„Feeling guilty”
Siedzieliśmy w domy Alex. Widziałem, że moja kuzynka
próbowała poprawić humor Lucasowi, niestety z marnym skutkiem. Chłopak siedział
podenerwowany. Naprawdę martwił się o Katie. Domyślałem się, że oboje bardzo przeżyli
śmierć brata, ale to co ona wyprawiała, to było już przegięcie. Z zamyśleń
wyrwał mnie dźwięk telefonu Luka.
-Tak?(…) Że gdzie jesteś?!(…)W co ty się znowu wpakowałaś?!
(...) Zaraz będę.
Na jego
twarzy wymalowana była furia.
-Hej Luke, co jest?- spytał Tayler.
-Kate jest w areszcie. Mam po nią przyjechać- powiedział, zbierając się.
-Nie wypuszczą jej. Musi ją odebrać rodzic -powiedziałem.
Wiele razy policja mnie łapała i wypuszczała tylko, jeżeli przyjechała po mnie
mama. Spojrzał na mnie.
-Muszę zadzwonić do rodziców- powiedział po chwili
zastanowienia.
***
Siedziałam w więzieniu z jakąś bandą przestępców! Cholera,
jak do tego doszło?! Czekałam, kiedy przyjedzie po mnie Lucas. Byłam
przygotowana na to, że będzie się wydzierał, ale chciałam się jak najszybciej
stąd wydostać.
-Katherine Parker!- zawołał strażnik, na co od razu wstałam i
się zgłosiłam.
-To ja.
-Wychodzisz. – Ucieszona, szybko wybiegłam i ruszyłam ku
wyjściu.
Spodziewałam się zobaczyć Lucasa, a zamiast niego stała
przede mną mama. Cholera. Bez słowa ruszyłyśmy do auta. Całą drogę
przemilczałyśmy. Jak wrócimy, pewnie będzie rzeźnia. Weszłyśmy do domu, mama od razu
skierowała się do salonu. Nie zamierzałam tam wchodzić, bojąc się, co tam może
się dziać. Nie dane mi było dojść nawet do schodów, bo usłyszałam stanowczy
głos taty.
-Katherine, pozwól do nas. - Oho, tata wymówił moje pełne imię, a
to nie wróży nic dobrego. Weszłam do salonu, w którym był Lucas i rodzice.
-Co to ma być?- spytałam podejrzliwie.
-Musimy poważnie porozmawiać na temat twojego zachowania, młoda damo. - Spojrzałam od razu na Lucasa, ale jego twarz nie wyrażała żadnych
emocji, patrzył gdzieś w dal, jakby go tu nie było. Byłam na niego wściekła, że
mnie wydał, ale nic się nie odezwałam.
-Córciu, co się ostatnio z tobą dzieje? Nie poznaję cię.
Bójki, imprezy, nielegalne wyścigi-powiedziała zmartwiona mama, na co ja tylko
prychnęłam.
-Katherine, zachowuj się. Staramy się zrozumieć, co ostatnio się z tobą dzieje. W
ogóle z nami nie rozmawiasz i martwimy się o ciebie, tak jak i twoi
przyjaciele. Nie chcemy, żebyś nas unikała. Chcemy wiedzieć, co czujesz i żebyś
wiedziała, że zawsze możesz na nas liczyć- powiedział łagodnie tata.
-Mogę na was liczyć?! Ty chyba sobie żartujesz! Gdzie
byliście, kiedy po śmierci Maxa nie mogłam się pozbierać?! Gdzie byliście,
kiedy co noc płakałam i potrzebowałam waszego wsparcia? Powiem ci. Byliście w
pracy, unikając siebie nawzajem i własnych dzieci, więc oszczędź mi tej
pieprzonej gadki, na temat jak to wam bardzo zależy i daj mi święty spokój. - Wstałam z zamiarem wyjścia z pokoju, ale czyjś uścisk na moim ramieniu mi nie
pozwolił.
-Puść mnie Lucas, bo nie ręczę za siebie-wysyczałam przez
zaciśnięte zęby.
-Uspokój się Kate. Musimy w końcu porozmawiać jak normalna
rodzina. - Wyrwałam rękę z jego uścisku i zaczęłam mówić, co o tym wszystkim
myślę.
-Normalna rodzina? Przecież my nie jesteśmy normalną rodziną.
Od śmierci Maxa unikamy się i nie potrafimy ze sobą normalnie rozmawiać!
-Przecież to nie prawda-zaprzeczył oburzony ojciec.
-Ha ha, jasne. Kiedy ostatnio spałeś w domu, tato? Kiedy
ostatnio szczerze rozmawiałeś z mamą? Dokładnie dwa miesiące temu. W ogóle was nie
obchodzi, co się z nami dzieje! Macie nas głęboko w dupie. Dopóki nie sprawiamy
kłopotów, jest wszystko dobrze. Chrzanić taką rodzinę!- wydzierałam się. Nie
panowałam już nad sobą.
-A myślisz, że nam było łatwo po śmierci twojego brata?-
załkała mama. - Nie masz pojęcia, jak jest mi ciężko znieść myśl, że moje kochane
dziecko nie żyje.
-Masz rację, nie wiem! Bo niby skąd miałabym wiedzieć?!
