#28


„Live it up”

Jechałam z Taylerem na pierwszy mecz w tym sezonie. I z niewiadomych do końca przyczyn, cholernie się denerwowałam. No bo przecież nie grałam, nie tańczyłam. Za to mój brat, Jake i Alex dopiero mieli powody do zmartwień. Zajechaliśmy na parking szkolny, ale tak jak można było się tego spodziewać, nie było miejsca. Zaparkowaliśmy kawałek dalej i pośpiesznie wyszliśmy z auta.
- Czekaj, musze zapalić – oznajmił Tay, kiedy zamykaliśmy drzwi od auta. No tak, każdy ma jakiś zły nawyk. Tak się złożyło, że mój przyjaciel od czasu do czasu popalał. Niestety mnie też się to zdarzało, chociaż już naprawdę rzadko odkąd zerwałam z Ethanem. Ale byłam tak zestresowana, że wzięłam jedną od blondyna i w ciszy paliliśmy. Potem udaliśmy się na salę, która dopiero wypełniała się ludźmi. Usiedliśmy w czwartym rzędzie. Wyczuwało się napięcie. Wszyscy nie mogli się doczekać gry. Wypatrywałam w tłumie znajomych twarzy, ale nie mogłam się nikogo dopatrzeć. Westchnęłam. Między tłumem wypatrzyłam rodziców Jake’a wraz z Sammy'm. Pomachałam ręką, żeby się do nas przysiedli. Po chwili z głośników można było usłyszeć donośny głos Brentona, który rozpoczął swoją mowę powitalną. Był on komentatorem koszykówki w naszej szkole. Miał naprawdę dobre gadane i do tego był zabawny, ale w sposób, który nie zawsze podobał się dyrektorowi, dlatego zwykle siedział obok niego, żeby go pilnować.
Po krótkim wstępie zaczął opowiadać o grających dzisiaj drużynach.
- Dzisiejszego wieczoru nasza drużyna Orłów zagra przeciw drużynie Kobr z Savannah. Jest to pierwszy mecz obu drużyn w tym sezonie. I w obu doszło do znaczących zmian. W naszej został wybrany nowy kapitan – Lucas Parker. Oprócz tego zyskaliśmy nowy nabytek na pozycji rzucającego obrońcy – Jacoba Evansa. Więc dla obu chłopaków będzie to pierwszy mecz w nowej roli, miejmy nadzieję, że nas nie zawiodą – wyrecytował, jakby wykuł się tego na pamięć. Po załapaniu oddechu kontynuował: - A oto kobry z Groves High School Savannah!
Po jego słowach wbiegli młodzi, przystojni uczniowie, z którymi chętnie nawiązałabym bliższy kontakt, gdyby nie to, że nie pochodzili stąd i teoretycznie byli wrogami.
- Mam nadzieję, że tej drużyny nie trzeba przedstawiać! Powitajcie naszą drużynę Orłów! – Większość sali przyszla właśnie dla nich, więc rozległy się gromkie brawa. Razem z Taylerem od razu się poderwaliśmy i zaczęliśmy wiwatować, jakby już wygrali. Chłopaki weszli z ogromnymi uśmiechami. Wyszukałam wzrokiem moich dwóch orłów i znalazłam ich dopiero na końcu tłumu. Luke obejmował ramieniem Jake’a. Od razu zrobiło mi się cieplej. Miło, że się wzajemnie wspierają.
Cheerleaderki już dawno stały pod koszami swoich drużyn i na nich czekały. Alex była chyba najbardziej z nich podekscytowana. Kiedy tylko Lucas wszedł na salę jeszcze bardziej się ożywiła. Sekundę później poczułam wibracje telefonu w kieszeni spodni. Wyciągnęłam go i spojrzałam na wyświetlacz.
- Co jest, tato? – spytałam, próbując przekrzyczeć tłum.
-Córcia, gdzie siedzicie? Tyle tu ludzi, że nie możemy was znaleźć!
