„The worst day since yesterday”
Wszystko mnie bolało. Czułam, że moja
prawa noga i ręką były zdrętwiałe. A co się działo w tej chwili z moimi plecami,
to już nawet nie wspomnę. Całe ciało mnie bolało. Ale czemu? Co ja do cholery
wczoraj robiłam? Nic nie pamiętałam. Kurwa! Spokojnie. Co się wydarzyło? Hm, ostatnie co pamiętam to... Hm, dalej, no dawaj! Ethan! Piłam z Ethanem, ale co
było potem?
Nie mam pojęcia, ile tak siedziałam i
się zastanawiałam. W końcu odpuściłam, ale bałam się otworzyć oczy. Gdzie ja
jestem? Nagle usłyszałam jakiś dźwięk.
-Cześć. Słuchaj, dzwonię do ciebie,
bo muszę ci o czymś powiedzieć. Nie spodoba ci się to- mówił głos. Ale do kogo
należał? Wydawał się być znajomy.
-Znalazłem ją wczoraj na imprezie.
Była całkowicie zalana. Nie krzycz. Nic jej nie jest. Tak jakby. Chodzi o to,
że ona nie była tylko pijana. Była naćpana, Luke. Tak, jest teraz ze mną.
Jacob! Kurwa jego mać! Ten jego
pieprzony nochal zawsze mnie wywęszy. Ale co on powiedział? Naćpana? Tabletki!
Poprosiłam o jakieś narkotyki, a on mi dał tabletki, ecstasy.
-Nic jej nie jest. Nie wydaje mi
się, żeby to był dobry pomysł, Lucas. Twoi rodzice nie powinni jej widzieć w
takim stanie, a nie wiem, ile czasu zajmie jej dojście do siebie. Może to nawet
potrwać dwa dni. Dobra, słuchaj. Zrobimy tak. Muszę jechać do Nowego Jorku w
ważnej sprawie, ok? Już i tak jesteśmy w połowie drogi. Zaopiekuję się nią.
Ufasz mi? Dobra. Na razie.
NY?! Po jaką cholerę on tam jedzie?
I na co ja mu do szczęścia potrzebna? Zaczęło się we mnie gotować. Otworzyłam z
rozmachem drzwi.
-Co ty wyprawiasz?! NY?! Po co tam
jedziesz? Czemu muszę jechać z tobą? – wydarłam się na niego. Kurde, gdybym za
każdym razem, jak się na niego drę, dostawała kasę, byłabym milionerką.
-Uspokój się Kate, ok? Jedziesz ze
mną, bo nie powinnaś pokazywać się na razie rodzicom.
-Nic o mnie nie wiesz! Nie masz
pojęcia, co wczoraj robiłam! Więc się nie wtrącaj! I zabierz mnie do domu!-
krzyczałam.
-Do domu?! Dziewczyno, ty powinnaś
iść na odwyk, a nie do domu! Wiesz w ogóle, w jakie bagno się pakujesz?! Zdajesz
sobie z tego sprawę, czy po prostu jesteś jak te wszystkie puste dziewczyny,
które chcą się tylko zabawić?! Narkotyki to nie są przelewki, do kurwy nędzy!
-Jakie narkotyki, co ty pierdolisz?!
To tylko ecstasy!
-Tylko?! Od tego się zaczyna! Weźmiesz
kilka razy, może zapalisz maryśkę, a potem stwierdzisz, że to ci już nie
wystarcza i nim się obejrzysz, jedyne, o czym będziesz mogła myśleć, to co można sprzedać,
żeby zdobyć kasę na to świństwo!
-Nic o mnie nie wiesz! Nie wtrącaj
się do mojego życia, jasne?! I zabierz mnie do domu!
Ruszyłam z powrotem do auta.
Siedziałam chwilę, a Jake próbował się uspokoić na zewnątrz. Po chwili zobaczyłam,
że idzie w moje ślady. Grzeczny chłopczyk. Ale jak tylko ponownie odpalił wóz,
jeszcze dobrze nie ruszyliśmy, a widziałam, że nie zrobi tego, co chciałam, a
mianowicie wrócić do domu. Miałam ochotę go zabić.
-Nie słyszałeś, co do ciebie
mówiłam?! Chcę wracać do domu!- ponownie podniosłam na niego głos.
