„Every breath is like a bomb”
Życie jest do dupy, a potem się umiera, czy jakoś tak. No,
ale czy to nie prawda? Do czego właściwie dążymy? Do szczęścia? Szczęście jest
ulotne. Miłości? Taaaa, gówno nie miłość. Marzenia? Tylko co jeśli nie jesteśmy
w stanie osiągnąć tego, co byśmy chcieli, to co wtedy? Tak czy tak, życie
człowieka jest bezsensu. Życie w bólu, strachu, co przyniesie następny dzień.
Ludzie mają tendencję do utrudniania
sobie życia, jakby samo w sobie nie było wystarczająco skomplikowane. Ludzie są
skomplikowani. Są pełni sprzeczności. No dajmy chociażby na to, że chcą dbać o
planetę, zasadzają zasrane drzewka i tym podobne, ale co z tego skoro zaraz
zrobią masę rzeczy, które szkodzą.
Większość ludzi nie wie, czego chce.
A jeśli wiedzą, to albo boją się po to sięgnąć, albo uważają, że nie dadzą
rady. Ja wiem, czego chcę. Co z tego? Chcę, żeby mój brat wrócił. No, ale cóż,
nie wszystko można mieć, prawda? Głupota. Życie to głupota.
Byliśmy po urodzinach Taylera,
czyli nieubłaganie zbliżała się data, której tak bardzo od niedawna nie cierpię, dwudziesty czwarty października. Co to za data, huh? Urodziny tego idioty. Mojego brata, który był
na tyle głupi, że prowadził ten swój durny samochód po pijaku, przez tę szmatę,
która zwała się kiedyś moją przyjaciółką. Zdzira, dziwka, idiotka. Nienawidzę
jej. Nienawidzę jego. Nienawidzę tego co z nim zrobiła, co z sobą zrobiła.
Nienawidzę tego uczucia, które towarzyszyło mi od jego śmierci. Bezsilność, ból.
Czy kiedyś odejdzie? Kiedykolwiek? Była środa,
jutro będą jego urodziny, a on nie żył. Osioł, pieprzony osioł, idiota,
matoł. Chcę cię obok, tęsknię.
Siedziałam już od kilku godzin przy
jego grobie. Chciałam przyjść dzisiaj, bo jutro nie dałabym rady. Wpatrywałam
się w jego zdjęcie. Uśmiechnięty Maxiu. Dureń. Miałam ochotę coś rozwalić, krzyczeć,
skakać, bić. Nie miałam siły płakać, nie chciałam. Jaki w tym sens? I tak nie
przywróci mu to życia. Nic mu nie przywróci życia.
Rozdrażniona wstałam i udałam się w
stronę wyjścia z cmentarza. Od dawna
chciałam sobie zrobić tatuaż, ale nie wiedziałam jaki, aż do teraz. Nie
zatrzymując się, poszłam na koniec miasta do salonu tatuaży.
Następnego dnia czułam się jeszcze
gorzej. Oczywiście nikt w domu nie był szczęśliwy, ale chyba żadne z nich nie
wyglądało tak strasznie jak ja dzisiaj. Oczy podkrążone, bluza, legginsy,
jakieś trampki i kitka. Ruszyliśmy w ciszy do szkoły autem Lucasa. Kiedy
zajechaliśmy pod budynek, czekali już na nas przyjaciele. Od razu Alex podbiegła do Luka i się w niego wtuliła. Tay z kolei podszedł do mnie i objął mnie
ramieniem. Czułam się źle, a przez ten gest chciało mi się jeszcze bardziej
płakać, więc szybko wyswobodziłam się i ruszyłam do klasy. Nikt mnie nie
zatrzymał i dobrze. Na lekcjach byłam nieobecna, patrzyłam tylko bezmyślnie w
okno.
Na długiej przerwie przeszło mi
przez myśl, żeby gdzieś się zaszyć, ale byłam cholernie głodna i udałam się na
stołówkę. Przy stoliku panowała jako taka cisza. Od czasu do czasu wymieniali
się zdaniami. A ja się czułam, jakby mnie tam tak naprawdę nie było. Marzyłam,
żeby ten dzień się jak najszybciej skończył. I wtedy ją usłyszałam. Ten jej
piskliwy śmiech, śmiech kurwa. Jak ona śmiała zachowywać się jak gdyby nigdy
nic?! No jak? Spojrzałam na nią z mordem w oczach. Miałam ochotę jej przywalić,
ale przypomniałam sobie ostatni raz. Nie chciałam, żeby mnie wywalili ze szkoły.
