#29


„Breathe into me”

- Cholera jasna, Jacob! Siedzisz już u mnie od trzech godzin! Jeszcze trochę i przez ciebie zbzikuję! – zaśmiała się z mojego kolejnego genialnego żartu.
- Ale jesteś podła! Przyszedłem do ciebie w gości, a ty zachowujesz się jakbyś mnie tutaj nie chciała – odpowiedziałem wielce oburzony.
- Wiesz co? Mam dość, Evans. Idę się kąpać. Jak wrócę, ma cię tu już nie być, bo jak nie to zapomnij o pomocy na jutrzejszym sprawdzianie z fizyki – zagroziła.
- Ale z ciebie zołza, Parker – powiedziałem, wystawiając język.
- Wypad, powiedziałam! – krzyknęła, śmiejąc się.
Zamknęła za sobą drzwi do łazienki, dokładnie upewniając się, czy zamek jest zablokowany. Cicho się zaśmiałem. Położyłem ręce na kolanach i westchnąłem. Zza drzwi dobiegł mnie dźwięk odkręcanego kranu. Wstałem i kiedy miałem otwierać drzwi, dobiegł mnie dźwięk telefonu Katie. Miała ustawiony na dzwonek Eye of the tiger", więc od razu wiedziałem, że to jej. Podszedłem do biurka, gdzie leżał, i spojrzałem na wyświetlacz. „Amy”, hmm nie znam. Chwyciłem telefon i odebrałem.
- Tu sekretarka Katherine Elizabeth Parker, w czym mogę pomóc? – wyrecytowałem zmysłowym głosem.
***
Wyłączyłam wodę i powoli, żeby tylko się nie wywrócić i nie skręcić sobie karku wyszłam spod prysznica. Zastygłam w bezruchu nasłuchując. Zza drzwi dobiegł mnie śmiech Jake’a. Z czego on się śmiał? A co ważniejsze, co on tu jeszcze robił? Szybko się wytarłam i przebrałam w piżamę. Otworzyłam z rozmachem drzwi od łazienki i spojrzałam na moje łóżko. Siedział na nim Loczek i rozmawiał z kimś przez telefon. MÓJ telefon.
- Jasne, przekażę jej. O widzę, że nie będę musiał. Nasza księżniczka właśnie wyszła z kąpieli. Chcesz ją do telefonu? Dobra, tak ciebie też było miło poznać Amy. Tak, widzimy się u ciebie. No cześć – zakończył i z uśmiechem jak gdyby nigdy nic podał mi mój telefon.
- Słucham? – spytałam, piorunując Jake’a wzrokiem. Niestety nic sobie z tego nie zrobił, tylko założył ręce za głowę i położył się na moim łóżku.
- Kate słońce, nie mówiłaś, że masz tak fascynującego chłopaka! – powiedziała moja kuzynka z przejęciem.
- Chło…? Matko, Amy, niee. On nie jest moim… Zresztą nieważne – odpowiedziałam zażenowana, nie dokańczając nawet zdania. Po sekundzie kontynuowałam: - Coś się stało?
- Ależ skądże, kuzyneczko! Czy musi się coś dziać, żebym do ciebie dzwoniła? Chciałam ci tylko przypomnieć, że już za miesiąc mój ślub! Twoja sukienka już jest uszyta, myślę, że w tym tygodniu ci ją wyślę, żebyś przymierzyła i żebyśmy w razie czego zrobili kilka poprawek – paplała dalej, ale jakoś się wyłączyłam. Całkowicie zapomniałam, że w grudniu moja kuzynka bierze ślub. Nie myślałam nawet nad prezentem. Do rozmowy sprowadziły mnie słowa dziewczyny. – A, i jako osobę towarzyszącą możesz wziąć tego słodziaka, Kate. Bardzo chciałabym go poznać osobiście i z tego co słyszę, babcia też by chciała. Wiesz jaka jest, jeśli chodzi o nasze związki. 
