#6


„You drive me crazy ”

Piątek. Wymarzony dzień każdego nastolatka. Koniec szkoły, można się poddać odpoczynkowi od nauki. Moja ostatnia lekcja w tym tygodniu to biologia. Nie mogłam już wysiedzieć. Chciałam jak najszybciej wyjść z tego budynku, pojechać do domu, by się przebrać i ruszyć na imprezę. Od kłótni minęło kilka dni. Tata znowu się „wprowadził”. Twierdził, że wcale się nie wyprowadził, tylko miał dużo pracy, ale i tak wiedziałam swoje. Cała nasza czwórka starała się jak mogła, by wróciło to, co było przed śmiercią Maxa, póki co było ciężko, ale się staraliśmy. Moje rozmyślania przerwał dzwonek. Wyszłam szczęśliwa z budynku i ruszyłam do samochodu brata. Nagle na parking szkolny zajechał motor. Przyjrzałam się mu bliżej i od razu się uśmiechnęłam. Ethan. Podbiegłam do niego i namiętnie pocałowałam.
-Cześć mała. Jesteś cała, tak jak moja dziecinka, chociaż trochę ją poobijałaś -powiedział z uśmiechem. Miał na myśli nasze ostatnie spotkanie.
-Martwisz się bardziej o swój motor? Jednak nie jest tak dobrze, jak myślisz. Pały mnie złapały i zawiozły na komisariat. Jeszcze nie odzyskałam swojego auta. Zostawiłeś mnie. Nawet się nie upewniłeś, czy jestem bezpieczna-powiedziałam z wyrzutem.
-Bo wiedziałem, że sobie poradzisz. Jesteś dużą dziewczynką i potrafisz o siebie zadbać -powiedział, całując mnie. Nic nie odpowiedziałam, tylko oddałam pocałunek. Jego ręce z moich pleców zaczęły zjeżdżać na pośladki. Od razu dałam je wyżej i oderwałam się od niego.
-Ale z ciebie cnotka-zaśmiał się, chociaż widziałam złość na jego twarzy, bo mu za dużo nie pozwalałam.
-Nie jestem cnotką. Tylko nie lubię, kiedy traktujesz mnie jak zabawkę- powiedziałam, całkowicie się od niego odsuwając.
-Wcale nie traktuję cię jak zabawkę, ale jestem facetem i mam swoje potrzeby, mała -powiedział, po czym wpił się w moje wargi. Całowaliśmy się aż do utraty tchu.
-To co dzisiaj robimy?- spytałam.
-My nic. Mam robotę za miastem i nie będę miał czasu. Przyjechałem się tylko z tobą zobaczyć.
Chwilę rozmawialiśmy, chociaż głównie się całowaliśmy i Ethan musiał odejść. Szybko się pożegnaliśmy i odjechał. Podeszłam do przyjaciół, którzy wesoło rozmawiali na jakiś temat.
-To o siedemnastej u ciebie?- spytała Alex.
-Tak. Weźcie coś do jedzenia- powiedział Tay.
-O co chodzi?- spytałam.
-Idziemy dzisiaj do Taylera. Przyjdziesz?- spytała z nadzieją w głosie Alex.
-Zastanowię się- odpowiedziałam.
Wsiadłam do auta Lucasa i pojechaliśmy do domu. Po drodze nuciliśmy piosenki w radiu i uśmiechaliśmy się. Dawno nie było pomiędzy nami tak luźnej atmosfery. Gdy dojechaliśmy o dziwo zastaliśmy mamę z przygotowanym obiadem.
-Cześć. Jak wam dzień minął? Jakieś oceny?
-Dostałem trzy i cztery z matmy i francuskiego -powiedział zadowolony Luke.
-Całkiem całkiem, chociaż stać cię na więcej. A ty, Kate?- spytała, patrząc na mnie wyczekująco.
-Nic. Same luźne lekcje dzisiaj miałam – powiedziałam, wzruszając ramionami.
Mama pokiwałam tylko głową i podała obiad. Bardzo się starała, żeby było jak dawniej. Żartowała, śmiała się, ale pierwszy raz od miesięcy, mogłam dokładnie przyjrzeć się jej twarzy. Bardzo się postarzała. W jej dotąd ciemnobrązowych włosach znajdowało się kilka siwych pasem, a niebieskie oczy wydawały się bez życia. Od bardzo dawna nie widziałam na jej twarzy szczerego uśmiechu, więc ucieszył mnie ten widok. Zapomniałam, że nie tylko dla mnie śmierć brata była wstrząsem. Byłam tak pochłonięta moim własnym bólem, że nawet nie zwróciłam uwagi na to, co się działo z moimi najbliższymi. Kątem oka spojrzałam na Luka. Miał napuchniętą prawą brew. Zrobiło mi się głupio. On naprawdę się o mnie troszczył jak nikt inny. Pomimo tego, że odpychałam go od siebie, on nie zrezygnował. Nadal wierzył, że wróci jego miła, kochana i niewinna siostrzyczka. Pytanie tylko, czy chciałam, żeby wróciła.
Pochłonięta myślami, nie zauważyłam że mama i Lucas zjedli, a teraz wpatrują się we mnie wyczekująco. Posłałam im delikatny uśmiech i zebrałam talerze. Kiedy myłam naczynia, Lucas przyszedł i zaczął mi pomagać. Ja myłam, a on wycierał i wkładał do szafki.
