#8


„ You didn’t tell me ”

- W którym momencie zorientowałaś się, że to my?- spytał ze śmiechem, a mój brat podając kubek gorącej herbaty.
- Jak Tay się odezwał. Słyszałam znajomy głos, ale nie mogłam załapać kto to. Dopiero później przypomniałam sobie, jak znaleźliście tę „broń” w piaskownicy. Jestem tylko ciekawa, skąd wzięliście te maski?
- Mark nam pożyczył. Są z zeszłego Halloween – powiedział, śmiejąc się, Tayler.
            Mark pracował jako recepcjonista w hotelu. Był dosyć młody i dlatego świetnie się z nim dogadywaliśmy.  
- Jesteście idiotami! Nie macie pojęcia, jak się bałam! W odróżnieniu od Kate nie miałam pojęcia, że to wy! Zawału kiedyś przez was dostanę- powiedziała z żalem Alex, na co wszyscy się zaśmiali.
- Nie chcieliśmy was przestraszyć... aż tak. - Mój braciak mówiąc to, przytulił ze śmiechem moją przyjaciółkę.
Posłałam Taylerowi znaczące spojrzenie co do tej dwójki, na co tylko pokiwał głową z uśmiechem. Oj, trzeba będzie im pomóc.
- Dobra, nie wiem jak wam, ale mi starczy wrażeń jak na jeden wieczór. Idę się położyć. Dobranoc- powiedziałam, ziewając.
- Zamierzasz u niego spać?- spytał zdziwiony Jake.
- Spać? No co ty. Będziemy uprawiać długi i dziki seks w jego niesamowicie wygodnym łóżku- powiedziałam z sarkazmem i poszłam na górę.
Wzięłam z szafy Taylera bluzkę i poszłam do łazienki. Tam wzięłam szybki prysznic i poszłam się położyć do jego łóżka. Często u niego spaliśmy. Nie przeszkadzało mi, że śpię w jednym łóżku z moim przyjacielem. Tay był dla mnie jak brat, dlatego nie mogłoby nic pomiędzy nami zajść.  Miałam jeszcze jednego takiego brata, Logana, ale wyjechał do Nowego Jorku, żeby spełnić swoje marzenie. Tak jak ja kochał tańczyć, dlatego zapisał się do szkoły tanecznej The Ailey School. Przed śmiercią Maxa pójście do tej szkoły było moim marzeniem, a teraz? Nie obchodziła mnie ta szkoła, już nawet nie tańczyłam, przynajmniej nie kiedy byłam trzeźwa. Czy brakowało mi tańca? Cholernie. Ale nie chciałam tańczyć. To zawsze Max mnie do tego zachęcał, przychodził na moje występy. I to po części przez taniec go straciłam. Gdybym nie była tak przejęta kursem, to by żył. Gdybym z nim porozmawiała, spróbowała po raz kolejny wbić do głowy, że Sarah nie była jego warta.  Nadal doskonale pamiętam naszą ostatnią rozmowę.

- Cześć Katie. Co słychać?
- Max, cześć. Właśnie szykuję się na tańce. Będę ćwiczyła z najlepszym instruktorem w Nowym Jorku! Czy to nie niesamowite? Jestem taka podekscytowana!
- Wow, gratuluję mała. Cieszę się, że jesteś szczęśliwa.
- Jestem i to bardzo. Dobra, muszę kończyć, odezwę się wieczorem, ok?
- Dobrze, mała, spełniaj marzenia i nigdy się nie poddawaj. Kocham cię, pamiętaj o tym, dobrze?
- Jasne. Też cię kocham. Ucałuj resztę. Paa.

Wtedy nie sądziłam, że to była ostatnia nasz rozmowa. Na drugi dzień dowiedziałam się, jakim Jake jest dupkiem i wróciłam do domu. Ciekawe co by się wydarzyło, gdybym nie usłyszała jego rozmowy. Czy przespałabym się z nim? Czy o śmierci brata dowiedziałabym się od cioci albo przez telefon? Czy Jacob by mnie pocieszał? Czy może by odpuścił i całkowicie zerwał kontakt? Cóż, nigdy się tego nie dowiem, ale jedyne, czego byłam pewna to, że nie chcę mieć nic wspólnego z tym imbecylem. Z takimi myślami odpłynęłam w ramiona Morfeusza.