Zatkało mnie. Wpatrywałam się wściekła w Jacoba, mocno zaciskając telefon. Co on jej do cholery nagadał?! Widząc mój wzrok podniósł się do pozycji siedzącej i wpatrywał się we mnie zdziwiony. Wkurzyło mnie to jeszcze bardziej. Nie wiele myśląc wyszłam z pokoju i weszłam do drugiej łazienki, zamykając drzwi.
- Amy, słuchaj, Jake nie jest moim chłopakiem. To tylko przyjaciel.
-  Wszyscy twoi przyjaciele są u ciebie do tak późna i czekają aż się wykąpiesz? – spytała cicho się śmiejąc. Cholera jasna.
- Jake jest upierdliwy i nie chciał wcześniej wyjść. To nic nie znaczy. Amy ja naprawdę nie sądzę, żeby to był dobry pomysł, aby jechał z nami.
- A to niby czemu? Daj spokój. Chłopak czy przyjaciel, jest bardzo sympatyczny i chcę go na swoim ślubie, ok? Zresztą dobrze, jak będziesz miała partnera do tańca.
Już się z nią nie sprzeczałam. Wiedziałam, że nie odpuści. Zresztą to jej dzień, więc trudno. Chwilę jeszcze rozmawiałyśmy i się rozłączyłam. Siedziałam jeszcze chwilę w toalecie wpatrując się w drzwi. W końcu wróciłam do swojego pokoju. Jake nie ruszył się z miejsca.
- Wszystko w porządku? Czemu się tak wkurzyłaś? – spytał, jak tylko mnie dostrzegł.
- Po pierwsze, kto pozwolił ci odbierać mój telefon? Po drugie, miałeś już sobie iść. A po trzecie, co ty jej za głupoty naopowiadałeś? – wyliczyłam wściekła.
- Nic takiego. Chwile pogadaliśmy. Może trochę z nią poflirtowałem i w pewnej chwili stwierdziła, że jestem bardzo sympatyczny i uroczy i oczywiście nie mogłem się z nią nie zgodzić… - Na jego słowa dodałam ciche „oczywiście”, ale on niewzruszony kontynuował: – I zaproponowała, żebym pojechał z tobą na wesele. Myślałem, że nie będziesz miała nic przeciwko – zakończył niewinnie.
- Jake, nie chodzi tylko o to. Nie miałeś prawa nawet dotykać mojego telefonu, a co dopiero odbierać. Poza tym należało najpierw ze mną przedyskutować czy w ogóle chcę żebyś jechał – odpowiedziałam. Cicho westchnęłam i kontynuowałam: - No teraz już nie masz wyjścia i musisz jechać. To jest ślub Amy i nie mam zamiaru potem wysłuchiwać jej narzekań, że cię nie wzięłam.
Jake kiwnął ze zrozumieniem głową. Jego zapał zdecydowanie minął i teraz siedział z poczuciem winy wymalowanym na twarzy. Zaśmiałam się.
- Z czego się śmiejesz? – spytał, marszcząc zabawnie brwi.
- Z ciebie. No już porzuć tę minę zbitego psiaka. Nic wielkiego się nie stało. Po prostu nie wiesz chłopie, w co się wpakowałeś.
Spojrzał na mnie, nic nie rozumiejąc, ale pokiwałam w odpowiedzi głową.
- Dobra, a teraz wynocha z mojego pokoju. Jest tak późna godzina, że nic dziwnego, dlaczego moja kuzynka pomyślała, że jesteśmy razem.
- Amy pomyślała, że jesteśmy parą? – spytał zaskoczony.
- Tak. Idź już do domu, Jake – powiedziałam, opierając ręce o biodra. Próbował coś jeszcze powiedzieć, ale widząc mój wzrok zrezygnował. Pożegnał się i wyszedł. Wreszcie!