Ponownie zaniosła się śmiechem. Nie wytrzymam. Wzięłam swoje rzeczy i nim się
spostrzegli przy stoliku, wyszłam ze szkoły. Zadzwoniłam do Ethana, żeby po
mnie przyjechał. Zadzwonił dzwonek na lekcję. Poczekałam jeszcze z pięć minut i
przyjechał na motorze. Przyjrzał mi się uważnie, ale nie skomentował mojego
dzisiejszego wyglądu. Usiadłam za nim i pojechaliśmy na miejsce spotkań jego znajomych.
Nie wiedziałam, do której siedzieliśmy i piliśmy, ale kiedy zaczęło trochę padać,
poszliśmy na jakąś domówkę. Mnóstwo alkoholu, narkotyków no i oczywiście seksu.
Nawet ja dałam się w końcu uprosić Ethanowi i poszliśmy na jakieś pół godziny do
którejś z sypialni. Bawiłam się w najlepsze pijąc, ale nadal nie mogłam
zapomnieć jaki dziś dzień, nie mogłam w pełni się wyluzować. Wtedy któryś z
kolegów Ethana zaproponował mi jakieś narkotyki, odmówiłam. Spojrzałam na moje
obandażowane nadgarstki, na których znajdował się tatuaż. „Memento Mori”, czyli
pamiętaj o śmierci. Spytałam czy ma coś
mniej uzależniającego. Pokazał mi jakieś tabletki.
-Co to? –spytałam.
Powiedział, że ecstasy. To jeden z
tych nie od razu uzależniających narkotyków, więc wzięłam. To było ostatnie, co
pamiętałam.
***
Już nawet nie pamiętam, od kogo dowiedziałem się o domówce,
nie zaprzątałem sobie tym głowy. No bo kto normalny organizuje imprezę w środku
tygodnia? Ale po nowinach z dzisiejszego telefonu mojego przyjaciela z Nowego
Jorku, postanowiłem przyjść. Potrzebowałem się trochę zabawić, tylko dzisiaj
może bez alkoholu. Od razu wziąłem jakąś dziewczynę w obroty. Świetnie się
razem bawiliśmy. Oczywiście była już zalana w trzy dupy. Jak te dziewczyny tak
mogą? Upijają się, podrywają facetów i idą z nimi do łóżka kompletnie ich nie
znając. Jestem facetem, więc jest mi to jak najbardziej na rękę, ale one nie
mają do siebie w ogóle szacunku. Nie daj Boże facet to idiota, nie zabezpieczą
się i wpadka, a dziewczyna potem nie wie, kto jest ojcem. Pochrzanione czasy.
Miałem już tego dość, więc kiedy tylko zaczęła mi przy wszystkich rozpinać
spodnie, zatrzymałem jej ręce. Za to zaprowadziłem do góry do najbardziej
oddalonej sypialni. Kiedy zaczęła mnie namiętnie całować, ułożyłem ją delikatnie
na łóżku, przykryłem kocem i powiedziałem, żeby się trochę przespała. Trochę
się sprzeciwiała, ale nie długo. Nie minęło pięć minut, a zasnęła. Wtedy
zszedłem na dół. Posiedziałem jeszcze chwilę i zacząłem zbierać się do wyjścia,
kiedy coś przykuło moją uwagę. A raczej nie coś, tylko ktoś. Na sofie siedziała półprzytomna brunetka, obmacywana przez jakiegoś chłopaka, ale nie
byle jaka dziewczyna. To była Katie. Przepchnąłem się przez tłumy pijanych
ludzi i stanąłem nad nimi. Boże, Katie, coś ty z sobą zrobiła?
-Hej, ty. Zostaw ją w spokoju-
powiedziałem do tego samego kolesia, z którym się biłem w barze. Jej chłopak
jak mniemam.
-Jakiś problem?- spytał, lekko się
chwiejąc na nogach.
-Ależ skądże- powiedziałem, po czym
lekko uderzyłem go z pięści. Dużo mu nie było trzeba, więc upadł na sofę.
Wziąłem delikatnie Katie na ręce. Objęła
mnie sennie i coś do mnie wyszeptała, ale nie mogłem usłyszeć co. Potem w
aucie jeszcze kilka razy szeptała to samo, Max.