#32


„Everytime we touch”

Co w życiu sprawia, że ciągnie nas do drugiej osoby? Nie mam na myśli miłości, tylko zwykłe przyciąganie, bo to jeszcze dalekie od tego uczucia. Czy to przez wygląd, poczucie humoru czy postrzeganie pewnych spraw w podobny sposób? Myślę, że wszystko ma znaczenie. Sposób w jaki dana osoba mówi, jak radzi sobie z osobami słabszymi, bezbronnymi czy ma do siebie dystans czy traktuje się z szacunkiem. Każdy element jest istotny.
Szczerze mówiąc nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. Nie ma czegoś takiego. Istnieje za to „iskrzenie”. Spotykasz osobę i nagle coś cię uderza. Nie, nie miłość. Na miłość potrzeba dużo więcej. Trzeba dobrze znać tę osobę, znać jej zachowania, sekrety, najskrytsze marzenia. Dopiero kiedy znasz wszystkie jej gesty, wspomnienia, zachowania, można mówić o miłości. W innych przypadkach jest to po prostu zauroczenie.
Więc co czułam do Jake’a? Bo wczorajszej nocy coś poczułam. I za cholerę nie wiedziałam co. Bałam się. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, żebym przekroczyła granicę przyjaźni, a wydawało mi się, że  z Jakem byłam coraz bliżej jej zatarcia. Czy  kiedyś się zakochałam? Taa, ale to zdarzyło się prawie dwa lata temu. Byłam jeszcze dosyć młoda, więc co ja tam mogłam wiedzieć. Chociaż mówi się, że nawet w tym wieku nie wiemy za bardzo, co to jest miłość, a co dopiero kiedy miałam te szesnaście lat. Myślę, że to nieprawda. Jasne, że nie wszyscy rozróżniają pojęcie miłość, zauroczenie czy pożądanie. Lecz część z nas owszem i wie, czego oczekuje.
A ja? Wiem, czego chcę? Wiem, czym się różnią te pojęcia? Chyba tak. Ale z Jakem było inaczej. Doprowadzał mnie do szału swoim zachowaniem i sprośnymi żartami. Jednocześnie potrafił mnie rozbawić i dzięki niemu znowu czerpałam radość z tańca. Coraz częściej przyłapywałam się na tym, że jego dotyk sprawiał mi przyjemność. Delikatne muśnięcia czy uścisk na powitanie. To musiało coś znaczyć, prawda? Tylko że ja niekoniecznie tego chciałam. Nie podobało mi się w jaki sposób moje ciało na niego reagowało. Byliśmy przyjaciółmi i nic poza tym. Tak było dobrze. Tak, tego właśnie chciałam. Przyjaźni. I niech tak zostanie.
***
Obudziłam się szybciej od budzika i bezczynnie leżałam główkując. W końcu zdegustowana tokiem moich myśli, wstałam. Postanowiłam ubrać się w bordowy sweter i do tego jasne jeansy z dziurami. Wykonałam poranną toaletę, rozczesałam włosy i zeszłam na dół. Rodzice już siedzieli przy stole jedząc tosty. Przywitałam się z nimi i zaczęłam śniadanie. Kiedy już praktycznie je kończyłam, zszedł Lucas. Wziął jednego tosta i poszliśmy do auta. Po drodze zgarnęliśmy naszych przyjaciół. Potem weszliśmy do środka i usiedliśmy na parapecie. Niedaleko nas stała grupka szkolnych dupków. Za każdym razem jak ich widziałam, miałam ochotę im strzelić w te bezczelne buźki. Piłam sobie spokojnie sok pomarańczowy, kiedy usłyszałam ich durnowate żarty o jednym ze szkolnych gejów.
- O, patrz! Idzie ten pedał. Ciekawe ile już miał facetów? Hej, Mike! Jesteśmy bardzo ciekawi! Może podzielisz się tym z nami? – zaśmiał się jeden z nich. Miał on długie do ramion blond włosy. Oczywiście strasznie przetłuszczone, bo jakżeby inaczej.