***
Na drugi dzień staliśmy przed szkołą przy swoich autach, wydurniając się jak zawsze. Tayler wygłupiał się na swojej deskorolce, pokazując nowe triki. Niestety wychodziło mu to dość nieudolnie, z czego mieliśmy niesamowity ubaw. Omiotłam wzrokiem parking i zatrzymałam się na dłużej na Sarah, która stała nie tak daleko od nas. Znajdowała się w otoczeniu swoich przyjaciółek i kilku mięśniaków. Wyglądała jakoś dziwnie. Niby ubrana równie elegancko co zawsze, ale tym razem na jej koszuli można było dopatrzeć się drobnych gnieceń, co kiedyś byłoby niedopuszczalne w jej przypadku. Włosy rozpuszczone, lekko pofalowane, ale jakby straciły część blasku. Jakby już tak o nie niedbała. Makijaż również nienaganny jak zawsze, niestety i tak nie ukrył worków pod oczami.
-Nie uważacie, że Sarah jakoś nie najlepiej wygląda? – spytałam, dalej jej się bacznie przyglądając.
- Racja. Nawet uśmiech jest sztuczny – zauważył Tayler.
- Ona zawsze ma sztuczny uśmiech, Tay – odpowiedziała Alex.
- No tak, ale sztuczniejszy niż zwykle. Wiecie, co mam na myśli? – spytał posyłając nam niepewne spojrzenie. W ciszy przytaknęliśmy. Tylko Jake nie mógł się połapać, co mamy na myśli. Praktycznie jej nie znał.
- Wydaje mi się, że coś się z nią dzieje – wypowiedziałam na głos swoje podejrzenia.
- W sensie, że w końcu dopadły ją wyrzuty sumienia? – zasugerował Lucas.
- Nie wiem. Możliwe. A może to całkowicie coś innego. Sama nie wiem – powiedziałam zamyślona, nie spuszczając z niej wzroku.
- Co by to nie było, należy jej się – odparł twardo Tay. Rzadko kiedy słyszało się z jego ust tak groźną nutę. Po chwili dodał: - Zresztą co nas to interesuje? Wypięła się na nas. Miała nas głęboko w dupie, więc nie powinniśmy sobie zawracać nią głowy.
Wiedziałam, że Tayler miał rację, ale nie mogłam tego od tak zostawić. Jeszcze chwilę staliśmy w ciszy, pogrążeni w własnych myślach do momentu, kiedy zadzwonił dzwonek. Udaliśmy się w stronę swoich klas. Pierwszą miałam matematykę. Na tak ważnej lekcji starałam się skupić, naprawdę. Ale moje myśli cały czas uciekały w stronę mojej byłej przyjaciółki. Po prostu czułam, że dzieje się z nią coś niedobrego. Zdawałam sobie sprawę, że nie powinnam się przejmować, a tym bardziej mieszać, ale nic nie mogłam poradzić, że się o nią martwiłam. A co jeśli wpadła w jakieś tarapaty i nie wiedziała jak sobie z nimi poradzić? Nie miała teraz nikogo do kogo mogłaby się zwrócić. Musiałam dać jej jakoś znać, że może na mnie liczyć. Nie chciałam, żeby została całkowicie sama.
Kiedy zadzwonił dzwonek poszłam pod następną klasę. Miałam teraz angielski z Alex. I Sarah. Weszłyśmy do klasy jako jedne z pierwszych. Sarah siedziała z jedną ze swoich przyjaciółek. Od razu do niej podeszłam.
- Wszystko w porządku? – spytałam, patrząc na nią z nieskrywaną troską.
- A co cię to niby obchodzi? – odparła z równie nieskrywaną pogardą. Lecz to zignorowałam.
- Nie najlepiej wyglądasz – stwierdziłam.
- Ale na pewno lepiej niż ty – odpowiedziała z kpiną. Tym razem się we mnie zagotowało.
- Staram się ci pomóc. Nie możesz chociaż raz sobie odpuścić? – spytałam wściekła.
