#12


„I belive I can fly”

-Plac zabaw? Proszę, powiedz, że żartujesz. – A już myślałam, że jest normalny.
-Nie, nie żartuję. No chodź.
-Słuchaj i tak już mam konflikt z prawem, nie chcę, żeby mnie jeszcze posądzili o pedofilię- powiedziałam, wycofując się.
-Przestań marudzić i chodź. – Na moje słowa się zaśmiał.
Niestety ciekawość zwyciężyła. Zastanawiałam się, co chodzi po tej jego czuprynie. Szliśmy w ciszy, pochłonięci własnymi myślami. Może naprawdę się zmienił? Znaczy był tak samo arogancki, jak dwa miesiące temu, ale miałam wrażenie, jakby stał się jakiś inny. Chociaż w sumie nie znałam go za dobrze, więc skąd mogłam wiedzieć?
-Dobra, jesteśmy- powiedział, zatrzymując się i patrząc na mnie wyczekująco.
-To tu jest plac zabaw? Kurde, ty chyba lepiej znasz to miasto niż ja. - Po chwili coś sobie uświadomiłam. - Skąd wiesz, że tutaj jest plac zabaw? A może ty serio jesteś pedofilem?! - Spojrzałam na niego podejrzliwie.
Zerknął na mnie z niezadowoleniem. Chyba pierwszy raz widziałam, jak się złości.
-Katie, uspokój się. Nie jestem żadnym pedofilem. Mam małego brata, z którym tu przychodzę- powiedział lekko obrażony, że posądzam go o takie coś.
-A tak, jasne. – Chciałam jak najszybciej zmienić temat. Ta moja niewyparzona gęba.
-To po co tu przyszliśmy?- zagadnęłam.
-Po inspirację- powiedział, uśmiechając się do mnie.
-Mam szukać inspiracji na placu zabaw? – spytałam z kpiną. Robi się coraz ciekawiej.
-Ehh, po prostu chodź.
Ruszyliśmy w kierunku skaczących na skakance dziewczynek. Chwilę się im przypatrywaliśmy. Skakały na dwóch skakankach, robiąc przy tym przeróżne wygibasy. Po chwili jedna z dziewczynek zauważyła nas. Miała może siedem-osiem lat.
-Cześć, podoba ci się, jak skaczemy?
-Hej, tak, bardzo. Myślisz, że mogłabyś nauczyć mnie kilku trików?- spytałam, delikatnie się  pochylając.
-Jasne, widziałaś kiedy konkurs Double Dutch?- zagadnęła druga.
-Nie, co to jest? – spytałam uśmiechając się do dziewczynki i patrząc kątem oka na Jake’a.
-To turniej z dwoma skakankami jak te. Skacząc, robisz różne figury. Można dodać figury z gimnastyki, elementy tańca i breakdance’u.
-Wow, niesamowita sprawa. Brałyście udział w tym konkursie?- spytałam ciekawa.
-Jeszcze nie możemy, konkurs jest od dziesięciu lat. Póki co trenujemy i wymyślamy różne kombinacje, żeby na konkursie wypaść jak najlepiej. To jak chcesz z nami poskakać?
-Tak, bardzo chętnie.
I tak przez następne pół godziny skakałam z dziewczynkami. Zaciągnęły też Jake’a i mieliśmy naprawdę niezły ubaw. Podpatrzyłam kilka trików i na pewno wykorzystam je przy tworzeniu nowego układu cheerleaderkom. Podziękowaliśmy Lucy i Ashley za naukę.
-I jak, podobało ci się? –spytał zmachany, ale zadowolony, Jake.
-Żartujesz? Nie pamiętam, kiedy ostatnio się tak ubawiłam i zmęczyłam jednocześnie! Jutro na pewno nie wstanę, takie będę miała zakwasy- powiedziałam z ogromnym uśmiechem.
-Ty myślisz, że to wszystko na dziś? – spytał z kpiną.
-Więcej  już nie zniosę- powiedziałam zmachana.
-Dobra, mam jeszcze około godzinę, możemy iść na miasto- powiedział, kierując się w tamtą stronę.
-Po co?- spytałam.
-Poszukać inspiracji. - Przystanął i spojrzał na mnie tym swoim uśmiechem.
-Ale ja już znalazłam- stwierdziłam.
-Inspiracji nie należy szukać tylko w jednym miejscu. Ona jest na każdym kroku. Gdzie się nie obejrzysz, Katie.
-Czemu to robisz?- spytałam, kiedy ponownie ruszyliśmy w kierunku centrum miasta.
-Co robię? –spytał, unosząc śmiesznie jedną brew.