- No, zaspokój naszą ciekawość! – zawołał drugi. Chłopak szedł twardo dalej, próbując nie zwracać na nich uwagi.
- Hej, jełopie, do ciebie mówimy – krzyknął blondyn i złapał chłopaka za ramię, odwracając go w ich stronę.
Zdenerwowana, ruszyłam w ich kierunku.
- Hej! Co robisz? Zostaw go! – zawołałam.
- O proszę, nasz koleżka ma ochroniarkę. Tylko nie bij! –zaśmiali się, a mnie zalała krew.
- Co masz do niego, imbecylu? – spytałam wściekła.
- Po prostu nie lubię nienormalnych ludzi – odpowiedział ten z tłustymi włosami, podchodząc do mnie i stając bardzo blisko mnie.
- No, oprócz lesbijek, one są zajebiste! – wrzasnął jego kolega, na co blondyn z uśmiechem przytaknął głową.
Nie wytrzymałam. Wylałam cały mój sok na jego twarz i go spoliczkowałam. Syknął z bólu i wkurzony zbliżył się do mnie, ale Lucas i Jake szybko go powstrzymali, jednak mnie to nie wystarczyło. Podeszłam wściekła do niego i krzyknęłam:
- Ty pieprzony hipokryto! Albo tolerujesz lesbijki i gejów, albo nie tolerujesz nikogo! Ty cholerna szujo, ty skur… - nie zdążyłam dokończyć, ponieważ czyjaś ręka mocno mnie odciągnęła.
- Kate, co tu się dzieje? – spytała wstrząśnięta Emma, trenerka cheerleaderek.
Byłam wściekła, adrenalina aż we mnie buzowała. Cała się trzęsłam ze złości. Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy, próbując się uspokoić. Po kilku sekundach było lepiej. Otworzyłam oczy i zobaczyłam skonsternowaną twarz Emmy.
- Śmiali się z Mike’a, tylko dlatego, że jest gejem – wydusiłam z siebie, prawie że szepcąc. Jej twarz zmieniła się diametralnie. Patrzyła na mnie zaskoczona, żeby w następnej chwili odwrócić się z wściekłą miną w stronę chłopaków. Kiedy w końcu się odezwała, jej głos ociekał jadem.
- Czy to prawda?
Nikt nie był na tyle śmiały i głupi, żeby odpowiadać, więc wszyscy staliśmy w grobowej ciszy. Dopiero kiedy Emma ponowiła pytanie, jeden z osiłków odpowiedział.
- Tak tylko się zgrywaliśmy… - Cicho się tłumaczył.
- Zgrywaliście?! Czy wam już całkiem padło na te łby?! Do dyrektora, ale to już! – wrzasnęła, ledwo co się hamując. To teraz mieli pozamiatane. Wszyscy dobrze wiedzieli, że syn dyrektora jest homoseksualistą i na pewno nie będzie popierał ich żartów.
Kiedy tych dwoje odeszło ze spuszczoną głową za trenerką, dostrzegłam Sarah. Patrzyła na mnie z głupkowatym uśmiechem, co doprowadzało do nawrotu mojej furii.
- To dla ciebie takie zabawne?! Już zapomniałaś, że przyjaźniłaś się kiedyś z gejem? – wysyczałam.
- Słowo kluczowe to przyjaźniłam, Kate. W czasie przeszłym – zaśmiała się. Miałam ochotę ją spoliczkować, ale moją uwagę przyciągnęło coś innego. W jej lewej ręce spostrzegłam skręta. Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia.
- Czy ty palisz zielsko? Do tego w szkole? Czy ciebie już całkiem popierdoliło?! Co jest z tobą nie tak, do cholery?! – wrzeszczałam.
- Najwidoczniej wszystko, skoro co chwilę narzekasz – odpowiedziała w miarę spokojnie, chociaż w jej oczach widziałam wściekłość.
A mnie zatkało. Wpatrywałam się w nią z otwartą buzią, nie wiedząc co powiedzieć. Brunetka na moją reakcję prychnęła i oddając skręta koleżance, odeszła.