- Nic mi nie jest. A nawet jeśli potrzebowałabym pomocy, byłabyś ostatnią osobą na ziemi, od której bym ją przyjęła – powiedziała zjadliwie. Uniosłam ręce w geście obronnym i, kręcąc z niedowierzaniem głową, usiadłam do swojej ławki.
- Próbowałaś, Kate. Nic nie możesz dla niej zrobić – pocieszała mnie Alex. Nie odpowiedziałam. Bo niby co? I bądź tu człowieku dobry.
***
Drzemałam sobie w najlepsze, kiedy to obudziły mnie czyjeś ciepłe i dość klejące usta na moim policzku. Otworzyłam zaspane oczy i moim oczom ukazał się najsłodszy mężczyzna na świecie.
- Cześć przystojniaku. Co cię do mnie sprowadza? – zagadnęłam, przecierając oczy. Po kilku sekundach dostrzegłam Loczka siedzącego przy moim biurku.
- Idziemy z Jakem na lody i od razu pomyśleliśmy o tobie – powiedział mały, słodko się uśmiechając. Spojrzałam przelotnie na bruneta z zadziornym uśmiechem, na co oczywiście odpowiedział tym samym. Zbereźnik. Lody – jedno słowo, a tyle radości.
- Jasne, mogę iść z wami na lody. Muszę się tylko trochę rozbudzić i ogarnąć, ok? – spytałam malca, a ten w odpowiedzi energicznie pokiwał głową. Zeszli z Jakem na dół, żeby tam na mnie zaczekać. Pościeliłam szybko łóżko i poszłam do łazienki. Założyłam jasnoróżowy sweterek do mojej białej bluzki na ramiączkach, zrobiłam kitkę i zeszłam na dół. Udałam się do kuchni, skąd dochodził śmiech Sama.
Weszłam i moim oczom ukazał się uroczy widok. Mały klęczał na krześle i zawzięcie wałkował ciasto. Po tym brał szklankę i robił małe kółka. Uczył się robić obwarzanki. Rozejrzałam się po kuchni, ale nie zastałam tam Jake’a, więc poszłam do salonu. Siedział razem z moim bratem i rozmawiali.
- Jake, tak właśnie zajmujesz się bratem? – spytałam.
- Wybacz Katie, sprzedałem go twojej mamie – odpowiedział, rozkładając ręce.
- Dobra, dobra. Lepiej chodź, bo jeszcze trochę i zacznie się ściemniać.
Z wielkim bólem wzięliśmy małego z kuchni i poszliśmy w stronę plaży. Jak zawsze świetnie się w trójkę bawiliśmy. Mały zanosił się śmiechem, a ludzie odwracali się, patrząc na nas i ciepło się do nas uśmiechali. Kiedy kupiliśmy sobie po lodzie, poszliśmy na plażę. Ja z Jakem usiadłam na piasku, a mały podbiegł do jakieś dziewczynki i razem zaczęli układać budowle z piasku.
- Myślisz, że sobie poradzi w życiu? – spytałam, przyglądając się małemu.
- A czemu miałby sobie nie poradzić? Jest bystry, uroczy i zabawny. Zupełnie jak jego starszy brat – powiedział dumnie. Cicho prychnęłam.
- Wiesz, tak samo wszyscy myśleli o Sarze. I moim bracie – zasugerowałam smutno.
- Hej, czemu się nią zadręczasz? Nie zrobiła dla ciebie nic, oprócz zadawania ci bólu.
- Wiem, ale to nie znaczy, że mam być taka sama. Podła, zimna egoistka. Nie chce być taką osobą.
- Jesteś na pewno lepszą osobą niż ona – stwierdził Jake.