Następnego dnia obudziłam się całkiem wyspana jak na mnie. Postanowiłam, że pójdę zrobić śniadanie. Na dole zobaczyłam śpiących na kanapie Jacoba, Alex i Lucasa. Oczywiście tych dwoje leżało wtulonych w siebie. Może w końcu ich olśniło i coś między nimi wczoraj zaszło? Liczyłam na to, bo jak nie to będę musiała wymyślić szatański plan, jak połączyć tę dwójkę. Postanowiłam, że zrobię dla wszystkich kanapki. Wyjęłam z lodówki wszystko, co się nadawało do kanapek. Zaparzyłam kawę i siadłam do stołu, bo byłam cholernie głodna. Nie wzięłam nawet  pierwszego gryza, a koło mnie wyrósł mój braciak.
- Siostra, jesteś aniołem!- mówiąc to, pocałował mnie w policzek, po czym nalał sobie kawy i zaczął zajadać się kanapkami.
- Tak, wiem. Alex i Jake jeszcze śpią?- spytałam od niechcenia.
- Mhm. - Był tak pochłonięty śniadaniem, że nawet nie mógł normalnie odpowiedzieć. Co moja przyjaciółka w nim widzi?
- Dobra, wiesz co? Przejdźmy do sedna. Zaszło coś między wami?- spytałam, uważnie się mu przyglądając.
- Co? Między kim?- spytał zdziwiony.
- Nie udawaj, Luke. Widzę, jak na nią patrzysz. Kiedy w końcu coś z tym zrobisz?
- Nie mam pojęcia, o czym ty mówisz. - Serio?! Grr, co za dureń. On myśli, że ja ślepa jestem czy co?!
- Nie rób ze mnie idiotki! Wiem, co do niej czujesz. I to od baardzo dawna. Chyba czas najwyższy, żebyś jej powiedział o swoich uczuciach.
Westchnął. Czyli że przyznał mi rację! Taak! Wiedziałam!
- Możemy o tym nie rozmawiać tutaj? Może się w każdej chwili obudzić- mówił, unikając mojego wzroku.
- Jasne. Pogadamy o tym w domu, ale nie myśl sobie, że to koniec-powiedziałam mierząc w niego palcem. Zamiast go przestraszyć, choć trochę, to wywołałam u niego śmiech. Kurde, on mnie nie bierze na poważnie!
- Ok. Wiesz, brakowało mi ciebie, siostrzyczko. Miło, że do nas wracasz- powiedział, posyłając mi ciepły uśmiech.
Siedziałam przez chwilę zszokowana jego słowami. W końcu się otrząsnęłam.
- Co? Coś nie tak? – spytał, widząc moja reakcję.
- Nie... Po prostu uświadomiłeś mi, jak bardzo tęskniłam za rozmowami z tobą.
Po tym się do niego przytuliłam. Tak po prostu. Ah, wspaniałe uczucie.
- Proszę, proszę, a co to za tulenie? – No tak, Alex jak zwykle zjawia się w najlepszym momencie.
- A co, zazdrosna jesteś? – spytałam ze śmiechem.
- No tak troszkę. -Pokazała palcem wskazującym i kciukiem.
- Ojej, moja ty bidulko. No chodź tu do nas- powiedział ze śmiechem mój brat.
Zrobiliśmy zbiorowego tulasa, po czym do kuchni wkroczyli Tayler i Jacob.
- A co to za okazywanie miłości? Też chcę! – wydarł się od razu Tay.
Nim się obejrzeliśmy, zostaliśmy „zmiażdżeni” przez uścisk mojego przyjaciela.
- Dobra, nie to żebym narzekała czy coś, ale trochę jakby mnie dusicie- wysapałam.
Uścisk od razu zelżał. Uff, mogę odetchnąć. Spojrzałam w kierunku Jake’a. Stał w wejściu i patrzył się na nas z uśmiechem.
- Co suszysz zęby, idioto? – powiedziałam ze złością w głosie, ale nadal się uśmiechając.
- To już nawet uśmiechać mi się nie pozwalasz?
- Po prostu nie uśmiechaj się do mnie, nie patrz na mnie, a najlepiej nie oddychaj tym samym powietrzem co ja- powiedziałam na jednym wdechu.
- Kate, daj spokój. Możesz być dla niego trochę milsza? Za co ty go tak właściwie nie lubisz? I jak wy się poznaliście? Co między wami było? -  Z ust Alex popłynęła fala pytań.
- Czy to ważne? – spytałam, totalnie ignorując tego jełopa.
Wszyscy usiedliśmy do stołu. Ja piłam moją kawę, a reszta zajadała kanapki zrobione przeze mnie.
- Tak, ważne. Chcę wiedzieć, co łączy mojego kuzyna i najlepszą przyjaciółkę- powiedziała stanowczo Alex.
- Opowiem ci kiedy indziej. - W końcu ustąpiłam. Wiedziałam, że nie odpuści, dlatego wolałam już jej powiedzieć.
- Ej ej ej! My też chcielibyśmy się dowiedzieć. - Od razu zareagował Tay.
- Poproście swojego nowego kumpla, żeby wam opowiedział tę, jakże fascynującą, historię. - Byłam ciekawa czy powie im prawdę, czy zacznie kręcić i jak na to zareagują Luke i Tay.
