#15


„Party & Bullshit”


            Dzień naszych urodzin jest najlepszym dniem w życiu dla naszych rodziców. Oto po dziewięciu miesiącach oczekiwania, dostają największy skarb, zrodzony z cząstki ich samych. Dopatrują podobieństw, kogo dziecko bardziej przypomina, matkę czy ojca? Z początku zazwyczaj widać bardziej podobieństwo do jednego z rodziców, ale z czasem i tak się niesamowicie zmienimy. Staniemy się uniwersalni, być może niepodobni do żadnego z rodziców.
            Jedną z rzeczy najbardziej ekscytujących przy porodzie dziecka jest wybór imienia. Zostanie ono z nami do końca życia, więc dobrze żeby nie było jakieś śmieszne, ale oryginalne.  Najlepiej długie które by ładnie brzmiało i można było je skrócić w uroczy sposób. Ale nie jest to oczywiście reguła. Może być również krótkie imię.
            Rodzice mojego najlepszego przyjaciela dali mu imię po kochanym Taylerze seniorze, ojcu matki Taylera, Charlotte. Przyszły dziadek jak tylko się dowiedział o ciąży córki, nie mógł się już doczekać narodzin, chyba nawet bardziej jak sami rodzice. Pomagał im, jak tylko mógł, sam zrobił Taylerowi pokój, nakupował pełno samochodzików. Kiedy się urodził, spędzał z wnukiem jak najwięcej czasu. Zabierał go na spacery, uczył malować. Po nim odziedziczył talent i tę pasję. Kiedy Tayler Junior miał niecałe sześć lat, jego dziadek zmarł ze starości. Malutki chłopiec, chociaż był bardzo młody, dużo rozumiał i niesamowicie tęsknił za swoim najlepszym przyjacielem. Trzy lata później jego rodzice się rozwiedli i z ojcem przeprowadził się do Charleston. Tam poznał swoich najlepszych przyjaciół, których miał do dzisiaj. Cóż, przynajmniej kilku pozostałych.
            Dzisiaj był dwunasty października. Dokładnie osiemnaście lat temu Tayler przyszedł na świat.
***
            -Postawcie stół w tamtym miejscu! Trochę w lewo! Nie, nie! Powiedziałam lewo!- krzyczała Alex.
            -No przecież przesunęliśmy w lewo- powiedział zirytowany Jacob.
            -Nie wasze lewo, tylko moje!- krzyknęła równie poirytowana, na co się zaśmiałam. Alex uwielbia rządzić i dyrygować.
            Po chwili na salę wszedł Tayler, niosąc kilka toreb różnych słodyczy, a za nim z piciem szedł Lucas.
            -O kurde, Alex! Ale się postarałaś! – powiedział zachwycony Tay.
            -No oczywiście, że tak! Są twoje urodziny, musiałam się postarać. Podoba ci się wystrój sali?
            Sala miała kolory reggae, czyli zielony, żółty i czerwony, ponieważ Tayler lubił je najbardziej. Na ziemi leżało pełno takich balonów. Impreza była robiona w klubie Jeremiego. Po prawej stronie ustawiano stoły i krzesła, z dala od konsoli DJ’a, ale na tyle blisko, żeby było widać parkiet.
            W sumie miało być coś koło pięćdziesięciu osób. Prawie wszystko przygotowaliśmy, musieliśmy jeszcze nakryć stoły z przekąskami. A do rozpoczęcia zostało jakieś cztery godziny.