- Katie? – usłyszałam cichy głos z tyłu za mną. Jake. Dzień się nawet jeszcze dobrze nie zaczął, a ja już miałam dość. Pokręciłam głową i szybko się oddaliłam. Musziałampobyć teraz sama.
Udałam się pod najbliższą klasę. Pierwsze lekcje minęły mi w zawrotnym tempie. Na długiej przerwie schowałam się na jednym z oddalonych pięter. Przyjaciele co chwilę do mnie dzwonili, ale nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Kilka ostatnich lekcji również minęło w mgnieniu oka. Nie narzekałam z tego powodu. Kiedy tylko znalazłam się w domu, poszłam do siebie i położyłam się do łóżka. Nie minęło sporo czasu jak zasnęłam.
***
Jak tylko się obudziłam z popołudniowej drzemki, udałam się na salę. Z głośników zaczęła lecieć muzyka. Jedna z moich ulubionych piosenek wokalistki. Był to jeden ze spokojniejszych kawałków, ale za to go uwielbiałam. Mogłam się wczuć w emocje piosenkarki. Wsłuchiwałam się w nią i z wolna próbowałam dostosować kroki do melodii. Dać się całkowicie ponieść mojemu ciału i ukrytych we mnie emocjach, które dusiłam w sobie, nie pozwalając im ujrzeć światła dziennego. Powoli do muzyki tańczyłam podstawowy krok walca, którego się nauczyłam na zajęciach z tańca towarzyskiego. Chodziłam na nie jakieś dwa lata, kiedy byłam mniejsza. Tak, jestem bardzo wszechstronną tancerką.  Walc wiedeński to taniec typowy do wykonania w parze. Ramiona oraz plecy wyprostowane, szyja wyciągnięta. Nasze ramiona i ręce połączone. Niestety, nie dysponowałam w danej chwili partnerem, więc musiałam poradzić sobie sama, lecz nie przeszkadzało mi to zbytnio.  Ręce swobodnie poruszały się w rytm muzyki, zupełnie jak ciało. Bez pośpiechu stawiałam kroki, najpierw w jednej linii, a następnie trochę je zmieniając i ruszając po kole. Chciałam się poddać tej melodii, temu tańcu. Zamknęłam oczy, aby skupić się na muzyce i ruchach. Chciałam zapomnieć o Sarze, Jake’u, Maxie. O otaczającym mnie świecie. Pragnęłam, żeby teraz istniała tylko ja, ta piosenka i moja wyobraźnia względem tańca. Chciałam dać się ponieść moim tanecznym instynktom. W miarę jak muzyka przyspieszała moje kroki stawały się żwawsze. Ten taniec już nie przypominał tak do końca walca, a miał też coś w sobie z jazzu. Szalałam po całej sali, pozwalając sobie na wszystko. Wirowałam, skakałam niczym ptak. Czułam się tak samo wolna.
Oczywiście w pewnej chwili do sali wszedł nie kto inny, jak Jake. Zastopowałam muzykę i spojrzałam na niego spode łba.
- Mogę się mylić, ale wydaje mi się, że nie umawialiśmy się dzisiaj na tańczenie – zasugerowałam, krzyżując ręce na piersiach.
- Szukałem cię – odpowiedział, jakby oczekując, że tym stwierdzeniem wszystko wyjaśnił.
- Czemu? – spytałam, przeciągając samogłoski.
- Martwiłem się. Od rana z nikim nie rozmawiałaś. Nie było cię w domu, ani w domku na drzewie, więc pomyślałem, że tutaj cię znajdę. I miałem rację – odpowiedział dumny z siebie.
- Wow, ale z ciebie Sherlock – odparłam sarkastycznie, odwracając się do niego plecami. Sięgnęłam po wodę i wypiłam łapczywie.
- Nie musisz być chamska, Katie. Co tańczyłaś? Całkiem fajnie wyglądało – podsunął.
Przyjrzałam mu się uważniej. Czy on nie wiedział, że to walc wiedeński? Jak to możliwe? Myślałam, że jest mniej więcej obeznany w tańcach.
