#24


„Mercy in darkness”

Obudziłam się jakoś dziwnie zamroczona. W głowie totalna pustka. Na szczęście nie miałam kaca, ale czemu nie mogłam sobie przypomnieć, co się wczoraj wydarzyło? Nie upiłam się przecież. Trochę ociężale wstałam. Wzięłam jakieś ciuchy z szafy i poszłam pod prysznic. Później wróciłam, już odświeżona, do pokoju. Sprawdziłam telefon. Kiedy zobaczyłam, która jest godzina, przeraziłam się. Było kilka minut po piętnastej! Jak to możliwe, że spałam prawie piętnaście godzin, zakładając, że wróciliśmy koło pierwszej?! Wstrząśnięta udałam się w stronę pokoju mojego brata, niestety go tam nie było. Zeszłam na dół. To, co zastałam, wprawiło mnie w jeszcze większy szok. Wszyscy moi przyjaciele siedzieli w salonie, oglądając telewizję. Tylko że była grobowa cisza.
-Rany ktoś umarł czy co? – zaśmiałam się, by rozładować nieco napięcie. Kiedy mnie zobaczyli, wszyscy jak na zawołanie wstali i zasypali pytaniami typu: „Wszystko ok?”, „Jak się czujesz?”, „Coś cię boli?”. Zdziwiona się w nich wpatrywałam.
-Ej, dobra! Hej! Zamknąć się! Co wam odbiło? Coś się stało? – spytałam skonsternowana.
-Nic nie pamiętasz? – odpowiedział niepewnie pytaniem Lucas.
-A co miałabym pamiętać? – Kiedy przez dłuższą chwilę nie odpowiadali, wysyczałam. - Ludzie! Wyduście to wreszcie z siebie!
-Ktoś dorzucił ci coś do kubka, Kate. Próbował cię zgwałcić – wytłumaczyła cicho Alex.
Wmurowało mnie. Zrobiłam krok w tył. Nie, nie nie nie nie. Jak to się stało? Kto to był? Czemu akurat ja? Udało mu się? Chyba te wszystkie pytania było widać na mojej twarzy, bo zaraz Tay dodał.
-Spokojnie, nic ci nie zrobił. Jake cię znalazł i odciągnął go od ciebie – powiedział, unikając mojego wzroku. Pokiwałam głową, nie przyjmując do siebie tych wszystkich informacji. Jake mnie uratował. Gdyby nie on to… Ponownie potrząsnęłam głową. O Boże! W moich oczach wezbrały łzy. Lucas chciał podejść i mnie przytulić, ale odwróciłam się i szybko pobiegłam do łazienki. Zdjęłam dopiero co założone ciuchy i weszłam z powrotem pod prysznic. Szorowałam się kilka, a może nawet kilkanaście, razy. Chciałam zetrzeć z siebie jego dotyk. Kiedy jakoś się otrząsnęłam, ubrałam rzucone ciuchy. Postanowiłam, że pojadę do Jake’a. Ponownie zeszłam na dół.
-Wszystko w porządku, Kate? – zagadnęła Alex.
-Tak, już lepiej. Widział ktoś moje  kluczyki od auta? – spytałam, rozglądając się po domu.
-Tu są. Gdzie jedziesz? – Tym razem to Luke zadał pytanie.
-Chciałabym pojechać do Jake’a i podziękować – odpowiedziałam.
-Jesteś pewna, że to dobry pomysł? Może lepiej, żeby ktoś cię zawiózł? Nie wiemy, czy nic ci się nie stanie - zasugerowała Alex.
-Daj spokój, nic mi nie jest. Nie martwcie się. – Posłałam promienny uśmiech i zanim ktokolwiek zdążył zaprotestować, wyszłam z domu.
Miałam być pierwszy raz u Jake’a w domu. Wiedziałam, gdzie mieszkał, bo często po niego przyjeżdżamy, ale nigdy nie byłam w środku, nie poznałam jego mamy. Teraz jak o tym myślałam, to mogłam wziąć ze sobą Alex. Ale już trudno, jakoś to przeżyję. Zaparkowałam naprzeciwko domu. Chwilę na niego patrzyłam. Był dużo mniejszy od mojego, ale wyglądał ślicznie. Jednopiętrowy, z zadbanym ogródkiem. Wokół był biały płot. Dom wygląd bardzo przytulnie z zewnątrz, ciekawe czy w środku też taki był. Zebrałam się na odwagę i ruszyłam do drzwi. Lekko zapukałam i po chwili otworzyła mi kobieta. Miała krótkie, brązowe, kręcone włosy. Była mniej więcej tego samego wzrostu co ja, więc miałam idealny widok na jej oczy, które były koloru niebieskiego. Powitała mnie z delikatnym uśmiechem.
-Tak? W czym mogę pomóc? – spytała.
-Dzień dobry. Zastałam może Jake’a? – odpowiedziałam wstydliwie. Ja, wstydliwie?!
- Tak, jest. Proszę, wejdź – zachęciła, otwierając szerzej drzwi. Weszłam niepewnie do środka, dyskretnie się rozglądając. Pomieszczenie było koloru pomarańczowego.
-Jest w dużym pokoju. Na prawo – poinstruowała, na co podziękowałam i ruszyłam w tamtą stronę. Już z przedpokoju można było usłyszeć dochodzący śmiech. Kiedy weszłam, zobaczyłam stojącego Jake’a. Trzymał Sama za nogi, do góry nogami, i latał z nim po całym pokoju.
-Hm, więc tak to się teraz bawi z dziećmi – powiedziałam, śmiejąc się.
-To nie tak jak myślisz – zaczął szybko Jake. – W sumie to dokładnie tak jak myślisz.