            -Tak, podoba. Dziękuję, jesteś najlepsza- powiedział Tay, całując Alex delikatnie w policzek. Na pochwałę blondynka rozpromieniła się jeszcze bardziej, niż do tej pory była.
            -No dobrze, kochani, trzeba się sprężać, zostało jeszcze tylko kilka godzin do imprezy! Jake, co robisz?! Nie obijaj się! Chodź mi z tym pomóż. Misiek!
            I tak było jeszcze przez najbliższe dwie godziny. Wszyscy zmęczyliśmy się przygotowaniami. Była godzina czwarta, a impreza zaczynała się coś koło siódmej. Wróciliśmy do domu i zaczęliśmy się szykować do wyjścia. Poszłam wziąć prysznic, po czym zaczęłam się przygotowywać.
            Zrobiłam, jak na mnie, delikatny makijaż, loki i wyszłam się ubrać. Kilka tygodni temu wybrałyśmy sukienki razem z Alex. Zdecydowałam się na czerwoną, rozkloszowaną, bez ramion, a blondynka seledynową z dłuższym tyłem.
            Wciągnęłam na sobie sukienkę, założyłam czarne szpilki i zeszłam na dół. Lucas już był gotowy, zapewne od pewnego czasu. Miał na sobie ciemne jeansy, koszulkę z jakimś dziwnym napisem i czarną marynarkę, a na nogach trampki. Włosy lekko postawił, o dziwo wyglądał całkiem dobrze. Kiedy go obczajałam, on robił to samo ze mną.
            -Kurde, siostra, ale się udaliśmy rodzicom- powiedział zadowolony.
            -Ja na pewno. Co do ciebie bym się kłóciła- stwierdziłam ze złośliwym uśmiechem.
            -Zołza- rzucił, a po chwili dodał.  - Jedziesz ze mną czy z Ethanem? – spytał, siląc się na beztroski ton.
            -Z Ethanem. Zaraz będzie- odpowiedziałam, udając, że nie widzę jego miny.
            -Dobra, to ja już jadę. Widzimy się na miejscu- powiedział, całując mnie delikatnie w czoło.
            Po jakiś dziesięciu minutach od wyjścia Lucasa usłyszałam trąbienie. Obejrzałam się ostatni raz w lustrze, wzięłam torebkę i wyszłam.
            Siedział w wozie, z okularami na nosie. Sporo czasu się nie widzieliśmy. Odkąd dyrektor przydzielił mnie do pomocy Emmie, nie mam dla Ethana czasu.
            -Cześć kochanie. - Dopiero wtedy spojrzał na mnie. Jedyne co rzucało się w oczy to pożądanie. Przyciągnął mnie do siebie i z niesamowitą siłą wpił się w moje usta. Nie powiem żebym narzekała, więc oddałam pocałunek. Kiedy zaczęliśmy się zatracać, Ethan zaczął mówić w przerwach między na oddech. Nie mogłam go zrozumieć, dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedział „Chodźmy do ciebie”. Słysząc to pewnie bym się zgodziła, gdybym nie przypomniała sobie gdzie powinniśmy być.
            -Ethan, starczy. Musimy się zbierać.
            -Ostatnim razem uprawialiśmy seks jakieś dwa tygodnie temu. Daj spokój, nic się nie stanie, jak trochę się spóźnimy- mówiąc to, zaczął całować moją szczękę i schodził coraz niżej-Albo w ogóle tam nie dotrzemy.
