#17


„The worst day since yesterday”

            Wszystko mnie bolało. Czułam, że moja prawa noga i ręką były zdrętwiałe. A co się działo w tej chwili z moimi plecami, to już nawet nie wspomnę. Całe ciało mnie bolało. Ale czemu? Co ja do cholery wczoraj robiłam? Nic nie pamiętałam. Kurwa! Spokojnie. Co się wydarzyło? Hm, ostatnie co pamiętam to... Hm, dalej, no dawaj! Ethan! Piłam z Ethanem, ale co było potem?
            Nie mam pojęcia, ile tak siedziałam i się zastanawiałam. W końcu odpuściłam, ale bałam się otworzyć oczy. Gdzie ja jestem? Nagle usłyszałam jakiś dźwięk.
            -Cześć. Słuchaj, dzwonię do ciebie, bo muszę ci o czymś powiedzieć. Nie spodoba ci się to- mówił głos. Ale do kogo należał? Wydawał się być znajomy.
            -Znalazłem ją wczoraj na imprezie. Była całkowicie zalana. Nie krzycz. Nic jej nie jest. Tak jakby. Chodzi o to, że ona nie była tylko pijana. Była naćpana, Luke. Tak, jest teraz ze mną.
            Jacob! Kurwa jego mać! Ten jego pieprzony nochal zawsze mnie wywęszy. Ale co on powiedział? Naćpana? Tabletki! Poprosiłam o jakieś narkotyki, a on mi dał tabletki, ecstasy.
            -Nic jej nie jest. Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł, Lucas. Twoi rodzice nie powinni jej widzieć w takim stanie, a nie wiem, ile czasu zajmie jej dojście do siebie. Może to nawet potrwać dwa dni. Dobra, słuchaj. Zrobimy tak. Muszę jechać do Nowego Jorku w ważnej sprawie, ok? Już i tak jesteśmy w połowie drogi. Zaopiekuję się nią. Ufasz mi? Dobra. Na razie.
            NY?! Po jaką cholerę on tam jedzie? I na co ja mu do szczęścia potrzebna? Zaczęło się we mnie gotować. Otworzyłam z rozmachem drzwi.
            -Co ty wyprawiasz?! NY?! Po co tam jedziesz? Czemu muszę jechać z tobą? – wydarłam się na niego. Kurde, gdybym za każdym razem, jak się na niego drę, dostawała kasę, byłabym milionerką.
            -Uspokój się Kate, ok? Jedziesz ze mną, bo nie powinnaś pokazywać się na razie rodzicom.
            -Nic o mnie nie wiesz! Nie masz pojęcia, co wczoraj robiłam! Więc się nie wtrącaj! I zabierz mnie do domu!- krzyczałam.
            -Do domu?! Dziewczyno, ty powinnaś iść na odwyk, a nie do domu! Wiesz w ogóle, w jakie bagno się pakujesz?! Zdajesz sobie z tego sprawę, czy po prostu jesteś jak te wszystkie puste dziewczyny, które chcą się tylko zabawić?! Narkotyki to nie są przelewki, do kurwy nędzy!
            -Jakie narkotyki, co ty pierdolisz?! To tylko ecstasy!
            -Tylko?! Od tego się zaczyna! Weźmiesz kilka razy, może zapalisz maryśkę, a potem stwierdzisz, że to ci już nie wystarcza i nim się obejrzysz, jedyne, o czym będziesz mogła myśleć, to co można sprzedać, żeby zdobyć kasę na to świństwo!
            -Nic o mnie nie wiesz! Nie wtrącaj się do mojego życia, jasne?! I zabierz mnie do domu!
            Ruszyłam z powrotem do auta. Siedziałam chwilę, a Jake próbował się uspokoić na zewnątrz. Po chwili zobaczyłam, że idzie w moje ślady. Grzeczny chłopczyk. Ale jak tylko ponownie odpalił wóz, jeszcze dobrze nie ruszyliśmy, a widziałam, że nie zrobi tego, co chciałam, a mianowicie wrócić do domu. Miałam ochotę go zabić.
            -Nie słyszałeś, co do ciebie mówiłam?! Chcę wracać do domu!- ponownie podniosłam na niego głos.
            -Doskonale cię słyszałem, ale jak na razie jedziemy do NY. Jak będziesz grzeczna, to może nie będziesz musiała biec za samochodem – powiedział, głupkowato się śmiejąc.
            Co za dupek. Nie miałam siły się z nim dłużej kłócić. Chciałam coś rozwalić. Byłam zmęczona i bolała mnie głowa. Przez następne dwie godziny drzemałam. Kiedy się obudziłam byliśmy już niedaleko miasta.
            -Po co właściwie tam jedziesz?- spytałam sennie.
            Odpowiedzi się nie doczekałam. Zamiast tego pogłośnił tylko muzykę z radia. Leciało akurat AC/DC- Highway to hell. Idealna piosenka na tę chwilę. Zaczęłam cichutko podśpiewywać razem z wokalistą. Na nieszczęście przypomniałam sobie naszą wycieczkę.