-Zaproszenie nadal aktualne? – spytałam od niechcenia. Na początku Lucas spojrzał na mnie zdezorientowanym wzrokiem. Po chwili jednak załapał o co mi chodzi i odpowiedział.
-Jasne. Jeśli tylko chcesz, możesz wpaść.
Pokiwałam głową. Chwilę później skończyliśmy z naczyniami i rozeszliśmy się do pokojów. Byłam ubrana w krótkie spodenki i bluzkę na krótki rękaw. Postanowiłam, że nie będę się przebierała bo i po co? To nie żadna impreza, tylko spotkanie z przyjaciółmi i Jake'm. Jak tylko pomyślałam o tym idiocie, od razu odechciało mi się gdziekolwiek iść. Ten człowiek strasznie działał mi na nerwy. Już trudno, jakoś to przeżyję, przecież już bardziej zniechęcić mnie do siebie nie może.
Weszłam na facebooka. Kilka zaproszeń do grona znajomych  i kilka powiadomień. Nic ciekawego. Zajrzałam na kilka różnych stron. Spojrzałam na zegarek. Było piętnaście po czwartej. Czas się zbierać. Może pójdę dłuższą drogą do Taylera. Założyłam trampki i wyszłam z domu. Chodziłam po mieście w całkiem dobrym jak na mnie humorze. Nie dane mi było długo pospacerować, bo zaczęło padać i słychać było nadchodzącą burzę.
***
Po raz kolejny spojrzałem na zegarek. Dziesięć po siedemnastej, a ja byłem dopiero w połowie drogi. Nie znałem jeszcze całego miasta, chociaż nie było zbyt duże. A na dodatek lało jak z cebra. Dojście do hotelu Plaza zajęło mi jakieś dziesięć minut. Pewnie wszyscy już czekają tylko na mnie. Wszedłem szybko do holu. Spytałem, na którym piętrze mieszka Tay, ale recepcjonista zaczął pieprzyć, że nie jest upoważniony do podawania numeru pokoju.
-To niech pan do niego zadzwoni i powie, że przyszedł Jake- powiedziałem.
Po krótkiej rozmowie podał mi numer pokoju i pokierował do windy. Wreszcie. Nacisnąłem odpowiednie piętro, a winda zaczęła powoli się zamykać kiedy usłyszałem wołanie. Włożyłem rękę między drzwi windy i przytrzymałem, żeby się nie zamknęła. Okazało się, że to Katie. Była cała przemoknięta.
-Myślałem, że wszyscy są już u Tay'a.
-Jak widać nie wszyscy-odpowiedziała opryskliwie, zaśmiałem się. Winda ruszyła powoli ku górze. Widziałem, jak starała się na mnie nie patrzeć. Spojrzałem na siebie. Moja bluzka była cała mokra i przyklejona do mnie. Przez mokrą koszulkę było widać mój brzuch i mięśnie, które, nawiasem mówiąc, były świetne. I wszystko jasne, czemu nie chce na mnie patrzeć. Ponownie się zaśmiałem, na co ta spojrzała na mnie jak na idiotę. Ja w przeciwieństwie do niej nie krępowałem się i uważnie się jej przyglądałem. Miała na sobie krótkie spodenki i bluzkę na krótki rękaw. Była cała mokra, więc ubrania tak jak i w moim przypadku prześwitywały. Miała na sobie różowy stanik. Spojrzałem na jej twarz. Mokre włosy przykleiły jej się do policzków. Wyglądała seksownie. Nagle światło zaczęło migać, a winda się zatrzymała. No pięknie, zabrakło prądu. Katie zaczęła szybko oddychać i łazić w windzie w tę i z powrotem.
- Weź się uspokój. Zaraz nas stąd wyciągną -powiedziałem rozbawiony jej reakcją.
-Ty nie rozumiesz. Ja nie mogę być w takim małym pomieszczeniu -powiedziała rozhisteryzowana. Po chwili dodała. - Ja mam klaustrofobię.
Spojrzała na mnie przerażona. Próbowałem nie parsknąć śmiechem.
-Ok. To jak mogę ci pomóc? – spytałem, powstrzymując się, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
-Zajmij mnie czymś!- wydarła się na mnie.
-Ale czym?
-Nie wiem. Czymkolwiek!
Wtedy wpadłem na genialny pomysł.
***
Byłam mokra, było mi zimno, winda się zacięła ze mną i tym dupkiem w środku, a do tego coraz ciężej mi się oddychało. Jezu, spędzę z nim ostatnie minuty życia!
-Ok. To jak mogę ci pomóc?
Jak możesz mi pomóc?! Rusz tą cholerną windę! Nie powiedziałam tego na głos.
-Zajmij mnie czymś! – wydarłam się na niego. Kręciło mi się w głowie.
-Ale czym?
-Nie wiem. Czymkolwiek! – Bylebym tylko nie myślała o tym ciasnym miejscu. Czy mi się wydaje czy ściany się do siebie przybliżają?
Nie dane mi było się przypatrzeć, bo Jake podszedł do mnie i mnie pocałował. 

© grabarz from WS | XX.