            Ponownie zostałam zmiażdżona przez jego usta i ponownie musiałam przerwać tą chwilę. Nie mogłam zawieść Taylera.
            -Wystarczy. Kiedy indziej, Ethan. Nie chcę się spóźnić- powiedziałam, poprawiając sukienkę.
            -Ostatnio cały czas to słyszę- powiedział naburmuszony, a po chwili dodał. - Jestem facetem, Kate, w takim celibacie długo nie wytrzymam.
            Ku mojej uldze ruszyliśmy. Nic już nie odpowiedziałam, bo co miałam powiedzieć? Nasz seks był niesamowity, brutalny, namiętny, ale nie było w tym żadnego uczucia oprócz pożądania, a dla mnie to za mało.
            Kiedy zajechaliśmy pod klub, nie stało zbyt wiele aut, może dlatego że było dopiero piętnaście po szóstej.
            -I po co się tak śpieszyliśmy?- spytał nadal wkurzony Ethan.
            Puściłam jego uwagę mimo uszu. Weszliśmy na salę, muzyka już leciała z głośników. Podeszliśmy do Taylera rozmawiającego z kelnerem.
            -O, cześć. Ślicznie wyglądasz, Kate. Cześć, Ethan. - Obaj podali sobie ręce. Widziałam, że żaden z nich nie jest zadowolony ze spotkania.
            -Jak tam? Jest jakiś stres? Podekscytowany? – spytałam, szturchając go lekko w bok.
            -Bardzo podekscytowany. Mam nadzieję, że impreza się uda i nikt nie będzie leżał zarzygany pod stołem. Dzięki tobie mam najlepszą muzykę, więc myślę, że z tańczeniem nie będzie źle- powiedział, obejmując mnie ramieniem.
            Ludzie schodzili się jeszcze przez najbliższą godzinę. Jakoś w pół do ósmej usiedliśmy i zjedliśmy obiad. Potem był pierwszy toast, drugi, trzeci. Nikt jeszcze nie wyszedł na parkiet i nie rozpoczął tak naprawdę imprezy. Trzeba to koniecznie zmienić. Chętnie potańczyłabym z Ethanem, ale znając życie zacząłby mnie obmacywać i się do mnie dobierać na parkiecie, więc postanowiłam, że wezmę w obroty jubilata.
            -Tayler, najprzystojniejszy przyjacielu na świecie, zatańczysz ze mną?- powiedziałam, szczerząc się do niego jak głupia.
            -No jasne, mała. - Dałam mu lekkiego buziaka w policzek i ruszyliśmy na parkiet.
            Leciała piosenka Rity Ory, może nie była idealna do tańczenia, ale w sam raz do rozruszania tłumu. Zaczęłam z Tay’em świrować na parkiecie i głośno śpiewać razem z piosenkarką. Po  chwili zachęceni ludzie już po kilku drinkach zaczęli tańczyć.
            I tak rozkręciła się impreza urodzinowa Taylera.  Wszyscy się świetnie bawili. Około północy podaliśmy tort. Wszyscy już nieźle wstawieni, zaśpiewaliśmy mu głośno Sto lat. Po kilku godzinach z powrotem usiadłam na moje miejsce obok Ethana. Nie spędziłam z nim praktycznie wcale czasu, więc nie zdziwiła mnie jego wściekła mina. 
            -Wiem i bardzo cię za to przepraszam. Ale od teraz jestem cała twoja. - Widząc, że nic się nie zmienia, wzięłam go za rękę. - Chodź potańczyć, marudo.