            Szliśmy z Jakem ulicami Nowego Jorku. Było coś koło szesnastej. W każdym innym mieście już koło tej godziny ruch na ulicy byłby dużo mniejszy, ale nie tutaj. W końcu skądś się wzięło powiedzenie „Nowy Jork nigdy nie śpi”.
            -Boże, jak ja to miasto kocham- powiedziałam bardziej do siebie niż do Jake’a, ale i tak usłyszał. 
            -To czemu tu nie zamieszkasz? – spytał, patrząc na mnie tymi zniewalającymi, zielonymi oczami. 

            -Chciałabym, naprawdę. Ale muszę skończyć liceum. Później planuję tu przyjechać, żeby kształcić się w tańcu. 

            -O, tancereczka? I ja nic o tym nie wiem? Kiedy będę miał prywatny pokaz?- spytał z łobuzerskim uśmiechem, unosząc jedną brew.

            -Hola hola, nie rozpędzaj się kowboju. Żeby zobaczyć, jak tańczę, musisz zasłużyć.

            -Niby jak? – spytał.
            -Nie wiem, wymyśl coś- powiedziałam ze śmiechem.
            Nagle Jake zniknął w którymś ze sklepów i usłyszałam tylko, jak ktoś pogłaśnia muzykę w radiu. Kojarzyłam ten kawałek, ale nie mogłam przypomnieć sobie tytułu. 
            -A co jeśli ci powiem, że to moja ulubiona piosenka?- spytał z oczami a’la kotek ze Shreka i zaczął do niej świrować. Zaczęłam oglądać się na wszystkie strony, co na to ludzie. Niektórzy patrzyli na niego z kpiną, inni przystawali i uśmiechali się, ale i tak połowa z nich nie zwracała na niego uwagi. 


            -Nie daj się prosić, Katie. - Dotąd tylko Max mnie tak nazywał, ale w ustach Jacoba brzmiało to o wiele lepiej. Uśmiechnęłam się i ku własnemu zdziwieniu dołączyłam. Teraz oboje tańczyliśmy, o ile można to było nazwać tańcem, na środku chodnika. 
Nawet niektórzy z patrzących się przyłączyli.
            Te wakacje zapowiadały się cudownie.