-Pomagasz mi. Przecież nie robię nic prócz tego, że uprzykrzam ci życie. – Jake na moje słowa się zaśmiał. Powiedziałam coś śmiesznego?
-Słuchaj, to że żałuję, tego co zrobiłem, nie znaczy, że teraz jestem złotym chłopcem i przyznaję, potrafię być niezłym dupkiem. Dlatego uważam, że masz prawo się na mnie wyżywać- stwierdził, a po chwili dodał-Poza tym lubię dziewczyny z charakterkiem- powiedział, łobuzersko się uśmiechając.
-Nie myśl sobie, że coś między nami będzie. To, że z tobą tutaj jestem, nie znaczy, że coś do ciebie czuję. Właściwie sama nie wiem, czemu dałam ci się gdzieś wyciągnąć- stwierdziłam.
-Czy to nie oczywiste? To był pretekst, żeby spędzić ze mną trochę czasu. - Mówiąc to, przybliżył się do mnie.
-Nie pochlebiaj sobie, Jacob. Toleruję cię tylko dlatego, bo jesteś kuzynem mojej przyjaciółki- odpowiedziałam, odpychając go.
-I kumpluję się z twoim bratem i byłym chłopakiem? – spytał retorycznie, śmiejąc się.
-Byłym chłopakiem?! Mówisz o Tay’u?- Kiedy kiwnął głową, zaczęłam się panicznie śmiać. Śmiałam się tak głośno, że ludzie przystawali i patrzyli się na mnie, jak na chorą umysłowo.
-Co w tym takiego zabawnego? Katie? Dobra, już możesz przestać się śmiać, ludzie na nas dziwnie patrzą. Katie!
-Już dobrze, dobrze- powiedziałam, jeszcze lekko się śmiejąc.
-Co cię tak rozśmieszyło, hę? –spytał, znowu unosząc brew.
-Czemu pomyślałeś, że było coś kiedykolwiek między mną a Taylerem? – spytałam już w miarę opanowana.
-No a nie było? Jesteście najlepszymi przyjaciółmi- powiedział lekko zdziwiony, jakby to było na oczywistsze na świecie.
-No tak jesteśmy. Znamy się od bardzo dawna. Ale co to ma do tego? – spytałam.
-To proste. Nie ma czegoś takiego jak przyjaźń damsko-męska Katie. Zawsze, któraś ze stron się zakocha- powiedział z przekonaniem w głosie.
-Mylisz się. Istnieje przyjaźń damsko-męska. Mam w sumie 4 przyjaciół, z czego trójka z nich to faceci – tak mój brat, Tay, i Logan który wyjechał do Nowego Yorku, w pogoni za marzeniem zostania profesjonalnym tancerzem.
-Tak, a jeden z nich jest twoim bratem, który jest zakochany w swojej najlepszej przyjaciółce. Widzisz? Taka przyjaźń nie istnieje.
-Twierdzisz tak, bo nigdy nie doświadczyłeś takiej więzi z żadną dziewczyną. Ale wiesz co? Wydaje mi się, że nie ma udanego związku bez przyjaźni- powiedziałam pewnie.
-Widzisz! Sama mówisz o związku, bo taka prawda, nie ma przyjaźni między chłopakiem, a dziewczyną, chyba że są parą – powiedział śmiejąc się.
-Jest Jake. Nie zawsze musi być tak, że ktoś się zakocha, ale jak już tak jest, to może z tego też wyjść, coś dobrego.
-Na przykład co? –spytał zastępując mi drogę. Przy czym jeden kącik ust, uniósł się w półuśmiechu.
-Idealny związek. Jak dobrze pójdzie, za niedługo będziesz mógł być tego świadkiem-powiedziałam z uśmiechem. Miałam nadzieję, że mój plan się powiedzie.
-O czym ty mówisz? – spytał podejrzliwie.
-Zobaczysz.
Po tym już nie rozmawialiśmy. Na plaże doszliśmy w 15 minut. Weszliśmy na molo, na którym było mnóstwo straganów, z przeróżnymi rzeczami. Na placu występowali też młodzi ludzie. Byli tacy co tańczyli breakdance, śpiewali, grali na gitarze, na skrzypcach czy innych instrumentach. Molo tętniło życiem. Patrzyłam jak ci wszyscy młodzi ludzie, robią coś co kochają i też tego chciałam. Przeszliśmy kawałek i zatrzymaliśmy się, przy około 16 letniej dziewczynie, która przy spokojnych dźwiękach muzyki, ukazywała siebie. Nie była byle jaką tancerką. To mogłam stwierdzić na pewno. Taniec nie był dla niej tylko tańcem, jak dla niektórych ludzi. Dla niej był czymś więcej. W każdym jej kroku, ruchu widziałam falę uczuć. Ale wydaje mi się, że nie zdawała sobie sprawy, jak to wszystko widać. Jak jej taniec odzwierciedla, to co czuje. Była niesamowita. 