            Po chwilowej namowie wreszcie ruszyliśmy na parkiet. Często razem tańczyliśmy. W klubach, na domówkach, ale pierwszy raz na takiej imprezie. Nie mogłam pozwolić, żeby brunet zaczął mnie obmacywać. Nie chciałam, żeby moi przyjaciele i rodzice Taylera musieli na to patrzeć. Nie musiałam długo czekać, żeby ręce mojego chłopaka zniżyły się na tyłek, a usta zeszły na szyję. Od razu go lekko odepchnęłam.
            -Ethan, daj spokój, ludzie patrzą- powiedziałam, siląc się na uśmiech.
            -A co mnie oni obchodzą? Idziemy już? Mam na ciebie straszną ochotę- wyszeptał mi do ucha. Jeszcze jakiś czas temu w tym właśnie momencie poddałabym mu się, ale zaczynałam wracać do siebie. I coraz bardziej męczyło mnie zachowanie Ethana. 
            -Nie mogę. Jak chcesz, możesz wyjść, ja zostaję- powiedziałam, patrząc mu w oczy.

            Przez chwilę mi się przyglądał, po czym rzucił tylko jego znaczące jak chcesz i wyszedł, nawet się nie żegnając. Tak naprawdę ucieszyłam się z takiego obrotu spraw. Nim się obejrzałam, dochodziła godzina druga w nocy. Część ludzi leżała zalana gdzieś w kącie sali, niektórzy się zwinęli, ale też spora część się nieźle bawiła i wywijała na parkiecie w tym ja. Kiedy nie miałam już sił, poszłam się napić.
            -A gdzie zgubiłaś swojego bandziora?- usłyszałam za moimi plecami.
            -Wyszedł.
            -Już? A co, dzieciaczek nie miał stałej uwagi i się wkurzył? Oh, takich facetów, Katie, to musisz cały czas zabawiać. Jeśli wiesz, o czym mówię- powiedział, puszczając mi oczko. A we mnie się zagotowało. Nie wiem czy to przez alkohol, czy przez złość, ale nie wytrzymałam. Musiałam się jakoś wyżyć. Złapałam to co miałam pod ręką. Tak się złożyło, że był to kawałek tortu. Zamachnęłam się i spoliczkowałam go ciastem. Uderzenie musiało być dość mocne, bo aż odwrócił głowę w drugą stronę. Kiedy się odwrócił, patrzył na mnie zadziornym wzrokiem. On mnie podpuszczał! Chciał, żebym jakoś zareagowała, był zaskoczony, ale po chwili, ku mojemu przerażeniu, na jego ustach zawitał szeroki uśmiech. Nim się obejrzałam, wziął cały nałożony na talerz kawałek i wbił go w moją twarz.
            -A więc tak się bawimy, co? – powiedziałam, biorąc garścią kolejny kawałek. Jake, widząc co się święci, zaczął ze śmiechem uciekać z tortem na twarzy.
            -O tak! Uciekaj ty tchórzu!- krzyknęłam, ruszając za nim w pogoń.
            Ostatnie, co z tej imprezy pamiętałam to latające z każdej strony jedzenie.

11 komentarzy:

  1. Kocham, kocham, kocham! >3
    GENIALNY rozdział!
    Bitwa na tort Katie i Jake'a świetna! Skąd wzięłaś ten pomysł :D
    Sto lat, Tayler!
    Rozmowa Lucasa i Katie wywołała u mnie uśmiech :)
    Naprawdę świetny rozdział :)
    Ethan wkurza, nie lubię gościa. Dobrze, że jest postać irytująca czytelników ;)

    Czekam na nn ^^
    una-infinidad.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział!! Najlepsza bitwa na jedzenie! ^-^

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaki piękny początek! *_*
    Alex pod względem dyrygowania i terroryzowania ludzi trochę przypomina mnie, też czasami mnie ponosi :P
    Ethan to napalony dupek. Rozumiem pożądanie, ale to nie jest najważniejsze na świcie, tym bardziej, że byli na imprezie urodzinowej najlepszego przyjaciela Katie! Wrrr :D
    Ostatnia akcja z bitwą na jedzenie mnie rozbawiła. Tylko w sumie szkoda mi tego dobrego jedzenia :D
    Pozdrawiam i serdecznie zapraszam do mnie na nowy rozdział! :)
    Całuję ;**

    http://seem-like-a-dreams.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratuluję!
    Fragment Twojego opka znalazł się w poradniku mojego autorstwa zatytułowanym "AŁtoreczkowy przepis na sukces, czyli jak RZyć?".
    Poradnik znajdziesz tutaj:
    http://forteca-red.blogspot.com/2014/04/atoreczkowy-przepis-na-sukces-czyli-jak.html