-Doskonale cię słyszałem, ale jak na
razie jedziemy do NY. Jak będziesz grzeczna, to może nie będziesz musiała biec
za samochodem – powiedział, głupkowato się śmiejąc.
Co za dupek. Nie miałam siły się z
nim dłużej kłócić. Chciałam coś rozwalić. Byłam zmęczona i bolała mnie
głowa. Przez następne dwie godziny drzemałam. Kiedy się obudziłam byliśmy już
niedaleko miasta.
-Po co właściwie tam jedziesz?-
spytałam sennie.
Odpowiedzi się nie doczekałam.
Zamiast tego pogłośnił tylko muzykę z radia. Leciało akurat AC/DC- Highway to hell.
Idealna piosenka na tę chwilę. Zaczęłam cichutko podśpiewywać razem z wokalistą.
Na nieszczęście przypomniałam sobie naszą wycieczkę.
Szliśmy
z Jakem ulicami Nowego Jorku. Było coś koło szesnastej. W każdym innym
mieście już koło tej godziny ruch na ulicy byłby dużo mniejszy, ale nie
tutaj. W końcu skądś się wzięło powiedzenie „Nowy Jork nigdy nie śpi”.
-Boże,
jak ja to miasto kocham- powiedziałam bardziej do siebie niż do Jake’a, ale i
tak usłyszał.
-To czemu tu nie zamieszkasz?
– spytał, patrząc na mnie tymi zniewalającymi, zielonymi oczami.
-Chciałabym, naprawdę. Ale
muszę skończyć liceum. Później planuję tu przyjechać, żeby kształcić się w
tańcu.
-O, tancereczka? I ja nic o tym
nie wiem? Kiedy będę miał prywatny pokaz?- spytał z łobuzerskim uśmiechem,
unosząc jedną brew.
-Hola hola, nie rozpędzaj się
kowboju. Żeby zobaczyć, jak tańczę, musisz zasłużyć.
-Niby jak? – spytał.
-Nie wiem, wymyśl coś-
powiedziałam ze śmiechem.
Nagle Jake zniknął w którymś
ze sklepów i usłyszałam tylko, jak ktoś pogłaśnia muzykę w radiu. Kojarzyłam ten
kawałek, ale nie mogłam przypomnieć sobie tytułu.
-A co jeśli ci powiem, że to
moja ulubiona piosenka?- spytał z oczami a’la kotek
ze Shreka i zaczął do niej świrować. Zaczęłam oglądać się na wszystkie strony,
co na to ludzie. Niektórzy patrzyli na niego z kpiną, inni przystawali i
uśmiechali się, ale i tak połowa z nich nie zwracała na niego uwagi.
-Nie daj się prosić, Katie. - Dotąd tylko Max mnie tak nazywał, ale w ustach Jacoba brzmiało to o wiele lepiej.
Uśmiechnęłam się i ku własnemu zdziwieniu dołączyłam. Teraz oboje tańczyliśmy,
o ile można to było nazwać tańcem, na środku chodnika.
Nawet niektórzy z patrzących się przyłączyli.
Te wakacje zapowiadały się
cudownie.
Do teraźniejszości wróciłam, kiedy
mignął mi napis „Witamy w Nowym Jorku”. Zżerała mnie ciekawość, po co Jake tu
przyjechał. Zajechaliśmy pod jakąś bramę. Rozejrzałam się i dostrzegłam
ścieżkę. Po obu jej stronach rosło mnóstwo kwiatów i drzew, a co jakąś
odległość była ławka.
-Dobra, słuchaj. Ja teraz muszę gdzieś
pójść, już i tak jestem nieźle spóźniony. Nie będzie mnie około godzinę. Zostawię ci kluczyki, ale jeżeli
wywiniesz jakiś numer, to przysięgam, że pożałujesz, jasne? Możesz przejść się po
parku, ale nie oddalaj się za bardzo, żebyś się nie zgubiła. Hej! Spójrz na
mnie! Słyszałaś co do ciebie powiedziałem? – Zaczął pstrykać mi palcami przed
oczami.
-Tak, usłyszałam. Nie traktuj mnie jak
niedorozwiniętą – powiedziałam wkurzona, bijąc go lekko w rękę.
-Nie traktuję. W razie czego dzwoń,
chociaż wolałbym żebyś mi nie przeszkadzała.