Jake spojrzał na mnie uśmiechając się, ale kiedy zobaczył moją minę, zmarszczył brwi.
-Wszystko w porządku?
Nie byłam w stanie mu odpowiedzieć, więc kiwnęłam tylko głową. Przypominała mi młodszą wersję siebie. Kiedy Max żył, a ja miałam wspaniałą rodzinę i przyjaciół, a taniec sprawiał mi radość. Od dawna nie czułam tego uczucia, które w tej chwili powoli rozchodziło się w moim ciele. Szczęście. Ostatni raz kiedy się tak czułam, byłam w Nowym Yorku spełniając marzenie, a teraz kiedy patrzyłam jak nieznajoma dziewczyna, robi coś co kocha całym sercem, sprawiło, że w moim gardle powstała niewidzialna gula, a w oczach pojawiły się łzy. Tęskniłam za tym. Tęskniłam za uczuciem, jakie towarzyszy mi kiedy tańczę. Tęskniłam za tańcem, prawie w takim stopniu, jak tęsknię za moim starszym bratem. Max zawsze mówił, że nie ważne co się dzieje, taniec jest moim lekarstwem. I to była prawda. Taniec, zawsze pomagał mi się zregenerować po nieudanej randce, kłótni z rodzicami czy trudnym rozstaniu. Nie mogłam uwierzyć, że przez tyle czasu nie tańczyłam. Z falą radości, przyszedł ból. Zabrakło mi tchu. Poczułam, jakby ktoś wbił mi nóż w plecy, a łzy mimowolnie zaczęły spływać po moich policzkach. Nie mogłam dłużej powstrzymywać uczuć skumulowanych we mnie, przez ten cały czas od śmierci Maxa. Nie mogłam się poruszyć. Stałam wpatrzona w tancerkę, cicho szlochając.
Jake, widząc co się ze mną dzieję, przybliżył się nieco. Wyciągnął rękę, żeby mnie objąć, ale w ostatniej chwili się rozmyślił i tylko stał spokojnie przy mnie. Kiedy się już w miarę uspokoiłam, a dziewczyna skończyła występ, postanowiłam z nią porozmawiać.
-Cześć, jestem Kate- zagadnęłam, uśmiechając się leciutko do niej. Nie było już śladu po łzach.
-Um, hej. Lisa- przedstawiła się.
-Jesteś niesamowita. Naprawdę- powiedziałam zachwycona, na co dziewczyna się lekko zarumieniła zawstydzona.
-Przesadzasz. Jestem jak każdy inny tancerz- zaśmiała się.
-Tak myślisz?- kiedy kiwnęła głową kontynuowałam- Mylisz się. Jesteś niesamowitą tancerką. A wiesz czemu? Bo tańczysz całym swoim sercem. Patrząc na ciebie widziałam tak wiele emocji. Kiedy tańczysz, zapominasz o całym świecie. Dla niektórych lekarstwem są tabletki, dla innych narkotyki, alkohol, a dla nas taniec – powiedziałam, lekko się do niej uśmiechając.
-Tańczysz?- spytała zdziwiona.
-Tańczyłam, ale później wydarzyło się coś poważnego w moim życiu i przestałam- odpowiedziałam.
            -Masz rację, taniec jest dla mnie lekarstwem, a po tym w jaki sposób o nim mówisz wnioskuję, że również i dla ciebie. Czemu nie pozwolisz, żeby cię wyleczył?
To było bardzo dobre pytanie. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, dlatego ponownie się uśmiechnęłam i pożegnałam z Lisą. Mam nadzieję, że w przyszłości będzie robiła to co kocha. Wróciłam do Jake’a, który nadal na mnie czekał. Wydawał się być lekko zaniepokojony, a może zły? W sumie co mnie to obchodzi.
-Wszystko dobrze?- spytał po chwili ciszy, jaka panowała pomiędzy nami, kiedy ruszyliśmy w stronę centrum miasta.
-Tak. Czemu miałoby być coś nie tak?- spytałam lekko poirytowana. Dwie godziny z Jake’m Evans’em, to stanowczo za dużo.
-Wcześnie wydawałaś się  być lekko.. podbita- powiedział po chwili zastanowienia.