- Czy ty wiesz jak się tańczy walca? – spytałam.
- Yyy, wiesz, kiedyś tam próbowałem, ale no wiesz, jak to jest. Ja… - motał się w swojej wypowiedzi. Spuścił głowę i drapał się po swojej lokowatej czuprynie. Zaśmiał się z jego nieudolnej próby ukrycia, że nie potrafi tańczyć walca.
- To co tańczyłam to był walc. Chcesz się nauczyć? – ponownie spytałam. Po chwili cichego spierania się z samym sobą, kiwnął głową.
Włączyłam piosenkę jeszcze raz i powoli pokazywałam mu podstawowe kroki. Nie były trudne, więc szybko załapał. Spodobał mu się i postanowiliśmy, że ułożymy układ. Zaczynał się powoli, tak jak piosenka. Później przyspieszał. Wiele razy mnie podnosił i okręcał. Ale to było nic. Najcięższe było dla mnie, kiedy nasze ciała znajdowały się najbliżej siebie, kiedy wpatrywaliśmy się w siebie, próbując odczytać wzajemnie własne myśli. Ale najgorsza okazała się końcówka, kiedy odchylił mnie do tyłu i potem energicznie do siebie przyciągnął. Jego prawa ręka znajdowała się na moim biodrze, a moja prawa na jego włosach, delikatnie je mierzwiąc. Przez kilka sekund krążyliśmy tak wokół siebie, głęboko się sobie przyglądając. Piosenka się skończyła, a my teraz staliśmy do siebie przodem, głośno oddychając po niesamowitym wysiłku. W tym momencie moje ręce znajdowały się na jego szyi, a jego ręce na moich biodrach. Stykaliśmy się czołami.
Nagle usłyszeliśmy głośny aplauz ze strony drzwi. Prędko się odwróciliśmy w tamtą stronę, sprawdzając, co się dzieje. To była Emma i grupka od niej z zajęć. Poczułam się, jakbym została przyłapana na gorący uczynku, przez co się zarumieniłam. Wiedziałam, że nie robiliśmy nic złego, ale i tak dziwnie się czułam.
- To było wspaniałe! Jestem pod ogromnym wrażeniem! – mówiła E. Tuż za nią polały się głosy aprobaty. Zszokowani takim obrotem spraw, grzecznie podziękowaliśmy. Kiedy w końcu wyszli na zajęcia, oboje odetchnęliśmy z ulgą i parsknęliśmy śmiechem.
- Idziemy na miasto? – zagadnął Jake. Odparłam ciche „jasne” i poszliśmy. Krążyliśmy z nudów, nie mając co robić. Poszliśmy w stronę plaży, na molo.
- Hm, a co powiesz na trochę ponabijania się z ludzi? – spytałam.
- Co masz na myśli, Katie?
- Będziemy podchodzić do ludzi i zakrywać im oczy. Potem będziemy pytali „Zgadnij kto to” i będziemy obserwować ich reakcję – wyjaśniłam.
- Podoba mi się ten pomysł!
I tak zrobiliśmy. Reakcje ludzi były przezabawne. Większość reagowała w sposób dość przewidywalny: kiedy odkrywaliśmy oczy, mieli zbolałe miny i przepraszali, że nie pamiętają. Niektórzy podłapywali grę i po odkryciu mówili coś w stylu: „O, cześć Lucy, jak leci? Nie poznałem cię”. Mieliśmy niesamowity ubaw.
Potem chodziliśmy po mieście i kiedy widzieliśmy, że ktoś robił zdjęcie, wpychaliśmy się w kadr gdzieś w tle. Potem niczym dzieci uciekaliśmy, śmiejąc się. Kiedy zaczynało się już trochę ściemniać, poszliśmy do mnie. Przywitaliśmy się z moimi rodzicami i poszliśmy na górę. Sprawdziliśmy u Luka w pokoju, ale go oczywiście nie było. Zapewne był jeszcze u Alex. Jak tylko weszliśmy do mojego królestwa Jake bez ceregieli rzucił się na moje łóżko, rozkładając się. Zdegustowana prychnęłam niczym kotka. Loczek zaskoczony nieoczekiwanym dźwiękiem podniósł głowę, żeby na mnie spojrzeć. Kiedy zobaczył moją naburmuszoną minę i skrzyżowane ręce parsknął śmiechem.
