„I belive I can fly”
-Plac zabaw? Proszę, powiedz, że żartujesz. – A już myślałam,
że jest normalny.
-Nie, nie żartuję. No chodź.
-Słuchaj i tak już mam konflikt z prawem, nie chcę, żeby mnie
jeszcze posądzili o pedofilię- powiedziałam, wycofując się.
-Przestań marudzić i chodź. – Na moje słowa się zaśmiał.
Niestety ciekawość zwyciężyła. Zastanawiałam się, co chodzi po tej
jego czuprynie. Szliśmy w ciszy, pochłonięci własnymi myślami. Może naprawdę
się zmienił? Znaczy był tak samo arogancki, jak dwa miesiące temu, ale miałam wrażenie, jakby stał się jakiś inny. Chociaż w sumie nie znałam go za dobrze, więc
skąd mogłam wiedzieć?
-Dobra, jesteśmy- powiedział, zatrzymując się i patrząc na mnie
wyczekująco.
-To tu jest plac zabaw? Kurde, ty chyba lepiej znasz to
miasto niż ja. - Po chwili coś sobie uświadomiłam. - Skąd wiesz, że tutaj jest plac
zabaw? A może ty serio jesteś pedofilem?! - Spojrzałam na niego podejrzliwie.
Zerknął na mnie z niezadowoleniem. Chyba pierwszy raz widziałam, jak się
złości.
-Katie, uspokój się. Nie jestem żadnym pedofilem. Mam małego
brata, z którym tu przychodzę- powiedział lekko obrażony, że posądzam go o
takie coś.
-A tak, jasne. – Chciałam jak najszybciej zmienić temat. Ta
moja niewyparzona gęba.
-To po co tu przyszliśmy?- zagadnęłam.
-Po inspirację- powiedział, uśmiechając się do mnie.
-Mam szukać inspiracji na placu zabaw? – spytałam z kpiną.
Robi się coraz ciekawiej.
-Ehh, po prostu chodź.
Ruszyliśmy w kierunku skaczących na skakance dziewczynek.
Chwilę się im przypatrywaliśmy. Skakały na dwóch skakankach, robiąc przy tym
przeróżne wygibasy. Po chwili jedna z dziewczynek zauważyła nas. Miała może siedem-osiem lat.
-Cześć, podoba ci się, jak skaczemy?
-Hej, tak, bardzo. Myślisz, że mogłabyś nauczyć mnie kilku
trików?- spytałam, delikatnie się pochylając.
-Jasne, widziałaś kiedy konkurs Double Dutch?- zagadnęła
druga.
-Nie, co to jest? – spytałam uśmiechając się do dziewczynki i
patrząc kątem oka na Jake’a.
-To turniej z dwoma skakankami jak te. Skacząc, robisz różne
figury. Można dodać figury z gimnastyki, elementy tańca i breakdance’u.
-Wow, niesamowita sprawa. Brałyście udział w tym konkursie?-
spytałam ciekawa.
-Jeszcze nie możemy, konkurs jest od dziesięciu lat. Póki co
trenujemy i wymyślamy różne kombinacje, żeby na konkursie wypaść jak najlepiej.
To jak chcesz z nami poskakać?
-Tak, bardzo chętnie.
I tak przez następne pół godziny skakałam z dziewczynkami. Zaciągnęły
też Jake’a i mieliśmy naprawdę niezły ubaw. Podpatrzyłam kilka trików i na
pewno wykorzystam je przy tworzeniu nowego układu cheerleaderkom.
Podziękowaliśmy Lucy i Ashley za naukę.
-I jak, podobało ci się? –spytał zmachany, ale zadowolony, Jake.
-Żartujesz? Nie pamiętam, kiedy ostatnio się tak ubawiłam i
zmęczyłam jednocześnie! Jutro na pewno nie wstanę, takie będę miała zakwasy-
powiedziałam z ogromnym uśmiechem.
-Ty myślisz, że to wszystko na dziś? – spytał z kpiną.
-Więcej już nie
zniosę- powiedziałam zmachana.
-Dobra, mam jeszcze około godzinę, możemy iść na miasto-
powiedział, kierując się w tamtą stronę.
-Po co?- spytałam.
-Poszukać inspiracji. - Przystanął i spojrzał na mnie tym swoim
uśmiechem.
-Ale ja już znalazłam- stwierdziłam.
-Inspiracji nie należy szukać tylko w jednym miejscu. Ona
jest na każdym kroku. Gdzie się nie obejrzysz, Katie.
-Czemu to robisz?- spytałam, kiedy ponownie ruszyliśmy w
kierunku centrum miasta.
-Co robię? –spytał, unosząc śmiesznie jedną brew.