            Do teraźniejszości wróciłam, kiedy mignął mi napis „Witamy w Nowym Jorku”. Zżerała mnie ciekawość, po co Jake tu przyjechał. Zajechaliśmy pod jakąś bramę. Rozejrzałam się i dostrzegłam ścieżkę. Po obu jej stronach rosło mnóstwo kwiatów i drzew, a co jakąś odległość była ławka.
            -Dobra, słuchaj. Ja teraz muszę gdzieś pójść, już i tak jestem nieźle spóźniony. Nie będzie mnie około godzinę. Zostawię ci kluczyki, ale jeżeli wywiniesz jakiś numer, to przysięgam, że pożałujesz, jasne? Możesz przejść się po parku, ale nie oddalaj się za bardzo, żebyś się nie zgubiła. Hej! Spójrz na mnie! Słyszałaś co do ciebie powiedziałem? – Zaczął pstrykać mi palcami przed oczami.
            -Tak, usłyszałam. Nie traktuj mnie jak niedorozwiniętą – powiedziałam wkurzona, bijąc go lekko w rękę.
            -Nie traktuję. W razie czego dzwoń, chociaż wolałbym żebyś mi nie przeszkadzała.
            -Dobra, dobra. Możesz już iść- machnęłam na niego ręką. Jacob podszedł do bagażnika i wyciągnął duży czarny pokrowiec.
            -Bez wygłupów, jasne? – wyjrzał jeszcze przez okno.
            -Spokojnie, kowboju. Nie masz się o co martwić- powiedziałam z uśmiechem, puszczając mu oczko, na co ten prychnął i przewrócił oczami. Kiedy się oddalił, wzięłam kluczyki i wyszłam z auta. Kiedy zamknęłam pojazd, ruszyłam przed siebie, aż zobaczyłam park.
            Usiadłam na ławce pod bardzo starym dębem, który dawał mi cień. Naprzeciwko mnie znajdowało się boisko do koszykówki. Grał na niej tylko jeden chłopiec. Miał może z sześć lat i był ubrany w garnitur. Rozejrzałam się, by zobaczyć, czy nie siedzą gdzieś jego rodzice, ale nie dostrzegłam nikogo w pobliżu. Nikt się nie zainteresował, że tak młode dziecko wałęsa się samo? Wstałam z mojego zacisznego zakątka i podeszłam do chłopca.
            -Cześć– przywitałam się z nim w miarę moich możliwości przyjaźnie.
            -Nie powinienem rozmawiać z nieznajomymi- powiedział chłopiec, nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Nadal rzucał do kosza i po raz kolejny z rzędu udało mu się celnie trafić.
            -I słusznie. Ale zastanawiam się po prostu, czemu jesteś tutaj sam. Twoi rodzice wiedzą, gdzie jesteś?
            Wtedy chłopiec spojrzał na mnie. Był dość niski i szczupły, jasne włosy. Ciężko było zdefiniować, jaki konkretny to był kolor. Trochę blond, trochę rudych. Oczy miał niebieskie, w tym momencie można było wyczytać z nich złość i ból. Nagle do mnie dotarło. Przypominał mi Maxa. Zakuło mnie serce. Powstrzymując łzy, postanowiłam spróbować jeszcze raz zagadnąć do chłopaka.
            -Hej, wszystko w porządku? Czemu jesteś tutaj sam? Gdzie twoi przyjaciele? Rodzice?- spytałam, zbliżając się do niego.
            Cisza. Nic nie odpowiedział. W końcu piłka przyleciała w moją stronę, więc ją złapałam.
            -Powiesz mi chociaż swoje imię?- spytałam.
            -Michael- powiedział cicho.
            -Ładne imię. Jestem Kate. Zagramy?
            Chłopiec po chwili ciszy przytaknął głową. Byłam tragiczna w grze, z czego Michael miał niezły ubaw. Kiedy po dobrych kilku minutach gry usiedliśmy zmęczeni na ławce, zaczęłam znowu wypytywać.
            -Więc, Michael, co robisz tutaj sam?
            -Wszyscy moi bliscy są na pogrzebie- odpowiedział po chwili ciszy.
            Przez chwilę nie mogłam wykrztusić z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Od razu przypominam sobie śmierć Maxa. Niedowierzanie, zaprzeczanie, ból. Odwróciłam głowę w drugą stronę, by Michael nie zobaczył moich szklistych oczu.
            -Bardzo mi przykro. Mogę spytać, kto zmarł?- zapytałam niepewnie.
            -Mój brat Scott- powiedział z trudem. Odwróciłam się w jego stronę i w jego oczach zobaczyłam pojawiające się łzy.
            -Dlaczego ty nie poszedłeś na pogrzeb, Michael?- spytałam po chwili.
            Michael w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami. Jak można nie iść na pogrzeb własnego brata? Jak widać normalnie. Ja też nie byłam żałuje i to bardzo.
            -Posłuchaj, Michael. Zdaję sobie sprawę, że jest ci ciężko, naprawdę. Wiem jak to jest stracić bliską ci osobę. Przeżyłam to. Tak jak ty straciłam brata. - Spojrzał na mnie załzawionymi, zdziwionymi oczami, a ja kontynuowałam.
            -Nie miałam okazji się z nim pożegnać, kiedy jeszcze żył, ale najgorsze jest to, że nie pożegnałam się z nim, kiedy miałam szansę. Nie poszłam na jego pogrzeb, wybrałam ucieczkę tak  jak ty. I to był błąd, Michael. Naprawdę żałuję, że nie poszłam na pogrzeb mojego brata i wiem, że ty też będziesz żałował.
            Chłopiec nie wytrzymał i wtulił się we mnie. Słyszałam jak szlochał i było mi jeszcze ciężej powstrzymywać się od rozpłakania razem z nim.
            -Nie powiedziałem Scottowi, jak bardzo go kocham- wyszlochał.
            -Nie musiałeś. Był twoim starszym bratem, wiedział, że go kochasz i on kochał cię równie mocno, wiesz? – Mały jeszcze głośniej zawył, więc go przytuliłam.
            Nie wiem, ile tak siedzieliśmy. Kiedy już przestał płakać, cichutko się odezwał.
            -Pójdziesz ze mną? – spytał błagalnie.
            Nie chciałam iść, ale nie mogłam puścić go samego, więc kiwnęłam głową. Na cmentarz szliśmy w ciszy. Kiedy dotarliśmy prawie że do samej odprawianej mszy, stanęłam. Michael spojrzał na mnie błagalnie, ale wiedziałam, że nie powinnam dalej iść. Ukucnęłam obok niego, a on się we mnie wtulił.
            -Dziękuję- wyszeptał i pobiegł do mamy, która zanosiła się płaczem.
            Patrzyłam jeszcze chwilę na stojących, pogrążonych w smutku rodzinę i przyjaciół. Niedaleko Michaela dostrzegłam osobę, której najmniej się spodziewałam.