Zdziwiona wizytą rodziców, w miarę możliwości ich poinstruowałam i już po chwili siedzieli razem z nami i wszyscy razem czekaliśmy na rozpoczęcie meczu. Po szybkiej naradzie z trenerami obie drużyny zajęły swoje połowy boiska. Na linii połowy ustawił się Lucas i kapitan drużyny przeciwnej. Podali sobie ręce i ustawili się do skoku. Gwizdek sędzi, rzut w górę piłką i gra się rozpoczęła.
- Brawo! Piłka od razu wędruję na stronę Orłów! Dobrze rozegrane, Luke! Teraz jest w rękach Dylana, który ponownie podaje Lucasowi, bawi się chwilę z przeciwnikiem, oh, ten nasz niegrzeczny Luke! Podaje do Mike’a, a ten z kolei do nowego rzucającego, Jacoba! Przygotowuje się do rzutu za trzy i… tak! Zdobywa pierwsze punkty dla drużyny! Cóż za gra zespołowa! Oby tak dalej, a wygraną mamy w kieszeni!
Niestety po zaledwie kilku sekundach, przeciwna drużyna także zdobyła tyle samo punktów. I tak było przez cały mecz. Raz my zdobywaliśmy punkty, raz oni. Ależ to było irytujące! Słyszałam jak tata z ojczymem Jake’a co chwilę klęli. Siedzieli koło siebie i naprawdę bardzo to przeżywali.
            Pierwsza przerwa i wkroczyły nasze dziewczyny. Było po nich widać, że się denerwują, ale wcale im się nie dziwiłam. Pomimo tego byłam pewna, że dadzą sobie radę. I miałam rację! Wypadły znakomicie, a i ludziom się podobało. Tay od razu pogratulował mi układu, natomiast rodzice Jake’a nie mieli pojęcia o moich możliwościach i byli pod wrażeniem. Rozpierało mnie szczęście. Jeszcze tylko brakowało, żeby nasza drużyna wygrała. Walka była naprawdę zacięta. Już pod koniec meczu kiedy to wygrywaliśmy czteroma punktami, przeciwna drużyna zaczynała grać nieczysto, m.in. faulowali naszych graczy, ale oni się nie dawali i odwracali to na swoją korzyść. Do końca meczu została jakaś minuta, a my prowadziliśmy jednym punktem, ale chłopakom to nie wystarczało. Bez przerwy próbowali trafiać kosze za trzy, niestety przeciwna drużyna przechwytywała piłkę. Czterdzieści sekund do końca i dalej bez zmian. Trzydzieści i trafiła przeciwna drużyna za dwa punkty. Teraz to dopiero była nerwówka, ponieważ przegrywaliśmy jednym punktem. Ostatnia akcja.
            - No dobra Orły, musicie spiąć wasze pierzaste tyłki i wygrać ten mecz! Przepraszam panie dyrektorze. Ale poważnie chłopaki, weźcie się w garść! Nie dajcie tym gamoniom wygrać! No już dobrze, dobrze, spokojnie, panie dyrektorze! Wykończcie ich! Dylan podaje do Jake’a, ten do Luka, z powrotem do Jake’a. Szybko przemieszczają się w stronę kosza wroga. Jake podaje do Mike’a, a ten do Lucasa. Szykuje się do rzutu za trzy i… TAK! Trafia! Orły wygrywają 66:64!
            Poderwaliśmy się i zaczęliśmy nawzajem ściskać. Cheerleaderki podbiegły do chłopaków i pierwsze, co dostrzegłam to to, jak moja najlepsza przyjaciółka rzuciła się w ramiona mojego brata i go pocałowała. Ohyda! Moje słodkie gołąbeczki. Pobiegłam z Sammym do Jake’a. Mały wskakoczył na niego, a Loczek go podniósł i zaczął z nim świrować. W między czasie gratulowałam chłopakom i dziewczynom. W końcu dotarłam do Jake’a.