-Pomagasz mi. Przecież nie robię nic prócz tego, że uprzykrzam
ci życie. – Jake na moje słowa się zaśmiał. Powiedziałam coś śmiesznego?
-Słuchaj, to że żałuję, tego co zrobiłem, nie znaczy, że teraz
jestem złotym chłopcem i przyznaję, potrafię być niezłym dupkiem. Dlatego
uważam, że masz prawo się na mnie wyżywać- stwierdził, a po chwili dodał-Poza
tym lubię dziewczyny z charakterkiem- powiedział, łobuzersko się uśmiechając.
-Nie myśl sobie, że coś między nami będzie. To, że z tobą
tutaj jestem, nie znaczy, że coś do ciebie czuję. Właściwie sama nie wiem,
czemu dałam ci się gdzieś wyciągnąć- stwierdziłam.
-Czy to nie oczywiste? To był pretekst, żeby spędzić ze mną
trochę czasu. - Mówiąc to, przybliżył się do mnie.
-Nie pochlebiaj sobie, Jacob. Toleruję cię tylko dlatego, bo
jesteś kuzynem mojej przyjaciółki- odpowiedziałam, odpychając go.
-I kumpluję się z twoim bratem i byłym chłopakiem? – spytał
retorycznie, śmiejąc się.
-Byłym chłopakiem?! Mówisz o Tay’u?- Kiedy kiwnął głową,
zaczęłam się panicznie śmiać. Śmiałam się tak głośno, że ludzie przystawali i
patrzyli się na mnie, jak na chorą umysłowo.
-Co w tym takiego zabawnego? Katie? Dobra, już możesz
przestać się śmiać, ludzie na nas dziwnie patrzą. Katie!
-Już dobrze, dobrze- powiedziałam, jeszcze lekko się śmiejąc.
-Co cię tak rozśmieszyło, hę? –spytał, znowu unosząc brew.
-Czemu pomyślałeś, że było coś kiedykolwiek między mną a
Taylerem? – spytałam już w miarę opanowana.
-No a nie było? Jesteście najlepszymi przyjaciółmi-
powiedział lekko zdziwiony, jakby to było na oczywistsze na świecie.
-No tak jesteśmy. Znamy się od bardzo dawna. Ale co to ma do
tego? – spytałam.
-To proste. Nie ma czegoś takiego jak przyjaźń damsko-męska
Katie. Zawsze, któraś ze stron się zakocha- powiedział z przekonaniem w głosie.
-Mylisz się. Istnieje przyjaźń damsko-męska. Mam w sumie 4
przyjaciół, z czego trójka z nich to faceci – tak mój brat, Tay, i Logan który
wyjechał do Nowego Yorku, w pogoni za marzeniem zostania profesjonalnym
tancerzem.
-Tak, a jeden z nich jest twoim bratem, który jest zakochany
w swojej najlepszej przyjaciółce. Widzisz? Taka przyjaźń nie istnieje.
-Twierdzisz tak, bo nigdy nie doświadczyłeś takiej więzi z
żadną dziewczyną. Ale wiesz co? Wydaje mi się, że nie ma udanego związku bez
przyjaźni- powiedziałam pewnie.
-Widzisz! Sama mówisz o związku, bo taka prawda, nie ma
przyjaźni między chłopakiem, a dziewczyną, chyba że są parą – powiedział
śmiejąc się.
-Jest Jake. Nie zawsze musi być tak, że ktoś się zakocha, ale
jak już tak jest, to może z tego też wyjść, coś dobrego.
-Na przykład co? –spytał zastępując mi drogę. Przy czym jeden
kącik ust, uniósł się w półuśmiechu.
-Idealny związek. Jak dobrze pójdzie, za niedługo będziesz
mógł być tego świadkiem-powiedziałam z uśmiechem. Miałam nadzieję, że mój plan
się powiedzie.
-O czym ty mówisz? – spytał podejrzliwie.
-Zobaczysz.
Po tym już nie rozmawialiśmy. Na plaże doszliśmy w 15 minut. Weszliśmy
na molo, na którym było mnóstwo straganów, z przeróżnymi rzeczami. Na placu
występowali też młodzi ludzie. Byli tacy co tańczyli breakdance, śpiewali,
grali na gitarze, na skrzypcach czy innych instrumentach. Molo tętniło życiem. Patrzyłam
jak ci wszyscy młodzi ludzie, robią coś co kochają i też tego chciałam.
Przeszliśmy kawałek i zatrzymaliśmy się, przy około 16 letniej dziewczynie,
która przy spokojnych dźwiękach muzyki, ukazywała siebie. Nie była byle jaką
tancerką. To mogłam stwierdzić na pewno. Taniec nie był dla niej tylko tańcem,
jak dla niektórych ludzi. Dla niej był czymś więcej. W każdym jej kroku, ruchu
widziałam falę uczuć. Ale wydaje mi się, że nie zdawała sobie sprawy, jak to
wszystko widać. Jak jej taniec odzwierciedla, to co czuje. Była
niesamowita.
