„Breathe into me”
- Cholera jasna, Jacob! Siedzisz już u mnie od trzech godzin!
Jeszcze trochę i przez ciebie zbzikuję! – zaśmiała się z mojego kolejnego
genialnego żartu.
- Ale jesteś podła! Przyszedłem do ciebie w gości, a ty
zachowujesz się jakbyś mnie tutaj nie chciała – odpowiedziałem wielce oburzony.
- Wiesz co? Mam dość, Evans. Idę się kąpać. Jak wrócę, ma cię
tu już nie być, bo jak nie to zapomnij o pomocy na jutrzejszym sprawdzianie z
fizyki – zagroziła.
- Ale z ciebie zołza, Parker – powiedziałem, wystawiając
język.
- Wypad, powiedziałam! – krzyknęła, śmiejąc się.
Zamknęła za sobą drzwi do łazienki, dokładnie upewniając się, czy zamek jest zablokowany. Cicho się zaśmiałem. Położyłem ręce na kolanach i
westchnąłem. Zza drzwi dobiegł mnie dźwięk odkręcanego kranu. Wstałem i kiedy
miałem otwierać drzwi, dobiegł mnie dźwięk telefonu Katie. Miała ustawiony na
dzwonek „Eye of the tiger", więc od razu wiedziałem, że to jej. Podszedłem do
biurka, gdzie leżał, i spojrzałem na wyświetlacz. „Amy”, hmm nie znam. Chwyciłem
telefon i odebrałem.
- Tu sekretarka Katherine Elizabeth Parker, w czym mogę
pomóc? – wyrecytowałem zmysłowym głosem.
***
Wyłączyłam wodę i powoli, żeby tylko się nie wywrócić i nie
skręcić sobie karku wyszłam spod prysznica. Zastygłam w bezruchu nasłuchując.
Zza drzwi dobiegł mnie śmiech Jake’a. Z czego on się śmiał? A co ważniejsze,
co on tu jeszcze robił? Szybko się wytarłam i przebrałam w piżamę. Otworzyłam z
rozmachem drzwi od łazienki i spojrzałam na moje łóżko. Siedział na nim Loczek
i rozmawiał z kimś przez telefon. MÓJ telefon.
- Jasne, przekażę jej. O widzę, że nie będę musiał. Nasza
księżniczka właśnie wyszła z kąpieli. Chcesz ją do telefonu? Dobra, tak ciebie
też było miło poznać Amy. Tak, widzimy się u ciebie. No cześć – zakończył i z
uśmiechem jak gdyby nigdy nic podał mi mój telefon.
- Słucham? – spytałam, piorunując Jake’a wzrokiem. Niestety
nic sobie z tego nie zrobił, tylko założył ręce za głowę i położył się na moim
łóżku.
- Kate słońce, nie mówiłaś, że masz tak fascynującego
chłopaka! – powiedziała moja kuzynka z przejęciem.
- Chło…? Matko, Amy, niee. On nie jest moim… Zresztą nieważne
– odpowiedziałam zażenowana, nie dokańczając nawet zdania. Po sekundzie
kontynuowałam: - Coś się stało?
- Ależ skądże, kuzyneczko! Czy musi się coś dziać, żebym do
ciebie dzwoniła? Chciałam ci tylko przypomnieć, że już za miesiąc mój
ślub! Twoja sukienka już jest uszyta, myślę, że w tym tygodniu ci ją wyślę,
żebyś przymierzyła i żebyśmy w razie czego zrobili kilka poprawek –
paplała dalej, ale jakoś się wyłączyłam. Całkowicie zapomniałam, że w grudniu
moja kuzynka bierze ślub. Nie myślałam nawet nad prezentem. Do rozmowy
sprowadziły mnie słowa dziewczyny. – A, i jako osobę towarzyszącą możesz wziąć
tego słodziaka, Kate. Bardzo chciałabym go poznać osobiście i z tego co słyszę, babcia też by chciała. Wiesz jaka jest, jeśli chodzi o nasze związki.