            - Całkiem niezły mecz, Speedy – zaśmiałam, tuląc go do siebie.
            - A to dopiero początek! – krzyknął.
            - Ale się spociłeś – powiedziałam, marszcząc nos.
            - Ja się nie pocę, ja błyszczę – odpowiedział pewnym siebie głosem z poważną miną, na co nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem.
            Podeszli do nas jego rodzice i uściskali go, na co się lekko zarumienił. Kto by pomyślał? Ponownie się zaśmiałam. Po chwili podeszła do nas moja rodzina. Nasi ojcowie podali sobie ręce i zaczęli ponownie omawiać ciekawe momenty meczu.
            - To gdzie idziecie to uczcić? – spytała moja mama. Wszyscy popatrzyliśmy na siebie z niemym pytaniem. Nagle wpadł mi do głowy świetny pomysł.
            - Chyba znam idealne miejsce – zasugerowałam z chytrym uśmieszkiem. Moi przyjaciele spojrzeli na mnie pytająco, na co kiwnęłam głową, żeby szli za mną.
***
            Zapakowaliśmy się do auta mojego brata, oczywiście osobą kierującą byłam ja. Moi przyjaciele nie mieli pojęcia, gdzie jedziemy. Wyjechałam z nimi na sam koniec miasta całkowicie na uboczu. W lusterku widziałam jak patrzą po sobie zaciekawieni, ale postanowiłam, że nic im nie powiem. Dojechaliśmy pod kolejną starą fabrykę, tylko że ta została przemieniona na klub taneczny. Niestety był on dla wybranych ludzi, a mianowicie tancerzy. Nie sprzedawali tam alkoholu, nie było żadnych stolików. Tylko podwyższenie dla DJa i bar dla spragnionych. Ludzie przychodzili tutaj, aby tańczyć. To był główny cel tego miejsca. Przychodzili, aby dzielić się pasją. Jeszcze kilka miesięcy temu byłam tu stałą bywalczynią.
            Stanęliśmy przed ochroniarzem. Miał przy sobie listę, jeśli cię na niej nie było, nie wchodziłeś, proste.
            - Nazwisko? – spytał oschle, nawet na mnie nie patrząc.
            - Parker – Kiedy tylko usłyszał moje nazwisko, podniósł szybko ku mnie wzrok. Kiedy się upewnił, że to rzeczywiście ja, na jego twarzy zagościł ciepły uśmiech.
            - Jednak się nie przesłyszałem. Miło cię widzieć, Kate.
            - Ciebie też, Harry. To jak mogę wejść? – spytałam.
            - Pewnie! Ale Daniel się ucieszy, jak cię zobaczy. Nie masz pojęcia, ile czasu marudził, że mu cię brakuje.
            - Najwidoczniej jego modlitwy zostały wysłuchane – zaśmiałam się.
            - Leć i pokaż wszystkim, jak to się robi! – Zrobiłam coś na wzór salutowania i ruszyłam przed siebie. Nie przeszłam kilku kroków, kiedy usłyszałam wołanie na plecami.
            - Kate! Nie zapomniałaś o czymś? – zasugerował Luke. Harry zagrodził im drogę i nie byli w stanie przejść. Zaśmiałam się.
            - Spokojnie, Harry, oni są ze mną – Ochroniarz posłał mi długie spojrzenie, ale po chwili pokiwał głową i delikatnie się uśmiechnął.
            Ruszyliśmy korytarzem w kierunku dobiegającej muzyki. Nawet dobrze jeszcze nie weszłam do głównej sali, a już zaczynałam ruszać się, jakbym nie tańczyła co najmniej kilka lat.
            - O Boże, uwielbiam tę piosenkę! – krzyknęłam i pociągnęłam Jake'a za rękę, żeby ze mną zatańczył. Nie sprzeciwiał się. Resztę naszej paczki pozostawiliśmy przy wejściu.
            Od razu poddaliśmy się w rytm muzyki. Stałam odwrócona do niego tyłem, kręcąc ciałem, a jego ręce znajdowały się na moich biodrach. 