5 komentarzy:

  1. O rany.
    Na końcu to Jake, prawda? Dlatego miał pokrowiec, to był garnitur?
    Kurde. Nie umiem określić swoich uczuć po przeczytaniu tego rozdziału. Z jednej strony Kate zachowała się idiotycznie, wiec teraz ma kaca i wyżywa się na Bogu winnym Jacob'ie. Z drugiej strony, pociesza Michaela, pokazując swoją empatię.
    Rozdział smutny, ale też ciekawy, bardzo dobry.
    Miejscami nie ma przecinków, w niektórych są niepotrzebne.

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, jaki cudowny rozdział !!!
    Prawię się popłakałam :C
    Na samym końcu to był Jake? Hmmm?
    Kurczę z jednej strony to jestem zła na Kate, że się naćpała i wyżywała na Jake'u. Jednak jej zachowanie względem Michaela było naprawdę wzruszające. Biedactwa, oboje stracili bliskie im osoby :C
    Rozdział wspaniały jak zawsze !
    Czekam na ciąg dalszy i życzę duuuużo weny !!
    Asikeo^^
    PS.Zapraszam do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku... świetne opowiadanie :3 Dobrze się czyta, masz ciekawy styl pisania i na pewno będę wpadać tu częściej :D zapraszam do siebie :p dopiero zaczynam ale może Ci się spodoba
    http://malinoweciastko16.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajne, ciekawe i wciągające opowiadanie! Od razu mi się spodobało! Kurczę, tej Kate naprawdę musi być ciężko po śmierci Maxa. Strasznie jej współczuję. Przestała tańczyć, oddaliła się od rodziny i przyjaciół... imprezy, alkohol, narkotyki no i ten jej chłopak Ethan. Mam nadzieję, że Kate w końcu ogarnie się i zobaczy jaki on jest, bo to serio chłopak nie dla niej. Tym bardziej, że w tym związku nie ma w ogóle miłości.!! A ona pod jego wpływem ćpa i pije. Oby jej przyjaciele wyrwali ją od tego toksycznego związku.
    Kibicuję Kate i Jake'owi, bo pewnie prędzej czy później się zejdą. A byliby świetną parą ;)
    Pokochałam normalnie te opowiadanie ♥
    Życzę Ci dużo motywacji i czekam na następny <3

    Jak masz ochotę to wbijaj też do mnie. ;)
    bezcelowe-marzenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. CO ON TAM ROBIŁ! TO NA BANK BYŁ J. PRAWDA?!

    OdpowiedzUsuń

Wszystkie opinie i uwagi są dla mnie bardzo ważne, dlatego zachęcam do komentowania. Chciałabym poznać waszą opinię ;)

© grabarz from WS | XX.