-Nic mi nie jest. Wydawało ci się. Muszę już iść na razie- powiedziałam na odchodnym. Chciałam znaleźć się jak najdalej od Jake’a. 

#11


„Make a move”

Nareszcie w domu. Padałem. Dziś był mój pierwszy trening koszykówki. Gdyby nie Lucas, pewnie nigdy nie wpadłbym na to, żeby chociaż spróbować dostać się do drużyny. Kiedy w sobotę graliśmy u niego na podwórku w kosza, był zaskoczony, że nie należałem do zespołu w poprzedniej szkole. Mówił, że przydałby im się jeszcze jeden rozgrywający i tym oto sposobem zaciągnął mnie na trening. Na początku trener nie był przekonany co do tego pomysłu, cholera, sam nie byłem co do tego przekonany. Kiedy zobaczył, jak gram, powiedział, że nie ma mowy, żeby mnie nie przyjął. Byłem w szoku, ale nie powiem, żebym narzekał.
Ściągnąłem buty i wszedłem w głąb domu, gdzie już rozchodził się zapach sosu.
-Mmm, cześć, mamo. Ale tu ładnie pachnie- mówiąc to, ucałowałem ją w policzek.
-Cześć, synku. A gdzieś ty się tyle czasu podziewał?- spytała zmartwiona.
-Nie uwierzysz. Byłem na treningu koszykówki i wiesz co? Dostałem się do drużyny- powiedziałem zadowolony, podkradając kawałek ogórka z surówki.
-To cudownie. Jestem z ciebie dumna- powiedziała zadowolona mama.
            -Jakeii! – usłyszałem za plecami, po czym „coś” wtuliło się we mnie.  Oczywiście tym „czymś” był mój młodszy brat Sam.
-Cześć brzdącu. Jak ci minął dzień? – Kucnąłem obok niego i poczochrałem mu lekko włosy.
-Całkiem dobrze. Dzisiaj mam pierwszą lekcję tańca- powiedział szczęśliwy.
-Właśnie, Jake, co do tego, um, mógłbyś go zawieść? Muszę załatwić jeszcze kilka spraw co do otwarcia kwiaciarni.
-Jasne mamo, nie ma sprawy- odpowiedziałem.
-Jakeii, kiedy ostatni raz się kąpałeś? – spytał mały, marszcząc śmiesznie nos.
            -Twierdzisz, że śmierdzę?- zaśmiałem się. Po czym wziąłem Sammy’ego, przerzuciłem sobie przez ramię i zacząłem z nim biegać po kuchni.
            -Chłopcy, proszę. Tylko bez wygłupów. Sammy, siadaj do stołu, już ci nakładam obiad, a ty- tu wskazała na mnie- marsz pod prysznic.
Zasalutowałem, postawiłem małego i poszedłem się wykąpać. Po piętnastu minutach byłem gotowy. Zjadłem obiad, po czym poszedłem do salonu. Siedział tam Sammy i grał w grę. Wziąłem konsolę i się do niego przyłączyłem. Sam był moim przyrodnim bratem. Kiedy miałem dwanaście lat mama zostawiła tatę. Rok później poznała Jacksona. Koleś był naprawdę w porządku i całkiem dobrze się z nim dogadywałem, natomiast z moim prawdziwym ojcem nie było już tak kolorowo.
-Jake, pamiętasz, że masz zawieść Sama na zajęcia, prawda?- spytała mama, ubierając się.
-Tak mamo, pamiętam. Na którą to w ogóle?- spytałem, nie odrywając wzroku od telewizora
-Siedemnastą, wyjdźcie w razie czego troszkę szybciej, dobrze?
-Jasne, nie martw się, damy sobie radę- uspokoiłem ją.
Spojrzała na mnie z lekkim powątpieniem. Po chwili jednak kiwnęła głową, ucałowała nas i wyszła.
-Co ty na to, żeby pójść na lody? – spytałem.
-Pewnie. Na lody zawsze mam ochotę- odpowiedział entuzjastycznie.
-W takim razie musimy się zbierać, bo jest przed szesnastą, a zanim dojdziemy, minie trochę czasu.
Ubraliśmy się i poszliśmy na miasto.
***
Pod budynek doszliśmy idealnie o siedemnastej. Weszliśmy do środka, trochę musiałem się natrudzić, żeby znaleźć właściwą salę, ale się udało.
-Dzień dobry, przyprowadziłem brata na zajęcia- powiedziałem do brunetki.
-Dzień dobry. Cześć, jak masz na imię, przystojniaku? – zagadnęła kobieta do brata. Gdzieś już ją chyba widziałem.