Jake spojrzał na mnie uśmiechając się, ale kiedy zobaczył
moją minę, zmarszczył brwi.
-Wszystko w porządku?
Nie byłam w stanie mu odpowiedzieć, więc kiwnęłam tylko
głową. Przypominała mi młodszą wersję siebie. Kiedy Max żył, a ja miałam
wspaniałą rodzinę i przyjaciół, a taniec sprawiał mi radość. Od dawna nie
czułam tego uczucia, które w tej chwili powoli rozchodziło się w moim ciele.
Szczęście. Ostatni raz kiedy się tak czułam, byłam w Nowym Yorku spełniając
marzenie, a teraz kiedy patrzyłam jak nieznajoma dziewczyna, robi coś co kocha
całym sercem, sprawiło, że w moim gardle powstała niewidzialna gula, a w oczach
pojawiły się łzy. Tęskniłam za tym. Tęskniłam za uczuciem, jakie towarzyszy mi
kiedy tańczę. Tęskniłam za tańcem, prawie w takim stopniu, jak tęsknię za moim
starszym bratem. Max zawsze mówił, że nie ważne co się dzieje, taniec jest moim
lekarstwem. I to była prawda. Taniec, zawsze pomagał mi się zregenerować po
nieudanej randce, kłótni z rodzicami czy trudnym rozstaniu. Nie mogłam
uwierzyć, że przez tyle czasu nie tańczyłam. Z falą radości, przyszedł ból.
Zabrakło mi tchu. Poczułam, jakby ktoś wbił mi nóż w plecy, a łzy mimowolnie
zaczęły spływać po moich policzkach. Nie mogłam dłużej powstrzymywać uczuć skumulowanych
we mnie, przez ten cały czas od śmierci Maxa. Nie mogłam się poruszyć. Stałam
wpatrzona w tancerkę, cicho szlochając.
Jake, widząc co się ze mną dzieję, przybliżył się nieco.
Wyciągnął rękę, żeby mnie objąć, ale w ostatniej chwili się rozmyślił i tylko
stał spokojnie przy mnie. Kiedy się już w miarę uspokoiłam, a dziewczyna
skończyła występ, postanowiłam z nią porozmawiać.
-Cześć, jestem Kate- zagadnęłam, uśmiechając się leciutko do
niej. Nie było już śladu po łzach.
-Um, hej. Lisa- przedstawiła się.
-Jesteś niesamowita. Naprawdę- powiedziałam zachwycona, na co
dziewczyna się lekko zarumieniła zawstydzona.
-Przesadzasz. Jestem jak każdy inny tancerz- zaśmiała się.
-Tak myślisz?- kiedy kiwnęła głową kontynuowałam- Mylisz się.
Jesteś niesamowitą tancerką. A wiesz czemu? Bo tańczysz całym swoim sercem.
Patrząc na ciebie widziałam tak wiele emocji. Kiedy tańczysz, zapominasz o
całym świecie. Dla niektórych lekarstwem są tabletki, dla innych narkotyki,
alkohol, a dla nas taniec – powiedziałam, lekko się do niej uśmiechając.
-Tańczysz?- spytała zdziwiona.
-Tańczyłam, ale później wydarzyło się coś poważnego w moim
życiu i przestałam- odpowiedziałam.
-Masz rację, taniec jest dla mnie
lekarstwem, a po tym w jaki sposób o nim mówisz wnioskuję, że również i dla
ciebie. Czemu nie pozwolisz, żeby cię wyleczył?
To było bardzo dobre pytanie. Nie wiedziałam co odpowiedzieć,
dlatego ponownie się uśmiechnęłam i pożegnałam z Lisą. Mam nadzieję, że w
przyszłości będzie robiła to co kocha. Wróciłam do Jake’a, który nadal na mnie
czekał. Wydawał się być lekko zaniepokojony, a może zły? W sumie co mnie to
obchodzi.
-Wszystko dobrze?- spytał po chwili ciszy, jaka panowała
pomiędzy nami, kiedy ruszyliśmy w stronę centrum miasta.
-Tak. Czemu miałoby być coś nie tak?- spytałam lekko
poirytowana. Dwie godziny z Jake’m Evans’em, to stanowczo za dużo.
-Wcześnie wydawałaś się
być lekko.. podbita- powiedział po chwili zastanowienia.
-Nic mi nie jest. Wydawało ci się. Muszę już iść na razie-
powiedziałam na odchodnym. Chciałam znaleźć się jak najdalej od Jake’a.