-Dobra, dobra. Możesz już iść-
machnęłam na niego ręką. Jacob podszedł do bagażnika i wyciągnął duży czarny
pokrowiec.
-Bez wygłupów, jasne? – wyjrzał
jeszcze przez okno.
-Spokojnie, kowboju. Nie masz się o
co martwić- powiedziałam z uśmiechem, puszczając mu oczko, na co ten prychnął i
przewrócił oczami. Kiedy się oddalił, wzięłam kluczyki i wyszłam z auta. Kiedy
zamknęłam pojazd, ruszyłam przed siebie, aż zobaczyłam park.
Usiadłam na ławce pod bardzo starym
dębem, który dawał mi cień. Naprzeciwko mnie znajdowało się boisko do
koszykówki. Grał na niej tylko jeden chłopiec. Miał może z sześć lat i był ubrany w
garnitur. Rozejrzałam się, by zobaczyć, czy nie siedzą gdzieś jego rodzice, ale
nie dostrzegłam nikogo w pobliżu. Nikt się nie zainteresował, że tak młode
dziecko wałęsa się samo? Wstałam z mojego zacisznego zakątka i podeszłam do
chłopca.
-Cześć– przywitałam się z nim w
miarę moich możliwości przyjaźnie.
-Nie powinienem rozmawiać z
nieznajomymi- powiedział chłopiec, nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem.
Nadal rzucał do kosza i po raz kolejny z rzędu udało mu się celnie trafić.
-I słusznie. Ale zastanawiam się po
prostu, czemu jesteś tutaj sam. Twoi rodzice wiedzą, gdzie jesteś?
Wtedy chłopiec spojrzał na mnie. Był
dość niski i szczupły, jasne włosy. Ciężko było zdefiniować, jaki konkretny to
był kolor. Trochę blond, trochę rudych. Oczy miał niebieskie, w tym momencie
można było wyczytać z nich złość i ból. Nagle do mnie dotarło. Przypominał mi
Maxa. Zakuło mnie serce. Powstrzymując łzy, postanowiłam spróbować jeszcze raz
zagadnąć do chłopaka.
-Hej, wszystko w porządku? Czemu
jesteś tutaj sam? Gdzie twoi przyjaciele? Rodzice?- spytałam, zbliżając się do
niego.
Cisza. Nic nie odpowiedział. W końcu
piłka przyleciała w moją stronę, więc ją złapałam.
-Powiesz mi chociaż swoje imię?-
spytałam.
-Michael- powiedział cicho.
-Ładne imię. Jestem Kate.
Zagramy?
Chłopiec po chwili ciszy przytaknął głową. Byłam tragiczna w grze, z czego Michael miał niezły ubaw. Kiedy po
dobrych kilku minutach gry usiedliśmy zmęczeni na ławce, zaczęłam znowu
wypytywać.
-Więc, Michael, co robisz tutaj sam?
-Wszyscy moi bliscy są na pogrzebie-
odpowiedział po chwili ciszy.
Przez chwilę nie mogłam wykrztusić z
siebie jakiegokolwiek dźwięku. Od razu przypominam sobie śmierć Maxa. Niedowierzanie, zaprzeczanie, ból. Odwróciłam głowę w drugą stronę, by Michael nie
zobaczył moich szklistych oczu.
-Bardzo mi przykro. Mogę spytać, kto
zmarł?- zapytałam niepewnie.
-Mój brat Scott- powiedział z trudem. Odwróciłam się w jego stronę i w jego oczach zobaczyłam pojawiające się łzy.
-Dlaczego ty nie poszedłeś na
pogrzeb, Michael?- spytałam po chwili.
Michael w odpowiedzi tylko wzruszył
ramionami. Jak można nie iść na pogrzeb własnego brata? Jak widać normalnie. Ja
też nie byłam żałuje i to bardzo.
-Posłuchaj, Michael. Zdaję sobie
sprawę, że jest ci ciężko, naprawdę. Wiem jak to jest stracić bliską ci osobę.
Przeżyłam to. Tak jak ty straciłam brata. - Spojrzał na mnie załzawionymi,
zdziwionymi oczami, a ja kontynuowałam.
