcy, a ten mi wyskakuję z taką propozycją!
-Nie wiem, skąd ma pan takie informację, ale są nieaktualne. Już nie tańczę, więc niestety nie mogę przyjąć pańskiej oferty. – W te dwa dosyć krótkie zdania włożyłam tyle jadu na ile tylko było mnie stać.
-Katherine, to nie była oferta ani nawet prośba. Albo będziesz pomagała Pani Fulton, albo zostaniesz zawieszona. Twój wybór.


© grabarz from WS | XX.