-Sammy Evans, a pani?- spytał pewnie. Kurde, ten dzieciak się nikogo nie wstydzi.
-Emma Fulton. Miło mi cię poznać, Sammy- powiedziała, uśmiechając się do niego przyjaźnie i podając mu rękę.
Czy ona przypadkiem nie była dzisiaj chwilę na sali? Z cheerleaderkami? 
-Dobra, ja będę leciał. O której po niego przyjść?- spytałem, wsadzając ręce do kieszeni.
-Myślę, że tak za dwie godzinki- powiedziała, przenosząc wzrok z brata na mnie.
-Spoko. Dasz sobie radę młody? – spytałem Sama.
-Nie mam dwóch latek. Umiem sobie sam poradzić – powiedział lekko naburmuszony.
-A tak, jasne. Trzymaj się i daj z siebie wszystko- zaśmiałem się i poczochrałem mu włosy.
Co za typek. I to jest moja rodzina? No cóż, bywa. Szedłem korytarzem do wyjścia kiedy, przez otwarte drzwi zobaczyłem jak ktoś tańczy. Przynajmniej tak z początku mi się wydawało. Kiedy uchyliłem szerzej drzwi, moim oczom ukazała się zgrabna sylwetka młodej dziewczyny. Nie widziałem twarzy, ale po ruchach poznałem, że coś jej nie wychodzi.
-Pomóc ci może?- spytałem. Lubię zawierać nowe znajomości, zwłaszcza z pięknymi tancerkami.
-To są chyba jakieś żarty. Ty naprawdę mnie śledzisz. Nie masz własnego życia czy jak?!- krzyknęła, wyłączając muzykę.
Ups, że też to musiała być ona.
-Sorry, nie wiedziałem, że to ty, Katie- powiedziałem, podnosząc ręce w geście obronnym.
-Ależ oczywiście, że nie! Ugh, jesteś niewiarygodny! Jak długo się tak czaiłeś? – spytała, łapiąc się pod boki.
-Z dziesięć sekund może. Później zobaczyłem jak tańczysz i postanowiłem ci pomóc- mówiąc to, wszedłem do pomieszczenia. Posłałem jej jeden z moich najlepszych uśmiechów, żeby się trochę rozluźniła, ale chyba tylko pogorszyłem sprawę.
-Co ty sobie wyobrażasz?! – rzuciła wściekła.
-Ciebie pod prysznicem- zaśmiałem się. Kolejny błąd, jak tak dalej pójdzie, to nic po mnie nie zostanie. Dosłownie mogłem zobaczyć dym wylatujący z jej uszu.
-Posłuchaj mnie, ty zadufany w sobie lalusiu. Nie obchodzi mnie, ile dziewczyn zdołałeś omamić, ale wiedz, że na pewno nie będę jedną z nich, jasne?!
-Dobra, ok, wyluzuj. Nawet nie wiedziałem, że to ty tu tańczysz, jeśli można to nazwać tańcem- zaśmiałem się ale szybko doprowadziłem się do porządku widząc kolejny zabójczy wzrok ze strony brunetki- Słuchaj, wydaje mi się, że potrzebna ci pomoc.
-I myślisz, że akurat ty możesz mi pomóc? – spytała z kpiną, krzyżując ręce na piersiach.
-Umiem całkiem dobrze tańczyć, o ile jeszcze pamiętasz-zrobiłem przerwę na delikatny uśmiech, po czym kontynuowałem- Potrzebujesz inspiracji, Katie. A ja wiem, gdzie możesz ją znaleźć.
-Dobrze, więc mi powiedz gdzie mam iść, to tam pójdę- powiedziała.
-O niee, albo idziesz ze mną, albo wcale – odparłem pewnym głosem.
Spojrzała na mnie zła, ale widziałem w jej oczach wahanie.
-No dalej, Katie. Zaufaj mi- powiedziałem, słodko się uśmiechając.
Na moje słowa prychnęła. Nosz kurwa, byłem tak blisko przekonania jej.
-Taak, bo ostatnim razem to był taki dobry pomysł – powiedziała z grymasem na twarzy.
-Daj mi szansę pokazać ci, że się zmieniłem i nie jestem aż takim dupkiem, za jakiego mnie uważasz.
Po chwili zastanowienia odpowiedziała.
-Dobra, ale bez żadnych głupich gierek. I nie będziesz próbował mnie pocałować ani nic z tych rzeczy, jasne?- Kiwnąłem głową na zgodę.- Więc, gdzie idziemy?
-Na plac zabaw- powiedziałem z szerokim uśmiechem.


© grabarz from WS | XX.