- Mam pomysł, zrobimy sobie babski wieczór! – zapiszczała Alex.
- Um, w sumie możemy. U mnie czy u ciebie?
- U mnie. Jej, jestem taka podekscytowana. - Ona mnie czasami przerażała. Miała w sobie tyle niepohamowanej energii i chyba z milion pomysłów na minutę. Tęskniłam za nią. Cieszyłam się, że wszystko powoli wracało do normy. Byłam ciekawa, czy w końcu przyzna mi się do tego, że zależy jej na moim bracie.
Alex ciągle nawijała o dzisiejszym dniu. Chyba wspomniała coś o zakupach. Przydało by się kupić kilka nowych bluzek i spodenek, więc przytaknęłam. Poszłyśmy się ubrać i postanowiłyśmy, że za dwie godziny Alex po mnie podjedzie. Kiedy z Lucasem wróciłam do domu, rodziców już nie było. Poszłam na górę wziąć prysznic. Przebrałam się w czyste ciuchy i nałożyłam lekki makijaż. Do przyjazdu Alex została jeszcze chwila czasu. Z braku zajęcia zeszłam na dół. W salonie siedział Luke z miską popcornu i oglądał telewizję. Oczywiście leciał mecz koszykówki. Jego pasja. Był kapitanem drużyny w naszej szkole. Osobiście lubiłam wszystkie sporty, ale tylko i wyłącznie oglądać, bo jeżeli da się mi piłkę do rąk to przysięgam, że ktoś może baardzo ucierpieć. Znałam zasady każdej gry, pewnie dlatego, że przez całe moje życie gronem, w którym się głównie obracałam, byli faceci. Usiadłam koło niego.
- Co tam, mała? Nie masz co robić?- spytał, nie odrywając wzroku od telewizora.
- Nie cierpię jak mówisz do mnie „mała”- powiedziałam obrażona, na co się zaśmiał.
- Przepraszam, nie chciałem urazić jaśnie pani- zaśmiał się.
- Idiota. Mam do ciebie pytanie- zaczęłam poważnie.
- Wal śmiało, siostra- powiedział zapychając się popcornem.
- Kiedy w końcu powiesz Alex, co do niej czujesz?- spytałam, wyczekując jego reakcji.
Na moje pytanie Luke cały zesztywniał. Przez chwilę nic nie mówił.
- Co żeś się tak mnie uczepiła, hę? I skąd pewność, że w ogóle coś do niej czuję?- spytał niby od niechcenia.
- Daruj sobie. Już od dobrych kilku miesięcy was do siebie ciągnie, ale żadne z was nie ma dość odwagi, by zrobić pierwszy krok. A że jesteś chłopakiem to zadanie należy do ciebie. Ale spokojnie, wiem, że nie masz pojęcia jak to zrobić. Dlatego gratulacje, to twój szczęśliwy dzień. Pomogę ci ją zdobyć- mówiąc to, zaczęłam pocierać szczęśliwa ręce.
Oczekiwałam po nim reakcji typu: złości-że się wtrącam albo uścisku i śmiechu- bo mu pomogę, a co on zrobił? Nic! Patrzył na mnie osłupiały, jakby ducha zobaczył. Fakt, że mrugał, był chyba jedyną oznaką, że żyje. Dopiero po chwili, potrząsnął lekko głową i odpowiedział.
- Ty naprawdę wróciłaś- powiedział to z lekkim zdziwieniem, po czym mnie przytulił. Drugi raz w ciągu dwudziestu czterech godzin. Szok!
- Dobra, a teraz musimy wymyślić, jak jej o tym powiesz. Nie możesz tego zrobić od tak. Musi to być takie bum!
Lucas miał coś powiedzieć, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Cholera! To pewnie Alex. Dokończymy tę rozmowę jutro. Pomyśl, w jaki sposób mógłbyś jej to powiedzieć, ja też pomyślę i jutro zdecydujemy, ok?
- Jasne. - Już miałam wychodzić, kiedy Lucas jeszcze dodał:
- Hej, Kate?- Kiedy na niego spojrzałam, dokończył -Naprawdę się cieszę, że jesteś z powrotem.
- Ja też Luke. Lecę, paa.
***
Po jakże udanych zakupach udałyśmy się od razu do domu Alex. Zjadłyśmy obiad, który zrobiła mama mojej przyjaciółki-Meredith. Postanowiłyśmy, że pójdziemy przed dom się poopalać. Nie miałam stroju, dlatego Alex pożyczyła mi swój. Nie było z tym problemu, bo miała ich z dziesięć. Gdy już leżałyśmy przy basenie na leżakach, Alex zaczęła rozmowę.
- No to teraz możesz mi opowiedzieć o tobie i Jake’u.
- Nie ma tu za dużo do gadania. Poznaliśmy się w Nowym Jorku, spędziliśmy trochę czasu razem, okazał się być dupkiem, więc wróciłam do domu. Tyle, koniec historii.