Ooh tonight!
Tonight we could be more than friends


W kilka sekund zrobiło mi się niesamowicie gorąco i nie wiem czy to za sprawą ruchu czy dotyku Jake’a. Mój oddech z każdą chwilą przyspieszał, a serce łomotało w piersi. Cicho podśpiewywałam refren utworu, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo pasuje. 

We're in the corner of a crowded room
I want your lips your body, boy, how soon?
and if you like what we're doing
why don't we give in for the night?

W połowie piosenki obróciłam się przodem do niego. Nasze ciała stykały się ze sobą, nie pozostawiając ani kawałka wolnej przestrzeni. Rękami objęłam go za szyję, a nasze twarze dzieliły milimetry. Jedna z jego dłoni delikatnie podwinęła moją bluzkę, przez co czułam jego palący dotyk na swojej skórze. Nim się obejrzałam, piosenka się skończyła, ale nie zmienialiśmy pozycji. Nasze czoła się stykały, a my wpatrywaliśmy się w siebie z przyśpieszonymi oddechami. Niestety ktoś wyłączył muzykę i z głośników zamiast melodii, zaczął dochodzić czyjś donośny głos, przez co zostałam zmuszona odsunąć się od Jake’a.
            -Uwaga, uwaga! Wybaczcie, że przerywam wam zabawę, ale dotarły do mnie bardzo ciekawe wiadomości! Nie uwierzycie, kto w końcu ponownie do nas zawitał!
             O niee, tylko nie to. Błagam…
            - Kate! Gdzie się podziałaś?! Wiem, że tu jesteś. No pokaż się, piękna.
            Czułam na sobie zdziwione spojrzenie Loczka i wbrew sobie podniosłam delikatnie rękę i pomachałam.
            - Tu jest! Proszę, proszę, cieszę się, że znowu cię widzę. Już myślałem, że całkowicie nas porzuciłaś. Oj, ty niegrzeczna. Dobra ludzie! Daniel, twoja tancereczka wróciła! Wiesz, co robić! – zasugerował tajemniczo i ponownie włączył muzykę, a mi puścił szybkie oczko.
            Zaczęła się gorączkowo rozglądać w poszukiwaniu blondyna. Niestety Daniel był szybszy i wyciągnął mnie w ustronniejsze miejsce. Po chwili byłam uwięziona w jego uścisku. 
            - Wiedziałem, że do nas wrócisz! Wiedziałem! – krzyczał i skakał niczym dziecko.
            - Daniel, uspokój się, chłopie! – zaśmiałam się.
            - No już dobrze, dobrze. Ale się cieszę. Niech no tylko Jess się dowie! Ona to dopiero cię wyściska! O, a to kto? – spytał, kiwając w stronę Jake’a.
            - To mój przyjaciel, Jacob – odpowiedziałam.
            - Nie wyglądał na przyjaciela, kiedy tańczyliście – powiedział, cicho się śmiejąc.
            - Co masz na myśli? – spytałam wyzywająco, krzyżując ręce na piersiach.
            - Nic, nic. Spokojnie kociaku, schowaj pazurki. Chodź, trzeba cię trochę oprowadzić, bo co nie co się zmieniło.
            Zaczął prowadzić mnie jakimiś bocznymi pomieszczeniami, aż dotarliśmy do dość dużego pokoju.
            - Dziewczyny, ta pani występuje dzisiaj z nami – powiedział, wskazując na mnie.
***
            Gdzie ona się podziała? Od kiedy ten chłopak ją zabrał, całkowicie straciłem ją z oczu. A co gorsze, nie mogłem znaleźć reszty. W końcu zrezygnowany oparłem się o ścianę. Przeczesałem ręką włosy, próbując dojść do siebie. Co to właściwie miało być? Co mną, nami kierowało? Nasze stosunki było czysto koleżeńskie, więc co to do cholery miało być?! Nadal czułem pod palcami ciepło jej skóry, jej szybki oddech, zamglony wzrok. Jedyne, o czym mogłem myśleć, to o jej ciele blisko mojego. I o jej pełnych, kuszących ustach. Zacisnąłem pięści i potrząsnąłem głową. Ogarnij się, do cholery!