Kiwnęłam w odpowiedzi głową. Oboje patrzeliśmy przed siebie na uderzające fale. Nie mogłam oderwać od nich wzroku. W pewnym sensie mnie uspokajały. Spojrzałam kątem oka na bruneta. Oboje siedzieliśmy z rękami opartymi za sobą. Patrzył w skupieniu w dal. Po jego pustym wzroku domyśliłam się, że myślami jest daleko stąd. Nie chciałam mu przerywać. Zastanowiłam się, co właściwie o nim wiem: jest arogancki, sarkastyczny, złośliwy, bawi się dziewczynami, porywczy, nieufny wobec ludzi, tajemniczy. Jednocześnie pod tą całą szorstką powierzchnią krył się opiekuńczy, wrażliwy i sympatyczny chłopak. Dla przyjaciół zrobiłby wszystko. Mamę i brata kochał ponad wszystko. Ojczyma szanował. A ojca? Nigdy mi za wiele o nim nie opowiadał. Wiedziałam tylko, że jego rodzice rozwiedli się, kiedy miał dwanaście lat. Nie był to spokojny i ugodowy rozwód.
- Jake, mogę cię o coś spytać? Chodzi o twoją przeszłość – spytałam. Zmarszczył brwi. Nie wiedział, czego się spodziewać. Przez chwilę się we mnie wpatrywał, aż w końcu rzucił krótkie: „Wal”.
- Dlaczego twoi rodzice się rozwiedli? – Zauważyłam, że to pytanie totalnie wytrąciło go z równowagi. Na jego twarzy pojawił się grymas, ale był widoczny dosłownie przez sekundę, więc nie jestem pewna, czy sobie tego nie wymyśliłam. Odgarnął swoje loki z czoła. Ale nie ponieważ mu przeszkadzały, tylko zaczesał je do tyłu i trzymał. Zależało mu, żebym skupiła swoją uwagę na czole, a ściślej na znajdującej się tam bliźnie. Otworzyłam szerzej ze zdziwienia oczy. Że też nigdy jej nie zauważyłam. Dotknęłam jej opuszkami palców, wpatrując się w nią.
- Zawdzięczam ją mojemu ojcu – powiedział cicho. Wmurowało mnie. Moja ręka zastygła w powietrzu, a ja z blizny skierowałam wzrok na jego oczy, próbując doszukać się odpowiedzi.
- Jake czy on… - Nie dokończyłam zdania. Nie mogłam wypowiedzieć na głos moich galopujących myśli.
- Tak. I to nie jeden raz. Ale nie to było najgorsze. Dla mnie najgorsze był sposób w jaki traktował mamę. Kobietę. Istotę bezbronną, delikatną. Nie mogłem tego znieść. W końcu mu się postawiłem. Niestety nie przyjął tego za dobrze. Wściekł się i pobił mnie do nieprzytomności. Trafiłem do szpitala z połamanymi żebrami i wstrząśnieniem mózgu. To przelało czarę goryczy i mama od niego odeszła. – Zakończył swój wywód. A ja żałowałam, że w ogóle poruszyłam ten temat. Nie miałam pojęcia przez co przeszedł. Zawsze zakładałam, że jego tata dopuścił się zdrady. Nie wiedziałam, co powiedzieć. No bo przecież zwykłe „przykro mi” nic tu nie pomoże. Dlatego zamiast cokolwiek mówić, złapałam go pod ramię i oparłam głowę na jego ramieniu, delikatnie się w niego wtulając. Przez sekundę się spiął, ale trwało to tylko chwilę i potem po prostu siedzieliśmy w ciszy, pogrążeni we własnych myślach. Właśnie podzielił się ze mną czymś bardzo intymnym, być może jednym z najważniejszych momentów swojego życia. Choć po części wymusiłam na nim wrócenie do tak bolesnego wspomnienia, byłam mu wdzięczna. Bo przecież nie musiał wcale o tym mówić.
- Dziękuje, że się tym ze mną podzieliłeś– wyszeptałam, kierując moją rękę w stronę jego, splatając na koniec nasze dłonie. 
____________________________________________________
Miłego czytania miśki <3
© grabarz from WS | XX.