- No chodź, znajdzie się gdzieś tu dla ciebie miejsce, złośnico – zasugerował, robiąc mi miejsce.
Przewróciłam oczami i położyłam się obok tego głupka. Moje myśli zaczęły kręcić się wokół przyszłości. Po raz kolejny. Coraz częściej o niej myślę. Nie wiem co z uczelnią. Czy się dostanę do Juilliard College. Czy bym chciała? No jasne, tym bardziej, że wróciłam do tańca i naprawdę chciałabym związać z nim przyszłość.
- Jake, do jakiego college się wybierasz? – spytałam.
- Chciałbym się dostać na Duke. Mają tam najlepszy program dla koszykarzy. Jeszcze kilka miesięcy temu nie myślałem, że pójdę do jakiegokolwiek college. A teraz chcę iść do jednego z lepszych w Stanach. Pytanie tylko czy się dostanę.
- Wiem, że tak. Byliby osłami, gdyby cię nie przyjęli – zasugerowałam, odwracając się w jego stronę. Przez chwilę patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Potem Jake odwrócił się na bok i oparł głowę o lewą rękę.
- A ty? Lucas coś mówił, że masz jeden w planach – powiedział.
- Tak, Juilliard, ale zobaczymy, czy się dostanę – odpowiedziałam.
- Byliby osłami gdyby cię nie przyjęli – zacytował moje słowa Loczek. Parsknęłam śmiechem.
Nie wiem, ile jeszcze siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Ale jakoś nie zwracałam uwagi, która była godzina. W pewnym momencie przeciągle ziewnęłam, a po mnie Jake. To był dla nas znaczący znak, że trzeba już kończyć i zbierać się do spania. Pożegnałam się z brunetem i poszłam się wykąpać. Czysta i pachnąca położyłam się do łóżka i włączyłam sobie bajkę disneya „Tarzan”. Co ja poradzę, że mam do tych bajek słabość? Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
- Zapomniałem telefonu – wyszeptał Jake, wychylając delikatnie głowę przez drzwi.
Zaczęłam gorączkowo szukać między kołdrą jego telefonu. Po kilku sekundach go odnalazłam. Wstałam i z ulga oddałam ją właścicielowi, ale Jake nie wychodził. Wpatrywał się we mnie jakby zobaczył mnie pierwszy raz w życiu.
- Jacob? Wszystko w porządku? – spytałam niepewnie.
- Czy ty śpisz bez stanika? – odpowiedział tylko, całkowicie ignorując moje pytanie. Spojrzałam na siebie i zamarłam. No tak, moja piżama.
- Tak Jake, bez stanika, bez majtek. Tylko bluzka i spodenki – powiedziałam, krzyżując ręce na piersi, żeby choć trochę zakryć przebijającą część.
- Ekhem, a mogę spytać czemu?
- Jake, chcę odpocząć, nie mam zamiaru uciskać… części intymnych także w nocy. Jasne? – spytałam. Był tak zaskoczony, że tylko kiwnął w odpowiedzi głową. Po chwili dodał:
- Czy ty oglądasz „Tarzana”?
- Daj mi już spokój i idź sobie! – zaśmiałam się i w mgnieniu oka wypchałam go za drzwi. Co za upierdliwy człowiek. 
_____________________________________________
Przepraszam, że tak długo musieliście na niego czekać. Niestety nie sprawdzony, więc śmiało wytykajcie błędy :)
Wiem, że jeszcze się nic między nimi nie wydarzyło, ale spokojnie już naprawdę prawie, prawie. Niewiele brakuje, aby nasze dwa gołąbeczki w końcu się spiknęły. 
Nie mam pojęcia kiedy następny rozdział, dlatego proszę o cierpliwość robaczki. Do następnego! <333
© grabarz from WS | XX.