- Ale co on takiego zrobił, że jesteś dla niego taka ostra?- spytała, uważnie mi się przyglądając.
Nie byłam pewna czy powinna o tym wiedzieć. Jakby nie było, to jej kuzyn. Postanowiłam jednak powiedzieć jej prawdę.
- Zależało mu tylko na tym, żeby się ze mną przespać. – Po moich słowach Alex gwałtownie podniosła się z leżaka.
- Ale nie zrobiliście tego, prawda?!- spytała oburzona.
- Spokojnie, nic między nami takiego nie zaszło, ale nie wydajesz się jakoś szczególnie zaskoczona.
- Nie zrozum mnie źle, kocham Jake’a, ale wiem, jaki jest. I wiem, jak traktuje dziewczyny. Ale musisz pamiętać o jednej rzeczy. Każdy ma własną historię. Każdy ma powód zachowywać się tak a nie inaczej. Nie skreślaj go od razu, dobrze? Nie oceniaj go tylko na podstawie tego jednego wydarzenia. - Pokiwałam z niechęcią głową. Niestety zdania o nim nie zmienię, nieważne co moja przyjaciółka powie. Po chwili Alex kontynuowała:
- Skąd w ogóle wiedziałaś, że chce cię wykorzystać?
- Usłyszałam, jak z kimś o mnie rozmawia.
- Czemu mi nigdy nie powiedziałaś, że poznałaś kogoś na wakacjach?- spytała z wyrzutem.
- Bo zaraz jak przyjechałam, dowiedziałam się o śmierci Maxa, później przestałyśmy rozmawiać, więc nie było kiedy.
- Ale wróciłaś. I wszystko wraca do normy. Obiecaj mi, że od teraz będziesz mi o wszystkim mówiła- powiedziała poważnie, patrząc mi w oczy.
- Obiecuję. I to samo z tobą. - Pokiwałam jej palcem.
- Jasne- zapewniła, a po chwili dodała-Jak tam twój chłoptaś?
- Możesz go tak nie nazywać? On ma imię- powiedziałam.
- Tak, Ethan, wiem. Ale nie lubię go. Ma na ciebie zły wpływ.
- Wiem, że go nie lubisz, ale to nie powód, żebyś go tak nazywała. Nie znasz go- powiedziałam w miarę spokojnie, chociaż zaczynało mnie już denerwować to ciągłe obrażanie i osądzanie Ethana.
- Nie muszę go znać by wiedzieć, że jest typem złego gościa. Mogę się założyć, że będziesz przez niego cierpieć- powiedziała pewna swego.
- Wątpię. Żeby przez niego cierpieć, musiałabym coś do niego czuć.
- Nie kochasz go?- spytała zdziwiona Alex.
- Czy ja wiem. Czuję coś do niego, ale to nie jest miłość- zaprzeczyłam.
- Więc co? Jeżeli go nie kochasz, to czemu z nim jesteś?
- Bo się dobrze bawimy. Bo pomaga mi zapomnieć o tym wszystkim, co się dzieje w moim życiu- powiedziałam szczerze, spuszczając wzrok.
Alex przez chwilę nic nie mówiła. Patrzyła na mnie zmartwiona. Nie mogłam już dłużej znieść tej ciszy, więc się odezwałam.
- Przepraszam, że tak podle się w stosunku do was zachowywałam i za to olewanie i ogólnie za resztę.
Między nami ponownie zapanowała cisza. Alex dopiero po chwili odpowiedziała.
- W pewnym sensie rozumiem, czemu nas odepchnęłaś i przez cały ten czas było mi naprawdę ciężko nie móc porozmawiać z tobą. Ale jesteś jak siostra i tęsknię za tobą. Dlatego nie obchodzi mnie, co robiłaś. Po prostu chcę, żeby wróciła moja najlepsza przyjaciółka.
Zatkało mnie. Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo Alex to wszystko przeżywała. Byłyśmy jak siostry, ba, my nimi byłyśmy! Znałyśmy się praktycznie od zawsze. Rzadko się kłóciłyśmy, a jak już się zdarzyło to wytrzymywałyśmy bez siebie co najwyżej jeden dzień. Poczułam wzbierające się pod powiekami łzy.
- Przepraszam. Alex, tak strasznie cię przepraszam! Obiecuję, że wróciłam i już nigdy, przenigdy Cię nie zostawię.
Alex nie wytrzymała i również się rozpłakała. Wtuliłyśmy się w siebie, szlochając. Po jakiś piętnastu minutach w końcu się odkleiłyśmy.
- Dobra dosyć tego mazgajstwa. Ja pójdę do sklepu po lody, a ty wybierz film. Urządzimy sobie babski wieczór jak za dawnych czasów.
I tak zrobiłyśmy. Postanowiłam, że obejrzymy „Zakochaną złośnicę”. Znałyśmy większość komedii romantycznych, niestety tego jeszcze nie oglądałyśmy. Kiedy Alex wróciła poszłyśmy się po kolei wykąpać. Później położyłyśmy się na łóżku z lodami i zaczęłyśmy oglądać. Podczas filmu wpadłam na genialny pomysł, jak połączyć tych dwoje.