            - Coś nie tak, kuzynku? Wydajesz się być jakiś spięty – zasugerowała Alex. Nawet nie wiem, w którym momencie mnie znalazła i oparła się o ścianę obok mnie.
            - Nic mi nie jest – odpowiedziałem, mocno zaciskając zęby.
            - Powiesz mi, co się dzieje? – spytała, unosząc brew, przy czym szeroko się do mnie uśmiechała.
            - A co by się miało dziać? – wysyczałem.
            - No nie wiem. Jest coś między tobą a Kate? – Uważnie mi się przyglądała, jakby chciała wyczytać odpowiedzieć z mojej twarzy. Niedoczekanie.
            - Nic. Jesteśmy przyjaciółmi. Skąd ci się wzięło, że coś się dzieje?
            - Wasze dzisiejsze ruchy w tańcu nie były jakoś szczególnie niewinne, wiesz? – spytała, marszcząc brwi.
            - To tylko taniec, Alex. Nie wymyślaj jakiś niestworzonych historii – powiedziałem, spoglądając na nią wściekły.
            - Nie wymyślam! I nie tylko ja tak uważam! – Tupnęła nogą niczym kilkuletnia dziewczynka, w celu potwierdzenia, że ma rację.
            - Ale nic się nie dzieje, zrozum! – krzyknąłem. Po chwili dodałem: - Jeśli coś się zmieni, powiem ci, dobrze? Nie mam tego w planach, ponieważ za cholerę nie czuję nic do Kate, ale skoro tak się upierasz, to obiecuję, że będziesz pierwszą osobą, którą poinformuję. Zgoda? – spytałem. Nadal nieco naburmuszona kiwnęła głową. Po chwili poszliśmy poszukać Luka i Taylera. Kiedy w końcu ich dojrzeliśmy, Alex trochę zajęło ściągnięcie ich z parkietu. Ale nie na długo, bo zaraz Lucas z powrotem wziął blondynkę do tańca. Nie wiedząc, co z Taylerem ze sobą zrobić, wzięliśmy jakieś dziewczyny i poszliśmy w ich ślady. Musiałem się oderwać od niebezpiecznych myśli o mojej przyjaciółce. Pobawiliśmy się przez kilkanaście minut, kiedy DJ przerwał w połowie piosenkę i włączył inną. Zdezorientowani rozglądaliśmy się na wszystkie strony.
           Wtedy wleciał jakiś chłopak i zaczął się przepychać, a tuż za nim pewnym krokiem weszła gromadka dziewczyn. Ustawiły się w szachownicę i zaczęły tańczyć. Każda poruszała się w wyzywający sposób, ale jedna szczególnie przykuła moją uwagę. Od razu zorientowałem się, że to Katie. Wszędzie bym rozpoznał jej zniewalające ruchy. Nie mogłem odwrócić od niej wzroku, więc wpatrywałem się w nią jak zaczarowany. Po swojej lewej stronie, usłyszałem ciche prychnięcie Alex, ale zignorowałem to. Brunetka całkowicie się zatraciła. Miałem wrażenie jakby straciła poczucie rzeczywistości, a ja razem z nią. Coś się zmieniło, ale nie byłem jeszcze pewny czy  na lepsze czy gorsze. 
___________________________________________________________
No i jest! Jak wam się podoba? Co sądzicie o relacjach Kate i Jake'a? Dajcie znać co o tym myślicie :>
Z okazji kończącego się roku, chciałabym życzyć wam nowych wrażeń, nowych znajomości i nowych ciekawych pomysłów! I oczywiście wytrwałości w waszych postanowieniach noworocznych! Powodzenia! <3



© grabarz from WS | XX.