„You drive me crazy ”
Piątek. Wymarzony dzień każdego nastolatka. Koniec szkoły,
można się poddać odpoczynkowi od nauki. Moja ostatnia lekcja w tym tygodniu to
biologia. Nie mogłam już wysiedzieć. Chciałam jak najszybciej wyjść z tego
budynku, pojechać do domu, by się przebrać i ruszyć na imprezę. Od kłótni minęło
kilka dni. Tata znowu się „wprowadził”. Twierdził, że wcale się nie
wyprowadził, tylko miał dużo pracy, ale i tak wiedziałam swoje. Cała nasza czwórka starała się jak mogła, by wróciło to, co było przed śmiercią Maxa, póki co było ciężko, ale się staraliśmy. Moje rozmyślania przerwał dzwonek. Wyszłam szczęśliwa
z budynku i ruszyłam do samochodu brata. Nagle na parking szkolny zajechał
motor. Przyjrzałam się mu bliżej i od razu się uśmiechnęłam. Ethan. Podbiegłam
do niego i namiętnie pocałowałam.
-Cześć mała. Jesteś cała, tak jak moja dziecinka, chociaż
trochę ją poobijałaś -powiedział z uśmiechem. Miał na myśli nasze ostatnie
spotkanie.
-Martwisz się bardziej o swój motor? Jednak nie jest tak
dobrze, jak myślisz. Pały mnie złapały i zawiozły na komisariat. Jeszcze nie
odzyskałam swojego auta. Zostawiłeś mnie. Nawet się nie upewniłeś, czy jestem
bezpieczna-powiedziałam z wyrzutem.
-Bo wiedziałem, że sobie poradzisz. Jesteś dużą dziewczynką i
potrafisz o siebie zadbać -powiedział, całując mnie. Nic nie odpowiedziałam, tylko
oddałam pocałunek. Jego ręce z moich pleców zaczęły zjeżdżać na pośladki. Od
razu dałam je wyżej i oderwałam się od niego.
-Ale z ciebie cnotka-zaśmiał się, chociaż widziałam złość na
jego twarzy, bo mu za dużo nie pozwalałam.
-Nie jestem cnotką. Tylko nie lubię, kiedy traktujesz mnie jak
zabawkę- powiedziałam, całkowicie się od niego odsuwając.
-Wcale nie traktuję cię jak zabawkę, ale jestem facetem i mam
swoje potrzeby, mała -powiedział, po czym wpił się w moje wargi. Całowaliśmy się aż do utraty tchu.
-To co dzisiaj robimy?- spytałam.
-My nic. Mam robotę za miastem i nie będę miał czasu.
Przyjechałem się tylko z tobą zobaczyć.
Chwilę rozmawialiśmy, chociaż głównie się całowaliśmy i Ethan
musiał odejść. Szybko się pożegnaliśmy i odjechał. Podeszłam do przyjaciół,
którzy wesoło rozmawiali na jakiś temat.
-To o siedemnastej u ciebie?- spytała Alex.
-Tak. Weźcie coś do jedzenia- powiedział Tay.
-O co chodzi?- spytałam.
-Idziemy dzisiaj do Taylera. Przyjdziesz?- spytała z nadzieją
w głosie Alex.
-Zastanowię się- odpowiedziałam.
Wsiadłam do auta Lucasa i pojechaliśmy do domu. Po drodze
nuciliśmy piosenki w radiu i uśmiechaliśmy się. Dawno nie było pomiędzy nami tak luźnej atmosfery. Gdy dojechaliśmy o dziwo zastaliśmy mamę z
przygotowanym obiadem.
-Cześć. Jak wam dzień minął? Jakieś oceny?
-Dostałem trzy i cztery z matmy i francuskiego -powiedział zadowolony
Luke.
-Całkiem całkiem, chociaż stać cię na więcej. A ty, Kate?-
spytała, patrząc na mnie wyczekująco.
-Nic. Same luźne lekcje dzisiaj miałam – powiedziałam, wzruszając ramionami.
Mama pokiwałam tylko głową i podała obiad. Bardzo się starała,
żeby było jak dawniej. Żartowała, śmiała się, ale pierwszy raz od miesięcy,
mogłam dokładnie przyjrzeć się jej twarzy. Bardzo się postarzała. W jej dotąd ciemnobrązowych włosach znajdowało się kilka siwych pasem, a niebieskie oczy wydawały
się bez życia. Od bardzo dawna nie widziałam na jej twarzy szczerego uśmiechu,
więc ucieszył mnie ten widok. Zapomniałam, że nie tylko dla mnie śmierć brata
była wstrząsem. Byłam tak pochłonięta moim własnym bólem, że nawet nie
zwróciłam uwagi na to, co się działo z moimi najbliższymi. Kątem oka spojrzałam
na Luka. Miał napuchniętą prawą brew. Zrobiło mi się głupio. On naprawdę się o
mnie troszczył jak nikt inny. Pomimo tego, że odpychałam go od siebie, on nie
zrezygnował. Nadal wierzył, że wróci jego miła, kochana i niewinna
siostrzyczka. Pytanie tylko, czy chciałam, żeby wróciła.
Pochłonięta myślami, nie zauważyłam że mama i Lucas zjedli, a
teraz wpatrują się we mnie wyczekująco. Posłałam im delikatny uśmiech i
zebrałam talerze. Kiedy myłam naczynia, Lucas przyszedł i zaczął mi pomagać. Ja
myłam, a on wycierał i wkładał do szafki.