Zatkało mnie. Wpatrywałam się wściekła w Jacoba, mocno zaciskając
telefon. Co on jej do cholery nagadał?! Widząc mój wzrok podniósł się do
pozycji siedzącej i wpatrywał się we mnie zdziwiony. Wkurzyło mnie to jeszcze
bardziej. Nie wiele myśląc wyszłam z pokoju i weszłam do drugiej łazienki, zamykając drzwi.
- Amy, słuchaj, Jake nie jest moim chłopakiem. To tylko
przyjaciel.
- Wszyscy twoi
przyjaciele są u ciebie do tak późna i czekają aż się wykąpiesz? – spytała
cicho się śmiejąc. Cholera jasna.
- Jake jest upierdliwy i nie chciał wcześniej wyjść. To nic
nie znaczy. Amy ja naprawdę nie sądzę, żeby to był dobry pomysł, aby jechał z
nami.
- A to niby czemu? Daj spokój. Chłopak czy przyjaciel, jest
bardzo sympatyczny i chcę go na swoim ślubie, ok? Zresztą dobrze, jak będziesz
miała partnera do tańca.
Już się z nią nie sprzeczałam. Wiedziałam, że nie odpuści.
Zresztą to jej dzień, więc trudno. Chwilę jeszcze rozmawiałyśmy i się
rozłączyłam. Siedziałam jeszcze chwilę w toalecie wpatrując się w drzwi. W
końcu wróciłam do swojego pokoju. Jake nie ruszył się z miejsca.
- Wszystko w porządku? Czemu się tak wkurzyłaś? – spytał, jak
tylko mnie dostrzegł.
- Po pierwsze, kto pozwolił ci odbierać mój telefon? Po
drugie, miałeś już sobie iść. A po trzecie, co ty jej za głupoty naopowiadałeś?
– wyliczyłam wściekła.
- Nic takiego. Chwile pogadaliśmy. Może trochę z nią
poflirtowałem i w pewnej chwili stwierdziła, że jestem bardzo sympatyczny i
uroczy i oczywiście nie mogłem się z nią nie zgodzić… - Na jego słowa dodałam
ciche „oczywiście”, ale on niewzruszony kontynuował: – I zaproponowała, żebym
pojechał z tobą na wesele. Myślałem, że nie będziesz miała nic przeciwko –
zakończył niewinnie.
- Jake, nie chodzi tylko o to. Nie miałeś prawa nawet dotykać
mojego telefonu, a co dopiero odbierać. Poza tym należało
najpierw ze mną przedyskutować czy w ogóle chcę żebyś jechał – odpowiedziałam.
Cicho westchnęłam i kontynuowałam: - No teraz już nie masz wyjścia i musisz
jechać. To jest ślub Amy i nie mam zamiaru potem wysłuchiwać jej narzekań, że
cię nie wzięłam.
Jake kiwnął ze zrozumieniem głową. Jego zapał zdecydowanie
minął i teraz siedział z poczuciem winy wymalowanym na twarzy. Zaśmiałam się.
- Z czego się śmiejesz? – spytał, marszcząc zabawnie brwi.
- Z ciebie. No już porzuć tę minę zbitego psiaka. Nic
wielkiego się nie stało. Po prostu nie wiesz chłopie, w co się wpakowałeś.
Spojrzał na mnie, nic nie rozumiejąc, ale pokiwałam w
odpowiedzi głową.
- Dobra, a teraz wynocha z mojego pokoju. Jest tak późna
godzina, że nic dziwnego, dlaczego moja kuzynka pomyślała, że jesteśmy razem.
- Amy pomyślała, że jesteśmy parą? – spytał zaskoczony.
- Tak. Idź już do domu, Jake – powiedziałam, opierając ręce o
biodra. Próbował coś jeszcze powiedzieć, ale widząc mój wzrok zrezygnował.
Pożegnał się i wyszedł. Wreszcie!