#7


„Fear of the dark”

Z początku nie wiedziałam, co się dzieje, ale po chwili oddałam pocałunek. Jego język drażnił moje podniebienie. Złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Chwyciłam go za włosy i poddałam się jego ustom. Już zapomniałam, jak dobrze całował. Po tej myśli oprzytomniałam, odepchnęłam go od siebie i uderzyłam w twarz. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Co ty sobie wyobrażasz?! Myślisz, że jesteś greckim bogiem, że każda dziewczyna tylko marzy, żebyś ją przeleciał?! Otóż nie! Nie jestem jak wszystkie i nie pozwolę, żebyś traktował mnie jak zabawkę!
-Co ty pieprzysz?! Chciałaś, żebym cię czymś zajął i uznałem, że to będzie najlepszy sposób.
-Jasne. Może jeszcze się wyprzesz, że chciałeś mnie przelecieć w Nowym Jorku?!
Wpatrywał się we mnie z szeroko otwartymi oczami.
-Słyszałam, jak gadałeś z jednym ze swoich kumpli przez telefon. Mówiłeś, że kilka sztuczek i będę twoja. Niestety grubo się pomyliłeś. Nie jestem jak te wszystkie dziewczyny, co mają klapki na oczach i zrobią WSZYSTKO, żeby tylko chłopak jak ty zwrócił na nie uwagę, więc daruj sobie te nędzne gierki, jeżeli nie chcesz mieć znowu złamanego nosa.
Kiedy skończyłam, zorientowałam się, że winda ruszyła. Stałam wściekła i czekałam, aż otworzą się drzwi. Kiedy w końcu stanęła, wyprułam z niej, żeby znaleźć się jak najdalej od tego kretyna. Zapukałam do drzwi. Otworzył mi wesoły Tayler, ale jak zobaczył moją minę, przestał się uśmiechać.
-Cześć. Wszystko w porządku?- spytał zmartwiony.
-Tak. Musze się przebrać- powiedziałam w miarę spokojnie.
Wpuścił mnie do środka. Chciał zamknąć drzwi, ale wszedł Jacob. Spojrzałam na niego wściekła i ruszyłam do pokoju Taylera, który znajdował się na górze(ponieważ pokój hotelowy to dwupiętrowy apartament), żeby wziąć z jego szafy jakieś dresy na przebranie. Znalazłam bluzkę z napisem jakiegoś zespołu i dresy. Ściągnęłam mokre rzeczy i powiesiłam je w łazience, po czym ubrałam się i poszłam do reszty.
-To co oglądamy?- spytałam, schodząc ze schodów.
-Trzy głosy za horrorem, jeden za komedią- powiedziała rozżalona Alex.
-Ja też jestem za horrorem- powiedziałam, uśmiechając się przepraszająco do przyjaciółki.
Usiadłam między Alex a Tay’em. Całe szczęście nie siedziałam koło Jake’a. Zaczęliśmy oglądać  „Dom woskowych ciał”.
-Myślałam, że mieliśmy oglądać horror, a nie komedię -powiedziałam.
-Przecież to jest horror- powiedziała przerażona Alex, wtulając się w mojego brata. Spojrzałam w ich stronę. Czy oni są w końcu razem, czy dalej udają, że nic między nimi nie ma?
-Ja was proszę, włączmy porządny horror. - Podeszłam do półki z płytami. Długo szukałam czegoś dobrego. W końcu znalazłam i włączyłam. Film był naprawdę straszny, a burza dodawała jeszcze klimatu. Pod koniec ostatniej sceny zasnęłam. Obudziłam się jakąś godzinę później. Na dworze dalej padał deszcz i była burza. Spojrzałam po pokoju, który co kilka sekund był rozjaśniany przez błyskawicę. Byłam tylko ja i śpiąca Alex. A chłopaków gdzie wywiało? Szturchnęłam ją lekko. Spojrzała na mnie zdezorientowana.
-Co jest? Czemu tu jest tak ciemno? I gdzie reszta? – spytała zaspana.
-Nie ma prądu. Chłopacy pewnie poszli poszukać świeczek albo latarek.
Poszłyśmy zobaczyć do kuchni czy ich nie ma tam. Niestety nie było, a Alex zaczęła panikować. Na lodówce była przyczepiona kartka.
Pojechaliśmy odwieźć Jacoba. Za niedługo będziemy.
Ps. Zróbcie coś do jedzenia
Pokazałam kartkę mojej przyjaciółce.
-No pięknie. Ci idioci zostawili nas same- podsumowała Alex.
Usłyszałyśmy na górze jakieś hałasy. Alex złapała mnie za rękę.
-Słyszałaś? Co to było?- wyszeptała przerażona.
-Nie wiem, ale to chyba z góry. Musimy to sprawdzić – wyszeptałam.
-Nie ma mowy, ja się nigdzie nie ruszam- odsunęła się ode mnie i założyła ręce na piersi.
-Owszem, idziesz. Chcesz zostać tutaj całkiem sama?- Pokręciła przecząco głową.
Ruszyłam powoli ku wyjściu z kuchni, kiedy usłyszałam otwierającą się szafkę.
-Co ty, do cholery, robisz?- spytałam zirytowana.
-Nie pójdę na górę bez niczego. - Po czym wyjęła z szuflady nóż.
-Pogięło cię? To pewnie nic takiego, a ty panikujesz.
-Możliwe, ale wolę mieć go przy sobie –powiedziała trochę pewniejszym głosem.
Przewróciłam oczami i ruszyłam w stronę schodów. Słyszałam, jak za mną idzie. Nie chciałam się przed nią przyznać, że boję się tak samo mocno jak ona, ale któraś z nas musiała zachować zimną krew i akurat wypadło na mnie. Z góry znowu usłyszałyśmy jakiś hałas.
-Nie, Kate. Ja tam nie wejdę, za bardzo się boję. - Zbiegła wystraszona ze schodów.
-Dobra. To zejdź na dół i spróbuj się dodzwonić do chłopaków, a jak żaden nie odbierze, to dzwoń na policję. Ok?
-Dobrze. Może ci się przydać- powiedziała, podając mi nóż.
Wzięłam go od niej. Chodzenie z nim po domu już nie wydawało mi się takie idiotyczne. Przełknęłam ślinę i ruszyłam. Szłam powoli i rozglądałam się po korytarzu. Nie zauważyłam niczego dziwnego. I nagle znowu usłyszałam ten dźwięk. Jakby ktoś czegoś szukał. Zacisnęłam mocniej nóż i po cichu podeszłam do drzwi, zza których dochodził hałas. Były otwarte, więc tylko powoli je popchnęłam. Zobaczyłam jakąś wysoką postać. Grzebała w szafce rodziców Taylera.
-Policja już jest w drodze, nic tu po tobie- powiedziałam w miarę pewnym głosem z nożem wyciągniętym przed siebie.
Koleś powoli odwrócił się w moją stronę. Miał na sobie jakąś okropną maskę, a w ręce trzymał broń skierowaną na mnie. Przełknęłam głośno ślinę. Oby Alex naprawdę zadzwoniła na policję, bo inaczej już po nas. Gdy się odezwał ,jego głos był trochę zniekształcony przez maskę.
-Jest burza, nie ma prądu, a telefon twój i twojej koleżanki jest bezpieczny, u mnie w kieszeni, więc wątpię, że dzwoniłaś na policję. Zapowiada się przyjemny wieczór.
***
Gdy tylko oddałam Kate nóż, poczułam się całkowicie bezbronna. Postanowiłam, że wrócę po kolejny. Nie dotarłam nawet do kuchni, bo ktoś zamknął mi usta swoją ręką i wciągnął do salonu. Tam zakleili mi twarz, ręce i nogi taśmą. Jezu Chryste! Oboje mieli na sobie maski. Byli wysocy i dobrze zbudowani. Oby Kate coś zrobiła. Siedziałam zakneblowana i widziałam, jak szukają czegoś po salonie. Pewnie jakiś drogocenności. Po chwili usłyszałam kroki na schodach. Chciałam ostrzec Kate, ale nie miałam jak. Weszła do salonu, ale nie sama. Tuż za nią, z pistoletem wycelowanym w jej plecy, szedł mężczyzna. Poczułam, że zaraz się rozpłaczę, ale nie mogłam pokazać złodziejom, że się boję.
-Dobra, a teraz kochane powiedzcie nam, gdzie jest kasa. Bo inaczej któraś z was ucierpi- powiedział gościu w kominiarce. Spojrzałam przerażona na Kate, ale jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Jezu, zginiemy!
-Nie mam pojęcia gdzie co jest, bo to nie nasz dom. Zanim nas zabijecie, mogę napisać list pożegnalny?
Patrzyłam na nią i nie mogłam uwierzyć, że to powiedziała. Poddała się?! Oczy zaszły mi łzami, ale nadal próbowałam powstrzymać płacz.
-W sumie czemu nie.
Podali jej kartkę i długopis. Facet w masce nadal trzymał wycelowaną w nią broń. Kiedy skończyła ten, który w nią celował, wziął kartkę do ręki i zaczął czytać. Spojrzał na mnie, po czym zaczął się śmiać. Chwila moment, ja znam ten śmiech!

#6


„You drive me crazy ”