-Zaproszenie nadal aktualne? – spytałam od niechcenia. Na
początku Lucas spojrzał na mnie zdezorientowanym wzrokiem. Po chwili jednak
załapał o co mi chodzi i odpowiedział.
-Jasne. Jeśli tylko chcesz, możesz wpaść.
Pokiwałam głową. Chwilę później skończyliśmy z naczyniami i
rozeszliśmy się do pokojów. Byłam ubrana w krótkie spodenki i bluzkę na krótki
rękaw. Postanowiłam, że nie będę się przebierała bo i po co? To nie żadna
impreza, tylko spotkanie z przyjaciółmi i Jake'm. Jak tylko pomyślałam o tym
idiocie, od razu odechciało mi się gdziekolwiek iść. Ten człowiek strasznie
działał mi na nerwy. Już trudno, jakoś to przeżyję, przecież już bardziej
zniechęcić mnie do siebie nie może.
Weszłam na facebooka. Kilka zaproszeń do grona
znajomych i kilka powiadomień. Nic
ciekawego. Zajrzałam na kilka różnych stron. Spojrzałam na zegarek. Było
piętnaście po czwartej. Czas się zbierać. Może pójdę dłuższą drogą do Taylera. Założyłam
trampki i wyszłam z domu. Chodziłam po mieście w całkiem dobrym jak na mnie
humorze. Nie dane mi było długo pospacerować, bo zaczęło padać i słychać było
nadchodzącą burzę.
***
Po raz kolejny spojrzałem na zegarek. Dziesięć po siedemnastej, a ja byłem dopiero w połowie drogi. Nie znałem jeszcze całego miasta, chociaż nie
było zbyt duże. A na dodatek lało jak z cebra. Dojście do hotelu Plaza zajęło
mi jakieś dziesięć minut. Pewnie wszyscy już czekają tylko na mnie. Wszedłem szybko
do holu. Spytałem, na którym piętrze mieszka Tay, ale recepcjonista zaczął
pieprzyć, że nie jest upoważniony do podawania numeru pokoju.
-To niech pan do niego zadzwoni i powie, że przyszedł Jake-
powiedziałem.
Po krótkiej rozmowie podał mi numer pokoju i pokierował
do windy. Wreszcie. Nacisnąłem odpowiednie piętro, a winda zaczęła powoli się
zamykać kiedy usłyszałem wołanie. Włożyłem rękę między drzwi windy i
przytrzymałem, żeby się nie zamknęła. Okazało się, że to Katie. Była cała przemoknięta.
-Myślałem, że wszyscy są już u Tay'a.
-Jak widać nie wszyscy-odpowiedziała opryskliwie, zaśmiałem
się. Winda ruszyła powoli ku górze. Widziałem, jak starała się na mnie nie
patrzeć. Spojrzałem na siebie. Moja bluzka była cała mokra i przyklejona do
mnie. Przez mokrą koszulkę było widać mój brzuch i mięśnie, które, nawiasem
mówiąc, były świetne. I wszystko jasne, czemu nie chce na mnie patrzeć. Ponownie
się zaśmiałem, na co ta spojrzała na mnie jak na idiotę. Ja w przeciwieństwie
do niej nie krępowałem się i uważnie się jej przyglądałem. Miała na sobie
krótkie spodenki i bluzkę na krótki rękaw. Była cała mokra, więc ubrania tak
jak i w moim przypadku prześwitywały. Miała na sobie różowy stanik. Spojrzałem
na jej twarz. Mokre włosy przykleiły jej się do policzków. Wyglądała seksownie.
Nagle światło zaczęło migać, a winda się zatrzymała. No pięknie, zabrakło prądu.
Katie zaczęła szybko oddychać i łazić w windzie w tę i z powrotem.
- Weź się uspokój. Zaraz nas stąd wyciągną -powiedziałem rozbawiony jej reakcją.
-Ty nie rozumiesz. Ja nie mogę być w takim małym
pomieszczeniu -powiedziała rozhisteryzowana. Po chwili dodała. - Ja mam
klaustrofobię.
Spojrzała na mnie przerażona. Próbowałem nie parsknąć
śmiechem.
-Ok. To jak mogę ci pomóc? – spytałem, powstrzymując się, żeby
nie wybuchnąć śmiechem.
-Zajmij mnie czymś!- wydarła się na mnie.
-Ale czym?
-Nie wiem. Czymkolwiek!
Wtedy wpadłem na genialny pomysł.
***
Byłam mokra, było mi zimno, winda się zacięła ze mną i tym
dupkiem w środku, a do tego coraz ciężej mi się oddychało. Jezu, spędzę z nim
ostatnie minuty życia!
-Ok. To jak mogę ci pomóc?
Jak możesz mi pomóc?! Rusz tą cholerną windę! Nie
powiedziałam tego na głos.
-Zajmij mnie czymś! – wydarłam się na niego. Kręciło mi się w
głowie.
-Ale czym?
-Nie wiem. Czymkolwiek! – Bylebym tylko nie myślała o tym
ciasnym miejscu. Czy mi się wydaje czy ściany się do siebie przybliżają?
Nie dane mi było się przypatrzeć, bo Jake podszedł do mnie i
mnie pocałował.