***
Na drugi dzień staliśmy przed szkołą przy swoich autach,
wydurniając się jak zawsze. Tayler wygłupiał się na swojej deskorolce,
pokazując nowe triki. Niestety wychodziło mu to dość nieudolnie, z czego
mieliśmy niesamowity ubaw. Omiotłam wzrokiem parking i zatrzymałam się na
dłużej na Sarah, która stała nie tak daleko od nas. Znajdowała się w otoczeniu
swoich przyjaciółek i kilku mięśniaków. Wyglądała jakoś dziwnie. Niby ubrana
równie elegancko co zawsze, ale tym razem na jej koszuli można było dopatrzeć
się drobnych gnieceń, co kiedyś byłoby niedopuszczalne w jej przypadku. Włosy
rozpuszczone, lekko pofalowane, ale jakby straciły część blasku. Jakby już tak
o nie niedbała. Makijaż również nienaganny jak zawsze, niestety i tak nie ukrył
worków pod oczami.
-Nie uważacie, że Sarah jakoś nie najlepiej wygląda? –
spytałam, dalej jej się bacznie przyglądając.
- Racja. Nawet uśmiech jest sztuczny – zauważył Tayler.
- Ona zawsze ma sztuczny uśmiech, Tay – odpowiedziała Alex.
- No tak, ale sztuczniejszy niż zwykle. Wiecie, co mam na
myśli? – spytał posyłając nam niepewne spojrzenie. W ciszy przytaknęliśmy. Tylko
Jake nie mógł się połapać, co mamy na myśli. Praktycznie jej nie znał.
- Wydaje mi się, że coś się z nią dzieje – wypowiedziałam na
głos swoje podejrzenia.
- W sensie, że w końcu dopadły ją wyrzuty sumienia? –
zasugerował Lucas.
- Nie wiem. Możliwe. A może to całkowicie coś innego. Sama
nie wiem – powiedziałam zamyślona, nie spuszczając z niej wzroku.
- Co by to nie było, należy jej się – odparł twardo Tay.
Rzadko kiedy słyszało się z jego ust tak groźną nutę. Po chwili dodał: - Zresztą
co nas to interesuje? Wypięła się na nas. Miała nas głęboko w dupie, więc nie
powinniśmy sobie zawracać nią głowy.
Wiedziałam, że Tayler miał rację, ale nie mogłam tego od tak zostawić. Jeszcze chwilę staliśmy w ciszy, pogrążeni w własnych
myślach do momentu, kiedy zadzwonił dzwonek. Udaliśmy się w stronę swoich
klas. Pierwszą miałam matematykę. Na tak ważnej lekcji starałam się skupić,
naprawdę. Ale moje myśli cały czas uciekały w stronę mojej byłej przyjaciółki.
Po prostu czułam, że dzieje się z nią coś niedobrego. Zdawałam sobie sprawę, że
nie powinnam się przejmować, a tym bardziej mieszać, ale nic nie mogłam
poradzić, że się o nią martwiłam. A co jeśli wpadła w jakieś tarapaty i nie wiedziała jak sobie z nimi poradzić? Nie miała teraz nikogo do kogo mogłaby się zwrócić.
Musiałam dać jej jakoś znać, że może na mnie liczyć. Nie chciałam, żeby została
całkowicie sama.
Kiedy zadzwonił dzwonek poszłam pod następną klasę. Miałam
teraz angielski z Alex. I Sarah. Weszłyśmy do klasy jako jedne z pierwszych.
Sarah siedziała z jedną ze swoich przyjaciółek. Od razu do niej podeszłam.
- Wszystko w porządku? – spytałam, patrząc na nią z
nieskrywaną troską.
- A co cię to niby obchodzi? – odparła z równie nieskrywaną
pogardą. Lecz to zignorowałam.
- Nie najlepiej wyglądasz – stwierdziłam.
- Ale na pewno lepiej niż ty – odpowiedziała z kpiną. Tym
razem się we mnie zagotowało.
- Staram się ci pomóc. Nie możesz chociaż raz sobie odpuścić?
– spytałam wściekła.