Piątek. Wymarzony dzień każdego nastolatka. Koniec szkoły, można się poddać odpoczynkowi od nauki. Moja ostatnia lekcja w tym tygodniu to biologia. Nie mogłam już wysiedzieć. Chciałam jak najszybciej wyjść z tego budynku, pojechać do domu, by się przebrać i ruszyć na imprezę. Od kłótni minęło kilka dni. Tata znowu się „wprowadził”. Twierdził, że wcale się nie wyprowadził, tylko miał dużo pracy, ale i tak wiedziałam swoje. Cała nasza czwórka starała się jak mogła, by wróciło to, co było przed śmiercią Maxa, póki co było ciężko, ale się staraliśmy. Moje rozmyślania przerwał dzwonek. Wyszłam szczęśliwa z budynku i ruszyłam do samochodu brata. Nagle na parking szkolny zajechał motor. Przyjrzałam się mu bliżej i od razu się uśmiechnęłam. Ethan. Podbiegłam do niego i namiętnie pocałowałam.
-Cześć mała. Jesteś cała, tak jak moja dziecinka, chociaż trochę ją poobijałaś -powiedział z uśmiechem. Miał na myśli nasze ostatnie spotkanie.
-Martwisz się bardziej o swój motor? Jednak nie jest tak dobrze, jak myślisz. Pały mnie złapały i zawiozły na komisariat. Jeszcze nie odzyskałam swojego auta. Zostawiłeś mnie. Nawet się nie upewniłeś, czy jestem bezpieczna-powiedziałam z wyrzutem.
-Bo wiedziałem, że sobie poradzisz. Jesteś dużą dziewczynką i potrafisz o siebie zadbać -powiedział, całując mnie. Nic nie odpowiedziałam, tylko oddałam pocałunek. Jego ręce z moich pleców zaczęły zjeżdżać na pośladki. Od razu dałam je wyżej i oderwałam się od niego.
-Ale z ciebie cnotka-zaśmiał się, chociaż widziałam złość na jego twarzy, bo mu za dużo nie pozwalałam.
-Nie jestem cnotką. Tylko nie lubię, kiedy traktujesz mnie jak zabawkę- powiedziałam, całkowicie się od niego odsuwając.
-Wcale nie traktuję cię jak zabawkę, ale jestem facetem i mam swoje potrzeby, mała -powiedział, po czym wpił się w moje wargi. Całowaliśmy się aż do utraty tchu.
-To co dzisiaj robimy?- spytałam.
-My nic. Mam robotę za miastem i nie będę miał czasu. Przyjechałem się tylko z tobą zobaczyć.
Chwilę rozmawialiśmy, chociaż głównie się całowaliśmy i Ethan musiał odejść. Szybko się pożegnaliśmy i odjechał. Podeszłam do przyjaciół, którzy wesoło rozmawiali na jakiś temat.
-To o siedemnastej u ciebie?- spytała Alex.
-Tak. Weźcie coś do jedzenia- powiedział Tay.
-O co chodzi?- spytałam.
-Idziemy dzisiaj do Taylera. Przyjdziesz?- spytała z nadzieją w głosie Alex.
-Zastanowię się- odpowiedziałam.
Wsiadłam do auta Lucasa i pojechaliśmy do domu. Po drodze nuciliśmy piosenki w radiu i uśmiechaliśmy się. Dawno nie było pomiędzy nami tak luźnej atmosfery. Gdy dojechaliśmy o dziwo zastaliśmy mamę z przygotowanym obiadem.
-Cześć. Jak wam dzień minął? Jakieś oceny?
-Dostałem trzy i cztery z matmy i francuskiego -powiedział zadowolony Luke.
-Całkiem całkiem, chociaż stać cię na więcej. A ty, Kate?- spytała, patrząc na mnie wyczekująco.
-Nic. Same luźne lekcje dzisiaj miałam – powiedziałam, wzruszając ramionami.
Mama pokiwałam tylko głową i podała obiad. Bardzo się starała, żeby było jak dawniej. Żartowała, śmiała się, ale pierwszy raz od miesięcy, mogłam dokładnie przyjrzeć się jej twarzy. Bardzo się postarzała. W jej dotąd ciemnobrązowych włosach znajdowało się kilka siwych pasem, a niebieskie oczy wydawały się bez życia. Od bardzo dawna nie widziałam na jej twarzy szczerego uśmiechu, więc ucieszył mnie ten widok. Zapomniałam, że nie tylko dla mnie śmierć brata była wstrząsem. Byłam tak pochłonięta moim własnym bólem, że nawet nie zwróciłam uwagi na to, co się działo z moimi najbliższymi. Kątem oka spojrzałam na Luka. Miał napuchniętą prawą brew. Zrobiło mi się głupio. On naprawdę się o mnie troszczył jak nikt inny. Pomimo tego, że odpychałam go od siebie, on nie zrezygnował. Nadal wierzył, że wróci jego miła, kochana i niewinna siostrzyczka. Pytanie tylko, czy chciałam, żeby wróciła.
Pochłonięta myślami, nie zauważyłam że mama i Lucas zjedli, a teraz wpatrują się we mnie wyczekująco. Posłałam im delikatny uśmiech i zebrałam talerze. Kiedy myłam naczynia, Lucas przyszedł i zaczął mi pomagać. Ja myłam, a on wycierał i wkładał do szafki.