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytam Twojego bloga od niedawna i właśnie zakończyłam ten rozdział. Już zniecierpliwiona czekam na kolejny ! Prosimy go jak najszybciej !
    Inaczej, ale równie świetnie pisze: mintycollar.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. genialnie piszesz, bardzo mi się spodobał ten rozdział i ogólnie całe opowiadanie :) Dodaję do obserwowanych i będę często zaglądać ^ ^
    Powodzenia i zapraszam też do mnie;
    http://andcomewithme.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Przyznam się, że z lekkim dystansem kliknęłam na link do Twojego bloga. Nie wiem czemu. Może taki dzień, że wkurza mnie spam?
    Złe odczucia jednak odeszły równie szybko jak się pojawiły. Z każdym słowem zachwycałam się coraz bardziej. Masz dobry styl pisania i nie zauważyłam chyba żadnej literówki za co kolejny plus. Po powyższym rozdziale jestem bardzo zadowolona i nie czuję niedosytu jak to czasami się zdarza. Sprawiasz, iż czytelnik ani się obejrzy i już zostaje wciągnięty w twój świat. Ja jestem wprost zachwycona!

    PS. W wolnej chwili zapraszam do siebie na: Zgubne Odruchy

    OdpowiedzUsuń
  8. Trochę to trwało zanim przebrnęłam przez te wszystkie rozdziały. Łatwo nie było, bo cała rodzina siedzi w pracy, a ja biedna muszę cały dom na Święta ogarnąć. Jak dodać jeszcze do tego tarcie dziesięciu kilo buraków i dodanie rozdziału na moim blogu, to ja się naprawdę dziwie, kiedy znalazłam czas na Twoją opowieść. Ogólnie rzecz biorąc ... bardzo mi się spodobało. Piszesz lekko ... ehh! Nie oszukujmy się. Dla mnie każdy pisze lekko. W końcu przeczytałam 'Nad Niemnem' w dwie godziny. Chyba tylko mi spodobały się opisy zawarte w tej książce :P Wracając! Piszesz lekko, rozdziały czyta się z dużą przyjemnością. Widać, że masz pomysł na opowiadanie, co jest bardzo ważne mając na uwadze, że większość blogów opowiada o Biberze/1d/ Dramione. Nie wiem jak Ty, ale ja mam już tego powoli dość, więc cieszę się, że zostawiłaś u mnie spam. Ja sama nienawidzę spamować, ale blogspot to nie onet. Jakoś trzeba zaistnieć, a mam wrażenie, że spam z moim blogiem jest wszędzie. Matko jedyna, ale się rozpisałam. Najlepsze jest to, że zupełnie nie na temat. Kończąc. Daj znać o nowym rozdziale ;)

    PS. w przerwach między jednym czekoladowym jajkiem a drugim, zapraszam na niech-milosc-zwyciezy.blogspot.com
    No i oczywiście Wesołych Świąt :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Zacznę od tego że w ogóle nie chciałam wchodzić, nie żeby coś, ale nie lubię kiedy ludzie zalewają mnie spamem, a mojego bloga omijają -,-
    Ale weszłam mimo to i mam nadzieję ze się odwdzięczysz tym samym.
    Ku zdziwieniu blog mnie zachwycił, serio umiesz pisać i to prawdę duży dar który, serio powala. Piszesz tak że nie mogę się doczekać co będzie w następnym rozdziale i choć sama wymyślam sobie co będzie dalej wiem że pewnie mnie zaskoczysz, oby tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam podobną sytuację, co koleżenka powyżej. Tak samo trafiłam na Twój blog przez przypadek, ale cóż, nie pożałowałam, dopiero zaczynam czytać i na pewno skończę :D
    Zapraszam do mnie na 6 rozdział : http://trudny-wybor.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja już teraz wiem, że oni są genetycznie zaprogramowani, aby ze soą być! GENETYCZNIE! W ogóle to co robi jest niesamowicie rozkoszne. Jednak mimo wszystko, znacznie wole Luka! Jest po prostu taki "dla mnie". ; )

    Tak się rozczytałam w Twoim opowiadaniu, że sama jestem w szoku, że zakończyła już rodział 15! Czyż to nie dowód, że w pełni mnie wciągnęło? ;)

    OdpowiedzUsuń

Wszystkie opinie i uwagi są dla mnie bardzo ważne, dlatego zachęcam do komentowania. Chciałabym poznać waszą opinię ;)

© grabarz from WS | XX.