- Nic mi nie jest. A nawet jeśli potrzebowałabym pomocy,
byłabyś ostatnią osobą na ziemi, od której bym ją przyjęła – powiedziała
zjadliwie. Uniosłam ręce w geście obronnym i, kręcąc z niedowierzaniem głową,
usiadłam do swojej ławki.
- Próbowałaś, Kate. Nic nie możesz dla niej zrobić –
pocieszała mnie Alex. Nie odpowiedziałam. Bo niby co? I bądź tu człowieku
dobry.
***
Drzemałam sobie w najlepsze, kiedy to obudziły mnie czyjeś
ciepłe i dość klejące usta na moim policzku. Otworzyłam zaspane oczy i moim
oczom ukazał się najsłodszy mężczyzna na świecie.
- Cześć przystojniaku. Co cię do mnie sprowadza? – zagadnęłam, przecierając oczy. Po kilku sekundach dostrzegłam Loczka siedzącego przy moim biurku.
- Idziemy z Jakem na lody i od razu pomyśleliśmy o tobie –
powiedział mały, słodko się uśmiechając. Spojrzałam przelotnie na bruneta z
zadziornym uśmiechem, na co oczywiście odpowiedział tym samym. Zbereźnik. Lody
– jedno słowo, a tyle radości.
- Jasne, mogę iść z wami na lody. Muszę się tylko trochę
rozbudzić i ogarnąć, ok? – spytałam malca, a ten w odpowiedzi energicznie
pokiwał głową. Zeszli z Jakem na dół, żeby tam na mnie zaczekać. Pościeliłam
szybko łóżko i poszłam do łazienki. Założyłam jasnoróżowy sweterek do mojej
białej bluzki na ramiączkach, zrobiłam kitkę i zeszłam na dół. Udałam się do
kuchni, skąd dochodził śmiech Sama.
Weszłam i moim oczom ukazał się uroczy widok. Mały klęczał na
krześle i zawzięcie wałkował ciasto. Po tym brał szklankę i robił małe kółka. Uczył
się robić obwarzanki. Rozejrzałam się po kuchni, ale nie zastałam tam Jake’a,
więc poszłam do salonu. Siedział razem z moim bratem i rozmawiali.
- Jake, tak właśnie zajmujesz się bratem? – spytałam.
- Wybacz Katie, sprzedałem go twojej mamie – odpowiedział,
rozkładając ręce.
- Dobra, dobra. Lepiej chodź, bo jeszcze trochę i zacznie się
ściemniać.
Z wielkim bólem wzięliśmy małego z kuchni i poszliśmy w
stronę plaży. Jak zawsze świetnie się w trójkę bawiliśmy. Mały zanosił się
śmiechem, a ludzie odwracali się, patrząc na nas i ciepło się do nas uśmiechali.
Kiedy kupiliśmy sobie po lodzie, poszliśmy na plażę. Ja z Jakem usiadłam na
piasku, a mały podbiegł do jakieś dziewczynki i razem zaczęli układać budowle z
piasku.
- Myślisz, że sobie poradzi w życiu? – spytałam, przyglądając
się małemu.
- A czemu miałby sobie nie poradzić? Jest bystry, uroczy i
zabawny. Zupełnie jak jego starszy brat – powiedział dumnie. Cicho prychnęłam.
- Wiesz, tak samo wszyscy myśleli o Sarze. I moim bracie –
zasugerowałam smutno.
- Hej, czemu się nią zadręczasz? Nie zrobiła dla ciebie nic,
oprócz zadawania ci bólu.
- Wiem, ale to nie znaczy, że mam być taka sama. Podła, zimna
egoistka. Nie chce być taką osobą.
- Jesteś na pewno lepszą osobą niż ona – stwierdził Jake.
Kiwnęłam w odpowiedzi głową. Oboje patrzeliśmy przed siebie
na uderzające fale. Nie mogłam oderwać od nich wzroku. W pewnym sensie mnie
uspokajały. Spojrzałam kątem oka na bruneta. Oboje siedzieliśmy z rękami
opartymi za sobą. Patrzył w skupieniu w dal. Po jego pustym wzroku domyśliłam się, że myślami jest daleko stąd. Nie chciałam mu przerywać.