-Zaproszenie nadal aktualne? – spytałam od niechcenia. Na początku Lucas spojrzał na mnie zdezorientowanym wzrokiem. Po chwili jednak załapał o co mi chodzi i odpowiedział.
-Jasne. Jeśli tylko chcesz, możesz wpaść.
Pokiwałam głową. Chwilę później skończyliśmy z naczyniami i rozeszliśmy się do pokojów. Byłam ubrana w krótkie spodenki i bluzkę na krótki rękaw. Postanowiłam, że nie będę się przebierała bo i po co? To nie żadna impreza, tylko spotkanie z przyjaciółmi i Jake'm. Jak tylko pomyślałam o tym idiocie, od razu odechciało mi się gdziekolwiek iść. Ten człowiek strasznie działał mi na nerwy. Już trudno, jakoś to przeżyję, przecież już bardziej zniechęcić mnie do siebie nie może.
Weszłam na facebooka. Kilka zaproszeń do grona znajomych  i kilka powiadomień. Nic ciekawego. Zajrzałam na kilka różnych stron. Spojrzałam na zegarek. Było piętnaście po czwartej. Czas się zbierać. Może pójdę dłuższą drogą do Taylera. Założyłam trampki i wyszłam z domu. Chodziłam po mieście w całkiem dobrym jak na mnie humorze. Nie dane mi było długo pospacerować, bo zaczęło padać i słychać było nadchodzącą burzę.
***
Po raz kolejny spojrzałem na zegarek. Dziesięć po siedemnastej, a ja byłem dopiero w połowie drogi. Nie znałem jeszcze całego miasta, chociaż nie było zbyt duże. A na dodatek lało jak z cebra. Dojście do hotelu Plaza zajęło mi jakieś dziesięć minut. Pewnie wszyscy już czekają tylko na mnie. Wszedłem szybko do holu. Spytałem, na którym piętrze mieszka Tay, ale recepcjonista zaczął pieprzyć, że nie jest upoważniony do podawania numeru pokoju.
-To niech pan do niego zadzwoni i powie, że przyszedł Jake- powiedziałem.
Po krótkiej rozmowie podał mi numer pokoju i pokierował do windy. Wreszcie. Nacisnąłem odpowiednie piętro, a winda zaczęła powoli się zamykać kiedy usłyszałem wołanie. Włożyłem rękę między drzwi windy i przytrzymałem, żeby się nie zamknęła. Okazało się, że to Katie. Była cała przemoknięta.
-Myślałem, że wszyscy są już u Tay'a.
-Jak widać nie wszyscy-odpowiedziała opryskliwie, zaśmiałem się. Winda ruszyła powoli ku górze. Widziałem, jak starała się na mnie nie patrzeć. Spojrzałem na siebie. Moja bluzka była cała mokra i przyklejona do mnie. Przez mokrą koszulkę było widać mój brzuch i mięśnie, które, nawiasem mówiąc, były świetne. I wszystko jasne, czemu nie chce na mnie patrzeć. Ponownie się zaśmiałem, na co ta spojrzała na mnie jak na idiotę. Ja w przeciwieństwie do niej nie krępowałem się i uważnie się jej przyglądałem. Miała na sobie krótkie spodenki i bluzkę na krótki rękaw. Była cała mokra, więc ubrania tak jak i w moim przypadku prześwitywały. Miała na sobie różowy stanik. Spojrzałem na jej twarz. Mokre włosy przykleiły jej się do policzków. Wyglądała seksownie. Nagle światło zaczęło migać, a winda się zatrzymała. No pięknie, zabrakło prądu. Katie zaczęła szybko oddychać i łazić w windzie w tę i z powrotem.
- Weź się uspokój. Zaraz nas stąd wyciągną -powiedziałem rozbawiony jej reakcją.
-Ty nie rozumiesz. Ja nie mogę być w takim małym pomieszczeniu -powiedziała rozhisteryzowana. Po chwili dodała. - Ja mam klaustrofobię.
Spojrzała na mnie przerażona. Próbowałem nie parsknąć śmiechem.
-Ok. To jak mogę ci pomóc? – spytałem, powstrzymując się, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
-Zajmij mnie czymś!- wydarła się na mnie.
-Ale czym?
-Nie wiem. Czymkolwiek!
Wtedy wpadłem na genialny pomysł.
***
Byłam mokra, było mi zimno, winda się zacięła ze mną i tym dupkiem w środku, a do tego coraz ciężej mi się oddychało. Jezu, spędzę z nim ostatnie minuty życia!
-Ok. To jak mogę ci pomóc?
Jak możesz mi pomóc?! Rusz tą cholerną windę! Nie powiedziałam tego na głos.
-Zajmij mnie czymś! – wydarłam się na niego. Kręciło mi się w głowie.
-Ale czym?
-Nie wiem. Czymkolwiek! – Bylebym tylko nie myślała o tym ciasnym miejscu. Czy mi się wydaje czy ściany się do siebie przybliżają?
Nie dane mi było się przypatrzeć, bo Jake podszedł do mnie i mnie pocałował. 