-Nie miałam okazji się z nim
pożegnać, kiedy jeszcze żył, ale najgorsze jest to, że nie pożegnałam się z nim, kiedy miałam szansę. Nie poszłam na jego pogrzeb, wybrałam ucieczkę tak jak ty. I to był błąd, Michael. Naprawdę
żałuję, że nie poszłam na pogrzeb mojego brata i wiem, że ty też będziesz
żałował.
Chłopiec nie wytrzymał i wtulił się
we mnie. Słyszałam jak szlochał i było mi jeszcze ciężej powstrzymywać się od
rozpłakania razem z nim.
-Nie powiedziałem Scottowi, jak
bardzo go kocham- wyszlochał.
-Nie musiałeś. Był twoim starszym
bratem, wiedział, że go kochasz i on kochał cię równie mocno, wiesz? – Mały
jeszcze głośniej zawył, więc go przytuliłam.
Nie wiem, ile tak siedzieliśmy. Kiedy
już przestał płakać, cichutko się odezwał.
-Pójdziesz ze mną? – spytał
błagalnie.
Nie chciałam iść, ale nie mogłam
puścić go samego, więc kiwnęłam głową. Na cmentarz szliśmy w ciszy. Kiedy
dotarliśmy prawie że do samej odprawianej mszy, stanęłam. Michael spojrzał na mnie
błagalnie, ale wiedziałam, że nie powinnam dalej iść. Ukucnęłam obok niego, a
on się we mnie wtulił.
-Dziękuję- wyszeptał i pobiegł do
mamy, która zanosiła się płaczem.
Patrzyłam jeszcze chwilę na
stojących, pogrążonych w smutku rodzinę i przyjaciół. Niedaleko Michaela
dostrzegłam osobę, której najmniej się spodziewałam.
O rany.
OdpowiedzUsuńNa końcu to Jake, prawda? Dlatego miał pokrowiec, to był garnitur?
Kurde. Nie umiem określić swoich uczuć po przeczytaniu tego rozdziału. Z jednej strony Kate zachowała się idiotycznie, wiec teraz ma kaca i wyżywa się na Bogu winnym Jacob'ie. Z drugiej strony, pociesza Michaela, pokazując swoją empatię.
Rozdział smutny, ale też ciekawy, bardzo dobry.
Miejscami nie ma przecinków, w niektórych są niepotrzebne.
Czekam na nn ^^
Och, jaki cudowny rozdział !!!
OdpowiedzUsuńPrawię się popłakałam :C
Na samym końcu to był Jake? Hmmm?
Kurczę z jednej strony to jestem zła na Kate, że się naćpała i wyżywała na Jake'u. Jednak jej zachowanie względem Michaela było naprawdę wzruszające. Biedactwa, oboje stracili bliskie im osoby :C
Rozdział wspaniały jak zawsze !
Czekam na ciąg dalszy i życzę duuuużo weny !!
Asikeo^^
PS.Zapraszam do siebie ;)
Jejku... świetne opowiadanie :3 Dobrze się czyta, masz ciekawy styl pisania i na pewno będę wpadać tu częściej :D zapraszam do siebie :p dopiero zaczynam ale może Ci się spodoba
OdpowiedzUsuńhttp://malinoweciastko16.blogspot.com/
Bardzo fajne, ciekawe i wciągające opowiadanie! Od razu mi się spodobało! Kurczę, tej Kate naprawdę musi być ciężko po śmierci Maxa. Strasznie jej współczuję. Przestała tańczyć, oddaliła się od rodziny i przyjaciół... imprezy, alkohol, narkotyki no i ten jej chłopak Ethan. Mam nadzieję, że Kate w końcu ogarnie się i zobaczy jaki on jest, bo to serio chłopak nie dla niej. Tym bardziej, że w tym związku nie ma w ogóle miłości.!! A ona pod jego wpływem ćpa i pije. Oby jej przyjaciele wyrwali ją od tego toksycznego związku.
OdpowiedzUsuńKibicuję Kate i Jake'owi, bo pewnie prędzej czy później się zejdą. A byliby świetną parą ;)
Pokochałam normalnie te opowiadanie ♥
Życzę Ci dużo motywacji i czekam na następny <3
Jak masz ochotę to wbijaj też do mnie. ;)
bezcelowe-marzenia.blogspot.com
CO ON TAM ROBIŁ! TO NA BANK BYŁ J. PRAWDA?!
OdpowiedzUsuń