-Katie! – krzyknął Sammy. Kiedy Jake go w końcu postawił na nogi, mały podbiegł do mnie i mocno przytulił.
-Cześć, przystojniaku. Szmat czasu, co? – zagadnęłam.
-No właśnie! Dawno się ze mną nie bawiłaś! –wymruczał obrażony.
-Najmocniej cię przepraszam! Miałam dużo spraw na głowie. Ale co powiesz na to, że jak tylko Jake i ja będziemy mieli czas weźmiemy cię do wesołego miasteczka? Pasuje ci taki układ?
-No pewnie! To kiedy masz wolny czas? – zapytał od razu.
-Myślę, że dam radę pod koniec tygodnia – mrugnęłam do niego, uśmiechając się.
Zaczął mnie obściskiwać i skakać z radości. Patrzyłam na to z uśmiechem, a po chwili uświadomiłam sobie, po co tu tak naprawdę przyszłam.
-Jake, możemy porozmawiać? – spytałam. W odpowiedzi kiwnął tylko głową.
Pożegnałam się z Samem i panią Evans. Wsiedliśmy do mojego samochodu i odpaliłam silnik. Loczek nie pytał, gdzie jedziemy. Zdał się na mnie, ale kiedy zobaczył, że jadę w stronę wyjazdu z Charleston, nie mógł się powstrzymać.
-Czy to jest ta chwila, kiedy mnie wywozisz, zabijasz i porzucasz na obrzeżach  miasta? – spytał przerażony. Zaśmiałam się.
-Przeszło mi to przez myśl, ale nie – odparłam. Na co Jake ostentacyjnie odetchnął.
Kawałek za miastem zatrzymaliśmy się. Wyszłam z auta, nic nie mówiąc, a Jacob poszedł w moje ślady. Przed nami rozpościerał się niesamowity widok na całe miasto i morze. Był zachód słońca, dlatego panorama była jeszcze piękniejsza.
-Znalazłam to miejsce, kiedy odbywał się pogrzeb Maxa. Nie poszłam na niego, nie dałam rady. Chciałam po prostu jechać, myślałam, że może i mnie się coś stanie. Może jak będę jechała wystarczająco długo, też będę miała wypadek. I wtedy zobaczyłam to miejsce i musiałam tutaj zajechać. Zaparło mi dech w piersiach. Przez tę krótką chwilę zapomniałam, przed czym uciekałam. Zapomniałam o bólu i nienawiści. Poczułam się bezpiecznie – mówiłam cicho, patrząc przed siebie. Czułam szybki oddech Jake’a.
-Dziękuję, Jake. Dziękuje, że mnie wczoraj uratowałeś. Gdyby nie ty… on by... – Nie byłam w stanie dokończyć, więc tylko ponownie podziękowałam.
Staliśmy przez dłuższą chwilę w ciszy, ramię w ramię. W końcu się odezwałam.
-Sarah przyczyniła się do śmierci Maxa – wyszeptałam, wyczuwając zbierające się pod powiekami łzy. Uświadomiłam sobie, że Jake prawdopodobnie nie słyszał, co tak naprawdę się stało. Chociaż Alex może mu opowiadała, ale potrzebowałam to teraz powiedzieć.
-Od jakiegoś czasu im się nie układało. Sarah bardzo się zmieniła, oddaliła od nas. Nie poznawaliśmy jej. Max zobaczył smsy od jakiegoś Chrisa, zdradzała go. Ale wybaczył jej to. Tuż przed moim wyjazdem do Nowego Jorku było już między nimi całkiem dobrze. Znowu zaczęli się dogadywać. Myśleliśmy, że najgorsze mają już za sobą. Jak widać byliśmy w błędzie. Kilka tygodni po pogrzebie tak jak zawsze jeździłam bocznymi drogami, z dala od zgiełku. Natknęłam się na jej auto, obok którego stało drugie, dużo droższe. Nie podjeżdżałam bliżej, ale wiedziałam co bym zobaczyła. Miała romans z ojcem najlepszej przyjaciółki, miał na imię Christopher, więc dodałam dwa do dwóch i wyszło. Nienawidzę ją za to co zrobiła mojemu bratu. Nienawidzę – wysyczałam, a pojedyncza łza wypłynęła. Jake powoli podszedł i mnie przytulił. Jak nigdy nie opierałam się, a wręcz przeciwnie, wtuliłam się jeszcze bardziej. 

Pssst

Wracam. A raczej się postaram. Spróbuje. Naprawdę. I mam plan. Nie wiem tylko czy dodam jeden rozdział/dwa i potem w dwóch ostatnich zakończę czy od razu w dwóch ostatnich zakończę. Jeszcze zobaczymy jak wyjdzie. I postaram się nadrobić zaległości w w blogach. Ale cóż najpierw seriale *.* Moje kochane Castle(które odchodzi na emeryturę), Supernatural, Agent's of S.H.I.E.L.D i kilka innych. Mam także kilka nieprzeczytanych książek, umowę o prace od mniej wiećej czerwca na dwa miesiące, więc cóż znowu mogę być troszkę zajęta. Co nie zmienia faktu, że postaram się w 2-4 rozdziałach zakończyć :)
            A jak wam minął czas mojej nieobecności? Chwalcie się co u was! <3
            Aaaa i tak btw dalej chce ruszyć z nowym opowiadaniem. Muszę tylko jeszcze raz przemyśleć wszystko, może napisać większość rozdziałów i wtedy dopiero zaczęłabym publikować :>
© grabarz from WS | XX.