#5


„Feeling guilty”

Siedzieliśmy w domy Alex. Widziałem, że moja kuzynka próbowała poprawić humor Lucasowi, niestety z marnym skutkiem. Chłopak siedział podenerwowany. Naprawdę martwił się o Katie. Domyślałem się, że oboje bardzo przeżyli śmierć brata, ale to co ona wyprawiała, to było już przegięcie. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk telefonu Luka.
-Tak?(…) Że gdzie jesteś?!(…)W co ty się znowu wpakowałaś?! (...) Zaraz będę.
Na jego twarzy wymalowana była furia.
-Hej Luke, co jest?- spytał Tayler.
-Kate jest w areszcie. Mam po nią przyjechać- powiedział, zbierając się.
-Nie wypuszczą jej. Musi ją odebrać rodzic -powiedziałem. Wiele razy policja mnie łapała i wypuszczała tylko, jeżeli przyjechała po mnie mama. Spojrzał na mnie.
-Muszę zadzwonić do rodziców- powiedział po chwili zastanowienia.
***
Siedziałam w więzieniu z jakąś bandą przestępców! Cholera, jak do tego doszło?! Czekałam, kiedy przyjedzie po mnie Lucas. Byłam przygotowana na to, że będzie się wydzierał, ale chciałam się jak najszybciej stąd wydostać.
-Katherine Parker!- zawołał strażnik, na co od razu wstałam i się zgłosiłam.
-To ja.
-Wychodzisz. – Ucieszona, szybko wybiegłam i ruszyłam ku wyjściu.
Spodziewałam się zobaczyć Lucasa, a zamiast niego stała przede mną mama. Cholera. Bez słowa ruszyłyśmy do auta. Całą drogę przemilczałyśmy. Jak wrócimy,  pewnie będzie rzeźnia. Weszłyśmy do domu, mama od razu skierowała się do salonu. Nie zamierzałam tam wchodzić, bojąc się, co tam może się dziać. Nie dane mi było dojść nawet do schodów, bo usłyszałam stanowczy głos taty.
-Katherine, pozwól do nas. - Oho, tata wymówił moje pełne imię, a to nie wróży nic dobrego. Weszłam do salonu, w którym był Lucas i rodzice.
-Co to ma być?- spytałam podejrzliwie.
-Musimy poważnie porozmawiać na temat twojego zachowania, młoda damo. - Spojrzałam od razu na Lucasa, ale jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, patrzył gdzieś w dal, jakby go tu nie było. Byłam na niego wściekła, że mnie wydał, ale nic się nie odezwałam.
-Córciu, co się ostatnio z tobą dzieje? Nie poznaję cię. Bójki, imprezy, nielegalne wyścigi-powiedziała zmartwiona mama, na co ja tylko prychnęłam.
-Katherine, zachowuj się. Staramy się  zrozumieć, co ostatnio się z tobą dzieje. W ogóle z nami nie rozmawiasz i martwimy się o ciebie, tak jak i twoi przyjaciele. Nie chcemy, żebyś nas unikała. Chcemy wiedzieć, co czujesz i żebyś wiedziała, że zawsze możesz na nas liczyć- powiedział łagodnie tata.
-Mogę na was liczyć?! Ty chyba sobie żartujesz! Gdzie byliście, kiedy po śmierci Maxa nie mogłam się pozbierać?! Gdzie byliście, kiedy co noc płakałam i potrzebowałam waszego wsparcia? Powiem ci. Byliście w pracy, unikając siebie nawzajem i własnych dzieci, więc oszczędź mi tej pieprzonej gadki, na temat jak to wam bardzo zależy i daj mi święty spokój. - Wstałam z zamiarem wyjścia z pokoju, ale czyjś uścisk na moim ramieniu mi nie pozwolił.
-Puść mnie Lucas, bo nie ręczę za siebie-wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
-Uspokój się Kate. Musimy w końcu porozmawiać jak normalna rodzina. - Wyrwałam rękę z jego uścisku i zaczęłam mówić, co o tym wszystkim myślę.
-Normalna rodzina? Przecież my nie jesteśmy normalną rodziną. Od śmierci Maxa unikamy się i nie potrafimy ze sobą normalnie rozmawiać!
-Przecież to nie prawda-zaprzeczył oburzony ojciec.
-Ha ha, jasne. Kiedy ostatnio spałeś w domu, tato? Kiedy ostatnio szczerze rozmawiałeś z mamą? Dokładnie dwa miesiące temu. W ogóle was nie obchodzi, co się z nami dzieje! Macie nas głęboko w dupie. Dopóki nie sprawiamy kłopotów, jest wszystko dobrze. Chrzanić taką rodzinę!- wydzierałam się. Nie panowałam już nad sobą.
-A myślisz, że nam było łatwo po śmierci twojego brata?- załkała mama. - Nie masz pojęcia, jak jest mi ciężko znieść myśl, że moje kochane dziecko nie żyje.
-Masz rację, nie wiem! Bo niby skąd miałabym wiedzieć?! Całymi dniami nie ma cię w domu, a jak już jesteś to i tak idziesz do swojego pokoju i z niego nie wychodzisz! Mam wrażenie, jakby Max nie był jedynym, którego straciłam. - Nie byłam już dłużej w stanie zatrzymać łez.
-Kate, nie mów tak. - Lucas spróbował do mnie podejść i przytulić, ale szybko się odsunęłam.
- A ty niby co? Zaufałam ci! Miałam nadzieję, że mi pomożesz! Ale ty potrafisz tylko za mną łazić, jakbym potrzebowała opiekunki, a wcale jej nie potrzebuję!
-Na to wygląda, że potrzebujesz! Ktoś musi się tobą zająć, kiedy nie jesteś w stanie ustać na nogach!
-To nie twoja sprawa co robię!- Odepchnęłam go z całej siły, kiedy ponownie zaczął się do mnie zbliżać.
-A właśnie, że moja. Jesteś moją siostrą i zrobię wszystko, żeby nie stała ci się krzywda!
-Już potrafię o siebie zadbać i nie potrzebuję twojego zakichanego nosa, węszącego wszędzie, gdzie się pojawię! Potrzebowałam, byś się mną zajął dwa miesiące temu, a teraz świetnie sobie radzę sama!
-Właśnie można było to dzisiaj świetnie zauważyć! Ale wiesz co?! Prawda jest taka, że odcięłaś się od nas! Wydaje ci się, że nie próbowałem ci pomóc? Że nie próbowałem z tobą rozmawiać?! Próbowałem, ale ty mnie za każdym razem zbywałaś, Kate! Za każdym cholernym razem! W końcu postanowiłem, że dam ci czas na ochłonięcie. Myślałem, że jak to wszystko do ciebie dojdzie, przyjmiesz moją pomoc. Ale nie! Ciebie coraz częściej nie było w domu, wpadłaś w jakieś złe towarzystwo i od tamtej pory czuję, że z każdym dniem bardziej cię tracę.
-Myślisz, że za tobą nie tęsknię i że nie chcę, żeby było jak kiedyś? Jasne, że chcę. Ale nie potrafię wytrzymać z myślą, że po części nie żyje przeze mnie. Że gdybym nie była tak zapatrzona w moje marzenie zostania pieprzoną tancereczką, to by żył! – Rozpłakałam się już na dobre. Byłam tak rozhisteryzowana, że ledwo co widziałam przez łzy co chwila lecące z oczu. -W dzień jego śmierci dzwonił do mnie, Luke! Dzwonił i chciał pogadać, a ja mu powiedziałam, że właśnie idę na kurs tańca, z jednym z najlepszych instruktorów w Nowym Jorku. Nawet nie zauważyłam, w jakim był stanie, taka byłam przejęta. A wiesz co odpowiedział?! Dobrze mała, spełniaj marzenia i nigdy się nie poddawaj. Kocham cię, pamiętaj o tym. Mogłam temu zapobiec! Gdybym tylko pozwoliła mu się wyżalić-załkałam, a Lucas zaczął mnie uspokajać i znowu spróbował mnie przytulić, ale po raz kolejny mu się wyrwałam, tylko że tym razem nie odpuścił. Złapał mnie za nadgarstki i mocno do siebie przytulił.
-Cii, już dobrze. To nie twoja wina. Nic nie mogłaś zrobić. Wszystko dobrze, jestem przy tobie.

© grabarz from WS | XX.