Całymi dniami nie ma cię w domu, a jak już jesteś to i tak idziesz do swojego
pokoju i z niego nie wychodzisz! Mam wrażenie, jakby Max nie był jedynym,
którego straciłam. - Nie byłam już dłużej w stanie zatrzymać łez.
-Kate, nie mów tak. - Lucas spróbował do mnie podejść i
przytulić, ale szybko się odsunęłam.
- A ty niby co? Zaufałam ci! Miałam nadzieję, że mi pomożesz!
Ale ty potrafisz tylko za mną łazić, jakbym potrzebowała opiekunki, a wcale jej
nie potrzebuję!
-Na to wygląda, że potrzebujesz! Ktoś musi się tobą zająć, kiedy
nie jesteś w stanie ustać na nogach!
-To nie twoja sprawa co robię!- Odepchnęłam go z całej siły,
kiedy ponownie zaczął się do mnie zbliżać.
-A właśnie, że moja. Jesteś moją siostrą i zrobię wszystko,
żeby nie stała ci się krzywda!
-Już potrafię o siebie zadbać i nie potrzebuję twojego zakichanego nosa, węszącego wszędzie, gdzie się pojawię! Potrzebowałam, byś się
mną zajął dwa miesiące temu, a teraz świetnie sobie radzę sama!
-Właśnie można było to dzisiaj świetnie zauważyć! Ale wiesz
co?! Prawda jest taka, że odcięłaś się od nas! Wydaje ci się, że nie próbowałem
ci pomóc? Że nie próbowałem z tobą rozmawiać?! Próbowałem, ale ty mnie za
każdym razem zbywałaś, Kate! Za każdym cholernym razem! W końcu postanowiłem, że
dam ci czas na ochłonięcie. Myślałem, że jak to wszystko do ciebie dojdzie,
przyjmiesz moją pomoc. Ale nie! Ciebie coraz częściej nie było w domu, wpadłaś
w jakieś złe towarzystwo i od tamtej pory czuję, że z każdym dniem bardziej cię
tracę.
-Myślisz, że za tobą nie tęsknię i że nie chcę, żeby było jak
kiedyś? Jasne, że chcę. Ale nie potrafię wytrzymać z myślą, że po części nie
żyje przeze mnie. Że gdybym nie była tak zapatrzona w moje marzenie zostania
pieprzoną tancereczką, to by żył! – Rozpłakałam się już na dobre. Byłam tak rozhisteryzowana,
że ledwo co widziałam przez łzy co chwila lecące z oczu. -W dzień jego śmierci
dzwonił do mnie, Luke! Dzwonił i chciał pogadać, a ja mu powiedziałam, że
właśnie idę na kurs tańca, z jednym z najlepszych instruktorów w Nowym Jorku.
Nawet nie zauważyłam, w jakim był stanie, taka byłam przejęta. A wiesz co
odpowiedział?! „Dobrze mała, spełniaj marzenia i nigdy się nie poddawaj. Kocham
cię, pamiętaj o tym.” Mogłam temu zapobiec! Gdybym tylko pozwoliła mu się
wyżalić-załkałam, a Lucas zaczął mnie uspokajać i znowu spróbował mnie
przytulić, ale po raz kolejny mu się wyrwałam, tylko że tym razem nie odpuścił.
Złapał mnie za nadgarstki i mocno do siebie przytulił.
-Cii, już dobrze. To nie twoja wina. Nic nie mogłaś zrobić.
Wszystko dobrze, jestem przy tobie.
Ojejciu. Jakie to genialne. Przez caly czas mialam lzy w oczach. Gratuluje. Pieknie to opisalyscie.
OdpowiedzUsuńZauwazylam kilka literowek.
Pozdrawiam i zycze weny!
Jaka ostra rozmowa, ale w sumie dobrze, że w końcu sobie to wszystko wyjaśnili :) Fajnie oddałaś dramatyzm całej sytuacji.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zapraszam do mnie na nowy rozdział! :)
http://seem-like-a-dreams.blogspot.com/
Rozdział jest po prostu rewelacyjny !!!
OdpowiedzUsuńBardzo mi się spodobało twoje opowiadanie.
Myślę, że będę tutaj zaglądać częściej i z niecierpliwością czekam nn, kochana ♥
http://i-and-love-you.blogspot.com/
Zaczynam pisać ten komentarz po raz trzeci. Cały czas mój telefon sie zawiesza i robi jakieś dziwne protesty, ah! Co mam powiedzieć ? Rozdział jest strasznie smutny. Takie sCzererozmowy pełne żalu po prostu poruszają serce człowieka. Ta sytuacja jest tragiczna. Z jednej strony dziewczyna Maksa zdradziła go z facetem, który mógłby być jej ojcem. A ona co robi ? Mówi do niej "witam niedoszła szfagirecze"! Tragedia! Idę czytać dalej. Wciąż wyczekuje watpliwości miedzy Katie i Jackobem! Tu będzie coś naprawdę interesującego.
OdpowiedzUsuńWspaniale jak ja kocham jak ktoś jest przytulany ale ns początku byl zlspany za nadgardtki no cóż moja definicja miłości znowu sie odzywa, post cudowny,
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!