Zastanowiłam się, co właściwie o nim wiem: jest arogancki, sarkastyczny,
złośliwy, bawi się dziewczynami, porywczy, nieufny wobec ludzi, tajemniczy.
Jednocześnie pod tą całą szorstką powierzchnią krył się opiekuńczy, wrażliwy i
sympatyczny chłopak. Dla przyjaciół zrobiłby wszystko. Mamę i brata kochał
ponad wszystko. Ojczyma szanował. A ojca? Nigdy mi za wiele o nim nie
opowiadał. Wiedziałam tylko, że jego rodzice rozwiedli się, kiedy miał
dwanaście lat. Nie był to spokojny i ugodowy rozwód.
- Jake, mogę cię o coś spytać? Chodzi o twoją przeszłość –
spytałam. Zmarszczył brwi. Nie wiedział, czego się spodziewać. Przez chwilę się
we mnie wpatrywał, aż w końcu rzucił krótkie: „Wal”.
- Dlaczego twoi rodzice się rozwiedli? – Zauważyłam, że to
pytanie totalnie wytrąciło go z równowagi. Na jego twarzy pojawił się grymas,
ale był widoczny dosłownie przez sekundę, więc nie jestem pewna, czy sobie tego
nie wymyśliłam. Odgarnął swoje loki z czoła. Ale nie ponieważ mu przeszkadzały,
tylko zaczesał je do tyłu i trzymał. Zależało mu, żebym skupiła swoją uwagę na
czole, a ściślej na znajdującej się tam bliźnie. Otworzyłam szerzej ze
zdziwienia oczy. Że też nigdy jej nie zauważyłam. Dotknęłam jej opuszkami
palców, wpatrując się w nią.
- Zawdzięczam ją mojemu ojcu – powiedział cicho. Wmurowało
mnie. Moja ręka zastygła w powietrzu, a ja z blizny skierowałam wzrok na
jego oczy, próbując doszukać się odpowiedzi.
- Jake czy on… - Nie dokończyłam zdania. Nie mogłam
wypowiedzieć na głos moich galopujących myśli.
- Tak. I to nie jeden raz. Ale nie to było najgorsze. Dla
mnie najgorsze był sposób w jaki traktował mamę. Kobietę. Istotę bezbronną,
delikatną. Nie mogłem tego znieść. W końcu mu się postawiłem. Niestety nie
przyjął tego za dobrze. Wściekł się i pobił mnie do nieprzytomności. Trafiłem
do szpitala z połamanymi żebrami i wstrząśnieniem mózgu. To przelało czarę
goryczy i mama od niego odeszła. – Zakończył swój wywód. A ja żałowałam, że w
ogóle poruszyłam ten temat. Nie miałam pojęcia przez co przeszedł. Zawsze
zakładałam, że jego tata dopuścił się zdrady. Nie wiedziałam, co powiedzieć. No
bo przecież zwykłe „przykro mi” nic tu nie pomoże. Dlatego zamiast cokolwiek
mówić, złapałam go pod ramię i oparłam głowę na jego ramieniu, delikatnie się w
niego wtulając. Przez sekundę się spiął, ale trwało to tylko chwilę i potem po
prostu siedzieliśmy w ciszy, pogrążeni we własnych myślach. Właśnie podzielił
się ze mną czymś bardzo intymnym, być może jednym z najważniejszych momentów
swojego życia. Choć po części wymusiłam na nim wrócenie do tak bolesnego
wspomnienia, byłam mu wdzięczna. Bo przecież nie musiał wcale o tym mówić.
- Dziękuje, że się tym ze mną podzieliłeś– wyszeptałam,
kierując moją rękę w stronę jego, splatając na koniec nasze dłonie.
____________________________________________________
Miłego czytania miśki <3
____________________________________________________
Miłego czytania miśki <3